Cuore verde, czyli "zielone serce", zapewne dlatego, że Umbria leży w samym środku Półwyspu Apenińskiego i w żadnym innym regionie nie ma tylu lasów. Żeby to stwierdzić, wystarczy spojrzeć na mapę. Żeby się przekonać, że jest zielona, nie trzeba wysiadać z samochodu.
Zostawmy bedekery, zostawmy utarte szlaki. Pójdźmy własną drogą, która dla autora nie może być niczym innym, jak ścieżką własnej pamięci. Pewnie, że idąc z nim, można się zgubić, ale co tam - zagubienie to o wiele lepsza przygoda niż natykanie się co chwila na zdanie "Umbria jest zielonym sercem Włoch". Z zagubienia powstała przecież "Boska komedia"...
No właśnie, skoro o Dantem się zgadało, warto przypomnieć, że nie mówił on o Umbrii "zielone serce", lecz Orient - Wschód. Dlaczego? Bo tu właśnie "wzeszło słońce człowieczego rodu". A dokładnie w Asyżu. I bez wiedzy o nim nie da się Umbrii ani oglądać, ani zrozumieć. Słońcem tym był, rzecz jasna, święty Franciszek.
Choć żył 800 lat temu, jest wciąż żywym mitem, a w fascynacji jego legendą spotykają się wierzący i ateiści, przedstawiciele różnych religii i kultur, wyrafinowani intelektualiści i weekendowi pielgrzymi. Za patrona mieli go hipisi, prekursora widzą w nim ekolodzy, do wizji pokojowego współistnienia zaanektowali go komuniści, których doroczne marsze kończyły się w latach 70. odczytaniem listu Breżniewa u stóp klasztoru w Asyżu. Żeby zdać sobie sprawę, jak różny jego obraz można nosić w wyobraźni, wystarczy zestawić najbardziej znane filmy: "Franciszek, kuglarz Boży" Roberta Rosselliniego, "Brat słońce, siostra księżyc" Franca Zeffirellego i "Ja, Franciszek" Liliany Cavani. Prócz imienia bohatera niewiele je łączy: Franciszek Rosselliniego to ucieleśnienie ewangelicznej prostoty, u Zeffirellego to ekstatyczny pięknoduch, a u Cavani - poskramiacz pozorów, intelektualista konfrontujący wizerunek świata z jego istotą i przeznaczeniem.
Przekazy dzielą jego biografię na dwa okresy - przed nawróceniem i po nim. Urodził się w 1181 albo 1182 r. Przeznaczony przez ojca do kupiectwa wymyka się jego kontroli, by zostać rycerzem. Ma zresztą skłonność do kultywowania rycerskich cnót - jest hojny, uprzejmy, łatwo poddaje się uczuciowym porywom i urokowi poezji. W średniowiecznych Włoszech okazji do niebezpiecznej zabawy w rycerza jest wiele. Jako dwudziestolatek bierze udział w bitwie między Asyżem a Perugią i trafia na rok do niewoli. Wtedy rozpoczyna się pięcioletni okres przemian, które poprzez chorobę poprowadzą Franciszka do nawrócenia. Jego konwersję znaczą spektakularne wydarzenia: publicznie wyrzeka się ojca, pod wpływem słów Ukrzyżowanego odbudowuje w pojedynkę kościółek świętego Damiana, składa pocałunek trędowatemu, okrywa ubogiego rycerza swoim płaszczem. Nawrócenie staje się posłannictwem w 1208 r., w chwili gdy sam Bóg poprzez fragment Ewangelii św. Mateusza ("Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie!") wskazuje mu drogę apostolstwa - Franciszek przyjmuje to zadanie pod skarpą (na której dziś stoi bazylika) w Asyżu, w Porcjunkuli, na ubogim skrawku, który staje się jego najukochańszym miejscem na ziemi.
Drugą część życia wypełnia mu naśladowanie Chrystusa. Zdobywa uczniów, których - wzorem Jezusa - ma na początku 12. Skoro są uczniowie, jest i wspólnota braci, którzy będą się nazywać "mniejszymi", czyli bardziej pokornymi i skromniejszymi od innych ludzi i stworzeń. Jedyną regułą jest dosłowne, bezwarunkowe stosowanie ewangelicznej nauki miłości, pokoju, ubóstwa i prawdy. Jednak oddziaływanie Biedaczyny z Asyżu jest tak wielkie, że miejscowy biskup nalega przynajmniej na akt posłuszeństwa wobec Kościoła (w owych czasach nietrudno o oskarżenie o herezję). Franciszek rusza z braćmi do Rzymu, wygłasza przed papieżem Innocentym III ukochane fragmenty Ewangelii i otrzymuje błogosławieństwo. Umocniony papieskim pozwoleniem pielgrzymuje, posyła uczniów z misjami, liczba jego naśladowców rośnie. Wśród nich jest młoda szlachcianka, która w 1212 r. ucieka z domu, żeby żyć na wzór Biedaczyny, i niebawem zakłada wspólnotę Ubogich Pań do dziś - od imienia Klara - nazywanych klaryskami.
Franciszek ciągle wędruje. Żyje najsurowiej, jak to możliwe. Kiedy odczuwa cielesną pokusę, rozbiera się i lepi bałwana; kiedy pytają go, czy w Boże Narodzenie należy pościć, mówi, że w dzień tak wielkiej radości trzeba nacierać tłuszczem nawet ściany domów, żeby psy mogły je lizać. Franciszkanin Tomasz z Celano, który znał świętego i napisał jego biografię, przedstawia "wielką miłość Franciszka do biednych; do wszystkich istnień; do robaków i pszczół, do zbóż, winnic, kwiatów, lasów, kamieni, do czterech żywiołów"*.
W 1223 r. urządza w umbryjskim Greccio pierwszą historycznie potwierdzoną szopkę świata, której kształt przetrwa w naszej tradycji do dziś: taką z siankiem, zwierzętami i pastuszkami. Czyni cuda - uzdrawia, wypędza demony, ożywia lalkę, która w żłóbku przedstawia nowo narodzonego Jezuska. Jego sława jest coraz większa, w miastach, do których się zbliża, wznosi się okrzyk Ecco il Santo! - "Oto święty!".
Wciąż jednak dręczy go obawa o wspólnotę. Dotyczy to zarówno postępowania braci, którym żebracze ubóstwo wydaje się przesadą, jak i reguły zakonnej, dla której nie ma pisemnego uznania. Kiedy w 1223 r. dokument zostaje ostatecznie zatwierdzony, przychodzi - jak pisze Jacques Le Goff - "uspokojenie, gdzie następują po sobie i łączą ze sobą epizody ogromnej miłości i wzniosłego cierpienia". Długo pości i modli się w odosobnieniu. W 1224 r. pojawiają się krwawe stygmaty, czyli ślady ukrzyżowania na rękach, nogach i boku. Wszyscy odbierają to jako znak, że sam Chrystus uznał go za swojego doskonałego naśladowcę. Niedługo potem zapada na zdrowiu, niemal traci wzrok. W chorobie i cierpieniu układa "Pieśń Słoneczną" (nazywaną również "Pochwałą Stworzeń") - radosny utwór wyrażający Bożą harmonię natury. "Pieśń" jest zarazem pierwszym wierszem napisanym w języku włoskim, więc Franciszek to pierwszy włoski poeta. Zobaczmy, jak wielki, jak autentyczny i jak bardzo współczesny:
(...) Pochwalony bądź, mój Panie, z każdym Twoim stworzeniem,
zwłaszcza z panem Słońcem, bratem,
który jest światłem i który dzień rozsnuwa nad światem.
A on jest piękny i w krąg rozsiewa promienie:
o Tobie, Najwyższy, daje wyobrażenie.
Pochwalony bądź, mój Panie, z gwiazdami i z bratem Księżycem:
w Twoich dłoniach są jasne, cenne i piękne nad ziemi obliczem.
I jeszcze przez brata Wiatr bądź pochwalony, mój Panie,
przez powietrze, przez chmurną, łagodną i wszelką pogodę,
przez którą Swoim stworzeniom dajesz utrzymanie.
Pochwalony bądź, mój Panie, przez siostrę Wodę,
która jest potrzebna, pokorna, cenna i wspaniała.
Przez brata Ogień, mój Panie, niech Ci będzie chwała,
przez który świecisz nam w nocy:
jest piękny i krzepki, pełen radości i mocy.
Pochwalony bądź, mój Panie, przez naszą rodzicielkę
siostrę Ziemię, żywicielkę i pocieszycielkę,
która ofiarowuje nam barwne kwiaty, trawy i owoce.
Pochwalony bądź, mój Panie, przez tych, którzy dla Twojej miłości
przebaczają i sami znoszą wszelkie słabości.
Błogosławieni, którzy w ciszy znoszą udręki,
albowiem koronę przyjmą z Twojej ręki.
Przez naszą siostrę Śmierć cielesną bądź pochwalony, mój Boże,
przed którą żaden żywy człowiek uciec nie może (...)
Jest w tej pieśni cała pokora i całe piękno Umbrii. Jest przewodnik po jej istotnych wartościach i miejscach, obcych pysznemu Lacjum i jeszcze pyszniejszej Toskanii...
Franciszek umiera w 1226 r. w Porcjunkuli, zasłuchany w Mękę Pańską z Ewangelii św. Jana, leżąc na włosiennicy posypanej popiołem. Niecałe dwa lata po śmierci Grzegorz IX ogłasza go świętym.
Po co tyle wiedzieć o świętym Franciszku? To proste. Bo nie znając go, nie odczytamy największego dzieła malarskiego Umbrii, jakim jest cykl genialnego Giotta z bazyliki w Asyżu. Bo kiedy w 1980 r. po raz pierwszy pojechałem do Umbrii, stary profesor liceum z Terni zabrał mnie nie do Perugii, Orvieto czy Spoleto, lecz do maleńkiej pustelni niedaleko Narni nazywanej Speco. Najpierw długo jechaliśmy samochodem terenowym, potem szliśmy krętą górską ścieżką, wreszcie stanęliśmy przed furtą niewielkiego kamiennego klasztoru. Po chwili wyszedł stareńki padre Pacifico i wyprowadził nas na wirydarz okolony niewysokim murkiem nad przepaścią. - Chodźcie, idzie burza - powiedział. Stanęliśmy przy murku, nad głową mieliśmy ołowiane chmury, pod stopami osłonecznioną jeszcze kotlinę Terni. Po chwili walnęło i zaszumiało gęstym deszczem. To wszystko rozgrywało się przed nami, a my trwaliśmy w nieruchomym, pogodnym powietrzu klasztoru, wyniesionym poza kataklizm jak gniazdo jakiegoś świętego ptaka. Patrzyliśmy na deszcz, który gasił słońce rozlane na ziemi, na słońce, które spijało deszcz z liści, na błyskawice, które przeszywały całą przestrzeń przed nami. I nagle zza pleców usłyszeliśmy wesoły, młodzieńczy śpiew padre Pacifico:
Pochwalony bądź, mój Panie, z każdym Twoim stworzeniem,
zwłaszcza z panem Słońcem, bratem,
który jest światłem i który dzień rozsnuwa nad światem...
- Oto jest sprawiedliwość - powiedział na koniec zakonnik. I chyba miał na myśli zjednoczone siły przyrody, które walczą ze sobą, nie wykluczając się nawzajem, miejsce każdego żywiołu we wszystkim, a także perspektywę, z jakiej patrzyliśmy na widowisko. Perspektywę Boga, dla którego wszystko jest równe, samoistne i potrzebne innym.
I słysząc te słowa, zrozumiałem raz na zawsze, czym jest Umbria - miejscem bliżej Boga.
Kilka lat później umbryjski przyjaciel Egidio pokazał mi wodospad Cascata delle Marmore. Ogromny, oszałamiający. Lecz w drodze powrotnej jeszcze bardziej oszołomiło mnie miasteczko Ferentillo, w którym zatrzymaliśmy się na obiad. A w nim szczególne wrażenie wywarł na mnie pewien cmentarz czy krypta pełna zwłok zmumifikowanych dzięki specyficznym właściwościom tutejszej gleby.
Potem podobne rzeczy miałem widzieć w Palermo i w Rzymie, ale ta była pierwsza. Ponad wysuszonymi zwłokami widniał napis: Io fui quel che tu sei, tu sarai quel che io sono... Czyli: "Ja byłem tym, kim jesteś, ty będziesz tym, kim jestem. Pomyśl, śmiertelniku, że taki jest twój koniec i pomyśl, że nastąpi on bardzo szybko".
Minęło dwadzieścia lat od tamtej wizyty i nic... Żyję. Ważne, że dowiedziałem się wtedy, iż w Ferentillo, zresztą nie tylko tam, nad zwłokami zmarłych odgrywano w czasach Franciszka dramaty o kłótni ciała z duszą. A raczej o drwinach duszy z ciała, które leży oto w całym swoim gromadzonym przez życie bogactwie.
I to też jest Umbria - nieelegancka, brutalna, dosadna...
Kiedy mowa o dramacie, musimy wspomnieć autora największego włoskiego dramatu wszech czasów - Iacopona da Todi, umbryjskiego franciszkanina, który zmarł w 1306 r. "Lament Matki pod krzyżem" to arcydzieło języka "włoskopodobnego", którego łacińskim odpowiednikiem jest powszechnie znane "Stabat Mater" tego samego Iacopona zresztą.
W 1981 r. Jan Paweł II pojechał do Todi, uklęknął na jego grobie i pomodlił się słowami jego dramatu. I już nazajutrz zadzwonił do mnie znany specjalista od Iacopona, by donieść, iż Papież zacytował poetę z wadliwego wydania z 1953 r., zamiast przytoczyć go z edycji nowej, komentowanej i krytycznej.
I ta rozczulająca małostkowość to również jest Umbria.
I żeby zatoczyć możliwie najszerszy łuk, by pokazać, jak skrajnie różna jest Umbria, opowiem jeszcze o innym poecie. Otóż jechałem kiedyś do Perugii na kurs włoskiego w jednym przedziale z parą młodych Włochów. Kiedy wysiedli na którejś z wcześniejszych stacji, okazało się, że zostawili książkę. Otworzyłem - Sandro Penna, "Poesie". Przeczytałem i mnie olśniło. Pochłaniałem wiersz za wierszem, wreszcie spojrzałem na notę: "Sandro Penna, urodzony w Perugii, mieszkał na via Vermiglioli".
Wysiadam w Perugii. Idę do sekretariatu uniwersytetu, oglądam oferty wynajmu, jest i via Vermiglioli. Pędzę, pytam gospodyni, czy nie mieszkał tu w pobliżu niejaki Penna. - Mieszkał. Może pan wynająć jego pokój.
I tak przez dwa miesiące mieszkałem w pokoju nieżyjącego już Penny, który okazał się jednym z najgenialniejszych poetów XX wieku, a dla wielu bezsprzecznie najgenialniejszym. I którego zbiór wierszy przełożyłem kilka lat później i wydałem. Co mnie zachwyciło w tych wierszach? Ano popatrzcie:
Świat, który widzicie w łańcuchach,
jest cały utkany z głębokich harmonii.
albo:
Kochałem wszystko na świecie, a miałem
tylko biały notatnik w promieniach słońca.
A wreszcie wiersz nad wiersze, nad Safonę i Rilkego:
Miłości,
szczęśliwa hańbo!
Niezłe, nie? "Szczęśliwa hańba...". Chcesz tego, ale cię to upadla. Upadla cię, ale nigdy byś się nie wyrzekł...
I to również jest Umbria.
Po resztę - Gubbio, Spoleto, jezioro Trasimeno i Bóg wie, co jeszcze, zajrzyjcie do przewodników. Po Orvieto - do "Barbarzyńcy w ogrodzie" Zbigniewa Herberta. Warto, bo są to miejsca naprawdę piękne. Tyle tylko, że ich piękno trzeba koniecznie sprawdzić na własnej skórze.
* Tłum. o. Cecylian T. Niezgoda; inne cytaty w tłumaczeniu autora
http://www.bellaumbria.net - informacje użyteczne dla podróżujących po Umbrii
http://www.umbriatravel.com - ciekawe miejscowości
http://www.umbriaonline.com - aktualności, rozrywka, kultura, wydarzenia w miasteczkach regionu
http://www.meravigliosaumbria.com - kultura, sport, kuchnia