Polska to nie tylko duże, cieszące się popularnością miasta. To także wiele mniejszych miejscowości, które potrafią zachwycić nie mniej niż te najsłynniejsze. Poprosiliśmy ich mieszkańców i osoby, dla których są to miasta rodzinne, by wam o nich opowiedziały. Tak powstał cykl "Stąd jestem", na którego kolejne odcinki zapraszamy was w czwartek co dwa tygodnie.
NAZWA: Krajna
ISTNIEJE OD: trudno to ustalić. Zasiedlenie terenu Krajny nastąpiło bowiem prawdopodobnie już w VI-V wieku p.n.e. W okresie kształtowania polskiej państwowości Krajna wraz z Pomorzem zostały wcielone do Polski. Wkrótce po śmierci Bolesława Chrobrego Krajna oddzieliła się jednak od niej. Powtórne przyłączenie Krajny do Polski nastąpiło w latach 1113–1122 po zapoczątkowanych przez Bolesława Krzywoustego w 1106 roku i zakończonych sukcesem walkach o odzyskanie Nakła, Czarnkowa i Ujścia.
LOKALIZACJA: północna Polska, leży między Kaszubami a Wielkopolską. Geograficznie zaliczana do Pomorza, etnograficznie do północnej Wielkopolski
ZNAKI SZCZEGÓLNE: Krajnę bez dwóch zdań można nazwać regionem w kratkę, a to za sprawą wyjątkowych zabudowań. Szczyci się też niezwykłą gościnnością oraz niezwykłym spotkaniem dwóch rzek, które krzyżują się, ale nie przecinają.
***
- Krajna, o której przeciętny Polak nigdy nie słyszał, to region niezwykle gościnnych ludzi - mówi Agnieszka Komierowska-Ziomek, którą "na Krajnę" - bo tak się w tym rejonie mówi - ściągnęło bardzo specyficzne zadanie. Choć z wykształcenia jest ekonomistką, to właśnie ona zajęła się nadzorem gruntownego remontu rodzinnego Pałacu w Komierowie na terenie Krajeńskiego Parku Krajobrazowego.
fot. archiwum Agnieszki Komierowskiej-Ziomek
Kiedy tam przybyła, budynek był praktycznie ruiną. Teraz to przepięknie odnowiony, luksusowy hotel w zabytkowym parku ze świetną kuchnią, która obfituje w lokalne (bo krajeńskie!) produkty. Są też programy odnowy: odchudzający oraz wyjątkowy program jogowy z chyba jedyną w Polsce jogą w pałacu, która odbywa się z widokiem na pałacowy park! Opiekuje się nim siostra Agnieszki Anna Komierowska-Szweycer oraz nauczyciel z New Delhi o imieniu Jimmy.
fot. materiały pałacu w Komierowie
fot. materiały pałacu w Komierowie
Podczas swojego sześcioletniego pobytu w Krajnie Agnieszka poznała zarówno atrakcje tego regionu, jak i gościnność jego mieszkańców. - To nic dziwnego wpaść do kogoś bez zapowiedzi i zostać na ciasto i herbatę, gadając przez parę godzin - uśmiecha się.
- Jest tu taka tradycja, którą szczególnie lubię - mówi Agnieszka Komierowska-Ziomek. - Na Święta Bożego Narodzenia i Wielkanocne losuje się w powiecie sępoleńskim jedną wieś, która organizuje tzw. stoły świąteczne. Przygotowują je panie z Kół Gospodyń Wiejskich danego powiatu, które - ubrane w stroje ludowe - owe stoły suto zastawiają potrawami. Warto na to polować, bo to okazja na skosztowanie lokalnych specjałów i to za darmo - opowiada. Na stołach znaleźć się może choćby galat, czyli nóżki w galarecie, bardzo starannie przygotowane.
fot. archiwum Agnieszki Komierowskiej-Ziomek
Agnieszka wspomina też jeden z ciekawszych lokalnych specjałów, który przez chwilę wyrabiano w komierowskiej kuchni, a mianowicie fjut kujawski, czyli syrop cukrowy z buraków cukrowych. - Aby wytworzyć pięć litrów syropu, trzeba zużyć aż 100 kg buraków. Potrzeba też co najmniej 18 godzin pracy, po których otrzymuje się supersłodki, skondensowany karmelopodobny syrop - tłumaczy Agnieszka.
Czy mieszkańcy Krajny wiedzą, że żyją na Krajnie? Ależ tak! Są nawet portale - e-krajna.pl, na którym dowiecie się wszystkiego o aktualnościach, czy krajna.pl, która pokazuje panoramy krajeńskich miast i informuje o kulturalnych wydarzeniach.
Jeśli chcecie wiedzieć więcej o skomplikowanych losach tego regionu, wybierzcie się koniecznie do Muzeum Ziemi Krajeńskej w Nakle nad Notecią. To tam wyjaśnią wam na przykład, dlaczego Krajna stanowiła przez wieki rubież etniczną kultury polskiej i długo funkcjonowała poza państwem polskim. W latach 1773-1920, znajdując się w strukturach Królestwa Prus i Cesarstwa Niemieckiego (od 1871 r.), podlegała przemożnemu wpływowi kultury niemieckiej, szybko docierały tu zdobycze cywilizacyjne. Zanikał jednak język polski, ale po tym nie ma już właściwie śladu.
Odwiedzając Muzeum Ziemi Krajeńskiej, od razu odnotujcie to, z czym na terenie Krajny będziecie się od czasu do czasu spotykać. Muzeum mieści się bowiem w spichlerzu przy ul. Pocztowej 14, który był typową budowlą w XIX-wiecznym Nakle - w owym czasie regionalnym centrum przeładunku i magazynowania zboża. To piękny przykład szachulca, czyli specjalnego typu ściany szkieletowej drewnianej, której wypełnienie stanowi glina wymieszana i zarobiona z sieczką, z trocinami lub wiórami czy też zarzucona na plecionkę z witek z łozy lub łodyg trzciny. Rezultatem jest specyficzny wizerunek otynkowanego zwykle na biało budynku poprzecinanego ciemnymi od dziegciu belkami, ułożonymi w kratownicę z ukośnymi zastrzałami.
Nie mylcie go jednak z bardzo podobnym, ale ceglastoczerwonym murem pruskim! To jeden z najbardziej charakterystycznych elementów zabudowy w dawnym zaborze pruskim (również Krajna, Kaszuby, także Pomorze). Jest to ściana szkieletowa, której szkielet wykonany jest z drewnianych belek, natomiast wypełnienie jest ceglane. Impregnowane drewniane belki kontrastują z czerwienią cegieł i często pozostają odkryte jako element dekoracyjny.
Dla tych, którzy chcieliby więcej doświadczać, ucząc się jednocześnie o historii tego regionu, Krajna ma inną propozycję. - Słyszałaś o wioskach tematycznych? - pyta Agnieszka. - Istnieją różne: chlebowa, górnicza, kolejarska, jabłoni czy grzybowa. Każda z nich przybliża inny wycinek świata. Podobno superciekawa wioska górnicza w Pile-Młynie powstała po tym, jak pod nogami miejscowej ludności zaczęła zapadać się ziemia. Najstarsi mieszkańcy przywołali z pamięci starą kopalnię, a młodzi uwierzyli, że choć próżno już szukać wydobywanego tu na przełomie XIX i XX w. węgla brunatnego, przypadkiem odkryli prawdziwy skarb.
Ku uciesze dorosłych i dzieci tę niezwykłą historię opowiada Stary Skarbnik, prowadząc do zrekonstruowanych wejść do dawnych szybów. W wiosce można wziąć udział w niejednej grze terenowej, przejść się ścieżką sensoryczną, a jak się człowiek wyposaży w większą grupę przyjaciół, to i wziąć udział w pełnej darów leśnego runa biesiadzie, a nawet wpaść na "Wesele sztygara".
Pytam Agnieszkę, co poleci w okolicy dla tych, którzy chcieliby pobyć wśród przyrody. Co ciekawe, od razu wymienia cysterskie opactwo w Byszewie. - Nie chodzi o to, że jest piękne, lecz o bardzo ciekawe złudzenie, którego się doznaje, kiedy człowiek pod nie podjeżdża. Choć klasztor jest na wzgórzu, nie czujesz tego. Za to jak przejdziesz za budynek, zobaczysz, że rozciąga się za nim piękne jezioro - opowiada Agnieszka.
- Jeśli chcecie po prostu pobyć nad piękną wodą, to polecam wspomniany już Piła-Młyn: krystaliczna woda, miniplaża ukryta w środku sosnowego lasu, na której praktycznie nie pojawiają się turyści, drewniany pomost i minipomościki wokoło. Macie 100 procent prywatności. Do plaży prowadzi ścieżka dydaktyczna, która w rewelacyjny sposób pokazuje proste sprawy o drzewach, ptakach. Jednak przede wszystkim to spokój magicznej przyrody - rozmarza się Agnieszka.
fot. archiwum Agnieszki Komierowskiej-Ziomek
Nasza przewodniczka zachęca też do odwiedzenia Fojutowa, które leży niedaleko Komierowa. Zapewnia, że zobaczycie tam coś wyjątkowego. To niesamowite miejsce, gdzie przecinają się dwie rzeki. Kiedy pytam, jak to możliwe, tłumaczy, że stworzono tam sztucznie akwedukt do zasilania w wodę okolicznych pól. - Nad jedną rzeką zbudowano most, na którym puszczono rzekę, masz więc dwie poziomy płynącej wody, które krzyżują się, ale nie przecinają - opowiada. - A do tego przy parkingu masz karczmę i nawet wyciąg narciarski! - dodaje.
fot. Bartosz Bańka / Agencja Gazeta
fot. Krzysztof Szatkowski / Agencja Gazeta
Akwedukt Fojutowo z przecinającymi się rzekami to jedyny tego typu obiekt w Polsce i jeden z niewielu w Europie zabytek architektury hydrotechnicznej. Powstał w latach 1845-1849. Pruscy inżynierowie, którzy go wybudowali, uznali, że w ten sposób Brda może posłużyć do nawodnienia rozległych pustkowi, a co za tym idzie - przyczynić się do produkcji siana dla wielkiej armii. Faktycznie, pola są nawodnione i właściwie przez większość roku zielone.
fot. archiwum Agnieszki Komierowskiej-Ziomek
- Bo właśnie to, co chyba najpiękniejsze na Krajnie, to po prostu bezkresne pola i lasy - mówi Agnieszka Komierowska-Ziomek. - W końcu to skraj Borów Tucholskich, w których przez kilka godzin można nie spotkać nawet jednej osoby. To ziemia bardzo dobra dla dębów, które rosną tu szybko. Zdarzają się takie starodrzewy, jeśli nie powaliła ich wichura sprzed paru lat, że drzewo ma i siedem metrów w obwodzie. Szczególnie mnie to wzrusza, bo wiem, że część z tych drzew i lasów była zasadzona przez moich przodków.
***
Poznaj też poprzednie odcinki naszego cyklu "Stąd jestem". Znajdziesz je tutaj >>
Uważasz, że twoja miejscowość powinna znaleźć się w naszym cyklu i chcesz o niej opowiedzieć? A może znasz kogoś, kto chętnie podzieli się z nami opowieścią o miejscu, z którego pochodzi? Napisz do nas na adres podroze@agora.pl.