Samolot linii Air Arabia Maroc lecący z Tangeru do Nadoru, miał wystartować w poniedziałek 2 listopada o godz. 21:35. W Nadorze miał wylądować ok. 30 min. później. Miasta dzieli jedynie 400 km, maszyna w powietrzu powinna znajdować się nie dłużej niż kilkadziesiąt minut. Problemy zaczęły się już od początku podróży. Planowany lot został odłożony i przełożony na godz. 6 rano następnego dnia. Jako powód podano gęstą mgłę.
Gdy rano, o godz. 6:00 maszyna terminowo wzbiła się w powietrze, pasażerowie odetchnęli z ulgą, jednak zamiast po 30 min. witać się z bliskimi w Nadorze, przeżyli kolejne rozczarowanie. Samolot krążył nad marokańskim lotniskiem przez ponad cztery godziny. W tym czasie pokonał dystans 2200 kilometrów, czyli prawie sześć razy tyle, ile wynosi odległość między dwoma marokańskimi miastami.
Jak podaje serwis Simple Flying, kapitan postanowił czekać na poprawę warunków pogodowych, więc dlatego wykonał aż tyle okrążeń nad lotniskiem. Gdy w końcu uznał, że warunki atmosferyczne są na tyle dogodne, żeby wylądować, postanowił posadzić maszynę na płycie lotniska. Samolot wylądował o godz. 10:40 lokalnego czasu, czyli ponad 4,5 godziny po starcie. Łącznie zaś pasażerowie tego feralnego lotu w miejscu docelowym znaleźli się 13 godzin później niż wynikało z rozkładu.
Źródło: Simple Flying