- Jestem w stolicy dwa razy w miesiącu i czekając na samolot, zawsze zachodzę w głowę, co ciekawego można zobaczyć w tym szarym mieście - zastanawiał się ostatnio znajomy. Dla nas od lat największą atrakcją Warszawy jest teatr - rozrzucone po mieście sceny pełne polotu i talentu. Ale co robić między godz. 9 a 19? Można ruszyć np. "Szlakiem przepłaconych i nieprzemyślanych inwestycji" : od ciasnego niczym dworzec autobusowy Terminalu Lotniczego im. Fryderyka Chopina, poprzez mosty, baseny, po metro, gdzie głowę urywają przeciągi, a wieczorem nie można kupić biletu. Ciekawy byłby "Szlak zaginionej tożsamości": od zamkniętego hotelu Warszawa z nieczynnym barem Warszawa, poprzez stołeczne maskotki-krokodyle i pokemony, po uwielbiane tutaj jadłodajnie - budki z kebabami. Dlatego prawdziwym wyzwaniem okazało się ciekawe spędzenie jednego dnia w stolicy.
Najprzyjemniej dolecieć tu samolotem. Na lotnisku lepiej lądować niż wypatrywać gości, bo na tarasie widokowym w lecie na głowę leje się żar, od jesieni do wiosny deszcz i śnieg (wstęp 8-20, bilet 2,50 zł, ulgowy 2 zł). Uwaga! nie ma windy dla niepełnosprawnych. Jeszcze gorzej jest na terminalu tanich przewoźników Etiuda - ciasno i brakuje toalet. Trzeba uciekać. Zastanawiamy się, czy wypożyczyć samochód (od 200 do 1000 zł za dobę plus paliwo), ale wsiadamy w autobus 175, który za 2,40 zł dowiezie nas do centrum ("Uwaga na złodziei!" - ostrzegają przewodniki).
Motel czy hotel? A może botel? Wybieramy pokład Aldony zacumowanej przy moście Poniatowskiego. Dojeżdżamy tam spod Dworca Centralnego pierwszym lepszym tramwajem w stronę Wisły. Na statku schludna kajuta, dwie koje, stolik, krzesło. Na korytarzu trzy toalety, cztery prysznice. Przy świetlicy z telewizorem kuchenka mikrofalowa, lodówka, czajnik. Za dwie osoby płacimy 85 zł. - To spokojne miejsce. Podoba się zwłaszcza obcokrajowcom - zachwala recepcjonista, który zaokrętował właśnie kilku Japończyków (więcej na http://www.hostels-botel.com ).
Z okien Aldony widać skrzący się w zachodzącym słońcu słynny (z powodu przepłacenia budowy o 50 mln zł) most Świętokrzyski. - Na tym moście w strugach deszczu Artur Żmijewski całuje Danutę Stenkę w końcówce filmu "Nigdy w życiu!". To najbardziej romantyczny pocałunek w polskim kinie ostatnich lat - mówi nauczycielka z Konina, która przyjechała na "podyplomowe".
- Magią tego miasta oczarował mnie Miron Białoszewski. Dla mnie był pierwszym hiphopowcem, bo zafascynowany brzydotą okalających stolicę blokowisk zaczął opisywać je wierszem - opowiada Aneta Kruk, studentka polonistyki UW, która z walkmanem siedzi wieczorem nad Wisłą i słucha Molesty z hiphopowego Ursynowa. - A potem Kieślowski, który w to posępne miasto tchnął magię.
Nadwiślański świt. Za oknem skrzy się rzeka, recepcjonista przynosi do kajuty gorącą herbatę z cytryną (2 zł) i kawę (3 zł). Warszawski dzień rozpoczynamy wędrówką "Poniatoszczakiem". Mijamy Muzeum Wojska Polskiego (czynne 10-16, bilety 11 i 8 zł), gdzie na dziedzińcu pośród wysłużonych czołgów stoi śmigłowiec MI-8. Taki sam, jakim były premier Leszek Miller pikował między drzewami w grudniu ub. roku. Okazuje się, że muzealnicy trafnie ocenili jego walory techniczne i już dziesięć lat temu uziemili.
Obok w Muzeum Narodowym (czynne wtorek-niedziela 10-16, czwartek 10-18, bilety 11 zł, ulgowe 6 zł, w sobotę gratis) można zobaczyć m.in. "Bitwę pod Grunwaldem" Jana Matejki. Ale my wchodzimy do legendarnego byłego Domu Partii (zwanego też Białym Domem), by porozmawiać ze starymi pracownikami. - Jaruzelski urzędował na I piętrze. Oprócz gabinetu miał salonik do odpoczynku i łazienkę. Teraz jest tam bank, a z dawnych czasów pozostała tylko marmurowa kolumna - pokazuje jeden z nich. Tłumaczy, że Jaruzelski obawiał się zamachu. - Kiedyś w oknach były kraty, które od wewnątrz, na wypadek ucieczki, można było szybko odkręcić. Z pierwszego piętra generał mógłby zejść po linie na taras, który pod oknami jest poszerzony. Miał tam wylądować helikopter - opowiada nasz przewodnik. Bierut i Gomułka urzędowali po przeciwnej stronie w zaplombowanej dziś części w niewielkim kwadratowym pokoiku z biurkiem i okrągłym stolikiem pośrodku. Wygląd pomieszczeń nie zmienił się od 1952 r., czyli od powstania gmachu. Z małym wyjątkiem: w miejscu, gdzie dziś jest łazienka, były schody. - To była tzw. Klatka Bieruta. Od strony południowej, czyli Giełdy Papierów Wartościowych, do dziś są masywne, okratowane drzwi. - Bierut (w kapeluszu) schodził po schodach, otwierał drzwi i wsiadał do samochodu - mówi przewodnik. Poleca też "Wycieczkę po nieznanych miejscach Pałacu Kultury i Nauki". Zobaczymy tam m.in. salonik Breżniewa i wysuwaną trybunę używaną na zjazdach PZPR.
Poranną kawę możemy wypić przy Nowym Świecie, choćby w barze mlecznym Szwajcarski. Ale my wybieramy jedno z najwyższych miejsc w Warszawie - hotel Intercontinental na skrzyżowaniu ulic Świętokrzyskiej i Emilii Plater.
Zawiezie nas tam autobus 171.
Wjeżdżamy na 43. piętro. W przeszklonej kawiarni RiverView siadamy przy oknie i zamawiamy kawę (11 zł). Przed nami imponująca panorama stolicy i jej "drapacze chmur". Pierwszy wyrósł w trzy miesiące w 1973 r. hotel Forum. Niedługo potem przy pl. Bankowym zaczęto stawiać tzw. Złoty Ząb Komunizmu, czyli miedziany wieżowiec, którego przez kilkanaście lat nie można było dokończyć. Udało się to dopiero na początku lat 90. Fasadę zmieniono na niebieską i tak powstał "Błękitny Wieżowiec". - DDR-owska firma produkująca miedzianą elewację zbankrutowała - opowiada Józef Barlik, który pokazuje wnukom stolicę z okien kawiarni. - Cała ta budowa była pechowa, bo wieżowiec stanął w miejscu przedwojennej Wielkiej Synagogi.
Z 43. piętra widać też niebiesko-biały gmach Reform Plaza w Al. Jerozolimskich, zaprojektowany przez tureckiego architekta Vahapa Toya (to on chciał zbudować Las Vegas w Białej Podlaskiej). Ze względu na wygląd oraz nazwisko Turka nazywany "Toi-Toi". Najwyższy budynek w mieście - 208 metrów! - postawiło Daewoo na rogu Towarowej i Chłodnej. Kiedy firma popadła w tarapaty, wieżowiec odsprzedała. Jego atrakcją jest przeszklone atrium na poddaszu.
Po kawie wdrapujemy się na 44. piętro Intercontinentalu, bo jest tam basen. - A także fitness club, siłownia i jacuzzi - zachęca barmanka pani Ania (dzień w podniebnym centrum zdrowia - 100 zł).
Po ćwiczeniach i kąpieli podziwiania miasta cd. Pod nami Pałac Kultury i Nauki. Taras widokowy Pałacu jest zaledwie na 30. piętrze (wjazd 15 zł, dzieci 10 zł). Radziecki podarunek nie spodobał się nawet Władysławowi Broniewskiemu, który palnął kiedyś, że wygląda jak "koszmarny sen pijanego cukiernika". Warszawiacy od ponad 15 lat psioczą, że "trzeba by z Pałacem coś zrobić". Rozpisali konkurs na przebudowę albo "pomniejszenie rangi" 234-metrowego kolosa przez postawienie wyższego budynku obok. Dorobili zegar z ponoć "największymi wskazówkami w Europie", oklejają reklamami i czekają na cud albo "Małą Apokalipsę". Ale pałac wciąż podoba się dzieciom i Amerykanom. Niedawno pojawił się kupiec z 400 milionami dolarów!
Stąd zobaczyć można też teren warszawskiego getta, znanego na całym świecie m.in. dzięki "Pianiście" Romana Polańskiego.
Zjeżdżamy. Drepczemy przez plac Defilad, gdzie w 1956 r. ponad milion "ludu pracującego stolicy" natchnął optymizmem Władysław Gomułka, kończąc stalinowski terror w Polsce. W 1974 r. Edward Gierek rzucał tu goździki robotnicom z Woli, a w 1990 r. prawicowa młodzież - jajka w postkomunistycznych działaczy. Wtedy na plac powróciły tradycje handlowe. Ich powojenne korzenie sięgają 1945 r., kiedy pojawiła się tu drewniana budka z napisem "Mydło, świece, kwas, lemon, pedicure i manicure na miejscu". Targowisko wprawdzie zniknęło pod koniec lat 90. wraz z rozpoczęciem budowy metra, ale wyrosły okropne, pasiaste Kupieckie Domy Towarowe.
Dziś metro łączy Ursynów z Dworcem Gdańskim i ma 15 km. "Warto zwiedzić czyste i nowoczesne stacje" - uśmialiśmy się, czytając jeden z przewodników. Uwaga: metro jeździ tylko do 23.15 i np. po koncertach rockowych na Torwarze, stadionie Gwardii czy Służewcu nie wrócimy nim do hotelu.
Wątpliwą dumą stolicy wciąż pozostaje postawiona w latach 60. tzw. Ściana Wschodnia, czyli Domy Towarowe Centrum. Warszawiacy szczycili się nimi za czasów Gomułki, rozsyłając po kraju pocztówki z neonami.
Co roku w lutym przeszkoloną rotundę PKO (róg Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej) odwiedzają rodziny ofiar największego wybuchu w powojennej Warszawie. 15 lutego 1979 r. zginęło 49 osób, 110 trafiło do szpitali. Oficjalna przyczyna to wybuch gazu (choć do PKO nie dochodziła żadna linia). Plotka mówiła m.in. o próbie zamachu na wysokiego urzędnika partyjnego z ZSRR, który miał wtedy przejeżdżać pociągiem pod śródmieściem.
Na ul. Emilii Plater wskakujemy do piętrowego turystycznego autobusu nr 100. Z jego okien (jeździ tylko w weekendy) można zobaczyć najbardziej popularne atrakcje stolicy: Sejm, Belweder, Łazienki, pomnik Chopina, itd. "Setka" to kultowy pojazd. Ma zużyte amortyzatory, więc jedzie się jak na wielbłądzie. Lubią ją starzy warszawiacy, ale też studenci i licealiści z innych miast. - Co polecamy w Warszawie? Byliśmy w Muzeum Geologicznym (ul. Rakowiecka 4, czynne 9-15, bilety 5 i 3 zł), gdzie hitem jest dinozaur Dilophosaurus wetherili, który wygląda jak gigantyczna, wściekła kura - śmieją się maturzyści z Katowic. Polecają też zbiory Głównego Urzędu Miar. - Totalny odjazd: liczniki gazowe, elektryczne, zegary atomowe. Korce, łokcie, wagi, odważniki, w sumie ponad trzy tysiące dziwolągów (ul. Elektoralna 2, w godz. 9-13, tel. 581 95 31).
Mijamy pl. Mieczysława Fogga, słynny ogródek baru Pod Żubrem, gdzie SLD-owscy dygnitarze pobili fotoreportera "Newsweeka", odnawianą ambasadę Francji, ambasadę Chin, pod którą co roku 4 czerwca manifestują pokojowe organizacje, a przede wszystkim rozgłośnię radiowej "Trójki", gdzie narodziła się lista przebojów, a w Studiu im. Agnieszki Osieckiej koncertowała m.in. Republika. Przejeżdżamy Nowym Światem, Trasą W-Z pod placem Zamkowym, skąd za 80 zł można pojeździć dorożką po Starówce. Za 200 zł woźnica zawiezie na Dworzec Centralny, a za 400 zł, tak jak Jana Himilsbacha i Zdzisława Maklakiewicza w filmie "Wniebowzięci" - na Okęcie.
Atutem "Setki" jest cena (2,40 zł, jak za zwykły bilet) i możliwość wyjścia w dowolnym miejscu. Wysiadamy na Pradze Północ przy ul. Targowej. Przed nami odrapane kamienice i bazar Różyckiego. Przeciskamy się między ciuchami, butami, jajkami, kartoflami na druga stronę, na ul. Brzeską, podobno jedną z najniebezpieczniejszych w Warszawie. W obskurnych bramach natknąć się można na młodocianych kieszonkowców albo starych recydywistów. Ale to też jedna z barwniejszych ulic, bo handluje się tu, czym popadnie. Na jednym ze sklepów wielki szyld: "Kołki, podkładki, śruby, wkręty, ubrania szwedzkie", w innej witrynie: "Nauka jazdy i biuro podróży". Nieco dalej "PKS PRAGA", czyli Parafialny Klub Sportowy. Mijając charakterystyczne dla tej dzielnicy kapliczki na narożnikach domów dochodzimy do Warszawskiej Wytwórni Wódek "Koneser" przy ul. Ząbkowskiej. W sklepie firmowym sprzedawczynię oddziela od klientów kuloodporna szyba. Na ścianie dyplom z lat 80. za zwycięstwo w konkursie "Expressu Wieczornego" na najlepsze trunki w Warszawie i na Mazowszu.
Wędrując Ząbkowską, dochodzimy do punktu naprawy parasoli. W ofercie nieosiągalna już gdzie indziej "zmiana pokryć".
Wstępujemy do Szemranej na rogu Ząbkowskiej i Brzeskiej. W środku zdjęcia przedwojennej stolicy, pod oknem otwarta klatka z papugami. W karcie śledzie, Flaki po warszawsku, Żurek Pod Praski, Kiszka palce lizać, Gnioty z kapuchą i grzybami, a do tego Galareta i Lorneta. W menu czytamy też: "Książkę życzeń i zażaleń czytamy w skupieniu, a wnioski są wolne jak pracownik niespełniający państwa oczekiwań". Z głośników leci "A wtedy w takt się rusza cała kamienica, cała ulica tańczy na trzy-dwa". - W soboty ludzie się schodzą, bo mamy darmowe dancingi - zachęca kelnerka Żanetta Stasińska, która podaje oszałamiające warszawskie flaki (10 zł) i wstrząsający żurek (8 zł). - Ale wiara z Pragi już się trochę rozjechała po świecie. Prawdziwi prażanie przez całe życie nie wyjeżdżali poza dzielnicę. Wiele się zmieniło, kiedy ruszył Jarmark Europa na Stadionie Dziesięciolecia. Stracił nasz bazar, przenieśli się tam spece od trzech kart, wyniosły się kucharki z flakami. Ale pozostała najlepsza w okolicy oferta ślubna: suknie, welony, rękawiczki buty we wszystkich rozmiarach. Sama się tu ubierałam przed weselem - zachwala pani Żanetta.
Malowniczą Pragę opuszczamy spacerkiem. Do mostu Gdańskiego idziemy wzdłuż Ogrodu Zoologicznego. Niestety, nie mamy czasu, żeby wejść i zobaczyć np. słynne karmienie pingwinów. Te zdyscyplinowane ptaki dwa razy dziennie ustawiają się w tej samej kolejności, by z rąk opiekuna pałaszować ryby (zoo czynne codziennie od 9 do zmroku, więcej na http://www.zoo.warszawa.pl ).
Autobusem 406 przejeżdżamy most, Cytadela, lewy brzeg Wisły. To było ulubione miejsce wędrówek 17-letniego Marka Hłaski. Na początku lat 50. mieszkał z matką na Żoliborzu przy ul. Mickiewicza 17. Wychodził z domu, szedł przed siebie, by po kwadransie znaleźć się w innym świecie. Przebijał się przez łąki, powalone drzewa, nad dziką Wisłą szukał wolności. Dziś to ulubione miejsce lęgowe kaczek. Ekolodzy alarmują, by chronić łąki również ze względu na orły. Wędkarze nie narzekają na brak ryb.
Ponoć przy mogile Marka Hłaski pije się wódkę. Zmarł 15 czerwca 1969 r. w Wiesbaden. Na jego grób na Stare Powązki, gdzie dojeżdżamy autobusem nr 406 (pod biuro cmentarza dowiezie nas też 170, 122, 307), przychodzą licealiści i studenci (kwatera B, 2 rząd, 1 grób). Chcemy też zobaczyć nagrobek Zdzisława Maklakiewicza, który wykuł Jan Himilsbach. - Siódma kwatera. Mija się grób Moniuszki, rodziców Chopina. Tam zawsze palą się świeczki - mówi Tomasz Stanik, kierownik zarządu cmentarza.
W Katakumbach spoczywa Czesław Niemen. Dalej Miron Białoszewski (kwatera 163, rząd 1.), Krzysztof Kieślowski (kwatera 25, rząd 3.), Agnieszka Osiecka (kwatera 284b, rząd 2.). W Alei Zasłużonych pochowani są najwybitniejsi Polacy: od Mościckiego, Jasienicy, po Ordonównę i Dygata. - Leży tu przeszło milion warszawiaków - mówi pan Tomasz. Ma spis wszystkich i chętnie pomaga w odnalezieniu grobów. Wystarczy podać imię, nazwisko i przybliżoną datę pogrzebu.
Ale to nie jedyne Powązki. Są też wojskowe - podzielone na część wojskową, miejską i parafialną, z Aleją Zasłużonych, gdzie pochowano Bieruta, Gomułkę, Broniewskiego. Marka Kotańskiego, w podzięce za opiekę nad uzależnionymi i bezdomnymi, pochowano w szczególnie pięknym miejscu (kwatera A, rząd 1a). Grzegorz Ciechowski, lider Republiki, spoczywa w kwaterze C 17, rząd 5., grób 7. Zmarł 22 grudnia 2001 r.
Jego zespołu na żywo można posłuchać np. w piwnicy Empik Megastore na skrzyżowaniu Al. Jerozolimskich i Nowego Światu, gdzie dojeżdżamy spod Powązek drugim warszawskim autobusem turystycznym nr 180. Tu wieczorem kapela Snakebite serwuje rockowe hity wszech czasów. Wejście gratis i tanie (jak na centrum) piwo, bo tylko 7 zł.