Polska to nie tylko duże, cieszące się popularnością miasta. To także wiele mniejszych miejscowości, które potrafią zachwycić nie mniej niż te najsłynniejsze. Poprosiliśmy ich mieszkańców i osoby, dla których są to miasta rodzinne, by wam o nich opowiedziały. Tak powstał cykl "Stąd jestem", na którego kolejne odcinki zapraszamy was w czwartek co dwa tygodnie o godzinie 19.
NAZWA: Gorajec
ISTNIEJE OD: 1564 roku
LOKALIZACJA: Leży w województwie podkarpackim, w powiecie lubaczowskim, w gminie Cieszanów, nad potokiem Gnojnik na Płaskowyżu Tarnogrodzkim. Do granicy z Ukrainą jest w prostej linii 15 km, a do przejścia w Budomierzu - 19 km. To tylko 45 minut od Lwowa i godzinę od Rzeszowa.
ZNAKI SZCZEGÓLNE: Wieś, w której aktualnie mieszka tylko 39 mieszkańców, za to z imponującą historią. Niektórzy uważają, że to tu mieści się najpiękniejsza cerkiew w Polsce. Gorajec szczególnie ożywia się raz w roku - kiedy do wsi przyjeżdża tysiąc osób na festiwal Folkowisko.
***
Piotrowscy - Marcin i Marina ze swoimi dziećmi - mieszkają z cerkwią (którą opiekują się na zmianę z całą społecznością, m.in. rodziną Kudybów i sołtysem Nienajadło) przez drogę, w pięknie odnowionej starej szkole, nazwanej Chutorem (tak niegdyś mówiono na gospodarstwo rolne lub chaty z ogrodami, położone w odosobnieniu od innych osad ludzkich lub stanice kozackie zlokalizowane na stepach ukraińskich). Każdy, kto spojrzy w stronę ich domu i jednocześnie agroturystyki, najpierw dojrzy osobliwy mural zaprojektowany przez Justynę Posiecz-Polkowską. Widać na nim kilimy (tkaniny dekoracyjne) z pobliskiego Cieszanowa, fragmenty obrazu przedstawiającego zniesienie pańszczyzny w Gorajcu, elementy strojów ludowych, obrazy przedstawiające polskie tańce ludowe, regionalne ozdoby choinkowe.
Marina i Marcin Piotrowscy fot. Krystian Kłysewicz
Nad wejściem do gospodarstwa widnieje wielki kolorowy napis "Folkowisko". Obok - rekonstrukcja starej chaty z pobliskiej wsi Folwarki, która okazuje się sceną idealną na koncerty i przedstawienia. W głębi, na deskach stodoły, która mieści Gorajecki Uniwersytet Ludowy (w którym odbywają się m.in. zajęcia z ciesielki, zielarstwa, białego śpiewu) namalowany jest deskal (tak prof. Bralczyk nazwał mural, ale wykonany na deskach) przedstawiający rodzinę Łaszynów. Namalował go artysta, autor cyklu deskali "Cichy memoriał" - Arkadiusz Andriejkow. Skąd tu te wszystkie atrakcje? Zaraz się wyjaśni.
Kim jest ów Marcin Piotrowski? To socjolog, animator kultury, a przy okazji zastępca dyrektora Centrum Kultury i Sportu w pobliskim Cieszanowie i radny powiatowy, przewodniczący komisji promocji, kultury i turystyki rady powiatu lubaczowskiego. A do tego dyrektor Folkowiska, wybranego do grona najlepszych festiwali Europy. Od czerwca 2018 roku współkieruje też Centrum Kultury i Sportu w Cieszanowie oraz Cieszanów Rock Festiwalem.
Deskal w Gorajcu fot. Mariusz Pajączkowski
Piotrowski w swojej nowej małej ojczyźnie zakochał się nieprzytomnie: może o niej opowiadać godzinami. - Tu, gdzie dla niektórych kończy się świat, dla nas świat się zaczyna - śmieje się. - Ja w tej wsi z 39 mieszkańcami i jej okolicy mam wszystko, nawet byliśmy ostatnio z rodziną nad naszym miejscowym morzem zbierać muszelki - uśmiecha się tajemniczo. Morze na Podkarpaciu? Czy to możliwe? Piotrowski chętnie wyjaśnia, że w pobliskiej Hucie Różanieckiej znajdują się pozostałości morza mioceńskiego, takiego sprzed kilku milionów lat. - A na plaży za domem spokojnie można się opalać. Wielbiciele ryb mogą wybrać się do Rudy Różanieckiej i w restauracji w Dębowym Dworze zjeść pierogi z karpiem okraszone masełkiem i grzybami. I tylko w sumie słonej wody brakuje... - żartuje Marcin.
Choć i ją można by znaleźć. Pobliski Horyniec Zdrój słynie przecież ze źródeł wody mineralnej i borowin. - Ta rzeczka, która przepływa przez Gorajec, nazywa się Gnojnik nie ze względu na lane do niej nieczystości - śmieje się Piotrowski i wyjaśnia, że chodzi o konsystencję. Woda jest w niej na tyle zmineralizowana, że być może odpowiada za część uzdrowień przypisywanych lokalnemu cudownemu miejscu. Tam, gdzie znajduje się teraz niebywale malownicza kapliczka nad wodą (zwana także "na łąkach"), dzieciom miała objawić się bowiem Matka Boska. Do kapliczki nadal pielgrzymuje się w sierpniu, kiedy odprawiana jest msza odpustowa i odbywa się odpust.
Kapliczka w Gorajcu fot. Mariusz Pajączkowski
- To co, opowiedzieć ci o cerkwi? - pyta Marcin Piotrowski. Ale zanim o cerkwi opowie, "przeprowadzi" mnie przez całą miejscowość. Bo kapliczka nad wodą to tylko jeden z ciekawych przystanków w Gorajcu. Po drodze mijamy choćby wspaniały przykład krzyża pańszczyźnianego. - Ten akurat jest na rozstaju dróg, wedle legendy pochowane są pod nim kajdany schowane w trumnie, a na nim znajdują się napisy po ukraińsku, z których najważniejszy brzmi "wolność" - wyjaśnia. - Ustawiano je na pamiątkę bezkrwawej rewolucji z 1848 r., czyli zniesienia pańszczyzny - tłumaczy.
- Inny krzyż upamiętnia "szczęśliwy powrót z Jameryki" Michała Drzewieckiego w 1899 roku, ufundował takie trzy, pewnie chwaląc się swoim zdobytym tamże bogactwem - dodaje Piotrowski. To świadectwo ogromnej emigracji z tych terenów w latach 80. XIX i z początku XX wieku. Tysiące ludzi z pobliskich wsi i miasteczek wyjechały wtedy nie tylko do USA, lecz także do Brazylii, co świetnie opisuje Martin Pollack w "Cesarzu Ameryki". - To genialna opowieść o szajkach przemytników i o handlu żywym towarem z okolic Galicji. Polecam! - emocjonuje się Piotrowski.
Zanim jeszcze przejdziemy do cerkwi, Marcin opowiada o pozostałościach dworu Brunickich (właściwie zostały już same fundamenty) w Gorajcu oraz o lokalnym cmentarzu położonym malowniczo w środku lasu. - Większość krzyży, które tu widzimy, to krzyże bruśnieńskie - tłumaczy. Charakterystyczne dla tego rejonu białe, zmurszałe pomniki wykonywano w ośrodku kamieniarskim w pobliskim Bruśnie. Są wspaniałymi przejawami kultury ludowej. - Taki nagrobek można było sobie zamówić jeszcze za życia i kiedy już zaszła taka potrzeba, wypisać czy wyryć na nim inskrypcję - wyjaśnia Marcin. - Dlatego wiele krzyży ma tak różniące się od siebie, często koślawe litery.
Malowniczo położona na skraju łąki, pomiędzy rozłożystymi dębami i lipami cerkiew pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Gorajcu to prawdziwa perła Podkarpacia. Wybudowana w 1586 r. jest drugą po Radrużu najstarszą tego typu świątynią drewnianą. Powstała z inicjatywy miejscowego starosty Jana Płazy, który pragnął przyciągnąć do wsi większą liczbę osadników. I rzeczywiście - miejscowość z cerkwią była dużo bardziej atrakcyjna do zamieszkania. Przez pół wieku liczba mieszkańców Gorajca wzrosła z ok. 20 (1564 r.) do ok. 250 (1620 r.).
Była wielokrotnie przebudowywana - w 1816, 1835 oraz 1903. W latach 90. XX wieku konserwatorzy zabytków zrekonstruowali cerkiew, przywracając jej pierwotny wygląd z XVI w. Kiedy wejdzie się za ikonostas, można zobaczyć wyjątkowe, XVII-wieczne polichromie, które, zanim zakupiono drogie ikony, pełniły rolę ikonostasu. Przedstawiono na nich Ostatnią Wieczerzę, Ofiarowanie Abrahama czy Zesłanie Ducha Świętego. Wizerunki uznano za jedne z najcenniejszych polichromii cerkiewnych w Polsce. Teraz są jedną z największych atrakcji świątyni, choć przez wieki pozostawały w ukryciu.
Cerkiew w Gorajcu fot. Mariusz Pajączkowski
Sam ikonostas to również wyjątkowe dzieło sztuki. W latach 90. poddany pełnej renowacji w fundacji Świętego Włodzimierza Chrzciciela Rusi Kijowskiej w Krakowie powrócił do świątyni wiosną 2011 roku. Nie umieszczono go - jak pierwotnie - bezpośrednio na ścianie cerkwi, ale na konstrukcji oddalonej od niej, by można było podziwiać znajdujące się za nim bezcenne polichromie - wślizguje się tam po wąskich schodkach jak w powieściach Dana Browna! To wielkie przeżycie, bo polichromie są niesamowicie piękne.
Świątynia pełni obecnie rolę kaplicy katolickiej, w której spotykają się nieliczni mieszkańcy wsi. Jednak raz do roku rozbrzmiewają w niej też modlitwy w języku ukraińskim - gdy potomkowie dawnych mieszkańców, wysiedlonych po II wojnie światowej, przybywają do Gorajca, żeby podczas panachidy [w Kościołach chrześcijańskich obrządku wschodniego nabożeństwo żałobne- przyp. red.] pomodlić się za dusze przodków.
Wnętrze cerkwi w Gorajcu fot. Artur Piłat
- To też ważny ośrodek spotkań, rozmów przed mszą oraz "papierosków", które scalają lokalną społeczność - zdradza Marcin. - A i sama msza jest przeżyciem, bo nasze parafianki nie potrzebują organisty i ciągną pieśni białym śpiewem - zachwyca się. Drewniana dzwonnica to też gość w miejscowości. Podczas generalnego remontu cerkwi przeniesiono ją tu z Majdanu Sieniawskiego, żeby zastąpiła rozebraną w trakcie budowy drogi dawną dzwonnicę. Od wielu lat mieszkańcy miejscowości poszukują dzwonów ukrytych, według miejscowych legend, w jednej z wiejskich studni.
Pod cerkiew odważnie podchodzą sarny i jelenie. - Mamy w Gorajcu hodowlę, ale te akurat są dzikie - uśmiecha się Piotrowski. - Bo zwierzęta czują się u nas bezpiecznie. Słychać odgłosy z rykowiska, są i łosie, a nawet rysie! - opowiada. Jeden z nich narysowany jest na pobliskiej czatowni, czyli wysokiej wieży pośród pól, z której można obserwować przyrodę. - To waleczny Ryś Bohun! - zapala się Marcin. - Bohuna znaleziono w Gorajcu, zaplątał się w ogrodzenie i żeby się uwolnić, próbował odgryźć sobie łapę. Nie dało się jej uratować, ale jest teraz jedynym przedstawicielem swojego gatunku, który nauczył się żyć na trzech łapach. Jest jak ten wilk wolny, który na śniegu zostawia ślady trzech łap! - opowiada Piotrowski.
Z czatowni można zobaczyć nie tylko ukształtowanie tego terenu, lecz także bunkry. Gorajec leżał podczas II wojny światowej tuż przy granicy III Rzeszy i ZSRR. - Bunkry czy pozostałości okopów z I wojny światowej to nie tylko ciekawe obiekty wojskowe dla wielbicieli militariów, lecz także dla przyrodników: w bunkrach mieszkają sobie nietoperze - uśmiecha się Marcin. - A żeby dopełnić przyrodniczego obrazka okolicy, to nad pobliskimi stawami już krążą czaple i żurawie, słychać ich klangor [dźwięk wydawany przez ptaki - przyp.red.].
- Cała ta nasza przyroda jest kompletnie niezadeptana, ale też jeszcze nieopatrzona, niepoznana - mówi Marcin Piotrowski. - Widzę w tym ogromny potencjał, bo przecież wszyscy będziemy teraz poszukiwać spokoju i ciszy blisko siebie, nie gdzieś tam w tropikach. A do tego Gorajec i okolice to piękna historia nie trzech, ale co najmniej czterech kultur - wylicza. Oprócz ukraińskiej i żydowskiej (w pobliskim Cieszanowie, w którym pracuje Marcin, obok siebie stoją synagoga, cerkiew i kościół katolicki) jest też niemiecka - pobliska wieś Kowalówka założona została w latach 80. XVIII wieku w ramach kolonizacji józefińskiej pod nazwą Freifeld.
O historii regionu przypomina się tu regularnie podczas festiwalu Folkowisko - jednego z najciekawszych festiwali w Polsce, który narodził się... z niezwykle udanego wesela Piotrowskich. Od dziesięciu lat do małego Gorajca przyjeżdża około tysiąca osób, by słuchać i tańczyć do muzyki, wysłuchiwać opowieści, brać udział w grach terenowych, oglądać pokazy ognia i wystawy, spotykać się z pisarzami albo uczestniczyć w wodnej bitwie przypominającej śmigus-dyngus.
Folkowisko fot. Michał Szwerc
- Tegoroczna edycja przebiegać będzie pod hasłem "Wehikuł Czasu" - wyjaśnia Marcin. To będzie przegląd najważniejszych twórców, którzy przewinęli się przez nasz festiwal przez te 10 lat. Wystąpi m.in. R.U.T.A, Joryj Kłoc, Orkiestra Świętego Mikołaja czy Jacek Kleyff - opowiada dyrektor festiwalu. To ważna edycja z jeszcze jednego względu. - Zdecydowaliśmy się wraz z innymi festiwalami na to, by opracować i podpisać Kodeks Odpowiedzialnych Festiwali, tym samym deklarując współpracę i działania w kierunku zrównoważonego rozwoju. Naszym celem jest zachęcanie do poszanowania środowiska naturalnego i siebie nawzajem: ważne są dla nas relacje z sąsiadami, naturą, uczestnikami i innymi festiwalami - opowiada. Folkowisko to jednak nie tylko parę dni w lipcu: aktualnie koncertów artystów związanych z Gorajcem można wysłuchać w internecie w ramach "Kultury w kwarantannie". A jeśli ktoś chce zobaczyć więcej z Gorajca i okolic, Marcin oprowadza po najciekawszych miejscach na swojej stronie na Facebooku.
Pokaz podczas Folkowiska fot. Łukasz Kopeć
Tuż za lasem odbywa się z kolei największy podkarpacki festiwal rockowy - Cieszanów Rock Festiwal. To nie tylko koncerty, lecz także ostoja wolności słowa i myśli, to tu mogą się spotkać przedstawiciele NGO'sów, a wielką popularnością cieszą spotkania i dyskusje z cyklu "Otwarte głowy".
Wydarzenie na stałe zagościło w festiwalowym kalendarzu i przyciąga fanów muzyki nie tylko z Polski, lecz także z zagranicy. Na scenie imprezy, która w 2012 roku znalazła się w trójce najlepszych letnich festiwali muzycznych w kraju, występowali m.in. Gogol Bordello, fiński zespół Kropiklani, brytyjskie The Animals, GBH i The Exploited czy zespoły niemieckie jak Helloween i Kreator. Tegoroczna edycja ma odbyć się w dniach 20-22 sierpnia. Mamy nadzieję, że będzie nam dane, aby w tym roku również bawić się na letnich festiwalach.
Dojazd do Gorajca:
Uważasz, że twoja miejscowość powinna znaleźć się w naszym cyklu i chcesz o niej opowiedzieć? A może znasz kogoś, kto chętnie podzieli się z nami opowieścią o miejscu, z którego pochodzi? Napisz do nas na adres podroze@agora.pl.
Poznaj też poprzednie odcinki naszego cyklu "Stąd jestem". Znajdziesz je tutaj >>