Pasażerowie linii British Airways, którzy podróżowali z Singapuru do Londynu, przeżyli bardzo stresujące zdarzenie. Zdaniem wielu z nich był to "lot z piekła rodem". Zaledwie dwie godziny po starcie samolotu (cała podróż zajmuje ponad 13 godzin) na całym pokładzie zgasły światła oraz ekrany multimedialne. Krótko po tym na pasażerów spadły maski tlenowe i rozległ się komunikat nakazujący ich nałożenie.
Jak łatwo się domyślić, niespodziewane wydarzenie wywołało panikę wśród pasażerów. Przez kilka minut nie mieli oni pojęcia, co tak właściwie się dzieje. Dopiero po jakimś czasie załoga ogłosiła, że pasażerowie powinni zignorować poprzedni komunikat, ponieważ zdarzenie wywołała niegroźna usterka techniczna. Nie pojawiły się jednak żadne szczegółowe wyjaśnienia. To zmobilizowało pasażerów do nagłośnienia sprawy w mediach.
Przyczyna problemu była dosyć banalna. Mechanizm został uruchomiony przez pilota, który przez pomyłkę wcisnął niewłaściwy przycisk. O tym jednak nie poinformowano w trakcie lotu. Jeden z pasażerów samolotu, 24-letni Mitchell Webb, wyznał, że większa część podróży była dla niego przerażająca.
To był straszny lot, nawet po tym, gdy poinformowano nas, że wszystko jest już w porządku. Przez cały czas zastanawiałem się, co może jeszcze pójść nie tak, mimo że nie minęło sporo czasu od startu. Przez dalszą część podróży nie otrzymaliśmy żadnych wyjaśnień dotyczących tego, co naprawdę było przyczyną tego zdarzenia
- powiedział w rozmowie z "Evening Standard".
Pasażerowie samolotu nie zostali przeproszeni za zaistniałą sytuację w trakcie lotu. Dopiero jakiś czas po wylądowaniu otrzymali specjalne e-maile od linii lotniczej z wyjaśnieniami i przeprosinami.
Zobacz także: