Rich Phillips swoją prawdopodobnie najdroższą podróż życia Uberem odbył w sierpniu 2019 roku. Choć spędził w samochodzie około pół godziny i przejechał 10 mil (ok. 16 km) z festiwalu w Coventry do pobliskiego pubu.
Początkowo mężczyzna nie zorientował się, że coś jest nie tak. Dopiero następnego dnia po przebudzeniu sprawdził rachunek, który opiewał na 606 funtów brytyjskich. Według zapisu w aplikacji podróż nie trwała jednak 28 minut, a prawie pięć godzin, a kierowca pokonał aż 243 mile.
"Byłem w kompletnym szoku, kiedy zobaczyłem kwotę, którą Uber obciążył mój rachunek (...)" - opowiadał mężczyzna w rozmowie z brytyjskim serwisem Mirror. Zapewnił, że już nigdy więcej nie skorzysta z usług firmy.
Phillips zwrócił się więc do przewoźnika z prośbą o zwrot pieniędzy, twierdząc, że noc spędził w pubie z przyjaciółmi i nie znajdował się w samochodzie przez tak długi czas. Choć uzyskał nawet zapis z monitoringu, który udowadniał, że rzeczywiście był wówczas w barze, Uber odmówił zwrotu.
Firma twierdziła, że przejazd został zamówiony z konta Richa Phillipsa i że każdy pasażer powinien brać odpowiedzialność za to, co dzieje się z jego kontem. Przedstawiciele Ubera powołali się też na słowa kierowcy, który twierdził, że w czasie, kiedy Phillips imprezował w barze, w samochodzie wciąż byli inni pasażerowie, którzy prosili o zatrzymanie w różnych miejscach na trasie. Podróż zakończyła się o 3.09, czyli po czterech godzinach i 42 minutach jazdy.
Dopiero kiedy serwis Mirror zwrócił się do Ubera z prośbą o komentarz, Phillips otrzymał zwrot pieniędzy. "Przepraszamy, że nie spełniliśmy naszych wysokich standardów obsługi. Klient otrzymał już pełen zwrot kosztów podróży" - poinformowała rzecznika przewoźnika.
O podobnych historiach informowaliśmy już kilkakrotnie. Przydarzyła się m.in. turyście ze Szkocji, który podróżował po Nowej Zelandii. Za pięciominutową podróż taksówką z dworca do hotelu zapłacił 930 dolarów, czyli ponad dwa tysiące złotych. Taksówkarz tłumaczył swój błąd zmęczeniem. Zamiast wbić kwotę 9,30 dolara pominął niechcący przecinek i naliczył 930 dolarów.
Tydzień po niemiłym incydencie poszkodowany turysta otrzymał zwrot całej kwoty, która wcześniej została pobrana z jego karty, a w ramach rekompensaty od korporacji otrzymał w prezencie 50 dolarów. Choć ta historia skończyła się dobrze, przyznał, że niesmak pozostał.
W podróży trzeba uważać też na wiele innych rzeczy. Między innymi na to, co chcemy przywieźć z innego kraju. Za przewożenie okazów zagrożonych bez wymaganych zezwoleń grozi nawet kara pozbawienia wolności. Zobacz wideo: