Skarby pod zamkiem Grodno. Rosyjski żołnierz znalazł "Stańczyka" Jana Matejki na strychu pałacu

Dolny Śląsk skrywa wiele tajemnic. Jednym z takich miejsc, które budzą wiele znaków zapytania, jest zamek Grodno. Tę położoną w Zagórzu Śląskim warownię nawiedza Biała Dama, a w jednej z cel spoczywa szkielet Małgorzaty. Jednak to perspektywa ukrytych skarbów rozpala umysły nie tylko badaczy, lecz także ekip poszukiwawczych, które niemal co roku eksplorują podziemia, mury i tereny wokół średniowiecznej budowli.

Zamek obrósł w legendy 

Początki warowni Grodno (niem. Kynsburg) sięgają czasów Piastów Śląskich. Została prawdopodobnie wzniesiona przez Bolka I, księcia świdnicko-jaworskiego. W burzliwych latach XV stulecia zamieszkiwany był przez rycerzy-rozbójników. Z tego okresu pozostała legenda o niewiernym słudze jednego z nich. Jak głosi podanie, podczas napadu na oddział husytów niemal cały oddział zbójników został rozbity. Z życiem uszli tylko rycerz i jego poddany, który podczas powrotu do swego grodu - pchnął go nożem. Spłoszony koń zrzucił z siodła niewiernego sługę, który stoczył się w dolinę Bystrzycy i skręcił kark. Przez długie lata jego duch niepokoił nocnych podróżników.  

Od lat po warowni błąka się Biała Dama. Kim jest ta tajemnicza zjawa? Nie ma jednej odpowiedzi na to pytanie. Jedni mówią, że to duch księżniczki pogańskiej, która skazała na śmierć misjonarza głoszącego dobrą nowinę. Inni, że to duch dawnej pani zamku, która, przeżywając ciężko żałobę po utracie męża, rzuciła się przy świetle księżyca do studni. Historii o tajemniczej zjawie krążącej po Grodnie znajdziemy więcej.  

W zamku wciąż w jednej z cel straszy szkielet. To ponoć szkielet kasztelanki Małgorzaty, kobiety, która nie chcąc wyjść za mąż za dużo starszego od siebie mężczyznę wybranego przez jej ojca, zepchnęła go w przepaść, udając rozpacz i mówiąc, że zdarzył się nieszczęśliwy wypadek. Kasztelan widział jednak to zdarzenie, wiedział więc, że córka kłamie. Postanowił ją ukarać i zamurować w lochu. 

Zobacz wideo Ten kurort kryje tajemnicę, o której wiedzą nieliczni

Tajne skrytki III Rzeszy 

Legendy tworzą koloryt jednej z najważniejszych i najlepiej zachowanych warowni na terenie Dolnego Śląska. Jednak to historia II wojny światowej rozpala nadzieje naukowców i poszukiwaczy skarbów. Istnieją dokumenty mówiące, że skrzynie ze skarbami III Rzeszy zostały ukryte pod zamkiem i w pałacu w Michałkowej. Co więcej, to właśnie "Stańczyk" Jana Matejki został uratowany przed spaleniem w kominku przez radzieckiego żołnierza.  

Ostatnimi właścicielami zamku (od 1774 r.) i pałacu w Michałkowej byli von Zedlitzowie. Warownia została przekształcona podczas II wojny światowej na lazaret żołnierzy Wehrmachtu. Wkrótce jednak Niemcy pomyśleli o innym wykorzystaniu tych obiektów.  

- Obiekty, takie jak pałace położone nieopodal zamku Grodno, leżały z dala od wielkich miast i fabryk, a tym samym istniał znikomy procent szans zbombardowania pałacu. Wszak na Dolnym Śląsku było ich setki, często małe i niepozorne dla pilota bombowca. Jeśli w okolicy były tory, z możliwością dotarcia z większych ośrodków miejskich, to był kolejny atut dla taniego i tajnego ukrycia rozmaitych dóbr. Trzeba jednak wiedzieć, że zadaniem dolnośląskiego konserwatora zabytków Güntera Grundmanna było nie tylko wybranie odpowiednich miejsc, lecz także decydowanie, gdzie można umieścić uchodźców ze wschodnich terenów, a gdzie przechować skrzynie wypełnione skarbami - opowiada Szymon Wrzesiński, współautor książki "Skarby III Rzeszy pod zamkiem Grodno", który jako historyk z wykształcenia i regionalista z zamiłowania, uwielbia tropić zabytki, które po przebudowie i zapomnieniu można odkryć na nowo.

- Dodajmy, że w sudeckich miasteczkach i wsiach ukrywano nie tylko polskie zbiory z Warszawy, czy Krakowa, lecz także niemieckie z Berlina, z Görlitz, jak również z większych miast Dolnego Śląska - kontynuuje.

Wrzesiński w swojej książce opisuje, że już w 1943 r. zaczęły się transporty z Berlina. Tylko jeden z takich transportów zawierał 60 skrzyń, a w nich umieszczono cenne zbiory z Biblioteki Miejskiej w Berlinie, zawierające dzieła z XV i XVI stulecia. Prace autorstwa starożytnych myślicieli-moralistów Seneki, Platona czy Arystotelesa. Historyk donosi, że 10 skrzyń zawierało również zbiory z Museum für Meereskunde. A wśród nich ukryto m.in. obrazy ucznia Rubensa - Theodora van Thuldena. Jak się wkrótce okazało, pałac stał się również bazą dla bezcennych dzieł sztuki, które okupanci chcieli wywieźć z ziem polskich. 

embed

Jeden z dokumentów o transporcie z Berlina do pałacu w Zagórzu 29 czerwca 1943 r., fot. archiwum prywatne Szymona Wrzesińskiego

Można się zastanawiać, czy dzieła sztuki z ziem polskich złożono tylko w pałacu, czy również na zamku? Rezydencja Zedlitzów jest dość niewielka, a przecież miejsce na przechowanie znaleziono na cztery transporty z Berlina (1943 r.) czy dwa wagony z Warszawy wypełnione obrazami (1944 r.).  

"Za odrzuceniem zamku jako miejsca ukrycia skarbów przemawia podstawowy argument, iż wykorzystywano go jako lazaret, a ponadto nie wspomina o takiej akcji żadna niemiecka lista przewozowa. Wiemy również, iż po wypełnieniu wielu sal i strychu w położonym nieco niżej pałacu, wiele skrzyń z ostatniego transportu trafiło do innego majątku. Z drugiej strony pewne tropy każą nam wierzyć, iż część tajnego depozytu faktycznie została ukryta w starej warowni. Dlaczego? Gdyż o składnicy funkcjonującej w drugim pałacu barona, znajdującym się w sąsiedniej wiosce, także nie wspomina jakikolwiek dokument" - pisze w książce Wrzesiński.             

Czerwona armia w Zagórzu Śląskim 

Z 8 i 9 maja na 1945 r. do Zagórza Śląskiego przybywa oddział Armii Radzieckiej pod dowództwem pułkownika Moskwina. - Czerwonoarmiści w kilku pomieszczeniach znaleźli niemal 200 drewnianych pak i wiele dywanów, wewnątrz których były zrolowane najcenniejsze obrazy! Wewnątrz znalazły się też książki stanowiące ogromny zbiór starodruków, sprowadzonych w 1943 roku z Berlina. W sumie w pałacu ukryto przeszło pół tysiąca obrazów zachodnich i południowoeuropejskich mistrzów malarstwa oraz mistrzów polskich, a wśród nich dzieła Józefa Brandta, Wojciecha Gersona, Aleksandra Gierymskiego i Jana Matejki. Te ostatnie trafiły tutaj z Generalnej Guberni - opowiada historyk. 

Tak to prawda. W niepozornym pałacyku Moskwin żołnierz Armii Radzieckiej, niezbyt znający się na historii sztuki, wypatrzył jedne z największych dzieł sztuki polskiej kultury. A wśród nich "Stańczyka" Jana Matejki. 

We wspomnieniach Moskwina można przeczytać, że żołnierze na strychu znaleźli położone w najdalszym kącie dywany, które skrywały obrazy. Pułkownik nie miał wątpliwości, że to polskie dzieła sztuki. Bez namysłu więc wydał rozkaz, aby czym prędzej zbić skrzynie z tego, co się da. Schowano tam obrazy i załatwiono transport do Sankt Petersburga. Do Związku Radzieckiego wyjechało 196 drewnianych pak. A w nich 212 lub 213 obrazów zachodnich i południowoeuropejskich mistrzów malarstwa oraz 290 obrazów mistrzów polskich.  

Nieco inną historię pułkownik Moskwin przekazał kustoszowi Janowi Sakwerdzie podczas wizyty w Polsce w 1969 r. Rosjanin wspominał, że 9 maja 1945 r. przybiegł do niego zaaferowany sołtys, błagając o pomoc, bo żołnierze uprowadzili kilka dziewcząt do pobliskiego pałacu.

- Moskwin natychmiast udał się na wskazane miejsce. Podejrzanym o brutalne zachowania zagroził, że jeśli nie wypuszczą dziewcząt, zostaną rozstrzelani. Po ich uwolnieniu podszedł do niego żołnierz i poinformował, że na strychu znajdują się  dzieła sztuki. Na koniec były pułkownik dodał, że wiele z nich mogło spłonąć w kominku, bo żołnierze palili w nim całą noc, co chwilę dorzucając płótna i obrazy - opowiada Wrzesiński.   

Gdy wojna się skończyła, Moskwin udał się na wystawę do Ermitażu. Jakie było jego zdziwienie, gdy zobaczył na ścianie w muzeum odrestaurowane dzieła sztuki, które wcześniej zobaczył na strychu pałacu w Zagórzu Śląskim. Obrazy z polskich zbiorów przez kilka miesięcy były pokazywane na terenie ZSRR, w końcu jako dar przyjaźni ze strony Związku Radzieckiego wróciły do Polski. Umieszczono je w Muzeum Narodowym.  

List niemieckiego sapera. Żart czy prowokacja 

Co z pozostałymi skarbami? W przewodnikach z 1936 r. informowano, że pod zamkiem były tunele ewakuacyjne, które w związku z budową tamy zostały zalane. Domniemany tunel miał wychodzić z celi Małgorzaty. Gdy Niemcy podczas wojny przywozili skrzynie, ukrywali je w bezpiecznym miejscu, po czym wysadzali.   

W pierwszej połowie lat 90. ubiegłego wieku do redakcji dziennika "Słowo Polskie" napisał Leonhard von Schreck - niemiecki saper. "Trzydzieści lat zastanawiałem się czy, jak i komu przedstawić wydarzenia, których byłem uczestnikiem w połowie stycznia 1945 r. Mam teraz 86 lat. Żyję w Polsce bez mała pół roku, mam rodzinę, spokój i w miarę dostatnią egzystencję. Jestem wdzięczny za wszystko, co mnie spotkało w życiu po wojnie i dlatego dzisiaj, kiedy moje bezpieczeństwo i spokój zostało zakłócone, przekazuję co następuje" - zaczął swój list von Schreck.  

Dalej pisze: "Pojechaliśmy do miejscowości Kynau (Zagórze Śląskie). O zmroku podjechaliśmy pod górę do miejscowości Schloss Kynsburg (zamek Grodno). Tam wynieśliśmy z auta dwie skrzynie. W jednej był materiał minerski, w drugiej nie wiem, co było, (...). Wnieśliśmy ją (...) do wyłożonej dębową boazerią sieni w głównym budynku. Następnie na dziedzińcu pod częściowo zrujnowaną częścią zamku zbadałem wejście do podziemia. Była to pochylnia wykonana w gruzie i ziemi, prowadząca dość głęboko pod mury. Tam została złożona skrzynia. Całość dokładnie zaminowałem Glassminem i wysadziłem na wszystko część ściany i dojście" - wspomina były niemiecki żołnierz, który rok później przesłał drugi list.

Historia wzbudziła ogromną sensację w środowisku, budząc skrajne emocje. Dlaczego? - Z kilku powodów. Listy mówią o ukryciu na terenie zamku wielkich skarbów. Z drugiej strony liczba błędów, czas napisania, powód wysłania listów do redakcji gazety, by nagłośniła akcję, budzą ogrom wątpliwości o wiarygodność zapisu. Pojawiły się teorie spiskowe, że wcale nie chodziło o skarby ukryte na zamku, lecz o działania tajnych służb. Albo zwyczajnie listy były głupim żartem - tłumaczy pan Szymon. 

embed

Zamek Grodno, fot. archiwum prywatne Szymona Wrzesińskiego

Skrytki, tajne magazynki 

Gdzie więc mogą być ukryte skarby z Berlina? Zarówno w pałacu, jak i zamku właściciele mieli do dyspozycji tajne skrytki. Może więc w którejś z nich kryje się prawdziwa fortuna lub unikalne dziedzictwo kulturowe?  

- Podczas kwerendy dotarłem do artykułu na temat barona von Zedlitz. Ten zwolennik rosnącej w siłę partii NSDAP w 1932 r. ukrył w pałacu w Michałkowej w tajnym magazynku broń, amunicje i materiały wybuchowe. Z pewnością w 1943 r. w tym samym miejscu ukryto najcenniejsze dzieła sztuki, o których wspominają dokumenty przejęte przez aliantów. Pozostaje tylko otwarte pytanie: Czy chodziło o zamek, czy leżący u jego stóp pałac? Idąc dalej - zastanówmy się, czy ów schowek został kiedykolwiek odkryty, czy może zamulony pod koniec wojny do dziś kryje wielkie skarby? - zastanawia się Wrzesiński. 

Podczas innych akcji poszukiwawczych, m.in. w sali tortur, przeprowadzono odwierty na piętrze zamku Grodno. Znaleziono wówczas próżnie, które wskazywałyby na istnienie dodatkowych miejsc. Zamek był przebudowywany przez lata i trudno zorientować się, czym są tak naprawdę puste miejsca, które pokazuje sprzęt. 

Pytań jest wiele, poszukiwania cały czas trwają. Co się dzieje z resztą dóbr, które wyjechały z zamku Grodno? Być może wciąż jeszcze tu są, tylko nikt nie wie, gdzie zostały ukryte. Do dzisiaj zamek Grodno jest odwiedzany przez ekipy poszukiwawcze, które cały czas idą tropem II wojny światowej. 

*** 

Podczas pracy nad artykułem korzystałam z książki Szymona Wrzesińskiego i Krzysztofa Urbana "Skarby III Rzeszy pod zamkiem Grodno".

Kontakt do autorki Urszuli Abucewicz za pośrednictwem Facebooka.

Więcej o: