Tu nikt nie ma swojego adresu. "Ludzie żyją tak, jakby ich nie było" - polski fotograf opowiada o wizycie w fawelach

Brazylia to nie tylko słońce, samba i słynna Copacabana. Kraj ma też swoje ciemne oblicze, np. fawele w Rio, gdzie ludzie żyją na krawędzi ubóstwa. Turysta może tu wejść z przewodnikiem, ale zawsze na własne ryzyko.

Fawela to portugalskie określenie na brazylijskie dzielnice nędzy. Szacuje się, że obecnie w Rio de Janeiro jest około tysiąca faweli, w których żyje blisko 1,5 mln osób, czyli ok. 23-24 proc. populacji miasta. Taka liczba mieszkańców czyni fawele w Rio najliczniejszymi w całej Brazylii*.

Jakub Luty, polski fotograf, bloger i podróżnik na co dzień mieszkający w Wielkiej Brytanii, do faweli dostał się, rezerwując wycieczkę przez Internet jeszcze przed przylotem do Rio de Janeiro. Przewodnikiem na takich wycieczkach zawsze jest osoba, która mieszka w faweli lub ma z nią silne powiązania. Dzięki temu zwiedzający mogą czuć się bezpieczniej, niż gdyby wybrali się do slumsów sami. – Mnie oprowadzała kobieta, która była samotną matką. Mieszka w fawelach całe życie i zna tam praktycznie wszystkich. Cały czas witała się z napotkanymi ludźmi, rozpoznawali ją na ulicy i wiedzieli, że jest przewodnikiem – opowiada Jakub.

"Nie mają nic do stracenia"

Bezpieczeństwo zwiększa jednak nie tylko obecność mieszkańca faweli. Wycieczki po brazylijskich slumsach to po prostu biznes, a biznes to pieniądze. – To, co zapłacimy za zwiedzanie, jest przekazywane na rozwój faweli i lokalnej społeczności, np. na przedszkola. Więc mieszkańcom się to opłaca – mówi Jakub. Turyści są też gotowi zapłacić za to, aby w fawelach spędzić noc. Działają tam już specjalne hotele, w których spragnieni dodatkowych wrażeń mogą się zatrzymać. Zainteresowanie takimi wycieczkami jest jednak wciąż dużo mniejsze niż np. oglądanie pomnika Chrystusa Odkupiciela, Głowy Cukru czy Copacabany. – W wycieczce braliśmy udział tylko ja, moja dziewczyna i jeszcze jedna osoba z Włoch – dodaje podróżnik.

Nic jednak nie zagwarantuje bezpieczeństwa w stu procentach – nawet obecność lokalnego przewodnika i wizja zysku. Nadal jest to miejsce, w którym oczy trzeba mieć dookoła głowy. – Bardzo dużo osób z faweli kradnie. Cały czas ktoś nas ostrzegał, żebyśmy nie nosili na widoku aparatu fotograficznego i biżuterii. Ludzie po prostu podbiegają, zrywają je z szyi i uciekają. Bo przecież nie mają nic do stracenia – mówi fotograf.

Tak się żyje w fawelach Rio - ZDJĘCIA >>

Mieszkańcy faweli chwytają się wszystkiego, aby zdobyć pieniądze. Włącznie z zajęciami nielegalnymi, o czym świadczy kwitnący tam biznes narkotykowy, w który angażują się przede wszystkim mężczyźni. Jakub Luty przekonuje, że większość narkotyków w Brazylii pochodzi właśnie z faweli. – Ogromna liczba osób, jeżeli nie wszyscy, chodzi po największych plażach, sprzedając zegarki czy czyszcząc obuwie. W rzeczywistości jest to przykrywka, głównie dla sprzedaży marihuany i grzybów halucynogennych. Mnie też zdarzyła się taka sytuacja. Podszedł do mnie mężczyzna, aby wyczyścić mi buty. Faktycznie je umył, ale kiedy skończył, otwarcie przyznał, że to tylko pretekst i zapytał, czy nie chciałbym kupić jakichś dragów – opowiada podróżnik. Wszystko jest zorganizowane tak, aby zminimalizować ryzyko złapania dilerów przez policję. – Na dole, przy wejściu do faweli, stoi mężczyzna z krótkofalówką i daje sygnał w razie, gdyby na horyzoncie pojawili się policjanci – wyjaśnia.

 

Jednak niebezpieczne sytuacje mogą mieć miejsce wszędzie, nie tylko w fawelach. Jakub Luty był świadkiem takiego zdarzenia w pobliżu swojego hotelu. – Przez dość duże skrzyżowanie przechodził mężczyzna w marynarce, z teczką w ręku. W pewnym momencie podbiegł do niego inny, po ubraniu można było się domyślić, że pochodził z faweli, wyglądał bardzo ubogo. Podbiegł i chciał wyrwać mu tę teczkę, ale wtedy tamten wyciągnął zza marynarki pistolet i przystawił mu do głowy. Na ulicy wybuchła panika, moja dziewczyna uciekła do hotelu, ale złodziej wydawał się niewzruszony tym, że ktoś do niego celuje. Pewnie miał już kilka takich sytuacji – opowiada podróżnik.

"Ludzie żyją tak, jakby ich nie było"

Choć fawele zepchnięte są na margines życia społecznego Brazylii, ich mieszkańcy starają się funkcjonować na tyle normalnie, na ile to możliwe. W fawelach działają więc sklepy i bary, ale też takie instytucje jak szkoły, przedszkola, czy poczty. Wszystko jednak na zupełnie innym poziomie niż ten, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. – Tam wygląda to tak, że jest budynek ze skrzynkami pocztowymi. Idzie się do niego i sprawdza, czy nie dostało się listu. Wszystko dlatego, że w fawelach ludzie nie posiadają swoich prywatnych adresów zamieszkania. Przesyłki adresuje się na adres faweli – tłumaczy Jakub.

W związku z tym, że w fawelach nie ma adresów, nikt nie płaci czynszu. – Za prąd czy telewizję również nikt nie płaci, wszystko jest „ciągnięte” na lewo. Ludzie żyją tak, jakby ich nie było – wyjaśnia fotograf.

Jakub Luty przekonuje, że choć bieda w fawelach jest widoczna gołym okiem i wszechobecna, ludzie w większości są przyjaźni i pozytywnie nastawieni. – Ja nie spotkałem się z żadnymi wrogimi spojrzeniami. Przewodniczka ostrzegała nas, żebyśmy nie robili ludziom na ulicach zdjęć, bo mogą agresywnie zareagować i ona będzie mówić, co można fotografować, ale niektórzy sami chcieli. Podchodzili i prosili o sfotografowanie ich, a nawet robili sobie ze mną zdjęcia - opowiada.

Podróżnik podkreśla jednak, że nie we wszystkich fawelach turyści są mile widziani. – Są takie, do których wstęp jest zakazany, ponieważ jest w nich zbyt niebezpiecznie. Istnieje za duże ryzyko, że zwiedzający padną tam ofiarą napaści. A czasem mieszkańcy faweli po prostu nie życzą sobie obecności turystów – tłumaczy.

Kumplują się z Ronaldo, znają Piłsudskiego

Tym, co powinno zapaść w pamięć po wizycie w fawelach jest nie tylko wszechobecne ubóstwo. To przede wszystkim ludzie, którzy tworzą tą społeczność, a do tych Jakub Luty miał wyjątkowe szczęście. – Spotkałem tam człowieka, który grał kiedyś w jednej drużynie z Ronaldo. Tym brazylijskim, „prawdziwym” Ronaldo – zaznacza podróżnik. – Byłem u niego w domu, miał mnóstwo ich wspólnych zdjęć, pucharów i medali. W młodości był bardzo dobrym piłkarzem, ale kontuzja w wieku 17 lat wykluczyła go z dalszej gry. Naprawdę świetny człowiek, porozmawialiśmy o piłce i o samym Ronaldo, poczęstował mnie winem – wspomina Jakub.

Podróżnik miło wspomina też reakcje ludzi, kiedy dowiadywali się, skąd pochodzi. – Jak słyszeli słowo „Polonia”, uśmiechali się i chcieli sobie przybijać ze mną piątki. Każdy od razu wymieniał oczywiście Jana Pawła II. W Europie, kiedy powiem, że jestem z Polski, spotykam się z bardziej negatywnym nastawieniem – mówi.

Fotograf spotkał też człowieka, którego brat kilka lat temu wyjechał do Polski. Wiedział o naszym kraju bardzo dużo, potrafił powiedzieć nawet kilka słów po polsku. Znał też miasta i wiedział, kim byli Kościuszko, Wałęsa czy Piłsudski.

Rząd nie chce kiwnąć palcem

Jakub Luty przyznaje, że po wycieczce jeszcze bardziej uświadomił sobie, że na biedę zawsze trzeba patrzeć z dwóch stron. W Rio czasem bywa niebezpiecznie. Nie pomogła organizacja dwóch dużych imprez sportowych. – Podczas igrzysk olimpijskich bardzo dużo mówiło się o napaściach na turystów i kradzieżach, takich incydentów było na pęczki. Miasto zarobiło na turystach, a ludzie z faweli na jakiś czas zdobyli pracę i pieniądze, w wielu przypadkach po prostu ukradzione. Ale generalnie nic się nie zmieniło, miasto żyje tak jak żyło – mówi Jakub.

Z czego wynika tak zła sytuacja dzielnic biedoty? Między innymi z braku zainteresowania ze strony rządu. – Przewodniczka przekonywała, że władze nie interesują się fawelami i nie robią nic, żeby poprawić warunki. Więc ludzie muszą radzić sobie sami. Człowiek zrobi wszystko, żeby przetrwać i nie potrzebuje do tego niczyjej pomocy, jeśli jest do tego zmuszony. Mieszkańcom faweli bardzo trudno jest znaleźć pracę, skoro nie mają nawet meldunku. Dlatego, jak wspominałem, chwytają się wszystkiego, a za tym często kryje się handel narkotykami – wyjaśnia fotograf. Jego zdaniem, dla wielu osób to po prostu łatwy sposób na zarobek oraz odpowiedź na to, że często osób z faweli nikt nie chce nigdzie zatrudnić. – Na pewno znaczenie przy wyborze takiego życia ma też środowisko i ludzie z którymi się wychowujesz – dodaje.

Nie pomaga też stosunek pozostałych obywateli Brazylii do favelados (mieszkańców faweli). Ich podejście jest sceptyczne i niechętne. – Ludzie przebywają obok siebie, a jednocześnie zachowują się tak, jakby ci drudzy nie istnieli. To dlatego, że w Brazylii nie ma tzw. klasy średniej. Są albo bogaci, albo biedni. Podobnie jest na Dominikanie. Tam możesz zobaczyć na drodze Porsche Cayenne warte pół miliona złotych, a obok samochód bez drzwi i świateł – porównuje Jakub.

Może zainteresuje Cię też:
Rio de Janeiro dla początkujących. Co warto wiedzieć?

Jednocześnie nie można nie wspomnieć, że część favelados stara się żyć godnie i uczciwie. Nie każdy mieszkaniec faweli od urodzenia skazany jest na handel narkotykami. Wiele osób chce pracować legalnie. – Kobiety bardzo często pracują w hotelach jako pokojówki lub sprzątaczki. Kiedy zwiedzaliśmy, akurat szły do pracy – mówi Jakub.

Na ulicach jest też mnóstwo śmieci i bezdomnych zwierząt, ale ludzie starają się o wszystko dbać. – W niektórych domach było naprawdę czysto i schludnie, były bardzo ładnie urządzone – przekonuje podróżnik.
A kiedy pies kiedykolwiek ugryzie człowieka, za karę jest izolowany i trzymany na dachu.

Spacerując po fawelach, nie da się nie zwrócić uwagi na dzieci, których jest tam bardzo dużo. Również takich, które same są już rodzicami. – Widok 15-letniego chłopca, który jeszcze wygląda jak dziecko, a trzyma na rękach swoje 6-miesięczne niemowlę, to nic nadzwyczajnego. Ja byłem trochę zszokowany, ale tak jest wszędzie, gdzie jest bieda. Dla tych ludzi to normalne - przekonuje podróżnik. – Fawele przez lata wytworzyły własny świat, własny styl życia i prawa nimi rządzące. Nie ma jednak powodów, aby przedwcześnie oceniać ich mieszkańców. Najpierw trzeba ich zobaczyć i poznać - dodaje.

I dotyczy to nie tylko turystów. Mnóstwo osób, które od urodzenia mieszkają w Rio, nigdy nawet w fawelach nie było. 

Więcej zdjęć Jakuba Lutego znajdziecie tutaj:

Jakub Luty - Photo & Video London

*Dane Catalytic Communities, organizacji pozarządowej, która zajmuje się efektywną integracją pomiędzy różnymi klasami społecznymi w krajach z całego świata, działając właśnie na podstawie doświadczeń z Rio de Janeiro.

Więcej o: