Ciepło przez 300 dni, ale spotkasz mężczyzn w futrzanych czapkach. "Tam świetnie reagują na Polaków"

Cudowny klimat, tanie loty, z jednej strony żydowska młodzież ze smartfonami i arabscy sprzedawcy, z drugiej tajni agenci na ulicach. I wszystko na jednym, niedużym skrawku ziemi. Czy Izrael to dobre miejsce na podróż?

Izrael wyrasta na jeden z najchętniej wybieranych przez polskich turystów krajów. Potwierdza to zestawienie najpopularniejszych kierunków na 2018 rok przygotowane przez jedną z wyszukiwarek podróżniczych.

Rosnąca popularność Izraela nie powinna dziwić, jeśli weźmie się pod uwagę stosunkowo niskie ceny biletów lotniczych i bardzo dobrą siatkę połączeń z Polski. Dla przykładu, w grudniu z Krakowa do Ejlatu można znaleźć lot nawet za 34 złote w jedną stronę i po tygodniu wrócić do Warszawy za 119 zł. Z kolei w styczniu do Tel Awiwu polecicie z Poznania za 72 zł, a wrócicie do Katowic za 119 zł. Poza Warszawą, Krakowem, Poznaniem i Katowicami, do Izraela dolecicie również z Lublina, Gdańska i Wrocławia.

- Poleciałam do Izraela, bo była promocja na EIAI (izraelskie linie lotnicze - przyp. red.). I akurat trafiłam na radosne żydowskie święto Purim, podczas którego cały Tel Awiw chodzi przebrany - od postaci biblijnych, przez Supermario, po wielkie mydło i gąbkę. Miasto się bawi i ludzie spontanicznie wciągają cię do swojego domu na imprezę z rodziną i przyjaciółmi i goszczą do wieczora. Tak było, serio! - wspomina Paulina, która Izrael odwiedziła dwa lata temu.

Ocean, nauka surfingu i klimat jak w Australii. A to wszystko w Europie i zdążysz nawet w długi weekend [TRIP WE DWOJE]

Ministerstwo Turystyki Izraela, chcąc przyciągnąć jak najwięcej turystów, dofinansowuje loty. Stąd ich niska cena. Taką umowę, na razie na rok, rząd podpisał między innymi z Polskimi Liniami Lotniczymi LOT. - Chcemy budować w Polakach przekonanie, że Izrael to najlepsze i najbardziej bezpieczne miejsce na urlop. Zdajemy sobie jednak sprawę, że nie da się tego dokonać w ciągu roku, dlatego nasza współpraca potrwa znacznie dłużej - mówił w czerwcu tego roku Yariv Levin, minister turystyki Izraela w rozmowie z serwisem Fly4Free.

Ogromną zaletą kraju jest również jego klimat. - W Izraelu przez ponad 300 dni w roku jest ciepło (temperatura powyżej 15 stopni Celsjusza - przyp. red.), a w samym Ejlacie to właściwie nawet przez cały rok - mówi Krzysiek, który Izrael odwiedził dwukrotnie. - Choć ja akurat byłem w lutym i jeśli chcecie wtedy jechać, kurtka w nocy się przydaje - dodaje.

- Nie planowałam wakacji w listopadzie, ale mój narzeczony przekonał mnie wysoką temperaturą. I to był strzał w dziesiątkę. W Polsce padał wtedy deszcz i były 3 stopnie, w Izraelu nawet 30 - potwierdza Julia, której wyjazd zaproponowała przyjaciółka.

Więc Izrael, kiedy trafi się ładna pogoda, może być naprawdę ładny i ciekawy. I tak jest w 99 procentach przypadków. Ale zawsze gdzieś czai się ten 1 procent... - Kiedy tam byłam, cały Tel Awiw spływał deszczem, a dookoła huczał wiatr. W Jerozolimie szalała taka śnieżyca, że wyłączyli komunikację miejską. Zdaję sobie sprawę, że to anomalia, ale ten przypadek pokazuje jak nieprzyjazny może być Izrael, kiedy jest zimno - zwraca uwagę Natalia, która poleciała tam w grudniu i przestrzega, że ogrzanie się wcale nie jest prostą sprawą. - Wszystkie puby i knajpy są drogie, więc ogrzanie się w środku to dość kosztowny biznes. Hostele też są nieprzygotowane, nie ma ogrzewania, okna są nieszczelne, bo nie muszą być, ubrania nie schną. Nadmorskie wieżowce to smutne, przebrzmiałe artefakty, a koszmarny dworzec autobusowy w Tel Awiwie staje się najbardziej depresyjnym miejscem na świecie - wymienia.

Nie wszystko jednak zawiodło. Duże wrażenie na Natalii wywarło wspaniałe muzeum sztuki współczesnej i żołnierze, równie intrygujący, co przerażający. - Pocieszał mnie też wszechobecny sok z granatu. Chciałabym tam wrócić, bo podobała mi się barwność Jerozolimy i modernistyczna architektura centrum Tel Awiwu - mówi.

Lot za 30 zł, piwo za 40. Chyba, że wiesz, gdzie szukać

Niskie ceny biletów lotniczych kuszą, ale zanim z rozpędu zarezerwujecie okazję życia, sprawdźcie, czy na pewno możecie pozwolić sobie na pobyt. Izraelskie szekle i polskie złotówki przelicza się praktycznie jeden do jednego, ale ceny na miejscu są bardzo wysokie, ponieważ płaca minimalna w tym kraju wynosi 5 tysięcy szekli. 

- Za pierwszym razem w Izraelu byłem na wymianie. Tak mi się spodobało, że na wakacyjny wyjazd też wybrałem Izrael. Zwłaszcza, że loty są bardzo tanie i to mnie i moich znajomych przekonało - mówi inny turysta, Michał. Ale szybko dodaje, że na miejscu dużo wydaje się na jedzenie i nocleg. - Jednak biorąc pod uwagę bardzo niskie ceny biletów lotniczych, trochę się to wyrównuje i ostateczny koszt jest podobny do innych krajów - przekonuje.

- Za 0,33 l piwa na plaży zapłaciłam aż 40 zł. Pamiątki też są drogie. Ale na bazarach w Jerozolimie można się tanio obkupić - zdradza Julia. Jej zdaniem dużo rozsądniej jest jechać do Izraela ze zorganizowaną wycieczką niż planować wyjazd samodzielnie. - Za 4 pełne dni z noclegiem, wyżywieniem i przelotem zapłaciłam około 1600 zł. Jedzenie w hotelu to spora oszczędność, bo restauracje są obłędnie drogie - przekonuje.

- Piwo w knajpie kosztuje 30 albo 40 zł. Chociaż falafele można kupić w miarę tanio i są pyszne. Podobnie pity. Opłaca się chodzić do rosyjskich sklepów, w których jest taniej. Jest cała sieć, da się tam w normalnej cenie kupić produkty sprowadzane z Europy: chleb, wodę, soki. No i ich zaletą jest to, że są otwarte w szabas - mówi Krzysiek.

 

Mimo wysokich cen warto choć raz wybrać się do którejś z restauracji, aby spróbować lokalnej kuchni. - Chyba nigdzie nie jadłam tak dobrych rzeczy. To miks kuchni żydowskiej i arabskiej, a do tego jeszcze jest wielu uznanych szefów kuchni, którzy wspaniale eksperymentują - zachwala Paulina.

Nie wszyscy uważają jednak, że Izrael to drogie miejsce. - W Polsce rozprzestrzenia się taki stereotyp. Jeśli nie wiesz, gdzie szukać, rzeczywiście możesz zapłacić 60 zł za falafela. Jednak dzięki czytaniu podróżniczych blogów dotarliśmy do tanich i polecanych miejsc, gdzie ceny oscylowały wokół 15-16 zł. Za tyle udawało nam się zjeść sycące hummusy, kebaby i falafele naprawdę wysokiej jakości - przekonuje Magda. Turystka dodaje, że zaskoczyła ją też kwota, którą zapłaciła za hostel. I to pozytywnie, bo zapłaciła 460 zł za 10-dniowy pobyt. - Uważam to za cenę śmieszną - mówi. Niska cena wiązała się jednak z rezerwacją z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem i możliwością dokooptowania do pokoju innych osób. - Wszystko zależy od oczekiwań, które stawiamy takiej podróży - stwierdza Magda.

Bez sklepów i komunikacji

Szabas to kolejne utrudnienie, na które muszą być przygotowani turyści. To święto, które rozpoczyna się o zachodzie słońca w piątek i trwa do zachodu słońca w sobotę. - Trzeba pamiętać, że wtedy wszystkie sklepy i restauracje są zamknięte - zwraca uwagę Julia. 

- Żydzi przykładają do tego święta bardzo dużą wagę i przestrzegają go, nawet w bardziej liberalnym Tel Awiwie. Komunikacja miejska tego dnia też nie działa. Jeśli chcesz wtedy gdzieś dojechać, to arabskimi busami prywatnymi lub taksówkami, których kierowcami są Rosjanie lub inni cudzoziemcy - radzi Krzysiek.

Tajni agenci i żołnierze z karabinami

Dla Pauliny, mimo wszystko, zaskakująca była wszechobecna obsesja na punkcie bezpieczeństwa. - Wszędzie widać bardzo młodych żołnierzy z karabinami, co było dla mnie niepokojące. Nikt nie popilnuje ci plecaka, bo może być w nim coś niebezpiecznego - opowiada. Bezpiecznie czuła się w Tel Awiwie, w Jerozolimie mniej, głównie z powodu napięcia między mieszkańcami. - Miałam wrażenie, że nawet najmniejsza iskra może rozpętać burzę - mówi i dodaje, że ochrona, w tym ta bardzo dyskretna, była wszędzie.

Krzysiek z kolei w Jerozolimie czuł się bardzo komfortowo. - Policja z bronią patroluje ulice. Wielu miejscowych wskazywało nam też poszczególnych ludzi i mówiło: "Patrz, ten to agent. Ten też jest tajniakiem. Możecie czuć się bezpiecznie". Poza tym obywatele odbywają służbę wojskową, potrafią się bronić - mówi Krzysiek.

- Przed wyjazdem znajomi pytali mnie: "A nie boisz się tam lecieć?". Zupełnie niepotrzebnie, bo czułem się tam bardzo bezpiecznie. Wisi w powietrzu atmosfera lekkiego niepokoju spowodowanego konfliktem, ale ludzie z karabinami na ulicach nie robili na mnie wrażenia. Wiedziałem, że dbają o to, abym czuł się dobrze - uważa Michał.

ZOBACZ, JAK WYGLĄDA IZRAEL NA ZDJĘCIACH >>

Lepiej nie zapuszczać się za to do Hebronu. - Moi rosyjscy znajomi wybrali się tam i byli świadkami wybuchów i zamieszek. Sytuacja była kryzysowa do tego stopnia, że przestała działać komunikacja miejska. Pomógł im przypadkowo spotkany mężczyzna, też Rosjanin, który odwiózł ich samochodem - opowiada Magda.

Krzysiek w Palestynie jadł kiedyś śniadanie na bazarze, na które zaprosili go miejscowi sprzedawcy. - Padały takie słowa, z których jednoznacznie wynikało, że bardzo nie lubią Żydów. Wszyscy żyją tam w trudnej symbiozie, sytuacja nie jest łatwa, czuć napiętą atmosferę. Choć sama Palestyna jest bardzo ciekawa, mimo że zaniedbana. Ludzie są tam biedniejsi, ale bawią się na ulicach i są bardzo pomocni - przekonuje.

Sprawdzą nawet, z kim spałeś

Wzmożone są też kontrole na dworcach i lotniskach. - Miałem trochę problemów przy odprawie, bo w paszporcie mam pieczątkę z Tunezji. Pytali mnie, z kim byłem, kogo znam, co przewożę. Później przeszli do bardziej prywatnych pytań. O to, z kim spałem, czy kolega, z którym podróżuję, jest gejem i czy jest moim chłopakiem. Chcieli wiedzieć, z kim mieszkam i czy jesteśmy po ślubie. Potem przyszedł supervisor, wypytał mnie jeszcze raz, ale był milszy. Wszystko trwało jakieś 40 minut - wspomina Krzysiek.

Paulina też przeszła bardzo szczegółową kontrolę. Przestrzega, że jeśli leci się z kimś, każdy odpowiada osobno, aby nie móc się konsultować. Później przepytujący sprawdzają, czy odpowiedzi są zgodne. - Potem dostajesz specjalną karteczkę sugerującą chyba, czy możesz być jakimkolwiek zagrożeniem. Kontrola przy wylocie też jest bardzo drobiazgowa. Nawet będąc wcześniej, można spóźnić się na samolot. Nie chciałabym być w skórze kogoś, kto coś przeskrobał - mówi.

- Nas, jako grupę, wypytywali, gdzie spaliśmy, co jedliśmy, czy nikt nie dał nam żadnego upominku. Ale pozytywną stroną jest to, że nie trzeba nic wyjmować z walizki - podsumowuje Julia.

Latem w futrzanych czapkach, czyli szok kulturowy

Nie można go nie przeżyć, jadąc do Izraela. Zwłaszcza, że każde miasto bardzo się tam od siebie różni. Na Paulinie ogromne wrażenie sprawiła dzielnica ortodoksyjnych Żydów - słynna Mea Szearim w Jerozolimie. Jest jakby żywcem wyjęta z XIX wieku i przypomina dawne polskie sztetle. - Widać biedę i zacofanie, mężczyźni latem noszą wielkie kożuchy i czapy z futrem, a kobiety grube rajstopy i peruki. W takich dzielnicach nie lubią turystów, trzeba się schludnie ubrać i skromnie zachowywać, wtedy dyskretnie można podpatrzeć, jak żyją. Ale tam się denerwowałam, bałam się, że nas przegonią - opowiada.

Podobnie czuła się tam Magda. - Czułam strach połączony z poczuciem bycia intruzem. Miałam świadomość, że nie chcą być atrakcją turystyczną, więc nie robiłam im zdjęć. Zszokowała mnie jednak całkowita obojętność. Dorośli nie spoglądali na mnie wcale, tylko dzieci kierowały głowy w moją stronę. Co smutne, gdy spotkałam się z nimi wzrokiem, automatycznie znikał uśmiech z ich twarzy. To wtedy zdałam sobie sprawę, jak z różnorodnymi reakcjami może spotkać się turysta na tak małym skrawku ziemi, bo jeszcze rano nie mogliśmy opędzić się od rozmownych Arabów - wspomina.

 

Krzysiek poszedł kiedyś na imprezę w Jerozolimie. Był ogromnie zaskoczony, kiedy zobaczył tańczącą na parkiecie grupę młodych Żydów z wyglądu przypominających tych ortodoksyjnych. - Mieli brody, pejsy, kapelusze, tradycyjne stroje. Później z nimi rozmawiałem, opowiedzieli mi o zachowaniu równowagi pomiędzy religią, kulturą i tradycją. Choć byli głęboko wierzący, bawili się w klubie, pili piwo, mieli smartfony. I to wcale nie były odosobnione przypadki - mówi.

To, jak otwarci i towarzyscy są mieszkańcy tego kraju, potwierdza Michał. - Oni tam fantastycznie reagują na Polaków. Praktycznie każdy ma jakiegoś przodka z Polski i jak się dowiadują, skąd jesteś, są bardzo przyjacielscy. W jednej restauracji właściciel poczęstował nas wódką. Co prawda u nich nie ma takiej tradycji picia tego alkoholu jak u nas, więc wódka była ciepła - śmieje się. - Ale oczywiście liczy się gest - dodaje.

Tel Awiw. Miasto-pocztówka

Idealne, czyste, tolerancyjne, z plażami jak z bajki. Takimi słowami opisał je Krzysiek. - Po ulicach chodzi mnóstwo kobiet i mężczyzn, po których widać, że bardzo dbają o swoje ciało. Wydaje mi się, że ma to związek ze służbą wojskową i przeświadczeniem o byciu w ciągłej gotowości. Trzeba więc pracować nad swoją tężyzną - uważa.

- Dla mnie Tel Awiw jest najlepszy pod każdym względem. Zaskoczył mnie na plus. Wyróżnia się na tle całego kraju: jest bardzo żywotnym, radosnym, beztroskim miastem, gdzie naprawdę można odetchnąć. Świetnie łączy nowe ze starym i tradycyjnym, ma cudowne plaże i ścieżki rowerowe, ludzie to niesamowita mieszanka kultur, religii, stylów życia i tu nikt nikomu nie wchodzi w drogę - zachwyca się Paulina.

Tych zachwytów nie podziela jednak Julia. - Do oglądania nic tam nie ma, miasto jak miasto. Warto odwiedzić Jafę (dzielnica Tel Awiwu-Jafy, w 1949 roku połączona z Tel Awiwem w jedno miasto - przyp. red.). Z portu rozciąga się piękny widok - mówi.

W Tel Awiwie trzeba też zobaczyć zespół miejski Białego Miasta, który został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Składają się na niego aż 4 tysiące budynków utrzymanych w stylu Bauhaus (Bauhaus to szkoła artystyczno-rzemieślnicza założona w Weimarze). Powstały w latach 30. XX wieku. Białe Miasto najlepiej zwiedzać z przewodnikiem.

Z jednej strony "Hello, my friend", z drugiej modlący się ludzie

Chyba nie będzie nadużyciem uznanie, że z Izraelem najbardziej kojarzy się Jerozolima. Wszyscy, którzy odwiedzili ten kraj, zgodnie przyznają, że jest miastem, które trzeba zobaczyć. Nawet jeśli nie do końca poczuje się jej klimat. - Do Tel Awiwu chciałabym wrócić, Jerozolima to zupełnie nie moja bajka. Jest fascynująca, pełna zabytków i z niesamowitą historią, ale dla mnie męcząca i trudna przez wiszący w powietrzu konflikt izraelsko-arabski - mówi Paulina.

- Dla części turystów sama podróż do Ziemi Świętej jest ważna. To swego rodzaju duchowe doświadczenie. Wydaje mi się, że nawet ateiści chcą zobaczyć, gdzie są korzenie chrześcijaństwa. To ciekawe i mistyczne przeżycie, masz wtedy wrażenie robienia czegoś ważnego. Ściana Płaczu, grób Jezusa, Golgota. Wszystko to jest czymś cudownym, bo treści w większości znamy z Biblii. Więc można poczuć się jak człowiek żyjący w czasach biblijnych - przekonuje Krzysiek.

 

Jerozolima zrobiła też pozytywne wrażenie na Magdzie, która miała okazję spać w hostelu w murach Starego Miasta. - Arabski targ na terenie starówki to zdecydowanie miejsce zarówno dla duszy, jak i dla ciała. Tuż obok okrzyków "hello, my friend" zachęcających do kupienia towarów w "specjalnej cenie" można usłyszeć wiernych modlących się podczas drogi krzyżowej. A wszystko w jednym miejscu i czasie - opowiada.

Jadąc do Jerozolimy, trzeba też pamiętać o stosownym ubiorze. Kobiety powinny mieć ze sobą ubrania zakrywające łokcie i kolana.

"Nie umiem pływać, tam pływałam!"

Możecie się już domyślić, o którym miejscu mowa. Chodzi oczywiście o Morze Martwe, które słynie ze swojego wysokiego zasolenia. Natężenie soli jest tam tak duże, że osoby nieumiejące pływać bez problemu unoszą się na tafli wody. - Potwierdzam. Nie umiem pływać, tam pływałam! - zgadza się Paulina, która zawsze chciała na własnej skórze przekonać się, czy w Morzu Martwym faktycznie można siedzieć i czytać gazetę.

 

Dodaje jednak, że mimo wszystko trzeba uważać, bo utopienie się jest możliwe. Właśnie przez sól. - Woda jest tak słona, że jak do oka wpadnie jedna kropla, to kaplica. Człowiek na oślep próbuje dotrzeć do natrysku na plaży. Ciężkie przeżycie - mówi i dodaje: Ale, mimo to, polecam.

- Morze Martwe to super doświadczenie. Ale koniecznie trzeba zabrać ze sobą krem z filtrem, bo słońce szybko łapie, i żel pod prysznic. Zasolenie jest tak duże, że dotyk skóry po kąpieli nie należy do najprzyjemniejszych - przestrzega Julia.

Chcesz popływać z delfinami? Jedź do Ejlatu

Ejlat to doskonałe miejsce dla tych, którzy marzą o zobaczeniu rafy koralowej. Zanurzając się w Morzu Czerwonym z maską do snorkelingu, można podglądać bogate, podwodne życie, m.in.: ukwiały, błazenki, garbiki pasiaste czy gatunek endemiczny (co znaczy, że żyje tylko w Morzu Czerwonym), którym jest thalassoma klunzingeri. A to wszystko praktycznie tuż przy brzegu i wcale nie trzeba zanurzać się bardzo głęboko.

Dużą atrakcją w Ejlacie jest też pływanie z delfinami. Istnieje tam coś takiego jak Dolphin Reef, czyli Rafa Delfinów, gdzie może popływać i nurkować z tymi fantastycznymi stworzeniami pod opieką przewodnika. A jeśli nie czujecie się komfortowo w wodzie, jest możliwość podziwiania i głaskania delfinów ze specjalnego dryfującego pomostu.

Zobacz też: W tych miejscach nawet zimą jest ponad 20 stopni Celsjusza. Oto najlepsze kierunki na wakacje w grudniu i w styczniu

Więcej o: