Turystyka w Czarnobylu 33 lata po wybuchu elektrowni kwitnie. "Byliśmy tam poza sezonem, a ludzi nie brakowało"

- Osoby młode traktują to miejsce jako ciekawostkę, którą znają jedynie z opowieści, filmów i książek. Pewnie dlatego nie boją się tam jeździć - zauważa nasz rozmówca, który niedawno spędził dwa dni w czarnobylskiej zonie.
Zobacz wideo

Wybuch w elektrowni atomowej w Czarnobylu 26 kwietnia 1986 roku doprowadził do ewakuacji okolicznych miejscowości. Największą z nich była licząca ponad 50 tysięcy mieszkańców Prypeć. Miasto to powstało na początku lat 70. ubiegłego stulecia i miało być domem dla pracowników nowej elektrowni oraz ich rodzin. 

Zona dla zwiedzających

Badania organizacji, takich jak Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (MAEA) czy Komitet Naukowy ONZ ds. Skutków Promieniowania Atomowego (UNSCEAR), dowodzą, że w ostatnich latach promieniowanie na ewakuowanych terenach nie stwarza już zagrożenia dla naszego zdrowia. Co więcej, często jest ono nawet mniejsze niż w wielu innych rejonach świata zamieszkiwanych przez ludzi. 

W związku z tymi doniesieniami w 2011 roku władze Ukrainy zniosły ograniczenia związane ze zwiedzaniem rejonów elektrowni. To otworzyło możliwość organizacji wycieczek w miejsce niegdyś niedostępne. Obecnie w swojej ofercie posiada je wiele biur podróży m.in. z Polski i z Ukrainy.

 

"Oficjalnie nie ma tam turystów"

Od 2011 roku czarnobylska zona staje się coraz popularniejszą atrakcją turystyczną. Chociaż, jak zauważają Robert i Staszek, którzy niedawno wrócili z wyprawy w rejony słynnej elektrowni, nie jest to dobre określenie. - Oficjalnie w zonie nie ma turystów. My też nimi nie byliśmy. Nasz pobyt został odnotowany jako wyjazd naukowo badawczy - zaznaczają.

W ciągu dwóch dni nasi rozmówcy odwiedzili Prypeć, Czarnobyl oraz Czarnobyl 2 (to byłe miasteczko garnizonowe jednostki wojskowej, która była odpowiedzialna za instalację radzieckiego radaru pozahoryzontalnego Duga). - Byliśmy tam poza sezonem, a ludzi nie brakowało. Przewodniczka mówiła, że latem są tam wręcz tłumy zwiedzających - mówi Staszek. 

W zonie można także przenocować. Robert i Staszek nocowali w czarnobylskim hostelu, który wyglądał jak budynek sprzed trzydziestu lat. - Nawet jedzenie było utrzymane w klimacie tamtej epoki - zauważa Staszek. - Wszystkie miejsca, w których zatrzymują się turyści, tak wyglądają. To w sumie mnie nie dziwi, bo nowoczesne budynki psułyby klimat tego miejsca.

"Osoby młode traktują to miejsce jako ciekawostkę" 

Na Staszku w trakcie tej wyprawy największe wrażenie zrobiło to, że przeniósł się do świata, który już nie istnieje. - Czas zatrzymał się tam w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku - zauważa.

Jak zaznacza nasz rozmówca, jego wyjazd większe wrażenie wywiera na osobach starszych niż na młodych. - Ci pierwsi, gdy słyszą o wycieczce do Czarnobyla, od razu zadają pytania na temat bezpieczeństwa, czuć w ich głosie zdziwienie, a nawet przerażenie. Z kolei osoby młode traktują to miejsce jako ciekawostkę, którą znają jedynie z opowieści, filmów i książek. Pewnie dlatego nie boją się tam jeździć - zauważa Staszek. 

 

"Odczyty wahały się od 25 do 100 jednostek na godzinę"

Przed wyjazdem żona Roberta nie kryła obaw o jego zdrowie. On jednak, po lekturze wielu artykułów na ten temat, był spokojniejszy. - Do pomiarów otrzymaliśmy dwa dozymetry na siedmioosobową grupę. Urządzenia te wskazują promieniowanie w jednostkach µSv na godzinę [µSv to inaczej mikrosiwerty, które obrazują narażenie całego ciała na promieniowanie - przyp. red.]. Typowy odczyt dla Warszawy to 0,20. Tyle samo wynosi on zazwyczaj na terenie Czarnobyla. W Prypeci jest trochę gorzej - wynik waha się między 0,5 a 3,0 µSv na godzinę - wyjaśnia Robert. 

- Przewodnicy informowali nas, gdzie znajdują się "hot spoty", czyli miejsca z największym promieniowaniem. Odczyty wahały się w nich od 25 do 100 jednostek na godzinę. Były to jednak niewielkie obszary lub obiekty, takie jak na przykład łyżka koparki - dodaje Robert. 

Zwiedzających zonę obowiązują też pewne zasady bezpieczeństwa. - Z tego, co pamiętam, nie można tam wchodzić do budynków. Tego zakazu jednak wielu zwiedzających nie przestrzega - mówi Staszek. - Istnieje też wymóg, by mieć na sobie ubrania, które odsłaniają jedynie twarz i ręce - dodaje Robert. 

"To bardzo potężny przekaz"

Ostatnim etapem wyprawy była wizyta w muzeum Czarnobyla w Kijowie. - Wielkie wrażenie zrobił na mnie cytat uwieczniony na jednej ze ścian: "Kto raz zobaczył Prypeć po katastrofie, będzie żył tak, aby nie zostawiać po sobie martwych miast" - wspomina Robert.

- Drugą wyjątkową rzeczą były wywieszone na ścianach przy wejściu do muzeum tabliczki z nazwami miast i wsi, które wysiedlono po katastrofie. Gdy opuszczamy budynek, widzimy je ponownie z drugiej strony. Wówczas wszystkie są przekreślone. To moim zdaniem bardzo potężny przekaz - podsumowuje nasz rozmówca.

 

Białoruś otwiera się na turystów

Strefa zamknięta wokół elektrowni czarnobylskiej dzieli się na dwie części. Pierwsza leży na Ukrainie, z kolei druga na Białorusi. O ile ta ukraińska jest od jakiegoś czasu otwarta dla zwiedzających, o tyle białoruska przez kilkadziesiąt lat była całkowicie odcięta od świata.

Po awarii w 1986 roku to na Białoruską Socjalistyczną Republikę Radziecką spadła największa ilość radioaktywnych pyłów. Przez to skażone zostało ponad 23 procent terytorium tego państwa. Z licznych miasteczek i wiosek wysiedlono ponad 22 tysięcy mieszkańców. 

Na terenach najbardziej skażonych stworzono Poleski Państwowy Rezerwatu Radiacyjno-Ekologiczny. Co ciekawe, od niedawna tereny te zostały otwarte dla zwiedzających. Na obszarze tym stworzono nawet trasy spacerowe, które mają być jak bezpieczne dla zdrowia turystów.

Na razie trudno jednak przewidzieć, czy białoruska strefa będzie cieszyła się taką popularnością, jak ta po stronie ukraińskiej. Miejsce to może być na pewno ciekawe dla osób interesujących się przyrodą. Na obszarze Poleskiego Państwowego Rezerwatu Radiacyjno-Ekologicznego występuje wiele gatunków zwierząt i ptaków z Czerwonej Księgi Białorusi, które w innych rejonach są zagrożone wyginięciem. 

Zobacz także:

 
Więcej o: