Takie sytuacje zdarzają się na szczęście rzadko. Lecisz samolotem i nagle jeden ze współpasażerów zaczyna się źle czuć. Jego stan gwałtowanie się pogarsza. Załoga szybko reaguje, bo jest odpowiednio przeszkolona z udzielania pierwszej pomocy. Czy jednak złe samopoczucie jednego z podróżnych wystarczy, aby samolot lądował na najbliższym lotnisku? - Nie zawsze. Wszystko zaczyna się od rozpoznania przyczyny tego gorszego samopoczucia. Dopiero jeśli załoga oceni, że zagrożone jest zdrowie lub życie pasażera, podejmowana jest decyzja o wcześniejszym lądowaniu - wyjaśnia Marcin Wenta z firmy Sky4Jet prowadzącej szkolenia i kursy dla pilotów oraz stewardess.
Decyzja zawsze należy do kapitana, który wcześniej konsultuje się z szefem załogi. - Gdy coś takiego zdarzy się np. na środku Atlantyku, kapitan, po rozmowach i przeanalizowaniu sytuacji, może zdecydować się zawrócić, jeśli jest bliżej niż do lotniska docelowego - tłumaczy Aleksandra, stewardessa.
Nie ma znaczenia, czy lot jest długi czy krótki, procedury są zawsze takie same. - Różnica jest tylko taka, że na pokładach samolotów długodystansowych jest dodatkowo AED (Automatyczny Defibrylator Zewnętrzny - przyp. red.) - mówi Aleksandra.
Roboty w przyszłości mogą zająć miejsce drugiego pilota. Z naszego wideo dowiecie się więcej:
Niektórzy zastanawiają się pewnie, czy w takiej chwili dochodzi do scen rodem z filmów akcji, kiedy stewardessa pyta "Czy leci z nami lekarz?". Tak, takie pytanie faktycznie pada i jest to zupełnie standardowe postępowanie. - Bo jeśli problem jest niewielki, sami jesteśmy w stanie pomóc, podając lek lub tlen. Ale kiedy sytuacja staje się poważna, pytamy, czy jest na pokładzie lekarz, któremu możemy udostępnić apteczkę ze specjalistycznym sprzętem - tłumaczy stewardessa. - Gdy na pokładzie znajduje się 200-300 osób, prawdopodobieństwo, że wśród pasażerów siedzi lekarz, jest bardzo duże - dodaje Wenta.
Pomocna jest także specjalna baza danych, w której lekarze mogą zarejestrować się jako tzw. "in-flight doctor". Zachęcają do tego niektóre linie lotnicze. - Dzięki temu załoga może szybko zlokalizować, w którym miejscu siedzi lekarz - tłumaczy Wenta.
Lekarz jest również jedyną osobą, która może stwierdzić zgon. Dlatego jeśli nie ma go na pokładzie, załoga musi reanimować pasażera i udzielać mu pomocy nawet wtedy, kiedy jest pewna, że nie żyje. - Dzieje się to do momentu, dopóki zmarłego nie przejmą służby medyczne - dopowiada Aleksandra.
Co zatem robi się, kiedy samolot ma za chwilę wystartować, wszyscy, włącznie z personelem pokładowym, przypięci są pasami, nie mogą wstawać ze swoich miejsc, a jeden z pasażerów źle się poczuje i zaczyna np. mdleć? - Jeśli sytuacja jest bardzo poważna, dzwonimy wtedy do kokpitu i informujemy kapitana, że trzeba przerwać start - wyjaśnia stewardessa. A kiedy samolot jest już w powietrzu, trzeba zrzucić trochę paliwa, aby mógł z powrotem wylądować.
W sytuacji podobnej, czyli gdy stan zdrowia pasażera pogorszy się nagle w trakcie podchodzenia do lądowania, postępuje się nieco inaczej. - Chcemy, żeby samolot wylądował, więc nie przerywamy tego manewru. Wtedy jedynie dzwonimy do kapitana i prosimy, aby wezwał służby medyczne na płytę lotniska - dodaje.
O tym, co robi się z pasażerami, którzy zmarli w trakcie lotu, krążą przeróżne historie. Pojawiały się nawet opowieści, że zwłoki chowane są w toalecie. W wyemitowanym przez BBC dokumencie "Very British Airline", dotyczącym linii lotniczych British Airways, personel przewoźnika przekonywał, że nie robi się niczego takiego. Nie dość, że jest to niehigieniczne, to jeszcze byłoby oznaką braku szacunku dla zmarłego.
Szefowa szkoleń dla pracowników brytyjskich linii przyznała jednak, że kiedyś standardem u tego przewoźnika było zakładanie zmarłemu maski do spania, wkładanie gazety w ręce i stawianie na stoliku przed nim wódki z tonikiem. Chodziło o to, żeby wyglądał, jakby spał. Teraz jednak już się tak nie postępuje.
Śmierć na pokładzie jest traumatyczna i niezwykle stresująca zarówno dla personelu, jak i dla pozostałych podróżnych. - Dlatego zmarły przenoszony jest w miarę możliwości i dostępności miejsc, ale tak, aby nie blokował wyjść ewakuacyjnych lub korytarza. Przypina się go pasami, przykrywa kocem - tłumaczy Marcin Wenta.
- Zazwyczaj przykrywa się go i przenosi w bezpieczne miejsce, w zależności od linii lotniczych może to być np. ostatni rząd foteli pasażerskich - potwierdza stewardessa. - Chodzi o to, żeby nie wywoływać paniki i ogólnego zainteresowania. Nie wszyscy muszą o tym wiedzieć. Bo po co? - wyjaśnia.
- Na pokładzie wiele przypadków się powtarza, jak np. niedotlenienie. Uczymy się także, jak przyjąć poród, jak zachować się w razie ataku padaczki, zawału lub złamań. Ale na szczęście takie przypadki zdarzają się rzadko - mówi Aleksandra.
Załoga w każdej chwili powinna wiedzieć, co robić. Dlatego zagadnienia z kursu pierwszej pomocy, który przechodzą członkowie personelu pokładowego, są powtarzane w czasie briefingu przed lotem. A same szkolenia - co roku. - Jesteśmy też uczeni podstawowej pomocy przedlekarskiej - dodaje stewardessa. W podobnym zakresie, jak personel pokładowy, szkoleni są również piloci.
Czytaj też: Źle znosisz podróż samolotem? Zabierz ze sobą na pokład piłkę tenisową [WYJAŚNIAMY]