Przewodnik górski: widuję ludzi w adidasach zimą na oblodzonych szlakach, raz na Śnieżce kobietę w szpilkach

Coraz częściej słyszy się o lekkomyślnych turystach, którzy zimą idą w góry. Zwykle w Tatry, ale wiele osób zapomina, że inne pasma również są niebezpieczne. - Często na szlaku opowiadam historię turysty, który gonił za kapeluszem strąconym przez wiatr. Zawisł nad przepaścią, a dwóch ratowników chciało mu pomóc i w nią spadło - mówi nam Dawid Jakusiewicz, przewodnik górski sudecki.

Aleksandra Podgórska: Często spotykał się pan z turystami zupełnie nieprzygotowanymi na wyjście w góry?

Dawid Jakusiewicz: Często zdarzało się, że dzieci przychodziły na wycieczkę w trampkach albo w rozpadających się już po kilku kilometrach balerinach. Nie jest to obuwie nadające się na strome, kamieniste szlaki, których w Karkonoszach nie brakuje. Chodzenie po górach w takich butach może doprowadzić do obtarć stóp lub skręceń kostek, które niestety wielokrotnie zdarzało mi się opatrywać.

Jeśli chodzi o ubiór, to nagminny jest brak czegoś do ochrony przed deszczem. Góry lubią zaskakiwać i aura zmienia się w nich bardzo dynamicznie. Nieraz wychodziłem z grupą z pensjonatu w przepiękny słoneczny poranek, a już w południe lał deszcz. Dobrze mieć wtedy nawet pelerynkę foliową, która kosztuje 5 złotych.

Wybierasz się w góry? Nie zapomnij się odpowiednio przygotować. Od tego może zależeć twoje życie

Jak pan reaguje na widok nieprzygotowanych turystów?

- Mam wtedy ogromny dylemat. Z jednej strony chciałbym zrealizować program wycieczki, pokazać dzieciom największe atrakcje naszych gór, ale z drugiej to ja odpowiadam za bezpieczeństwo grupy. Bywało i tak, że pomimo nalegań biura podróży, zmieniałem diametralnie plan dnia, bo dzieci nie miały odpowiedniego stroju.

Częściej widuje pan takie osoby latem czy zimą?

- Sezon przewodnicki w Karkonoszach trwa właściwie od początku maja do końca października. Zimą grup się raczej po górach nie prowadza ze względu na bezpieczeństwo. Można wtedy wybrać się na jarmark adwentowy do Pragi lub do Drezna, też z przewodnikiem.

Ale gdy prywatnie chodzę zimą po górach, na oblodzonych szlakach spotykam turystów indywidualnych w zwykłych adidasach. Zdarzają się również tacy, którzy przechodzą przez szlaki zamknięte dla ruchu turystycznego z powodu zagrożenia lawinowego. Wyraźnie ostrzega przed tym żółto-czarna szachownica z napisem "Uwaga lawina". Taki widok mrozi krew w żyłach.

Jakie były najbardziej ekstremalne przypadki, z którymi się pan spotkał na szlaku?

- Chyba nic mnie tak nie szokuje, jak widok rodziców z maleńkimi dziećmi, którzy idą w góry przy niesprzyjających warunkach atmosferycznych - podczas deszczu i silnego wiatru. Nie wiem, czy to ma być hartowanie dziecka czy chrzest w górach, ale robi mi się wtedy smutno... W czasach selfie, którymi ludzie chwalą się w mediach społecznościowych, widok szaleńców wychodzących na skraj przepaści, poza bariery ochronne, już mnie nawet nie dziwi. Kiedy pod koniec dnia schodzę ze szlaku i mijam turystów idących na Śnieżkę o późnej porze, w duchu pocieszam się, myśląc: A może mają zamówiony nocleg w jakimś schronisku...?

Podobno przez opowiadanie uczestnikom wycieczek o tragediach i wypadkach, które miały miejsce w górach, zyskał pan przydomek „Strażnik śmierci”? 

- Taki przydomek jest dla mnie trochę krzywdzący, bo, jak sądzę, każdy z przewodników sudeckich opowiada na szlaku o tragediach, których było w Karkonoszach wiele. Może po prostu ja robiłem to z nieco większym przejęciem, może też częściej. Już jako mały chłopiec bardzo interesowałem się górami i ich historią. Na Kółku Turystycznym w Młodzieżowym Domu Kultury opiekun zaznajamiał nas nie tylko z ciekawostkami o górach, ale też z tragicznymi wydarzeniami. Byłem bardzo przejęty tym, że w Karkonoszach, które przecież tak dobrze znam, działy się tak dramatyczne historie.

Często, idąc ze Śnieżki przez Biały Jar nad Karpaczem, opowiadam o tragicznej lawinie z 20 marca 1968 roku. Porwała ona 24 osoby, spośród których pięć udało się uratować, a aż 19 zginęło. Znajduje się tam fundament po pomniku, który został postawiony ku pamięci ofiar. Mówię fundament, ponieważ pomnik został zniszczony przez kolejną lawinę w 1974 roku.

Idąc szlakiem czarnym wiodącym zboczami Śnieżki, tzw. „zakosami“ lub - fachowo - szlakiem zimowym, można zobaczyć niewielki metalowy krzyż, upamiętniający dwóch czeskich ratowników górskich - Stefana Spustę i Jana Messnera. Zginęli, próbując ratować turystę. Ta historia pokazuje, że nawet ludzie tak doświadczeni i obyci z górami, mogą niekiedy przecenić swoje możliwości. Wspomniany wyżej turysta gonił po zboczu Śnieżki za kapeluszem strąconym przez wiatr. Nagle szybko zaczął się osuwać w przepaść po stromym i oblodzonym zboczu. Utkwił nad przepaścią, wołając o pomoc. Akurat przechodzili tamtędy wspomniani ratownicy. Powoli zaczęli schodzić na pomoc poszkodowanemu. Akcji nie ułatwiał porywisty, typowy dla Śnieżki wiatr. Niestety, jeden z nich poślizgnął się, strącił kolegę i obaj spadli w przepaść.

Inną poruszającą historią, tym razem z rejonu Szklarskiej Poręby i Szrenicy, jest śmierć 9-letniego Jarka Szarawki, który zjeżdżał wraz z mamą na nartach. Działo się to w 1980 roku. Jarkowi został jeden przejazd na karnecie (wówczas były karnety papierowe z zaznaczonymi przejazdami - przyp. red.) i bardzo chciał jeszcze raz zjechać na nartach ze Szrenicy. Słońce już zachodziło, nastawał zmrok. Podobno podczas zjazdu chłopiec zboczył z trasy, w gęstym lesie kierował się w stronę świateł Szklarskiej Poręby. Nie dotarł jednak do dolnej stacji wyciągu, gdzie czekała jego mama. Mimo że natychmiast rozpoczęto akcję ratowniczą, ciało chłopca odnaleziono dopiero dwa lata później.

Postanowiłem, że będę ostrzegać przed takimi wypadkami. Bardzo mi zależało, żeby już takich tragedii nie było. Przydomku "Strażnik śmierci" jednak się nie spodziewałem. Mam tylko nadzieję, że może kogoś skłoniłem do refleksji, może ktoś zastanowił się i poczuł respekt do gór, do Karkonoszy? A może nawet komuś uratowałem życie?

Które szlaki w Karkonoszach odradza pan zimą? Wiele osób decyduje się na Śnieżkę, bo jest najwyższym szczytem Sudetów. Czy wejście na nią w zimowych warunkach jest bezpieczne, jeśli nie ma się dużo doświadczenia?

- Odradzam w szczególności szlaki, które są zimą zamykane dla turystów ze względu na zagrożenie lawinowe. Są to m.in. szlak czerwony wiodący przez Kocioł Łomniczki, szlak niebieski wiodący obok Samotni przez Kocioł Małego Stawu, szlak czarny i żółty wiodący przez Biały Jar, szlak zielony w Rezerwacie Śnieżnych Kotłów. Warto dodać, że nad krawędziami wyżej wymienionych kotłów polodowcowych tworzą się tzw. nawisy śnieżne, które mogą mieć aż 7 metrów długości. Są one niebezpieczne, bo utrudniają ocenę rzeczywistej krawędzi przepaści. Zimą w górach wytyczane są warianty zimowe szlaków, po to aby oddalić turystów od takich miejsc.

Jeśli chodzi o wejście zimą na Śnieżkę, to ryzyko ewentualnego wypadku jest wyraźnie większe niż chociażby na Szrenicy. Nie należy lekceważyć tej góry tylko dlatego, że jest niższa od Rysów. Często zdarzają się na niej wypadki i należy zachować szczególną ostrożność. Jeśli jednak dostosujemy się do kilku ważnych zaleceń, uda się nam bez szwanku, nawet jeśli nie jesteśmy doświadczonymi turystami.

Przede wszystkim należy zapoznać się ze szlakami, które wiodą na szczyt (zwrócić uwagę na przebieg szlaku zimowego, wytyczonego tyczkami, łańcuchami), abyśmy, idąc szlakiem właściwym, uniknęli błądzenia. Oczywiście nigdy nie wolno wychodzić w góry zbyt późno, przecież zimą dzień jest znacznie krótszy. Trzeba zwrócić uwagę na warunki atmosferyczne panujące na wierzchowinie Karkonoszy. Bywają one skrajnie różne od tych w Karpaczu. Porywisty wiatr przyśpiesza wyziębienie organizmu, a nawet może strącić ze szlaku!

Niezbędna jest ciepła odzież, najlepiej kilka warstw na tzw. cebulkę. Szlak zimowy na Śnieżkę, często jest oblodzony, dobrze mieć wtedy nawet najtańsze raczki, czyli kolce pod buty, które zwiększają przyczepność. Telefon z naładowaną do pełna baterią może okazać się niezwykle użyteczny. Jeśli wychodzimy z pensjonatu, hotelu, dobrze jest poinformować w recepcji, gdzie się wybieramy i o której godzinie planujemy powrót.

Jakie błędy turyści idący w góry najczęściej popełniają? I dlaczego właściwie do nich dochodzi? Chcą sobie i innym coś udowodnić, szukają wrażeń?

- Wydaje mi się, że najczęstszymi błędami są nieodpowiedni ubiór, następnie brak podstawowej wiedzy o szlakach i niebezpieczeństwach, jakie na nich czekają oraz wychodzenie w góry przy kiepskich warunkach atmosferycznych lub o zbyt późnej porze.

Dlaczego dochodzi do wypadków w górach? Trudno powiedzieć. Przez nieostrożność?Brawurę? Roztargnienie czy zwykły pech? Ostatnio wraz z moją żoną poszliśmy na wschód słońca na Śnieżce. Wyszliśmy w bardzo mroźny grudniowy poranek o czwartej rano z Karpacza. Ku mojemu zdziwieniu na szczycie spotkaliśmy bardzo wielu turystów. Zwracałem uwagę na to, jak poszczególni turyści są ubrani, jaki mają sprzęt. Obok uzbrojonych w raki i czekany rasowych wyjadaczy byli także tacy zwyczajni ludzie w adidasach. Co chwile jacyś sportsmeni, biegacze w obcisłych dresach i butach do biegania zdobywali szczyt i po chwili pędzili w dół karkołomnym, zimowym szlakiem tak jakby to była jakaś parkowa alejka. Kiedyś widziałem też kobietę, która na Śnieżkę weszła w szpilkach...

To też może cię zainteresować: Waligóra: Czasem na wyprawie mam ludzi, którzy nie wiedzą, po co przyjechali. Inni już byli, to oni też są

To ciekawe, że góry pozwalają jednym, byle jak ubranym, wbiec i zbiec triumfalnie z najwyższego szczytu, a innych, również tych doświadczonych i w pełnym wysokogórskim rynsztunku, zabierają. Niemniej jednak wszystkie tabliczki, kapliczki i krzyże są niemymi dowodami na to, że trzeba mieć respekt do gór, że trzeba uważać.

Jak należy przygotować się na wyjście w góry? Jak się ubrać i co koniecznie ze sobą zabrać? 

- Na samym początku dobrze jest zastanowić się, gdzie konkretnie w góry chcemy się wybrać. Zapoznać się ze szlakami, atrakcjami, które chcemy zobaczyć, a które są w pobliżu. Można użyć mapy lub nawigacji, które są coraz lepiej przystosowane do pieszej turystyki górskiej. Należy oczywiście mierzyć siły na zamiary z uwzględnieniem swojego stanu zdrowia i kondycji.

Na karkonoskich szlakach po polskiej stronie odległości mierzone są jednostkami czasu - godzinami i minutami. Kilometry i metry pokażą odległość np. do schroniska po stronie czeskiej. Jeśli widzimy więc na drogowskazie, że do celu jest godzina, to należy przyjąć, że jest to ok. 5 km. Zakłada się, że przeciętny turysta porusza się właśnie z taką prędkością. Jeżeli jesteśmy na parę dni w Karkonoszach, proponuję na początek coś prostszego np. wejście na zamek Chojnik, następnego dnia np. Szrenica, a dopiero trzeciego Śnieżka.

Latem trzeba mieć coś przeciwdeszczowego, nawet jeśli świeci słońce. Mocne buty to podstawa. Trzeba chronić skórę przed wysuszającym wiatrem i słońcem, bo wysoko w górach nie czuć, że dochodzi do oparzenia słonecznego. Zimą najlepiej ubrać się "na cebulkę", trzeba mieć ciepłe rękawiczki, najlepiej takie z jednym palcem. Bardzo polecam zakupienie raczków do butów. Znacznie zmniejszają ryzyko poślizgnięcia się.

Do plecaka polecam zabranie tzw. „szturmżarcia“, czyli wysokokalorycznych przekąsek. Latem niezbędna będzie duża ilość wody, 2 litry na osobę to minimum. Zimą termos z ciepłą herbatą, ale też starajmy się uzupełniać płyny, pijąc wodę lub izotoniki.

Należy pamiętać o apteczce. Można kupić w sklepach turystycznych bardzo małą, która nie zajmuje wiele miejsca w plecaku, ale jest dobrze wyposażona. Oczywiście dobry turysta ma ze sobą też mapę terenu, po którym się porusza.

Co robić w przypadku, gdy będziemy potrzebować pomocy? Jak ją wzywać i jak zachować się, gdy zabłądzimy?

- Do wzywania pomocy w dzisiejszych czasach używa się najczęściej komórki. Numery alarmowe GOPR/TOPR to 601 100 300 lub 985. Można także korzystać ze specjalnie przygotowanej aplikacji Ratunek, która w trakcie zgłoszenia wypadku podaje dokładną lokalizację osoby dzwoniącej.

Jeśli ktoś nie ma ze sobą ani telefonu ani mapy, a jednocześnie zabłądził, powinien wypatrywać oznaczeń szlaków. Gdy na taki natrafi, powinien kierować się nim w dół, do wsi i miast. Starać się nie iść na przełaj, przez kosodrzewinę i lasy tylko iść drogami, ścieżkami, próbując dojść do jakiegoś rozdroża szlaków. W skrajnych przypadkach można nadać międzynarodowy sygnał SOS alfabetem Morse‘a za pomocą światła lub głosu. Są to trzy sygnały krótkie, trzy długie i znów trzy krótkie (...- - -…).

Najwięcej czyta się o nieprzygotowanych turystach i wypadkach w Tatrach. O innych górach mówi się dużo mniej, ponieważ wydają się mniej niebezpieczne. Jak można uświadomić ludziom, że wszystkie góry, zwłaszcza zimą, są nieprzewidywalne?

- Można próbować, opowiadając właśnie o różnych wypadkach, które miały miejsce w górach, tak żeby uświadomić, ożywić wyobraźnię turysty. Myślę też, że należy edukować już dzieci w wieku szkolnym. Nie tylko w kwestii bezpieczeństwa w górach, ale też nad morzem. A może pomogłyby jakiegoś rodzaju prelekcje raz w roku z dobrze przygotowanym ratownikiem?

Wiele osób, komentując kolejne doniesienia o akcjach ratunkowych w górach, proponuje wprowadzenie opłat za interwencje. Co pan myśli o tej propozycji? 

- Sądzę, że jest to dobry pomysł. Świadomość, że trzeba będzie sięgnąć do własnej kieszeni, żeby zapłacić za akcję ratunkową, skłoni turystów do większej ostrożności. Pieniądze, które trafiłyby do GOPR-u czy TOPR-u, przydałyby się na zakup nowoczesnego sprzętu. Mogłoby się to odbywać tak jak na Słowacji. Tam trzeba wykupić odpowiednie ubezpieczenie, które kosztuje kilka euro. W razie wypadku nie trzeba się martwić o koszty związane z akcją ratowniczą.

Dawid Jakusiewicz - kurs przewodnika sudeckiego ukończył jesienią 2009 roku. Do dziś prowadza turystów po górach, chociaż nie tak często jak na początku, gdyż obecnie przebywa za granicą. Oprowadza grupy turystyczne głównie po Karkonoszach oraz pobliskich pasmach jak Góry Izerskie czy Czeskie Skalne Miasto. Są to przede wszystkim grupy młodzieżowe z całej Polski. Najmłodsza grupa wiekowa, z którą miał do czynienia, to ośmiolatki, najstarsi to emeryci, kuracjusze w wieku około 80 lat.

Więcej o: