Tak chyba jest w mojej ukochanej Puszczy Białowieskiej, która ocalała dzięki królom, carom, zapałowi kilku pokoleń przyrodników oraz szczęśliwemu zrządzeniu losu. Dzisiaj jest ostatnim pierwotnym lasem na europejskim niżu. Takich ostępów, jak tu, nie ma nigdzie. A spotkać można żubry, wilki, rysie, borsuki, jelenie... Na ptasiarzy (czyli miłośników ptaków) czekają niezwykle już rzadkie dzięcioły białogrzbiete, dzięcioły trójpalczaste, sóweczki i włochatki. Są turyści, który za takie atrakcje zapłacą, i to sporo. Ale łatwo ich przepłoszyć za pomocą innego gatunku, który trudno nazwać turystą. Ci lubią hałaśliwe, zakrapiane imprezy przy ognisku, jazdę samochodem po lesie i tym podobne głupoty. Niestety, samorządy w Puszczy Białowieskiej właśnie na nich postawiły. Zaczęło się od tego, że kilka dróg leśnych otwarto dla samochodów. Początkowo miały służyć tylko miejscowym, teraz może po nich jeździć każdy. Traf chciał, że są to świetne drogi do jazdy konnej, bryczką albo na rowerze. Ale kto będzie chciał jeździć na rowerze lub konno, ryzykując spotkanie z samochodem pędzącym na wąskiej drodze?
Kolejnym, zupełnie nowym pomysłem na "wypromowanie" Puszczy jest "turystyczne" przejście graniczne z Białorusią. Problem w tym, że nie będzie to przejście, jakie mamy np. ze Słowacją, gdzie jest co najwyżej budka ze strażnikiem. Bo najpierw trzeba zdobyć wizę (najbliższy konsulat jest w Białymstoku, półtorej godziny jazdy samochodem w jedną stronę), potem trzeba na nią poczekać kilka dni. Nie ma też co liczyć na swobodne łażenie po lesie, bo po tamtej stronie można udać się tylko w zorganizowanej grupie z wizytą do Dziadka Mroza (prezydent Łukaszenko wymyślił, że skoro Finowie mają Mikołaja za kołem polarnym, to Białoruś nie może być gorsza) lub oglądać smutne zwierzaki zamknięte w klatkach. Za możliwość zobaczenia tych wątpliwych atrakcji Puszcza po polskiej stronie ma zapłacić wycięciem kawału pięknego lasu pod terminal graniczny i zapewne w przyszłości kolejną wycinką na poszerzenie drogi do przejścia. Nie mówiąc o takich "atrakcjach", jak jeszcze większy ruch samochodowy przez środek lasu, tanie papierosy i alkohol, którym nieodłącznie towarzyszy przestępczość, i góry śmieci. Jeszcze kilka takich pomysłów, a z wrażliwym turystą, który przyjeżdża tu, bo słyszał o ostatnim pierwotnym lesie Europy, będziemy mogli się pożegnać (z jego pieniędzmi też). A o tym, ile straci przyroda, nawet nie wspomnę.