W ramach walki z rozprzestrzeniającą się pandemią koronawirusa rząd zawiesił działalność hoteli i pozostałych obiektów noclegowych. Do 27 grudnia mogą z nich korzystać jedynie goście przebywający w podróży służbowej, sportowcy na zgrupowaniach i zawodach oraz medycy.
Kombinują turyści, którzy nie mogą wysiedzieć w domu. Cwaniakują przedsiębiorcy, którzy prześcigają się w kreatywności.
– Wybrałem się z dziewczyną na weekend do Białowieży do jednego z dwóch większych hoteli – opowiada pan Jakub (nazwisko do wiadomości redakcji). – Ku mojemu zaskoczeniu, obłożenie było bardzo duże, cały parking zajęty. Na recepcji podsunięto mi świstek do podpisania, że przebywam w podróży służbowej. Nawet nie czytałem dokładnie, co tam było napisane. Szybko podpisałem i odebrałem klucze do pokoju.
Czy pan Jakub ze swoją partnerką należał do mniejszości "weekendowych pracoholików"? Nic z tych rzeczy. Okazuje się, że w "podróży służbowej" były rodziny z dziećmi, pewnie testujące jakość strefy spa i obiektu.
Czy turysta ma poczucie winy, że nagina prawo, że wokół umierają ludzie, a on jakby nic poci się w saunie, relaksuje i... cwaniakuje?
– To niestety chyba nasza narodowa cecha. Piękno Puszczy Białowieskiej pozwoliło o tym zapomnieć. Przestrzegałem zasad bezpieczeństwa. Pojawiły się myśli, czy dobrze robię, ale chęć odpoczynku przeważyła – stwierdza mój rozmówca.
Epidemiolodzy alarmują jednak, że nie jest to dobry czas na wycieczki, a rządowe restrykcje teoretycznie uniemożliwiają nawet weekendowe wyjazdy za miasto. Spragnieni podróży Polacy radzą sobie, jak mogą.
W grupie na Facebooku "Tatromaniacy" pojawiło się zapytanie: "Wstawiacie dużo super zdjęć. Gdzie wy nocujecie?". "Jak się ma własną działalność, to w pracy jest się tam, gdzie postawi się laptop. Mnie góry inspirują" - komentuje internauta. W komentarzach można przeczytać odpowiedzi z przymrużeniem oka: "Rano wstaję, idę w trasę, wracam po 8 godzinach, jadę do domu 600 km, wyśpię się w cieplutkim łóżeczku z obolałymi nogami, a rano wstaję i idę w trasę". "Zawsze mi się wydawało, że 'ludzie gór' to osoby o mocnych wartościach. A poniżej cały wachlarz kombinatorstwa" – podsumowała dyskusję jedna z internautek.
Pan Andrzej (imię zmienione na prośbę czytelnika) chciał, żeby wszystko odbyło się zgodnie z prawem, legalnie i bez kombinowania. Jednak propozycja ze strony pracownika w ośrodku wypoczynkowym bardzo go zaskoczyła.
– Jeszcze we wrześniu zaplanowaliśmy z żoną urlop w Szczyrku w terminie od 3 do 9 stycznia. Zależało nam na terminie pozaferyjnym. Gdy wprowadzono nowe obostrzenia i zmieniono termin ferii, postanowiłem się skontaktować z hotelem, w którym mieliśmy się zatrzymać. Na moje pytanie, jak wygląda sytuacja, usłyszałem, że zapraszają na wypoczynek, hotel pracuje normalnie. Najpierw zadano mi pytanie, czy prowadzę działalność, a gdy powiedziałem, że nie, usłyszałem: "Nie szkodzi. Przyjedzie pan na trening brydża. Zatrudniliśmy w hotelu instruktora brydża" – opowiada zaskoczony pan Andrzej.
Mężczyzna dodaje, że podczas rozmowy przedstawiono mu również inne alternatywny obejścia zakazów.
– Usłyszałem, że jeśli nie interesuje mnie brydż, to oni zatrudniają również masażystę, mogę więc podpisać oświadczenie, że przebywam w obiekcie na kuracji. A jeżeli moje dziecko uczy się jeździć na nartach, to już w ogóle nie ma żadnego problemu, bo gdy uczestniczy w treningach narciarskich, to opiekunowie muszą przecież przebywać z dzieckiem, więc możemy u nich odbyć wypoczynek – opowiada pan Andrzej.
Na pytanie zaś, czy turysta może przełożyć termin rezerwacji, bo jednak chciał wypocząć bez tłumów, usłyszał, żeby dał znać jak najszybciej, bo ferie mają bardzo obłożone i każdy wolny pokój jest na wagę złota.
W mediach niesie się kreatywność Grzegorza Schabińskiego, przedsiębiorcy z Jasła, który zamieścił ogłoszenie i nagrał film, że wynajmuje dwu-, trzy- lub czteroosobowe... schowki na narty.
- To mój sprzęt, ale osoby, które będą w pokojach magazynować narty godzą się, by tam pozostał. Chcą tam spać – proszę bardzo. Chcą posiedzieć – nie widzę problemu. Ja udostępniam miejsce na przechowanie nart i za to mam płacone – mówi w rozmowie z Podróże Gazeta.pl Schabiński, prowadzący ośrodek wypoczynkowy U Schabińskiej, Chyrowa-Ski. - Nie widzę problemu, kto, co będzie robił w magazynie. Minister kazał nam się przebranżowić, to się przebranżowiliśmy.
Grzegorz Schabiński zapewnia, że jego działania są zgodne z prawem, a on boi się tylko Boga.
– Czy konsekwencje będą? Niech będą. Na razie ponoszę konsekwencje dziewięciomiesięcznego zamknięcia gospodarki. Mam sześć restauracji, trzy hotele, muzeum lizaka. W tym czasie działają tylko dwa moje zakłady: masarnia i sklep. I stok narciarski, który też chciał nam zabrać minister, wmawiając, że sport jest turystyką. Nawet jeśli mnie zamkną do kryminału, to jest to plus, bo tam mi dadzą ciepłe jedzenie, o które teraz musimy tak ciężko walczyć – słyszę od Schabińskiego.
Po czym dodaje: - Nie przeszkadza mi łatka cwaniaka. Mam dwa zadania. Być skutecznym menedżerem i muszę mieć opłacone wszystkie rachunki. I to robię. Walczę też o swoich pracowników. Ktoś mi uwierzył, pracuje ze mną 10, 12 lat. Oddawali swoje noce, dni dla firmy, żeby ją rozwijać, a ja im powiem, że nie jestem cwaniakiem, ale wy będziecie z głodu umierać? – mówi z przekonaniem przedsiębiorca.
– Boli mnie segregowanie ludzi. Jednym mogę sprzedawać swoje usługi, innym już nie. Czuję się trochę tak jak za komuny. Absurd goni absurd – dodaje Schabiński.
Jedni oferują schowki na narty, inni poszukują profesjonalisty do wykonania przerębli na stawie i osób tulących alpaki.
– Ten post powstał bardzo spontanicznie, miałam głupawkę i chciałam rozruszać towarzystwo, przypomnieć, że istniejemy. Wybrałam formę prześmiewczą, żartobliwą. Lepiej się śmiać niż płakać – słyszę od Adeliny Antosz-Kuncewicz z Uroczyska, które oferuje domki całoroczne w Bieszczadach. – Nie spodziewałam się takiego odzewu. Każdy zaczął się prześcigać z różnymi propozycjami, jeden z internautów zapytał, czy zatrudnimy go na stanowisko kucharza podczas Sylwestra? Inni, podłapując żartobliwy ton ogłoszenia, pytali, czy mogą przyjechać popracować na ferie. "Jaka jest stawka dniowa?" - śmiali się do słuchawki.
Pani Adelina zdradza, że zanim opublikowała swój post, na jednym z forów przeczytała smutny, nieco depresyjny wpis innej właścicielki, która gorzko komentowała obowiązujące restrykcje wprowadzone przez rząd: "Galerie handlowe są otwarte, a ja legalnie nie mogę przyjąć gości do domu wczasowego?". Antosz-Kuncewicz postanowiła podejść do sprawy na opak, z poczuciem humoru. I tak w ogłoszeniu możemy przeczytać, że zatrudni profesjonalistę do wykonania przerębli na stawie i pilnowania, żeby nie zamarzło; osób tulących alpaki, żeby nie zmarzły na wybiegu, a także alpakoterapeutów i chcących pracować z alpakami w przyszłości; nadzorującego czy zwierzęta mają wystarczająco dużo sianka i czy ogólnie dobrze im się powodzi w tych ciężkich czasach; specjalistów od testowania i konserwacji spa, aby zapobiec awariom w przyszłości oraz nieco je ulepszyć, itd.
– Tuż przed publikacją ogłoszenia był martwy okres. A teraz nic nie robię, tylko odpisuję na wiadomości i odbieram telefony. Większość pyta o terminy podczas ferii i wakacji. W tym prześmiewczym poście zawarta jest nasza cała oferta zimowa: mamy alpaki, staw, zwierzęta. Kilka osób zarzuciło mi, że kombinuję. Niektórzy wzięli mój wpis na serio. Dostałam też kilka propozycji wolontariatu opiekowania się alpakami. A także kilka ofert stworzenia strony internetowej – zdradza właścicielka.
Czy rzeczywiście hotelarze walczą o życie? Czy kombinowanie Polacy mają w DNA?
– Zainteresowanie wyjazdami utrzymuje się na podobnym poziomie, chociaż nie zawsze przekłada się na zakup, czyli rezerwację noclegu – słyszę od Kamili Miciuły z portalu Nocowanie.pl. – Widać, że Polacy chętnie przeglądają oferty, jednak niekoniecznie decydują się na rezerwację, a jeśli już, to jest ich znacznie mniej niż w ubiegłym roku.
Miciuła zauważa, że do końca roku rezerwowane są wyjazdy służbowe.
– Zwykle o tej porze roku pojawiało się bardzo wiele zapytań o wyjazd na święta czy sylwestra. Teraz jest ich zdecydowanie mniej niż w ubiegłych latach. W tym momencie wyjazdy te odbywają się w mniejszej liczbie niż to miało miejsce w ubiegłych latach, ale widać zainteresowanie wyjazdami letnimi. Zakładamy, że jeśli uda się ustabilizować sytuację epidemiczną, sezon letni będzie jeszcze lepszy niż poprzedni w 2020 r., kiedy większość Polaków została właśnie w kraju. Z naszych prognoz wynika, że w przyszłym sezonie letnim polskie kurorty nadmorskie i górskie będą jeszcze bardziej tłumnie odwiedzane przez Polaków – stwierdza w rozmowie z Podróże Gazeta.pl rzeczniczka prasowa z portalu Nocowanie.pl.
Zamiast więc teraz cwaniakować, kombinować, omijać prawo, nawet jeśli jest jak najbardziej absurdalne, lepiej przeczekać ten trudny czas. Łącznie na COVID-19 zachorowało już ponad milion Polaków.