Po szpas i radość. Jak Jurata stała się najmodniejszym kurortem w Polsce

Dziewięćdziesiąt lat temu Polacy zamarzyli o kurorcie nad morzem z prawdziwego zdarzenia. I tak od zera powstała Jurata. Można tu było spotkać Wojciecha Kossaka, plażą przechadzał się prezydent Mościcki, a w luksusowych pensjonatach zatrzymywały największe gwiazdy z Bodo, Smosarską i Kiepurą na czele. Anna Tomiak w swojej książce pt. "Jurata. Cały ten szpas" opowiada o nadmorskiej osadzie od jej początków w 1928 r. Czasy się zmieniają, ale niezmiennie wczasowicze jadą tu po szpas, czyli relaks, luz i dobrą zabawę.

Urszula Abucewicz, Podróże Gazeta.pl: Czy Jurata urodziła się pod dobrą, czy pod złą gwiazdą? Czy myśli pani, że "życiorys" tego kurortu mógłby być ciekawszy, bogatszy, lepszy? 

Anna Tomiak: Zdecydowanie mogło być lepiej. Gdyby nie wybuchła druga wojna światowa, Jurata, być może, zachowałaby swój pierwotny charakter i pozostała elitarnym kurortem. Niestety, wojna, potem okres PRL-u, następnie drapieżne lata 90. zupełnie ją zmieniły. Jedna po drugiej zniknęły drewniane, parterowe wille, w których bywali przedwojenni krezusi. Ich miejsce zajęły piętrowe apartamentowce, często pozbawione wdzięku. Na szczęście ocalał sosnowy las porośnięty bujnymi paprociami. To on, na równi z piękną plażą, jest atutem Juraty. 

embed

fot. Andrzej Tomiak, archiwum prywatne autorki książki

Urodzona, to chyba dobre słowo, bo Jurata powstała jako spółka akcyjna. Miała być konkurencją dla Sopotu. Dlaczego obrażono się na Zoppot? 

Zoppot był starym niemieckim uzdrowiskiem, chętnie odwiedzanym również przez Polaków. Nie chodziło o obrazę. Po pierwszej wojnie światowej, kiedy otrzymaliśmy niewielki odcinek wybrzeża, od Orłowa do Jeziora Żarnowieckiego (stanowił zaledwie 4 proc. długości granicy państwowej II RP), nasi dziadkowe zamarzyli o własnym nadmorskim kurorcie, który konkurowałby z Zoppotem pięknem i nowoczesnością.  

Zobacz wideo Hel jest piękny, ale takiego go jeszcze nie widzieliście

Dlaczego postanowiono Juratę wybudować właśnie w tym miejscu? 

A czy Półwysep Helski, malowniczy skrawek lądu z szerokimi piaszczystymi plażami, z jednej strony otoczony wodami Bałtyku, a z drugiej - Zatoki Puckiej, nie jest idealną lokalizacją? Wybrano jego dziewiczy fragment - obszar 150 zalesionych hektarów między Helem a Jastarnią, które spółka wydzierżawiła od państwa. 

Ponoć woda była tu biała i smaczna, ale w innym miejscu książki pisze pani, że w latach 80. Andrzej Wajda przyjechał tu z Krystyną Zachwatowicz-Wajdą i po wypiciu przegotowanej wody strasznie się zatruli. Zastanawiam się, jak sobie radzili turyści i mieszkańcy na co dzień?  

W tamtym czasie woda była zanieczyszczona solami żelaza z powodu starych rur i nie nadawała się do picia. Ta sytuacja trwała aż do początków lat 90., kiedy nareszcie zmodernizowano sieć wodociągową. Mimo to stali bywalcy sobie radzili. Odkryli kran w pobliżu nieistniejącego już ośrodka KC PZPR Neptun, z którego płynęła czysta woda. Widywało się ich codziennie, wędrujących z kanistrami. Państwo Wajdowie wtedy przyjechali do Juraty pierwszy raz, pewnie o tym nie wiedzieli.  

Wracając jednak do czasów międzywojennych - Magdalena Samozwaniec pisała, że to "raik dla zamożnych, który powstał w ciągu raptem kilku lat". Jedni Juratę porównywali do Palm Beach, a córka Kossaka śmiała się, że jest to Jurata Dziurata. To jednak był luksus? Czy taki luksus w powijakach? 

Bungalowy na dużych leśnych działkach wyposażone we wszystkie wygody, łącznie z pokojem z osobnym wejściem dla służącej, kąpiele w podgrzewanej morskiej wodzie, hotel Lido i eleganckie pensjonaty, koncerty gwiazd, rajdy samochodowe i dancingi, to chyba jest luksus. Magdalena Samozwaniec lubiła złośliwe żarty. Za Dziuratę, o której napisała w jednym z felietonów, dostała reprymendę od ojca, bo oburzyła tym członków zarządu spółki. "Poszli na skargę do Wojciecha Kossaka, a ten od razu ostro zgromił zjadliwą humorystkę. Był jurackim patriotą i nie uznawał jakiejkolwiek krytyki", wspominała po latach. 

Skąd wzięła się nazwa kurortu? 

Do końca nie wiemy, dlaczego Jurata została Juratą. Podobno ogłoszono konkurs i wyznaczono 500 zł nagrody dla osoby, która wymyśli odpowiednią nazwę dla nowego uzdrowiska. Zadanie nie było łatwe, nazwa musiała być polska, ładnie brzmiąca i łatwa do wymówienia dla cudzoziemców. Ostatecznie nagrodę przyznano nauczycielce, która zaproponowała imię starosłowiańskiej morskiej bogini Juraty. Pisze o tym ksiądz Paweł Stefański, proboszcz zarządzający przed wojną parafią w Jastarni. Niestety, nie podaje więcej szczegółów, nie wiadomo, skąd pochodziła nauczycielka i jak się nazywała ani gdzie i kiedy odbył się konkurs. Z tego powodu wielu wątpi w jego słowa. Jedno jest pewne - spółka akcyjna używała nazwy Jurata od początku swego powstania, czyli od 1928 r. 

Do Juraty od początku ściągały znane nazwiska. Wojciech Kossak miał tu swoją willę i pracownię, a prezydent Mościcki spędził tu miesiąc. Prezydent też miał swoją willę? Od początku istnienia osady zaplanowano rezydencję prezydencką? 

Na skraju Juraty wyznaczono miejsce na nowoczesny ośrodek wypoczynkowy dla oficerów, a prezydencką willę, o wdzięcznej nazwie Muszelka, zaplanowano tuż obok. Obecność głowy państwa miała dodać prestiżu nowemu uzdrowisku. Muszelkę trudno nazwać rezydencją. To po prostu niewielki bungalow nawiązujący do stylu architektury kolonialnej. Niewiele się różni od innych letniskowych willi wzniesionych przed wojną w Juracie. Zresztą stoi do dziś, nad brzegiem zatoki, na terenie AMW Rewita Sp. z o.o. (dawniej Wojskowy Zespół Wypoczynkowy Jantar).  

embed

Prezydent Ignacy Mościcki, fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe / domena publiczna 

Zdjęcia Mościckiego w piżamie na plaży przeszły do historii. Dużo kolorytu miejscowości dodawał Kossak. Ponoć był jednak spłukany i nie stać go było na tak drogą nieruchomość. Skąd więc wziął pieniądze na jej sfinansowanie? 

Kossak lubił żyć ponad stan i stale narzekał na brak pieniędzy. Miał dom w Krakowie, wynajmował apartament w hotelu Bristol w Warszawie i jeszcze zamarzył o letniskowym domku w Juracie. Kupił go dopiero w 1937 r., kiedy spółka zaoferowała mu preferencyjne warunki. I od razu zdecydował się na rozbudowę. Uznał, że dom jest za mały, brakowało w nim werandy i pracowni, w której mógłby malować bez względu na pogodę. Kossak był bardzo pracowity, w Juracie malował szkice i portrety, które zamawiali u niego zamożni kuracjusze. Dzięki temu wybrnął z finansowych tarapatów.  

embed

Prezydent Ignacy Mościcki przechadza się po plaży, fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe / domena publiczna

Często w książce przywołuje pani wypowiedzi Magdaleny Samozwaniec, są pełne humoru, żartobliwe, ale córka Kossaka pisze też, że po wojnie nie pozwolono jej dostać się do pracowni ojca. Przejmujące słowa. Czy willa wróciła do potomków malarza?  

Dom Kossaków zaraz po wojnie zajęli dzicy lokatorzy, a potem władze zakwaterowały w nim miejscową rodzinę. Obecni właściciele w dawnym atelier prowadzą kawiarenkę. Kossakowie nigdy nie odzyskali swojego domu. Podobnie było z innymi willami. W 1945 roku, kiedy stały ograbione i opustoszałe, zajmowali je przypadkowi, bezdomni ludzie. Niektórzy mieszkają w nich do dziś.  

Czy myśli pani, że międzywojnie to był najlepszy czas dla Juraty? 

Niewątpliwie międzywojnie było złotym okresem w historii Juraty. To wtedy została okrzyknięta najelegantszym nadmorskim uzdrowiskiem w Polsce. W tamtych latach na wybrzeżu rozpoczęto budowy jeszcze dwóch innych kurortów: Jastrzębiej Góry położonej w sąsiedztwie Władysławowa, będącej miejscowością najdalej wysuniętą na północ, oraz Kamiennej Góry, która dziś jest dzielnicą Gdyni. Ale tylko Jurata przyciągała jak magnes.

Tu bawił się Eugeniusz Bodo i Jadwiga Smosarska, wystąpił Jan Kiepura, przygrywała orkiestra Artura Golda i Jerzego Petersburskiego. Swoje letnie domy mieli przedsiębiorcy, na przykład Jan Wedel czy Karol Teodor Buhle, właściciel fabryki włókienniczej w Łodzi, arystokraci i politycy. Bywał hrabia Potocki, po deptaku przechadzali się szef dyplomacji Józef Beck i generał Kazimierz Sosnkowski, w hotelu Lido tańczyła Loda Halama. Jednym słowem, kraina szczęśliwości. Latem 1939 r., kiedy gdzie indziej w Polsce już czuło się nadciągającą wojnę, w Juracie nikt nie chciał w nią wierzyć.  

embed

Mieczysław Wójcikiewicz był legendarnym fotografem plażowym Juraty, fot. Książka "Jurata. Cały ten szpas", Wyd. Czarne

Jaki czas był najgorszy? 

Lata wojenne. Wprawdzie domy w Juracie nie zostały zburzone, nie wybuchła tu żadna bomba, ale zostały całkowicie splądrowane. Zimą dzicy lokatorzy wyrywali deski z podłóg i palili meble w piecach, żeby się ogrzać. Po wojnie nie udało się odrobić tych strat. PRL miał inne problemy i cele.  

Co ciekawe, to właśnie w czasach PRL-u artyści odkryli Juratę. Stałymi bywalcami byli Englertowie, Gustaw Holoubek z Magdaleną Zawadzką, Ewa Wiśniewska i Edward Dziewoński. Za co tak pokochali to miejsce? 

Oni najpierw bywali w Chałupach, ale kiedy pojawili się tam naturyści, zrobiło się hałaśliwie i tłoczno, przenieśli się do znacznie spokojniejszej Juraty. Nie liczyli na luksusy, wiedzieli, że ich nie znajdą. Mieszkali bardzo skromnie, w wynajętych pokojach. Prywatna łazienka? Marzenie senne. Zresztą ważniejsza od wygód była plaża, wspólne spacery, spotkania na tarasach i w ogródkach. Życie towarzyskie i uczuciowe toczyło się przez całe lato, zupełnie jak przed wojną. 

Opisuje pani w swojej książce m.in. przygody Janusza Głowackiego w Chałupach, który nago chodził nie tylko po plaży nudystów. Spisali go nawet mundurowi. Zwolennikiem nudyzmu był też Jerzy Gruza.  

Miejscowi nazywali Głowackiego "rozbierańcem", opowiadali, że przyszły pisarz "zawsze chodził po wiosce tak jak Pan Bóg go stworzył". Pewnie było w tym sporo przesady. Faktem jest, że pewnego dnia zajął się nim plutonowy milicji, a następnie kolegium ds. wykroczeń w Pucku. Głowacki opisał to wydarzenie w jednym z felietonów, opublikowanym na łamach ówczesnego tygodnika "Kultura", a także w książce "Z głowy". Natomiast Gruza nie bywał w Chałupach, wpadł tam któregoś lata, ponieważ zaproszono go na wybory Miss Natura. "W Juracie było skromnie i staromodnie, odważne dziewczyny opalały się maksimum topless, ale w Chałupach już szaleli naturyści", wspominał. Od razu zdecydował, że pojedzie, choć postawiono mu warunek: na plaży nudystów nie może pozostać tekstylnym.  

Wracając jednak do Juraty. Ponoć Kalina Jędrusik próbowała się tu odchudzać, jednak czyniła odstępstwa od diety.  

W końcu lat 70. w Juracie zorganizowano wczasy odchudzające. Kuracjusze korzystali z basenu i siłowni w ośrodku Neptun i dwa razy dziennie ćwiczyli na plaży. Kalina Jędrusik próbowała zrzucić kilogramy, ale w jej przypadku sukces był niemożliwy. Nie miała cierpliwości do diety, stale coś podjadała. Zuzanna Łapicka, która też spędzała wakacje w Juracie, wspominała: "Co rano pensjonariusze biegali po ulicach Juraty. Kalina w dresie na dużej pupie była wśród nich. Biegnąc, zwalniała, aż reszta się oddaliła, a wtedy ona myk do cukierni, zjadała dwa pączki i doganiała grupę". 

O luksusie w czasach PRL-u można było pomarzyć, a jednak bywało tu tłoczno.  

Zmieniły się elity. W pierwszych latach PRL do Juraty zaczęła przyjeżdżać przodująca klasa robotnicza, liderzy socjalistycznego współzawodnictwa pracy oraz tak zwana inteligencja pracująca. Przed wojną trzeba było mieć pieniądze albo koneksje, teraz - odpowiednie skierowanie. Powstał Fundusz Wczasów Pracowniczych i wraz z Orbisem przejął dawne, prywatne pensjonaty. Wczasy zakładowe były priorytetem władz, dlatego na przykład PKP otrzymało w Juracie Tamarę, jedną z najpiękniejszych willi oraz Florydę, pensjonat znajdujący się w pobliżu dworca. Ewenementem na skalę światową były wczasy wagonowe, czyli wakacje w odpowiednio zaadaptowanych wagonach kolejowych. W Jastarni taki ośrodek pojawił się już w końcu lat czterdziestych. Na bocznicy kolejowej w Juracie ustawiono tylko trzy wagony mieszkalne, za to działała restauracja WARS uważana za bardzo elegancki lokal. 

Wszystko zmieniło się w latach 90., gdy Niemczyccy kupili hotel Bryza. Jurata straciła czy zyskała na tej inwestycji? 

Z pewnością zyskała. Dawna Bryza, wzniesiona za czasów Edwarda Gierka i służąca górnikom, była prostą, banalną bryłą. Została sprytnie powiększona i przebudowana. Hotel Bryza Resort & Spa, bo tak się teraz nazywa, jest dziś elegancką, absurdalnie drogą miejscówką. Płaci się przede wszystkim za jego położenie, tuż przy plaży, nad pełnym morzem. Ale już rośnie mu konkurencja, po drugiej stronie Juraty, w pobliżu mola nad zatoką. Powstaje tam pięciogwiazdkowy hotel, ma być większy i nowocześniejszy od Bryzy.  

Rozmawiała też pani z Jolantą i Aleksandrem Kwaśniewskimi, którzy uratowali rezydencję prezydencką w Juracie. Ponoć w ostatniej chwili.  

Pierwszy prezydent III RP Lech Wałęsa uznał, że trzeba się pozbyć kłopotu. W tamtych latach rezydencja w Juracie to było kilka zniszczonych, od lat nieużywanych budynków. Kiedy Aleksander Kwaśniewski objął urząd, zastał na biurku komplet dokumentów przygotowanych do zawarcia umowy sprzedaży. Ale Jolanta Kwaśniewska, która znała Półwysep Helski, miała wątpliwości. W czerwcu 1996 r. pojechała do Juraty. Po powrocie, zauroczona urodą sosnowego lasu i plażą, oświadczyła: "Tego sprzedać nie można". Prezydent dał się przekonać i zdecydowali: będzie gruntowny remont i rozbudowa! Jeszcze tego samego lata spędzili urlop w Juracie. Z czasem pojawiło się nowe molo oraz Panorama, czyli wieża widokowa, sięgająca 35 metrów, przypominająca latarnię morską. Widoczna z Helu i z Juraty, dziś jest symbolem rezydencji.  

Warto wiedzieć, że obecna rezydencja prezydenta RP znajduje się w obrębie gminy Hel, tylko sąsiaduje z Juratą. Władze Helu od lat toczą bój o to, by zaczęto ją kojarzyć z ich miastem, ale to chyba walka z wiatrakami. Z przyzwyczajeniem nie wygrasz. Nawet prezydent Kwaśniewski często się myli. Na przykład w jednym z wywiadów powiedział: "Jeśli mam mówić tak osobiście, czego mi brakuje z prezydentury, i Lech Kaczyński pewnie podzieliłby moje zdanie, to brakuje mi... Juraty. Juraty mi żal". 

Czy była pani w rezydencji, kiedy zbierała materiał do książki?  

Niestety nie. Biuro prasowe prezydenta Andrzeja Dudy nie wyraziło zgody na moją wizytę, co było sporym zaskoczeniem. W czasach prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego dziennikarze bywali tam często. Na terenie rezydencji działało centrum prasowe, odbywały się spotkania i konferencje.  

Czy Juratę czeka przyszłość na miarę Miami Beach? Czy dobra passa już za nią?  

Trudno porównywać Juratę z Miami Beach, to nie te pieniądze, nie ten format. Myślę, że jej dobra passa nie mija. Stale się zmienia i rozwija. Dziś jest zupełnie inną miejscowością niż przed wojną, ale też inne są nasze gusta. 

embed

fot. Andrzej Tomiak, archiwum prywatne autorki książki

Które zmiany ocenia pani pozytywnie? A na co chciałaby pani spuścić zasłonę milczenia?  

Cieszą mnie pięknie odnowione przedwojenne pensjonaty i nieliczne, ocalałe wille, a także nowo powstałe, kameralne budynki, na przykład kompleks niewysokich apartamentowców nad zatoką, żartobliwie nazywany "pięciopakiem" czy modernistyczna Willa Jurata, która właśnie wyrosła przy ulicy Mestwina.

Ale są też obiekty, które chętnie bym zburzyła i to od razu! Potworny Kaper, betonowy kolos z czasów PRL, straszy od dziesięcioleci. Już dawno powinien ustąpić miejsca nowoczesnej architekturze, współgrającej z otoczeniem. Nieporozumieniem, delikatnie mówiąc, było wyburzenie przedwojennego domu wczasowego Fregata, położonego nad pełnym morzem. Teraz stoją tam cztery apartamentowce, przypominające bloki z warszawskiego Ursynowa. O takich błędach przed wojną nie było mowy. Kurort, budowany od zera, powstawał zgodnie z planem, który zakładał, że wszystkie obiekty będą parterowe, wyższe budynki, sięgające siedmiu metrów, przewidziano tylko przy głównej ulicy. Dzięki temu udało się stworzyć zatopioną w lesie, bardzo spójną, kameralną miejscowość. Dziś rządzą deweloperzy, którzy kierują się wyłącznie zyskiem. Więc kiedy rusza kolejna budowa, miłośnicy Juraty zgadują ze strachem: co to będzie, jakie będzie? 

embed

fot. Andrzej Tomiak, archiwum prywatne autorki książki

Przyjeżdżała pani na wakacje do Juraty w dzieciństwie. Czy ta książka powstała z sentymentu?  

Wyłącznie. Mam nadzieję, że czytając ją, można się tego domyślić. Bardzo lubię Juratę, łączy mnie z nią wiele wspomnień, znam tam każdy zakątek. 

Czego brakuje pani najbardziej, kiedy wraca pani do Juraty?  

Po przyjeździe do Juraty jestem szczęśliwa, nie brakuje mi niczego.  

Kontakt z autorką Urszulą Abucewicz za pośrednictwem Facebooka.

Więcej o: