"Sprzedałam mieszkanie, pożegnałam się z rodziną i przyjaciółmi i zaczęłam nowe życie na kole podbiegunowym" - pisze fotografka Britt Marie Bye na portalu BoredPanda.
Kobieta kilka lat temu przeniosła się z Oslo na południu Norwegii do Harstad na dalekiej północy kraju. Po przeprowadzce zajęła się fotografowaniem opuszczonych i zapomnianych miejsc. A konkretnie domów, które stoją na zupełnym odludziu, a jednocześnie na terenach tak pięknych, że chciałoby się rzucić wszystko i tam zamieszkać. Zupełnie jak Britt. Jej zdjęcia możecie zobaczyć na Instagramie bybrittm, który prowadzi, oraz fanpage'u Britt Marie Bye Photography.
Porzucone domy, z powybijanymi szybami, ścianami nadgryzionymi zębem czasu i dachami porośniętymi mchem idealnie sprawdziłyby się na planie filmowym - jako sceneria dla horrorów i kryminałów. Miejsca, w których stoją, dodatkowo potęgują to wrażenie - opustoszałe budynki otoczone są drzewami, stoją na rozległych łąkach, wzgórzach lub na wybrzeżu, z którego rozciągają się wspaniałe widoki.
Wyobrażam sobie, że jakiś pisarz lub artysta mogą tu mieszkać
- brzmiał jeden z komentarzy pod zdjęciem budynków.
Nie wszystkie domy, które fotografuje Britt, są jednak opuszczone. Mogą się takie wydawać na pierwszy rzut oka, ale gdy dokładniej przyjrzeć się zdjęciom, w oknach widać czyste firanki i przedmioty, które stoją na parapecie. Mimo to poczucie odizolowania, które bije ze zdjęć, przyprawia niekiedy o dreszcze.
Fotografka nie ogranicza się jednak tylko do uwieczniania budynków z zewnątrz. Na swoim Instagramie publikuje również zdjęcia wnętrz. Przedstawiają one zazwyczaj zaaranżowane przez Britt sceny i często opatrzone są wymownymi komentarzami:
Jestem kolekcją niekompletnych początków.
Co skłoniło kobietę do przeprowadzki? Przyznaje, że dużą rolę odegrały krajobrazy. "Tak wiele czasu spędzałam na północy, że w końcu zakochałam się w nieprzewidywalnej pogodzie, spektakularnych widokach, intensywnym i stale zmieniającym się świetle, cieple, którym obdarzali mnie ludzie i niekończących się możliwościach" - tłumaczy.
Przyzwyczajenie się do nowego środowiska nie było jednak łatwe, a szczególnie uciążliwy dla fotografki okazał się śnieg. "Śnieg w czerwcu, śnieg we wrześniu, śnieg właściwie o każdej porze roku" - pisze. Ale od razu dodaje, że możliwość sfotografowania opuszczonych domów i podzielenia się ich historiami z innymi sprawia, że nie żałuje tej decyzji.
Jednym z takich budynków jest tzw. Dom Petry. Został tak nazwany po kobiecie, która go zamieszkiwała. W środku wciąż znajduje się wiele rzeczy osobistych jego mieszkanki, stoi stare pianino, a na ścianach wiszą zdjęcia.
Warto dodać, że Britt nie ogranicza się do fotografowania tylko w Norwegii. Zdjęcia robi również między innymi w Szwecji.