Serwis "Iceland" donosi o miejscu katastrofy samolotu, który wyłonił się spod topniejącego lodowca. Wrak, choć nadszarpnięty znakiem czasu, łatwo rozpoznać. To szczątki amerykańskiego bombowca B-17 Flying Fortress, który rozbił się tam podczas II wojny światowej 16 września 1944 roku. Wszyscy członkowie załogi przeżyli.
Znaleziskiem podekscytowany jest były burmistrz Ísafjörður Guðmundur Gunnarsson. – Odkąd usłyszałem o wraku, nie mogłem przestać o nim myśleć. To fascynująca historia. Kiedy opowiedziałem o niej moim przyjaciołom, również wykazali wielkie zainteresowanie – powiedział.
O przyczynie katastrofy bombowca pisano w 1996 roku. Siły Powietrzne USA podały wówczas szczegóły. Bombowiec B-17 Flying Fortress miał kurs do Anglii, a na lotnisku w Keflavíku miał uzupełnić paliwo. Warunki pogodowe sprawiły, że samolot został zniesiony z kursu. Poszybował w dół i rozbił się na lodowcu. Jedno skrzydło zostało oderwane i zapaliły się silniki. Kadłub został uszkodzony i część załogi została wyrzucona na zewnątrz. Jeden z pilotów utknął w głębokim śniegu, na szczęście udało się go uratować. Pozostali członkowie załogi cali i żywi opuścili uszkodzoną maszynę.
Nie wiedzieli, gdzie się znajdują, nie mieli możliwości wezwania pomocy. Gdy wrak przestał płonąć, wrócili do niego i tam postanowili się schronić. Dopiero dwa dni po katastrofie dostrzegli światła w dolinie. Postanowili tam wyruszyć. Kilku z nich przeszło przez lodowcową rzekę Markarfljót, która doprowadziła ich do gospodarstwa Fljótsdalur w rejonie Fljótshlíð w południowej Islandii. Wkrótce wrócili po resztę załogi.
Amerykanie zorganizowali dwie wyprawy na lodowiec. Podczas pierwszej odzyskano kilka przedmiotów, ale już wtedy połowa samolotu była przykryta śniegiem. Druga skończyła się fiaskiem, członkowie ekspedycji musieli zawrócić, nie docierając do wraku.
Źródło: "Iceland News", "Iceland Monitor"