Para Niemców wybrała się w góry. Znaleźli zamarzniętą mumię sprzed 5 tysięcy lat [NIEZWYKŁA HISTORIA]

Dolina Val Senales to cudowne widoki, genialne jedzenie, święty spokój i absolutny relaks. Chyba, że jesteś mumią zamrożoną w lodowcu i znalezioną 5 tys. lat później - wtedy pokłócą się o ciebie dwa narody.

Choć nie żyje już 100 razy dłużej, niż żył, jego roczne utrzymanie kosztuje 200 tysięcy euro. Można by nawet powiedzieć: opieka zdrowotna – w skład wydatków wchodzi bowiem m.in. stale utrzymywana komora w centralnym szpitalu w Bolzano. Poza tym, nie ma chyba na świecie lepiej przebadanego człowieka.

Na co dzień leży w szklanej lodówce, w temperaturze minus 6 stopni Celsjusza i prawie 100-procentowej wilgotności. Mokry, powykrzywiany w charakterystycznej pozie korpus, kończyny i głowę obciągnięte brązową skórą, stale pokrywa cienka, błyszcząca warstwa lodu – efekt regularnego spryskiwania sterylną wodą.

Co, gdyby nagle zabrakło prądu? Lodówka się nie rozmrozi, bo w razie awarii dwa generatory uruchomią się w ciągu 12 sekund. Kradzież zwłok? Niemożliwa – system alarmowy jest tak skonfigurowany, że policja i straż pożarna będą na miejscu w ciągu minuty. Lepsze zabezpieczenie daje chyba tylko utknięcie we wnętrzu lodowca. A jednak to lodowiec, kryjący Ötziego przez 5300 lat, podał go jak na tacy parze niemieckich turystów. I wstrząsnął światem nauki.

W ciągu niespełna 20 lat do zimnej szyby lodowej komory zamontowanej na pierwszym piętrze Muzeum Archeologicznego w Bolzano, stolicy Południowego Tyrolu, przytknęło nos już prawie 5 milionów ludzi, pragnących na własne oczy zobaczyć najstarszą mokrą mumię, jedno z najcenniejszych znalezisk w historii ludzkości.

Ciało znalezione w śniegu

To było 19 września 1991 roku. Helmut i Erika Simon, para turystów z Norymbergi, wybrała się na lodowiec Niederjochferner. Na wysokości 3200 m n.p.m., na przełęczy Tisenjoch, niedaleko szczytu Similaun, prawie dokładnie na włosko-austriackiej granicy, natrafili na zamarznięte zwłoki. Uznali, że to ciało przypadkowego turysty.

Znalezisko było jednak wyjątkowe – ciało uległo naturalnej mumifikacji, ale nie wysuszeniu, w dodatku było w ubraniu jak sprzed kilku tysięcy lat i z pełnym – zdecydowanie nie współczesnym – ekwipunkiem. Nie było wątpliwości, że to nie jest turysta, który zamarzł 50 czy nawet 100 lat wcześniej. Po kilku dniach od znalezienia zwłok, helikopterem przetransportowano je do Innsbrucka. Tam profesor Konrad Spindler, pierwszy z badaczy zajmujących się niezwykłą mumią oszacował, że może liczyć nawet 4 tysiące lat. To była sensacja.

Czyj jest Ötzi?

Tajemnicze zwłoki znaleziono na granicy, padło więc pytanie: do kogo powinny należeć? Szybko przejęli je Austriacy, ale Włosi nie dali za wygraną. Wykonano dokładne pomiary. Okazało się, że zwłoki Człowieka Lodu – nazwanego Ötzim, od doliny Ötztal, nad którą został znaleziony – leżały dokładnie 92,56 m na południe od austriackiej granicy. Ötzi oficjalnie stał się Południowotyrolczykiem.

Ale Austriacy wcale nie byli chętni, by go zwrócić. Wiek Ötziego przebadano za pomocą tzw. datowania radiowęglowego i ustalono, że jest jeszcze starszy niż myślano – ma między 5100 a 5350 lat. Przeprowadzono też dziesiątki eksperymentów mających na celu wymyślenie najlepszej metody przechowywania mumii.

W międzyczasie Włosi pracowali nad zbiciem argumentu, że Ötziego nie mają gdzie ani jak przechowywać - wybudowali nowe wspaniałe Muzeum Archeologiczne, niemal w całości poświęcone Człowiekowi Lodu. 16 stycznia 1998 roku, pod policyjną eskortą, Ötzi przyjechał do Bolzano i tu spoczywa do dziś w specjalnie dla niego stworzonej lodowej komorze.

... i kim on w ogóle jest?

Żeby go zobaczyć, trzeba odstać swoje w kolejkach. Najpierw w drodze do strzeżonych przez strażnika drzwi budynku muzeum, potem w środku. Widok zmrożonego Ötziego jest dość makabryczny. I smutny (to w końcu czyjeś zwłoki). Pochylam głowę w mrocznym pomieszczeniu i patrzę przez kilkanaście sekund, potem uciekam dalej. Dla większości turystów przystanek przy lodówce Ötziego to główny punkt wizyty w muzeum, atrakcja obowiązkowa, jak zobaczenie Mona Lisy w Luwrze. Ja wolę w spokoju studiować inne szczegóły ekspozycji.

(Powyżej to nie prawdziwy Ötzi, lecz jego rekonstrukcja - tak mógł wyglądać)(Powyżej to nie prawdziwy Ötzi, lecz jego rekonstrukcja - tak mógł wyglądać) fot. Paulina Dudek

A jest co studiować. Na każdą z dziesiątek odkrytych, niezwykłych rzeczy, przypada tu tajemnica, pytanie, na które nikt nie zna odpowiedzi. Bo wiadomo, że Ötzi (którego wiek w momencie śmierci oszacowano na 40-53 lata) miał 63 tatuaże w zakrytych ubraniem miejscach, ale po co? Dla celów medycznych czy rytualnych? Miał przy sobie toporek, kołczan ze strzałami, łuk, nawet plecak ze współczesnym mu antybiotykiem. Ale czy to znaczy, że był arystokratą, czy może znachorem?

Wiadomo, że nie tolerował laktozy i mimo zrównoważonej diety i doskonałej formy miał skłonności do choroby wieńcowej, a także był pierwszym znanym przypadkiem chorego na boreliozę. Przebadano zawartość jego żołądka i określono, co jadł na ostatni posiłek (suszone mięso kozy i chleb z ziarnami), szukano jego krewnych z Sardynii.

Jedna z najstarszych udokumentowanych zbrodni człowieka

Ustalono też ze 100-procentową pewnością, że Ötzi został zamordowany i to jedna z najstarszych w dziejach człowieka, udokumentowanych historii kryminalnych. Ale choć za pomocą stosowanych w kryminalistyce metod zrekonstruowano nawet wygląd jego twarzy, to do dziś nie udało się ustalić, kim Ötzi był, kto go zabił i dlaczego?

Ötzi - najsłynniejszy mieszkaniec doliny ÖtztalÖtzi - najsłynniejszy mieszkaniec doliny Ötztal fot. Paulina Dudek

Czy Ötzi uciekał, czy został wypędzony z klanu (np. za swoją - co potwierdzili badacze - bezpłodność)? Czy wykrwawił się od rany zadanej z łuku, zamarzł, przegrał w walce wręcz? Co zrobił lub czego nie zrobił? Jak znalazł się na biegnącym przez lodowiec szlaku, wcale nie przypadkowym, bo znanym ludzkości od 7 tysięcy lat? Czy umierał długo i w cierpieniu? Tego wszystkiego naukowcy nie wiedzą i możliwe, że nie dowiedzą się nigdy.

Historia Ötziego to tak naprawdę tylko przydługi wstęp. Ale nie mogłam jej pominąć. Po pierwsze, całkowicie zawładnęła moją wyobraźnią. Po drugie, ściśle wiąże się z rajską doliną Val Senales (Schnalstal) w Południowym Tyrolu, ziemią, na której Otzi żył, umarł i został znaleziony.

Wszystkie nazwy dwujęzyczne

Dla Włochów ta dolina nazywa się Val Senales, dla Niemców i Austriaków - Schnalstal. Wszystkie miejscowości mają tu zresztą podwójne nazwy, bo cały Południowy Tyrol (czyli Sudtirol, czyli - znów - po włosku Górna Adyga) to Włochy dopiero od niedawna (dokładnie od 1919 roku, ziemie oddano Włochom w wyniku pokojowego porozumienia, co wywołało wieloletni konflikt narodowościowy, i z czym do dzisiaj nie wszyscy się tu pogodzili). Mieszkańcy Val Senales mówią po niemiecku i jedzą tyrolskie potrawy, ale elementy włoskie są tu wszechobecne.

Z lotu ptaka: największe atrakcje doliny Schnalstal (Val Senales) w Tyrolu Południowym

Dolina jest długa i głęboko wcięta pomiędzy dumne trzytysięczniki. U jej wylotu ciągną się jabłoniowe sady o światowej sławie (jabłka z Południowego Tyrolu często goszczą w polskich sklepach), w górnej części dolinę zamykają lodowcowe szczyty Alp Ötztalskich. Tych samych, w których znaleziono Ötziego.

Naszą bazą wypadową jest Maso Corto (Kurzas), malutka wioska o narciarskich tradycjach, położona ok. 50 km od stolicy regionu, Bolzano. Tym razem nie jedziemy jednak na narty, tylko po relaks. Absolutny.

Maso Corto na końcu świata

Bus pnie się ostro krętą drogą w górę, mijamy położone niżej miejscowości - Certosę (Karthaus) i dobrze znaną narciarzom Madonnę di Senales (Unser Frau in Schnals), potem Vernago - niesamowity zbiornik z turkusową wodą i tamą. Po kilkunastu minutach jazdy jesteśmy na górze. Mam wrażenie, że znalazłam się na końcu świata. Dosłownie - utwardzana droga kończy się w podziemnym garażu hotelu Top*** Residence Kurz, dalej jest już tylko ściana Alp. I lodowiec Hochjoch (3280 m n.p.m.), na którym można jeździć na nartach praktycznie przez cały rok.

Złota tyrolska jesień, a 6 minut później - atak zimy!Złota tyrolska jesień, a 6 minut później - atak zimy! fot. Paulina Dudek

Wiatr niesie melodię krowich dzwonków i szum potoków, a powietrze jest ostre jak brzytwa. Tu chyba nie słyszeli o smogu. Z bezpiecznej odległości, z wijącej się w górę ścieżki, przypatrują się nam świstaki. Pewnie przez rozrzedzone powietrze (jesteśmy powyżej 2 tys. m n.p.m.) mam ochotę krzyczeć ze szczęścia.

Wita nas właściciel hotelu Top*** Residence Kurz, Sepp Platzgummer. Człowiek, dzięki któremu Maso Corto zyskało opinię najbardziej polskiej miejscowości we włoskich Alpach. Sepp na początku lat 90-tych rozpoczął promowanie Maso Corto wśród Polaków – nie tylko nawiązał relacje z polskimi firmami, ale zaczął też organizować Polskie Dni w Maso Corto – wielką imprezą pełną atrakcji sportowych i koncertów, na której razem bawili się polscy narciarze, sportowcy i celebryci. Ściągały na nie tłumy rodaków. Dziś Polskich Dni w Maso Corto już nie ma, ale są tacy, którzy dobrze je pamiętają. A w międzyczasie wieść o malutkim Maso Corto rozeszła się szeroko i Polacy nadal są tu bardzo mile widziani.

Wyciągi narciarskie i szlaki górskie zaczynają się dosłownie pod drzwiami Top*** Residence KurzWyciągi narciarskie i szlaki górskie zaczynają się dosłownie pod drzwiami Top*** Residence Kurz fot. Paulina Dudek

O Seppie, co lubi Polaków

Do dziś liczba turystów spędzających wakacje w dolinie Val Senales rozkłada się po równo na trzy rynki: włoski, niemiecki i właśnie polski. W Top*** Residence Kurz na gości znad Wisły czeka polska rezydentka, polskie menu i polskie ulotki. Zimą – mówiący po polsku instruktorzy narciarscy. I oczywiście Sepp ze swoim trochę nieśmiałym uśmiechem, ale zadziornym poczuciem humoru (nie dajcie się zmylić) i bujną grzywą, zawsze gotowy zabrać swoich gości na narty, rakiety śnieżne, trekking albo przechadzkę z psem Mali (który wspaniale spisuje się na szlaku). Tacy w ogóle są tutejsi mieszkańcy - ciepli i gościnni, ale charakterni.

Spacer po górach z Seppem Platzgummerem i Mali każdego przekona do wędrowaniaSpacer po górach z Seppem Platzgummerem i Mali każdego przekona do wędrowania fot. Paulina Dudek

Top*** Residence Kurz to idealne miejsce dla rodzin i grup przyjaciół. Swojskie apartamenty (zawsze z pięknym widokiem, a często też z tarasami) w bardzo przystępnych cenach, są wyposażone w aneks kuchenny i mogą pomieścić do 5 osób (dla dzieci piętrowe łóżka w osobnej części apartamentu). W hotelu znajduje się też basen o rozmiarach olimpijskich.

Hotel leży tuż obok wyciągów i tras narciarskich, kilka minut pieszo od kolejki na Grawand, narciarskiego raju na lodowcu Hochjoch – w zaledwie 6 minut wjeżdża się nią na najwyżej położoną stację w Południowym Tyrolu. Jazda gondolą mrozi krew w żyłach – można odnieść wrażenie, że pędząca gondola zaraz rozbije się o skały. Różnica poziomów wynosi 1200 metrów, a po drodze, między początkową i końcową stacją, jest tylko jeden słup!

Więcej informacji i rezerwacja apartamentów (w języku polskim): http://www.topresidencekurz.it/

Zimą bosko, ale jesienią jeszcze lepiej

Maso Corto i Val Senales przeżywają oblężenie zimą (jeśli oblężeniem można nazwać zarezerwowanie wszystkich 45 tys. dostępnych w dolinie miejsc noclegowych - Val Senales to najmniej zaludnione tereny, które nie stawiają na masową turystykę jak choćby austriackie Kronplatz, tu można mieć stok i szlak dla siebie), ale atuty doliny warto odkrywać przez cały rok.

We wrześniu, gdy na lodowcu w miękkim puchu szusują już narciarze, w dole, w otoczeniu trzytysięczników, panuje cudowna złota jesień.

Jesień w dolinie Val Senales w Południowym TyroluJesień w dolinie Val Senales w Południowym Tyrolu fot. Paulina Dudek

Na trasie na pewno spotkacie więcej krów i kóz niż ludzi. Warto do nich spokojnie zagadać, wydają się wszystko rozumieć. Można tak chodzić od schroniska do schroniska. I jeść prawdziwe góralskie jedzenie.

Pierwsza zasada jedzenia w Południowym Tyrolu brzmi: nie ma posiłku bez knedli

Te najbardziej tradycyjne są ze speckiem, czyli wędzoną szynką. Ale mogą być też z serem, grzybami, warzywami, a nawet… czekoladowe. Ja postanowiłam spróbować ich w każdym odwiedzonym miejscu i tak też zrobiłam. Nigdy nie zawiodły, 10/10.

Czekoladowy knedel szybko się skończył...Czekoladowy knedel szybko się skończył... fot. Paulina Dudek

Zasada druga: na posiłek zarezerwujcie sobie trzy razy więcej czasu niż zwykle. W Val Senales na pewno nie można nie zjeść w Finailhof (Vernago 9, na zdjęciu poniżej).

Doskonałe jedzenie z takim widokiem. Czy może być lepiej? Finailhof w VernagoDoskonałe jedzenie z takim widokiem. Czy może być lepiej? Finailhof w Vernago fot. Paulina Dudek

A co tam zjeść? Najlepiej wszystko, nie żartuję, bo karta nie jest długa (ale porcje solidne). Tutejsza baranina z ziemniakami zasmażanymi na patelni, desery (wszystkie z karty) i oczywiście knedle z lekko podkiszoną kapustą to dania, które wyciskają z oczu łzy szczęścia.

Kaisserscharm - nie wyjeżdżaj z Południowego Tyrolu, zanim nie spróbujeszKaisserscharm - nie wyjeżdżaj z Południowego Tyrolu, zanim nie spróbujesz fot. Paulina Dudek

Na szczęście wspaniała rodzinna gospoda (koniecznie zapytajcie właścicielkę o jej niesamowitą historię i zajrzyjcie w każdy kąt) stoi na stromym zboczu, z widokiem na turkusowe jezioro, bo niektórym nie pozostanie nic, jak sturlać się z górki na pełnym... brzuchu.

Południowy Tyrol ma w sumie 21 gwiazdek Michelin i na pewno nikt tu nie zgłodnieje. Obowiązkowy do spróbowania jest oczywiście też wiener schnitzel - tyrolski schabowy w chrupiącej panierce, serwowany zawsze z cytryną, a do picia - Veneziano - pijany wieczorami drink z Prosecco i Aperolu. Tyrol to też doskonałe wina i słynne przetwory z jabłek.

Zima jest bez wątpienia mocną stroną Maso Carto, ale - jak podkreśla Mandfred Waldner, dyrektor ds. promocji doliny Val Senales - coraz ważniejszą rolę odgrywa sezon letni. Również Polacy się do niego przekonują (co roku w dolinie notują 5-6 proc. wzrost liczby polskich turystów), odkrywając uroki wędrowania po tutejszych górach.

Lato to idealny czas, aby wybrać się na poszukiwanie śladów Ötziego. Ze stacji Grawand do miejsca jego odnalezienia jest zaledwie 3,5-4 h przyjemnego marszu. To jedna z najpopularniejszych wycieczek z przewodnikiem (- Osobiście ją polecam - zaznacza Waldner). Wspaniałe przeżycia oferują też trekkingi do schronisk Bella Vista i Lazaun oraz szlak panoramiczny wzdłuż Graue Wand (Croda Grigia). Warto obejść też sztuczne jezioro, po drodze jest mnóstwo atrakcji (w tym park linowy i wiszące mosty nad strumieniami!).

Madonna di Senales, Certoza i Merano

Wycieczki po górach i błogie lenistwo pośród nieskażonej natury Maso Corto warto zaplanować tak, żeby starczyło czasu na odwiedzenie kilku sąsiednich miejscowości. W Madonna di Senales czeka Archeo-Parc, który dzieciom i dorosłym przybliża historię tych ziem i Ötziego (można tu nauczyć się strzelać z łuku i krzesać ogień hubą oraz porównać parametry swoje i Ötziego), a w Certosie (Karthaus) - niesamowita średniowieczna wieś-klasztor.

Ogródek warzywny za klasztornym murem, czyli wyjątkowo zwykłe życie w KarthausOgródek warzywny za klasztornym murem, czyli wyjątkowo zwykłe życie w Karthaus fot. Paulina Dudek

Przez 450 lat do 1782 r. mnisi zakonu Kartuzów zamieszkiwali klasztor Allerengelberg. Po tym, jak cesarz Józef Habsburg II nakazał jego rozwiązanie, a nie znalazł się nikt, kto chciałby przejąć cały obiekt, dwanaście cel, dom przeora i kościół klasztorny sprzedano - na części - biednym rodzinom. Tak powstała wieś Certosa. W 1924 r. prawie całkowicie zniszczył ją pożar, ale większość udało się odbudować. Wędrując przez Certosę można jeszcze rozpoznać klasztorne zabudowania zamieszkałe przez zwykłych ludzi i usłyszeć niezwykłą ciszę. Wrażenie jest niesamowite. Nie przegapcie też placu zabaw z prawdziwą tyrolką do zjazdów.

Jeśli starczy czasu, warto podjechać jeszcze do Merano (ok. 35 km), gdzie rosną... palmy (pamiętajcie, że zjeżdżamy tylko kawałek z lodowca). Merano słynie choćby z faktu, że w 1981 r. (10 lat przed znalezieniem Ötziego) Anatolij Karpow i Wiktor Korcznoj rozegrali tu mecz o mistrzostwo świata w szachach. Wy wybierzcie się do wspaniałych term i sklepu Pur, pełnego produktów spod znaku Roter Hahn (czyli tyrolskich Czerwonych Farm, smakosze znajdą tu nawet makaron barwiony krwią).

Hollywoodzkie Maso Corto

Jeśli kogoś zachęciłam do odwiedzenia Maso Corto i doliny Val Senales, przygotowania do urlopu polecam zacząć od obejrzenia kilku filmów, w których dolina posłużyła za spektakularne tło - tu nakręcono m.in. wszystkie zimowe sceny „Everestu” z Jake'iem Gyllenhaalem i „Nieustraszonych pogromców wampirów” Romana Polańskiego. A już niebawem w kinach „Iceman”, czyli fabularyzowana historia Ötziego. Nie przegapcie.

Co przywieźć sobie na pamiątkę z Val Senales?

Obowiązkowo kapcie iPotsch! Z wełny miejscowych kóz, nagrodzone na targach designu. Dziwnie tak pisać o kapciach, ale są fenomenalne (i nie do zdarcia). Godne polecenia są też kosmetyki z wodą z lodowca. Jeśli chcecie kogoś zaszokować, przywieźcie opakowanie Graukase, szarego sfermentowanego sera, z którego w Południowym Tyrolu tradycyjnie robi się pyszną zupę.

Dziękuję Manfredowi Waldnerowi z biura promocji doliny Val Senales, Seppowi Platzgummerowi i jego zespołowi z Top*** Residence Kurz oraz Paulinie Grabarze-Król i Patrycji Szewczyk z agencji IntoPassion za pomoc w realizacji materiału.

Więcej o: