Radioaktywny uran został znaleziony na terenie muzeum w Parku Narodowym Wielkiego Kanionu. Jak podaje serwis Science Alert, pierwsze informacje o tym, że mogą tam być radioaktywne substancje, pojawiły się w marcu 2018 roku, kiedy syn jednego z pracowników testował na terenie muzeum licznik Geigera (wykrywający promieniowanie). W jednym z miejsc wskaźniki urządzenia gwałtownie podskoczyły. Pracownicy mieli wówczas przenieść wiadra z uranem w inne miejsce w budynku, ale poza tym nie podjęto żadnych działań.
Dopiero w czerwcu 2018 roku o trzech 19-litrowych pojemnikach z promieniotwórczym pierwiastkiem dowiedział się Elston "Swede" Stephenson, pracownik parku narodowego odpowiedzialny za zapewnienie bezpieczeństwa i dbanie o zdrowie na jego terenie. Mężczyzna powiedział CNN, że swoje znalezisko natychmiast zgłosił służbom parku, które zajmują się kontrolowaniem promieniowania na jego obszarze.
Z raportu przedstawionego przez służby wynika, że pracownik, który 14 czerwca odpowiedział na zgłoszenie Stephensona, po przeprowadzeniu testów uznał, że w pobliżu wiader z uranem promieniowanie było podwyższone, ale w pozostałych miejscach pozostawało w normie. Według raportu służby zdecydowały o usunięciu pojemników 18 czerwca i pozbyciu się ich zawartości w pobliskiej kopalni uranu.
Stephenson w rozmowie z CNN twierdzi, że pracownicy, którzy przenosili uran, nie byli do tego odpowiednio przygotowani. Mieli to robić m.in. w zwykłych rękawicach ogrodowych. Mężczyzna o całej sprawie powiadomił Służbę Parków Narodowych (National Park Service), czyli biuro, które jest częścią Departamentu Zasobów Wewnętrznych Stanów Zjednoczonych. Jego zadaniem jest dbanie o zasoby naturalne i historyczne kraju, w tym między innymi o parki narodowe. Stephenson chciał, aby NPS poinformowało pracowników i opinię publiczną o możliwym narażeniu na kontakt z promieniotwórczym uranem. Zagraniczne media podają, że wiadra z pierwiastkiem mogły znajdować się na terenie parku nawet przez ponad 20 lat.
Elston "Swede" Stephenson twierdzi jednak, że jego próby przekonania NPS do ujawnienia sprawy były konsekwentnie ignorowane. Mężczyzna w listopadzie 2018 roku złożył więc skargę do Agencji Bezpieczeństwa i Higieny Pracy (Occupational Safety and Health Administration). Agencja zajmuje się m.in. zapewnianiem bezpiecznych i zdrowych warunków pracy.
OSHA odpowiedziała na zażalenie Stephensona i przeprowadziła inspekcję na terenie muzeum. Wówczas okazało się, że po umieszczaniu zawartości w kopalni, puste wiadra zostały z powrotem przeniesione na teren parku. Rzecznik prasowy organizacji, Leo Key, w rozmowie z CNN potwierdził, że OSHA wciąż prowadzi dochodzenie w tej sprawie.
Dlaczego jednak dopiero teraz zrobiło się o niej głośno? Zniecierpliwiony Elston Stephenson postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i sam poinformować pracowników Parku Narodowego Wielkiego Kanionu, że mogli być narażeni na promieniowanie. Rozesłał do nich maila, którego treść cytuje wiele amerykańskich mediów:
Jeśli byłeś w Museum Collections Building (budynek 2C) pomiędzy rokiem 2000 a 18 czerwca 2018 roku, byłeś wystawiony na promieniowanie. Proszę, zrozum, nie oznacza to, że jesteś w jakiś sposób skażony lub narażony na problemy zdrowotne. Chodzi tylko o to, że przebywałeś w pobliżu uranu i prawo nakazuje, aby cię o tym poinformować
- napisał.
Aktualnie toczy się wspólne dochodzenie Służby Parków Narodowych, Agencji Bezpieczeństwa i Higieny Pracy oraz Departamentu Zdrowia Arizony. Prace nadzoruje wspomniany wcześniej Departament Zasobów Wewnętrznych USA. W przesłanym do CNN oświadczeniu przedstawiciele departamentu twierdzą, że obecnie nie ma zagrożenia dla turystów i pracowników parku.
Uran występuje naturalnie w skałach Wielkiego Kanionu, a niedawno przeprowadzone badania na terenie muzeum wykazały, że promieniowanie w tym miejscu jest na poziomie tła - co oznacza ilość zawsze obecną w środowisku naturalnym - i poniżej poziomów, które mogłyby powodować zagrożenie zdrowia i bezpieczeństwa publicznego.
W podobnym tonie wypowiadają się przedstawiciele Służby Parków Narodowych, którzy zapewniają, że obecnie nie można mówić o żadnym ryzyku. Te zapewnienia nie przekonują jednak Stephensona, który zwraca uwagę, że tuż obok pojemników codziennie zatrzymywały się wycieczki szkolne, aby posłuchać wykładów, w ich pobliżu przebywali też codziennie pracownicy.
Służba Parków Narodowych przekonuje, że dba o zdrowie i bezpieczeństwo pracowników oraz odwiedzających i jeśli tylko pojawią się nowe informacje, będzie o nich powiadamiać na bieżąco.