Kluki

Wpadnijcie tu w niedzielę 19 września. Będzie chleb prosto z pieca, zupa śliwkowa i brukwiowa, będą orać, młócić, kisić kapustę. Na pożegnanie lata

Po obu stronach ulicy szachulcowe chałupy otoczone malwami, obórki, stodoły, piec chlebowy, studnie. Nad niewielką wsią unosił się aromat świeżo pieczonego chleba, pachniało żurem i... torfem. Krzepki mężczyzna w dole głębokim na ponad dwa metry wykrawał nożem brunatne kostki.

Kopanie torfu było jednym z podstawowych zajęć Słowińców - wydobywany na bagnistych terenach służył im przede wszystkim za opał. Zabierali się za pracę na początku maja, kiedy opadał poziom wód gruntowych. Kopała cała wieś, a każdy dzień kończył się ucztą w innym gospodarstwie. Dwa, trzy tygodnie wspólnego wydobywania i biesiadowania nazywano "czarnym weselem". Dziś jak dawniej kostki suszą się na łąkach, ale tylko jako atrakcja dla turystów.

- Odłam Kaszubów mieszkający w okolicach jezior Gardno i Łebsko właściwie już nie istnieje - opowiada Gabriela Włodarska z Muzeum Wsi Słowińskiej w Klukach. - To rosyjski uczony Aleksander Hilferding w XIX w. nazwał ich Słowińcami. Byli mocno germanizowani od XVII w. Tuż po wojnie żyło tu jeszcze 660 Słowińców; uznani przez władze PRL za Niemców, w latach 1945-48 zostali wywiezieni do Niemiec. Dzięki działaczom Polskiego Związku Zachodniego akcję przesiedleńczą w Klukach wstrzymano. Dziś mieszkają tu tylko dwie Słowinki, mówią po niemiecku.

W Klukach, gdzie zachowało się sporo obiektów kultury materialnej Słowińców, powstał skansen w budynkach z XVIII, XIX i początku XX w. Przez całe wakacje jego pracownicy odtwarzali rytm pracy i życia dawnych mieszkańców.

Widziałam, jak na podwórzu mężczyźni skręcali powrozy, lepili dwojaki na garncarskim kole, strugali klumpy, czyli "buty" dla koni (ułatwiały poruszanie się na podmokłych terenach, gdzie wydobywano torf). W krytej trzciną chacie uśmiechnięta kobieta wysnuwała na kołowrotku nić z lnianej kądzieli. Otoczona dzieżgoniami do odziarniania lnu, międlicą i trzepakiem do usuwania paździerzy na wielkich krosnach tkała bryt płótna. W kolejnej izbie zażywna pani w zapasce obsługiwała XVIII-wieczną maglownicę, jeszcze inna ubijała w kierzynce masło (litr "uczciwej" śmietany na kostkę masła). Można je ubijać także w maselnicy-kołysce na biegunach albo takiej na korbkę; potem odciska się świeżą aromatyczną masę w foremkach z roślinnymi motywami.

W następnym pomieszczeniu piekł się wielki okrągły chleb. Pajdy posmarowane tym masłem dorównują smakiem tylko waflom prosto z natłuszczonej słoniną stuletniej formy, pieczonym na rozgrzanej kuchni z fajerkami.

Słowińska kuchnia to bogactwo smaków i przedmiotów: prasa do odparowywania soku z buraków (służył jako syrop do słodzenia), beczułki do kiszenia ogórków i brukwi, szatkownica do kapusty, szklane słoje na miód i powidła, szydełkowe woreczki na cebulę. Kamionki z mlekiem i śmietaną przechowywano w "szafie nabiałowej", a bochny, pieczone raz na dwa tygodnie, na drążkach u powały.

Łoża z pękatą pościelą i kołyski w alkierzach, malowane skrzynie na ubrania, Luthertisch, czyli stolik, na którym leżała Biblia (Słowińcy byli protestantami). Łatwo sobie wyobrazić, jak wyglądał dzień rodziny Reimannów czy Keitschicków, Anny Kotsch, Charlotty Klick czy Alberta Klucka. To pan Albert wprowadził do wsi nowoczesność: radio, motocykl i młockarnię.

- Jego dzieci i wnukowie stale do nas przyjeżdżają z Niemiec. Ostatnio ofiarowali nam rodzinne zdjęcia - mówi Gabriela Włodarska. - Zagrodę Klucka urządziliśmy według ich relacji.

Chociaż w wyniku germanizacji zanikła słowińska mowa, jej ślady znajdziemy w nazwiskach, nazwach jezior i sprzętu rybackiego. Rybołówstwo było podstawą utrzymania Słowińców, stąd w skansenie kariny (kosze na ryby), sieci, siekiery do wyrąbywania przerębli, grzebienie do połowu węgorzy i baba - kołowrót do wyciągania niewodu spod lodu.

Muzeum Wsi Słowińskiej w Klukach, tel. (0-59) 846 30 20. Czynne codziennie, do 15 września w godz. 9-18, od 16 września 9-15. Kluki leżą nad jez. Łebsko na terenie Słowińskiego Parku Narodowego, ok. 40 km od Słupska