Nie inaczej będzie w tym roku, mimo pandemii koronawirusa. Szósta edycja festiwalu literackiego Patrząc na Wschód odbędzie się bez przeszkód, a nawet w gronie równie licznym, co do tej pory, ponieważ zniesiono limity 150 osób na zgromadzeniach, przy jednoczesnym zachowaniu wymaganego dystansu. Organizatorzy uwrażliwiają jednak uczestników, by pamiętali o maseczkach, płynach do dezynfekcji, dwumetrowych odstępach i o odpowiedzialności za siebie i innych. Tym bardziej, że większość spotkań odbywa się na podwórku gospodarstwa agroturystycznego, które przez cały rok zamieszkuje rodzina z trójką dzieci.
Miejsce to niezwykłe i taka panuje tam atmosfera. Co stanowi o fenomenie festiwalu literackiego, który organizowany jest cyklicznie bez żadnego wspomagania ministerialnego, a wyłącznie dzięki składkom miłośników literatury? Który dzieje się na malutkiej wsi oddalonej od cywilizacji, a zjeżdżają na niego pisarskie sławy (bywalcami są m.in. Paweł Smoleński, Krzysztof Czyżewski, Wojciech Górecki, Szymon Hołownia, Michał Książek, Ziemowit Szczerek, Aneta Prymaka-Oniszk, Wacław Radziwinowicz, Jacek Hugo-Bader, Wojciech Jagielski, Jędrzej Morawiecki, Małgorzata Szejnert czy Ilona Wiśniewska)?
Jego pomysłodawcy i organizatorzy to dwaj pasjonaci: Piotr Brysacz - dziennikarz, wydawca, założyciel wydawnictwa Paśny Buriat (powołano je na potrzeby festiwalu, by wydawało książki-cegiełki zasilające jego budżet) oraz Piotr Malczewski - fotograf przyrody i podróżnik.
fot. z archiwum Festiwalu Patrząc na Wschód
- Zaczęło się w sposób przypadkowy, choć po latach raczej stwierdzić muszę, że to po prostu już tak jest, że swój swojego znajdzie zawsze - uśmiecha się Piotr Brysacz, wspominając początki idei. - W tym przypadku to Piotr Malczewski udał się w jedną z najkrótszych podróży swojego życia, bo z Budy Ruskiej do Białegostoku, by zaprosić mnie na spotkanie wokół mojego zbioru wywiadów "Patrząc na Wschód. Przestrzeń, człowiek, mistycyzm". Opowiadał, że robi od czasu do czasu u siebie na wsi jakieś spotkania, że ludzie przychodzą, no i się zgodziłem - opowiada dalej.
Przyznaje, że gdy przyjechał, wsiąkł zupełnie. - Zobaczyłem stary, przepiękny, cudowny dom, który należał niegdyś do staroobrzędowców, chlew, który Piotr przerobił na galerię fotografii, Czarną Hańczę, do której idzie się przez piotrową łąkę, mijając banię ruską. Słowem, zostałem oczarowany i zaczarowany. No i gdzieś się we mnie głęboko tłumione do tej pory korzenie odezwały, bo ja przecież jestem stąd. W Augustowie, 40 kilometrów od Budy Ruskiej na cmentarzu pochowani są moi dziadkowie, więc czy można być bardziej u siebie, nie mieszkając ani dnia tutaj?
Pierwsze spotkanie wokół "Patrząc na Wschód" trwało bite trzy godziny. Przyszło na nie kilkadziesiąt osób, interesujących się tą samą częścią świata.
- Było jak w bajce: jakbym spotkał dawno niewidzianych przyjaciół, a przecież widzieliśmy się po raz pierwszy... - wspomina Brysacz. - Na drugi dzień pojechaliśmy nad jezioro Wigry i znów zaczęliśmy z Piotrem gadać i gęby nam się nie zamykały... A ja cały czas w głowie miałem to podwórko Piotra pomiędzy domem a galerią fotografii i nie mogłem opędzić się od myśli, że mimo to, że spotkanie wokół "Patrząc na Wschód" było tak fajne w galerii, w środku, to jakby to wszystko wyglądało, gdyby wyjść z zamknięcia i postawić ławy na tym podwórku, po którym chodzili staroobrzędowcy?
Nie wytrzymał i zapytał w pewnym momencie Piotra: "Słuchaj, a czy ty nie myślałeś może, żeby zrobić jakiś minifestiwal, skumulować te spotkania i zamknąć w jakichś dwóch-trzech dniach? Przecież masz wszystko, co potrzeba: dekoracje w postaci tego wiejskiego podwórka, jakich nikt inny nie ma, żaden festiwal".
A Piotr na to, że pomyśli... Pomyślał no i tak to się wszystko zaczęło - śmieją się Piotrowie.
Razem wymyślili sobie nie tylko spotkania z podróżnikami, dziennikarzami, reporterami i filmowcami, lecz także warsztaty, spacery etnograficzne, przyrodnicze, ornitologiczne, pokazy filmów i slajdów tych twórców, którzy są związani ze Wschodem. Nie brakuje imprez dla dzieci, bo festiwal to impreza rodzinna, na którą jedzie się z pociechami, nierzadko kamperem, parkując na pobliskiej łące (w okolicy są też dostępne kwatery agroturystyczne).
Jak wytłumaczyć fenomen festiwalu? Tę jego wyjątkową atmosferę, nie do podrobienia?
- Ludzie i magiczne miejsce - nie mają wątpliwości organizatorzy. Po pierwsze, Suwalszczyzna jest jednym z piękniejszych turystycznie miejsc w tym kraju, bogatym kulturowo. Po drugie, sam adres Buda Ruska 16 jest wyjątkowy. Rozsiadło się pod nim ponadstuletnie gospodarstwo, niegdyś należące do staroobrzędowców, założycieli wsi, którzy przyjechali z Rosji na te tereny około 1778 roku. Na ganku ozdobionym kolorowymi szybkami można przesiadywać godzinami. Podwórko za domem zamienia się w główną scenę za sprawą wystawionych ław i porozkładanych koców.
Ale Buda Ruska 16 nie ożywa tylko dwa razy do roku - podczas letniego festiwalu literackiego i czerwcowego podróżniczego - Powsinogi. Właściciele prowadzą tu kwaterę agroturystyczną, w gospodarstwie znajduje się galeria fotografii, muzeum Mongolii, rosyjska czarna bania (łaźnia).
Ostatnia wystawa w galerii fotografii poświęcona była odchodzącym światom staroobrzędowców, teraz zmienia się na nową, ale także związaną z tematyką wschodnią.
Kto zawita do Malczewskich, będzie miał szansę obejrzeć slajdy i posłuchać opowieści gospodarza z miejsc na końcu świata, do których rzadko kto się zapuszcza. Ze Spitsbergenu przemierzanego saniami i Syberii - koleją. Z zimowego Bajkału i bezkresnej Mongolii. A co powiecie państwo na wyprawę żaglowozami przez pustynię Gobi? Bo i taki wyczyn Piotr Malczewski ma na swoim koncie.
Piotrowie sami zastanawiają się nad fenomenem festiwalu, który stworzyli - może należałoby zapytać o niego ludzi, którzy co roku ich wspierają i tak chętnie przyjeżdżają?
- Może trochę polubili nas za szczerość. My niczego nie udajemy: jest podwórko, są drewniane ławy, dwa krzesełka i pieniek, na którym stoi karafka z wodą, to scena i tyle... - mówi Piotr Brysacz. - Jest coraz więcej osób zmęczonych i wypranych przez miasto, wymaglowanych do entej potęgi, a u nas mogą odetchnąć, zebrać myśli, zastanowić się, czy na pewno chcą tak dalej biec...
Piotrek przy każdej możliwej okazji powtarza: - Spróbujcie jeden akapit tej samej książki przeczytać u zbiegu Jerozolimskich i Marszałkowskiej i u Piotra, w Budzie Ruskiej, na pomoście, nad brzegiem Czarnej Hańczy. Zapewniam, że będą to dwa różne akapity. Bo żeby móc coś przyjąć, jakąś kolejną dawkę bodźców, emocji, należy najpierw uwolnić się od tego, co już w środku mamy. Miasto, w którym jest milion bodźców, nie pozwala się uwolnić, a tu przyjeżdżasz i reset totalny.
- Mało tego, przyjeżdżasz pewien, że to ty jesteś centrum, a tu jest prowincja i nagle oczy ci się otwierają na to, jak można żyć, jakie pasje można realizować. Że taki Malczewski, ojciec trójki dzieci, może co roku jeździć nad Bajkał i życie mu się od tego nie wywraca do góry nogami; że żyje na własny rachunek, na własnych zasadach, a nie na gwizdek szefa... Tu mieszczuch traci pewność, że jego życie jest najlepszą ścieżką i życiową drogą... A po to w sumie robimy festiwal: by ludzi wytrącić ze schematu, by stracili pewność, że wszystko wiedzą najlepiej, że jest ktoś, kto może im powiedzieć: sprawdzam.
- Ja tak mogę w nieskończoność, bo ja już zostałem kupiony. Już wiem, że sznurowane buty na wsi są do du*y, a najlepsze są crocsy... - śmieje się Brysacz. - To pozornie nie jest o festiwalu, ale zaręczam ci, że jest: o jego istocie, o jego wiejskości, która składa się na jego wyjątkowość i w połączeniu z cudownym jak w bajce miejscem, daje efekt taki, jaki daje. Ludzie się po prostu do tej idei przekonują, udaje nam się tworzyć wspólnotę, prawdziwą rodzinę, która dwa raz do roku organizuje sobie święto.
13 SIERPNIA (CZWARTEK)
godz. 13.00: spacer etnograficzny śladami staroobrzędowców z Krzysztofem Snarskim i Piotrem Malczewskim;
godz. 18.30: spotkanie z Pawłem Goźlińskim wokół książki "Akan";
godz. 19.30: pokaz filmu "Piłsudski Bronisław. Zesłaniec, etnograf, bohater" i spotkanie z reżyserem Waldemarem Czechowskim;
godz. 21.30: pokaz filmu "Powroty do domu" o profesorze Andrzeju Strumiłło w reżyserii Waldemara Czechowskiego; pokaz slajdów Piotra Malczewskiego o profesorze i wieczór wspomnień przy spadających gwiazdach.
14 SIERPNIA (PIĄTEK)
godz. 14.00: spotkanie z Jackiem Milewskim wokół książek "Chyba za nami nie traficie" i "Dym się rozwiewa";
godz. 19.00: spotkanie z Adamem Wajrakiem i opowieść o życiu puszczą i w Puszczy Białowieskiej;
godz. 20.30: spotkanie z Piotrem Malczewskim i festiwalowa premiera książki "Kolej Transsyberyjska. Opowieść o ludziach, przestrzeni i drodze" oraz pokaz slajdów;
godz. 22.00: nocne podsłuchiwanie przyrody: spacer z Markiem Pióro i Adamem Wajrakiem;
godz. 23.00: na przełaj, na dziko, nareszcie. Finałowy koncert wakacyjnej trasy projektu Henry No Hurry w Budzie Ruskiej nad Czarną Hańczą.
15 SIERPNIA (SOBOTA)
godz. 17.00: spotkanie z Adamem Robińskim wokół książki "Kiczery. Podróż przez Bieszczady";
godz. 20.00: spotkanie z Agnieszką Pajączkowską wokół książki "Wędrowny zakład fotograficzny";
godz. 21.00: dolinami Biebrzy i Narwi: pokaz slajdów i opowieść o ptakach oraz festiwalowa premiera fotograficznej książki Roberta Bałdygi "Ptaki doliny Biebrzy i Narwi";
godz. 22.00-22.30: emisja reportażu radiowego Joanny Sikory "Już idę do grobu" i spotkanie z autorką.
16 SIERPNIA (NIEDZIELA)
godz. 16.00: spotkanie z Pawłem Średzińskim wokół książki "Syria. Przewodnik po kraju, którego nie ma";
godz. 17.30: Gruzja na pokaz i od kuchni: spotkanie ze Stasią Budzisz, autorką książki "Pokazucha. Na gruzińskich zasadach" i Marcinem Sawickim, autorem książki "Gruzja. Opowieści z drogi";
godz. 18.30: spotkanie z Anetą Prymaką-Oniszk i Jędrzejem Morawieckim wokół antologii "Ojczyzna dobrej jakości. Reportaże z Białorusi";
godz. 20.00: pokaz filmu "Koncert życia" i spotkanie z reżyserem Mikołajem Wawrzeniukiem;
godz. 21.30: po wodzie się niesie: koncert folkowo-elektroniczny w wykonaniu Miss God.
Wstęp na większość festiwalowych imprez jest bezpłatny.