Pamiętam taką historię. Studentka z Polski zamieszkała u angielskiej rodziny, która miała krewnego o imieniu Henry. Henry często ich odwiedzał, ale nagle przestał przychodzić. Dziewczynę z Polski to zainteresowało i pewnego dnia zapytała: - Co u Henriego? Dawno go nie widziałam.
Adamsowie, tak ich nazwijmy, stanęli jak wryci. I wcale nie chodziło im o to, że Henry przebywał w więzieniu. Chodziło im o to, że dziewczyna, nazwijmy ją Anką, za bardzo się spoufaliła. W Anglii niestosownie jest bowiem wypytywać się o cokolwiek. Siostra siostry nie zapyta: "A jak tam problemy z szefem". Co jeszcze u nas jest nietaktem? Na przykład poklepywanie po ramieniu, całowanie na powitanie w policzki. My Anglicy bardzo pilnujemy, aby nie przekroczyć tzw. dystansu osobniczego, tej kilkudziesięciocentymetrowej strefy bezpieczeństwa otaczającej nasze ciała. Przy dzisiejszej emancypacji odradzam też całowanie kobiet po rękach. No i egzotyczne wydaje mi się ustępowanie miejsca starszym w autobusie. Kobieta może poczuć się urażona.
Mówiąc o autobusach chciałabym tylko przypomnieć, że u nas wsiada się do autobusu przednim wejściem, a wysiada tylnym.
Jeszcze coś o pubach. Od wielu Polaków słyszałam, że u nas podaje się niedobre ciepłe piwo. To raczej wasze piwo jest nie za dobre, bo zimne, aż łupie w zęby. Jak będziemy już w pubie Anglii, to pamiętajmy, żeby nie wznosić toastu za zdrowie królowej piwem. To może źle się skończyć. Jeśli już chcemy to uczynić, to szlachetniejszym trunkiem. A jeśli usłyszymy "Ostatnie zamówienie, panie, panowie", to posłusznie, jak Anglicy, wyjdźmy z lokalu.
Jeszcze parę zwyczajów? Nie rozkładajmy mokrej parasolki w domu Anglika, bo na ten dom, my tak wierzymy, spadnie nieszczęście. Nie przechodźmy pod drabiną, bo w Anglii pomyślą, że brakuje nam piątej klepki. Przejście pod drabiną nie wróży dla nas niczego dobrego. I jeszcze jedno. W Anglii pijemy herbatę z mlekiem. Przygotowuje się ją w ten sposób, że najpierw do filiżanki leje się mleko.