Byłaś już w Sintrze? Kiedy jedziesz do Sintry? - uporczywe pytania o to miasto towarzyszyły mi od przyjazdu do Lizbony. Nikt nie pytał o moje wrażenia z portugalskiej stolicy! Postanowiłam więc sprawdzić, skąd się bierze fascynacja Sintrą.
Jedna z przyczyn to zainteresowanie Portugalczyków ezoteryką. Mówi się o magicznej, kosmicznej energii, którą emanuje ziemia w Sintrze. Stąd tak wiele tu sekt, alternatywnych kościołów i bioenergoterapeutów. Na pewno jest coś w atmosferze, która panuje wokół tego miasta. Mogłabym przysiąc, że na miejscu sama poczułam pewne ożywienie!
Portugalczycy uważają Sintrę za przedmieścia Lizbony (28 km od centrum), samochodem to chwila. Doradzili mi, żeby nie szaleć z oglądaniem pałaców (oprócz jednego), w których nic nie ma. Przewodnik po Portugalii sugerował z kolei, że dojazd trwa pół godziny pociągiem, a pałace warto zobaczyć, choć akurat o tym polecanym przez znajomych nie było ani słowa. Postanowiłam wypośrodkować.
Sintra, baza wypadowa królów, a dziś portugalskich celebrities, jest pełna pałaców. Podczas średniowiecznej obecności Maurów na półwyspie wpadali tu zapewne także arabscy celebrities. Dowodem na to jest Castelo dos Mouros wzniesiony na jednym z pięknych (dla mnie zaskakująco wysokich) wzgórz Sintry. Po Maurach swoje domki letnie miały tu portugalskie sławy - średniowieczni królowie Jan I i Manuel I (Palácio Nacional de Sintra) - oraz żyjący w XIX w. król Ferdynand II (Palácio Nacional da Pena) i António Augusto Carvalho Monteiro, słynny prawnik, bibliofil i prawdopodobnie mason (Palácio e Quinta da Regaleira). To właśnie ten ostatni pałac (o dziwo, niemający nic wspólnego z dynastią królewską!) moi znajomi wymienili jako najciekawsze miejsce w Sintrze. Do dziś gwiazdy portugalskiej kultury, polityki i mediów kupują wille właśnie w tej okolicy. Myślę, że głównie ze względu na prestiż. No bo na pewno nie chodzi o przyjemną pogodę - jest tu mgliście, wilgotno i zawsze o kilka stopni chłodniej niż w Lizbonie.
Opracowałam sobie piękny plan szczegółowego zwiedzania, ale... zaczęły się kłopoty. Pałace, które według mapy leżały blisko siebie, zbudowano na sąsiadujących ze sobą szczytach wielkich wzgórz, a tak naprawdę gór (Castelo dos Mouros i Palácio da Pena), oraz w dolinkach (Palácio de Sintra i Palácio e Quinta da Regaleira). No tak, Serra da Sintra, Góry Sintry... Spokojne odwiedzenie wszystkich ważnych miejsc w jeden dzień graniczy z cudem. Uratowała mnie informacja turystyczna na lokalnej stacji kolejowej. Miła (i wielojęzyczna) pani poleciła mi turystyczny autobus kursujący między pałacami (linia 434, nazywana też Circuito da Pena, przystanek sąsiaduje ze stacją kolejową, bilet dzienny za 3,60 kupimy u kierowcy). Niestety, trzeba się liczyć z kosztami - i autobus, i bilety do pałaców są dość drogie, a w wielu miejscach nie ma zniżek dla posiadaczy młodzieżowej karty Euro<26.
Castelo dos Mouros okazał się ruiną średniowiecznego zamczyska obronnego Maurów (z IX w.) z murem wijącym się wzdłuż wzgórza, po którym można spacerować (czasem z duszą na ramieniu). Można z niego pomachać do turystów odwiedzających w tym samym czasie Palácio da Pena, który zresztą wygląda stamtąd jak na pocztówce. Polecam przy pięknej pogodzie, widoki niesamowite!
Drugi przystanek - Palácio da Pena, kuriozum warte obejrzenia. Wygląda jak powiększony zamek dla lalek: z daleka wielki, z bliska malutki. Powstał w 1839 r. za czasów króla Ferdynanda II. Jest pozlepiany z różnokolorowych baszt z akcentami stylów architektonicznych modnych w okresie portugalskiego romantyzmu. Jest wieża z pseudoarabską kopułą (ogromna i lśniąca z daleka, z bliska mieści najwyżej trzech chudych turystów), motywy gotyckie (łuki) i manuelińskie (liny, żagle, egzotyczne zwierzęta - nawiązania w ornamentyce do wielkich wypraw). Pojawia się także azulejo, biało-błękitny kafel dekoracyjny na ścianach domu, także zewnętrznych. Z daleka widać też inspirację zamkami Bawarii, romantyzmem na nutę wagnerowską, co jest chyba konsekwencją narodowych upodobań królewskich. Widok z Castelo dos Mouros na Palácio da Pena sugerował wielkie komnaty. Ale tu kolejne zaskoczenie - większość z nich przypomina mieszkanie w bloku wypełnione po brzegi antykami. Jednak te antyki robią wielkie wrażenie! Zachowało się mnóstwo detali, aż po misy do mycia rąk w toaletach. Wygląda to tak, jakby król wyszedł tylko na chwilę (np. tam, gdzie chodzi piechotą), zostawiając w sypialni poranny rozgardiasz. Cudo.
A teraz w dół, i wysiadamy przed wielkim Palácio de Sintra. Nie chcą nas wpuścić, bo została godzina do zamknięcia, a podobno trzeba więcej, żeby choć przebiec przez komnaty. Niestety, to nieprawda. Nie zobaczyłam w nim nic fascynującego poza królewską kuchnią. A to jest coś - słynne kominy, wizytówka Sintry, górują nad wielkimi piecami. Zwiedzanie zajęło mi pół godziny.
Na koniec Palácio e Quinta da Regaleira, wisienka na ciasteczku, i to nie tylko ze względu na disnejowski wygląd (z daleka). Romantyczny ogród i neogotycka strzelista willa robią wrażenie. Przy wejściu trzeba kupić bilet - podobno warto iść z przewodnikiem, ja wybieram opcję studencką z odbitą na ksero mapką terenu, ale za to za pół ceny. Z pałacem wiąże się wiele legend o lożach masońskich, templariuszach i tajnych stowarzyszeniach religijnych. W ogrodzie kaplica pełna dziwnych symboli z ukrytą piwniczką z ołtarzem. Prawda czy mistyfikacja?
Ogród także ma wiele ukrytych przejść i jaskiń. Architekci doskonale wykorzystali rzeźbę wzgórza, na którym stoi pałac - większość przejść robi wrażenie uformowanych naturalnie. Ale ostrzegam: można się nieźle przestraszyć w jednych z mrocznych skalistych loszków.
Quinta da Regaleira nie jest reklamowana, co dodaje jej tajemniczości. Jej sława idzie od ust do ust, to właśnie o tym pałacu mówili moi portugalscy przyjaciele. Dlatego też jest w niej prawie pusto...
Na koniec spacer po starówce. Wokół centrum wyrosły blokowiska, ale serce Sintry pozostało nietknięte. Wąskie, strome uliczki pełne są knajpek i sklepików. Na deser (koniecznie!) gorący travesseiro de Sintra, lokalne, niesamowicie słodkie ciasteczko z kruchego ciasta z nadzieniem jajecznym, oraz queijada, czyli serniczek. Warto to zjeść w uroczej pastelarii (ciastkarni) A Piriquita (w kamienicach nr 1-8 przy Rua das Padarias). Obowiązkowo!