Najmniejsze miasto Polski leży tylko 80 km od największego. Na rynku cisza, aż dzwoni w uszach. Przerywa ją tylko klekot boćka ze słupa w rogu placu. Na rzeźbionych ganeczkach parterowych domków siedzą wyśmierzyczanie. Kiedyś mężczyźni chodzili w krawatach, by jako mieszczanie odróżnić się od chłopstwa, jak mówią złośliwcy z okolicznych wiosek. To oni opowiadają o wyśmierzyczanach kawały. Do miasta wjechało auto. Kierowca zatrzymał się i pierwszego napotkanego człowieka - bosego mężczyznę stojącego przy drodze - zapytał, co to za wieś i gdzie tu sołtys. - Po pierwsze, to miasto i mamy burmistrza, a po drugie, to ja nim jestem - odrzekł z godnością bosy burmistrz. Inną - autentyczną - opowieść przytacza obecny (w żadnym wypadku nie bosy) burmistrz Władysław Jasiński. Jako młody naczelnik gminy, na początku lat 80. miał zorganizować szkolenie obrony cywilnej. - Zebrałem wszystkich gminnych żołnierzy, ale autorytet pułkownika z Radomia nie zrobił na nich wrażenia - wspomina. - Panie, a kto by nas miał atakować! Jak były wojny, to pociski bokiem przelatywały i lądowały na łąkach. Po co w nas rakietą strzelać? - żartowali. - Pewnie, że po nic, ale jak rakieta będzie lecieć na większe cele i zobaczy takie miasto, to ze śmiechu w was piep...nie! - krzyknął zdenerwowany pułkownik.
Drewniane domki mogą śmieszyć turystów z większych miast. Ale mają swój urok i niektóre ponad 100 lat. Na 820 mieszkańców przypada ich ponad 130 - sześć zabytków na głowę! Są starannie utrzymane, ocienione szpalerami równo przyciętych drzewek o pobielonych pniach. To dziwne uczucie stać na środku takiej uliczki, wiedząc, że od stu lat nic się tu nie zmieniło. - Pewnie dlatego reżyser Filip Bajon, szukając plenerów do "Przedwiośnia", wybrał Wyśmierzyce - mówi burmistrz Jasiński. Ekipa nawiozła trochę piachu i przykryła kocie łby. Cezary Baryka przekracza granicę z Polską, głowę ma pełną szklanych domów, a widzi... błoto i drewniane chatki Wyśmierzyc. Pobyt filmowców w 2001 r. to najważniejsze wydarzenie w ich dziejach bodaj od 1971 r., kiedy starły się w turnieju miast z Białobrzegami. "Wyśmierzyczanie bezapelacyjnie wygrali zawody strażackie, konkurs na najstarszy egzemplarz prasy młodzieżowej, konkurs picia przez smoczek soku ze słynnych wyśmierzyckich kiszonych ogórków" - czytamy w kronice miasta. Niestety, drużyna Białobrzegów wygrała w przeciąganiu liny, wymianie koła samochodowego, konkursie bednarzy i zgarnęła 180 tys. zł.
Na pocieszenie wyśmierzyczanie mogli co najwyżej upić się sokiem z kiszonych ogórków. Przez lata miasto z nich słynęło. Tylko tu udawały się specjalne odmiany, np. monastyrska. Ogórki trafiały do drewnianych beczek, które ustawiano na specjalnych rusztowaniach w jeziorkach tworzonych przez starorzecze Pilicy. Czasem, gdy poziom rzeki się podnosił, a beczek nie zdążono ewakuować, ogórkami pachniała cała okolica. Niestety, od kilku lat ogórków już nikt nie kisi w tradycyjny sposób. - Może czas zadbać o przywrócenie dawnych zwyczajów? - zastanawia się burmistrz. Marzy mu się "ucywilizowanie" miasteczka, czyli dokończenie budowy oczyszczalni ścieków i kanalizacji, położenie asfaltu. Może wtedy mieszkańcy uznaliby go za swojego? Burmistrz pochodzi bowiem z pobliskiej wsi Grzmiąca, a wyśmierzyczanie dokładnie znają swoje rodowody i koligacje rodzinne. Jeśli ktoś przynajmniej od czterech pokoleń nie jest związany z miasteczkiem, wciąż jest obcy.
Najmniejsze nie znaczy najmłodsze. Nazwa miasta pochodzi od imienia Wyszemir. Pierwotnie ziemie te należały do książąt mazowieckich. W 1338 r. książę Trojden I nadał Wyśmierzycom prawa miejskie. "W imię Pańskie amen. Mieszkańców uwalniamy całkowicie i w zupełności od ciężarów i powinności jak to powóz, wywóz, stróża, podworowe, opłaty garncarskie i piekarskie a także od obowiązku pilnowania sokołów naszych książęcych" - ustanowił książę.
W 1988 r. uroczyście obchodzono 650-lecie miasta. Z tej okazji przywieziono wielki głaz narzutowy z pobliskich lasów, na którym wyryto stosowny napis. Zdobi on trasę wylotową w stronę Białobrzegów. W okolicach Grzmiącej (drogą na zachód od Wyśmierzyc, w kierunku Nowego Miasta nad Pilicą) podobnych głazów z okresu plejstocenu jest 10. największe, o obwodzie 11 m, uznano za pomniki przyrody.
W Grzmiącej można skręcić w kierunku Pilicy i po kilku kilometrach dotrzeć do rezerwatu Sokół. Rosnące w nim dęby mają po kilkaset lat. Przy odrobinie szczęścia zobaczymy trzmielojada i czarnego bociana.
W leśnych wioskach zachowały się stare, urzekające prostotą drewniane kościółki. Najstarszy, z 1650 r., jest w Waliskach. Aby tu dojechać, cofamy się z rezerwatu do Zimnej Wody i tam skręcamy w prawo. Niestety, z pierwotnego kościółka niewiele się zachowało. Nabożeństwa odbywają się tylko w niedzielę. W tygodniu po przykościelnym cmentarzu skaczą więc tylko żaby z pobliskiego strumyka. Przed boćkami chroni je pochodząca z przełomu XVIII i XIX w. rzeźba św. Jana Nepomucena, która przycupnęła nad wodą. Piękny drewniany kościółek jest też w Kostrzynie. Z Sokoła do Kostrzyna jedziemy prosto, przez Zimną Wodę. Obok kościółka znajduje się parafia i nie ma problemu z obejrzeniem malowideł sakralnych z XVIII w.
Z Warszawy do Wyśmierzyc w kierunku południowym drogą nr 7, w Białobrzegach skręcamy na zachód i po 11 km z lasów wyłania się najmniejsze polskie miasteczko.
W Wyśmierzycach nie ma hotelu ani gospodarstw agroturystycznych. Można nocować w pobliskich Białobrzegach, np. w Zajeździe Myśliwskim, ul. Krakowska 82, tel. (0-48) 613 29 11, pokój 2-osobowy 70 zł, lub w gospodarstwie agroturystycznym Ev-Jack, ul. Spacerowa 8, 27 zł od osoby.
Gospodarstwo agroturystyczne Renaty Nowak, wieś Góry 103 (gm. Promna koło Białobrzegów), tel. 606 708 244, pokój 2-osobowy z łazienką i tv - 100 zł. Do dyspozycji gości 1-hektarowy teren z oczkiem wodnym i parkingiem. Można zamówić posiłki lub samemu gotować. Z trasy nr 7 jadąc z Warszawy nie docieramy do Białobrzegów, ale skręcamy wcześniej na Mogielnicę.
Najlepiej w Białobrzegach, np. w Zodiaku - dwudaniowy obiad za kilkanaście złotych, omlet z pieczarkami - 6 zł.