Huahana Iripa oraz jej dwie córki podróżowały z Bangkoku do Auckland. Wszystkie trzy kobiety przeszły operacje, dlatego postanowiły, że wykupią bilety w klasie biznes, by ich podróż była jak najbardziej komfortowa. Na miejscu okazało się jednak, że będą musiały zająć inne miejsca. O sprawie jako pierwszy poinformował "New Zealand Herald".
Już początek podróży był bardzo stresujący. Gdy matka i córki pojawiły się przy stanowisku odprawy, pracownicy linii Thai Airways zaczęli sprawdzać ich wymiary. - Zostałyśmy totalnie upokorzone przed pozostałymi pasażerami - powiedziała Huahana Iripa w rozmowie z "New Zealand Herald".
Dlaczego samoloty się spóźniają? To nie zawsze wina pogody:
Zaraz po tym pracownicy zaczęli rozmawiać przy kobietach w swoim ojczystym języku, co uniemożliwiło zrozumienie tego, co mówią. - Patrzyli na nas, jakbyśmy popełniły przestępstwo - wyznała Huahana.
Po jakimś czasie jeden z członków załogi podszedł do kobiet i powiedział im, że są zbyt duże, by zajmować miejsca w klasie biznes. - Nigdy nie zostałam w taki sposób potraktowana z powodu mojej wagi - powiedziała Huahana.
Ostatecznie kobietom zwrócono całkowity koszt biletów. To 2650 dolarów nowozelandzkich, czyli około 6730 złotych. Linia wytłumaczyła się także z zachowania swoich pracowników.
Jak wyjaśnił rzecznik prasowy Thai Airways w rozmowie z "New Zealand Herald", siedzenia w biznes klasie w Dreamlinerze 787-900, posiadają pasy bezpieczeństwa z poduszkami powietrznymi. Przez to nie można ich wydłużyć. Dlatego osoby ze znaczną nadwagą nie powinny zajmować foteli w tym miejscu.
Tłumaczenie przedstawicieli linii nie do końca jednak przekonało pokrzywdzone pasażerki. Ich zdaniem informacja o tego typu ograniczeniach powinna pojawiać się już w czasie rezerwacji biletu. Dzięki temu można by było uniknąć niezręcznych sytuacji.
Może cię także zainteresować: Krzysztof Ibisz kupił kawę na lotnisku. Fanów oburzyła jej cena >>