Michael O'Leary wyjaśnia, że przewoźnikowi zależy na tym, aby po wznowieniu lotów w jak największym stopniu zapełnić samoloty. Mówi, że maszyny Ryanaira muszą być zapełnione co najmniej w 60 proc., aby osiągnąć rentowność. Jest gotowy obniżyć ceny nawet o połowę, by zachęcić ludzi do latania. Zagraniczne media zwracają uwagę, że deklaracja Irlandczyka to zapowiedź wojny cenowej z konkurencją.
Obniżymy ceny, jak tylko się da. Gdy znów zaczniemy latać w lipcu, będziemy sprzedawać bilety za wszelką cenę, aby obsadzić jak najwięcej miejsc
- zapowiedział O'Leary.
Ryanair od 1 lipca zamierza przywrócić 40 proc. swojego pierwotnego rozkładu lotów. W planie jest realizacja blisko 1000 lotów dziennie, co oznacza przywrócenie 90 proc. tras sprzed pandemii.
O'Leary w wywiadzie przyznał też, że zamierza negocjować z portami lotniczymi oraz z Boeingiem. Chce zaoszczędzić na opłatach za lądowanie oraz na zamówieniach nowych samolotów. Szef Ryanaira ma nadzieję, że to oraz obniżenie cen biletów pozwoli linii ograniczyć straty finansowe.
Tania linia zapowiedziała szereg nowych zasad, do których będą musieli stosować się pasażerowie oraz załoga. Jedną z nich będzie udostępnianie toalety tylko na prośbę pasażera - chodzi o to, aby na pokładzie nie ustawiały się kolejki.
Przewoźnik apeluje także, aby pasażerowie ograniczyli liczbę bagaży rejestrowanych, odprawiali się online, kartę pokładową pobierali na telefony, poddawali się pomiarom temperatury na lotnisku, a także zakrywali usta i nos przed wejściem na pokład oraz podczas całego lotu. To samo dotyczy personelu.
Ryanair zapewnia, że wnętrza samolotów są każdej nocy dezynfekowane, na pokładzie zainstalowane są też wysokoskuteczne filtry powietrza HEPA. Zmiany zapowiedziano też w sprzedaży pokładowej. Serwowane będą wyłącznie paczkowane przekąski i napoje, za które trzeba będzie płacić bezgotówkowo - taką formę mają mieć wszystkie transakcje w samolocie.