Marzysz o przygodzie, ale biegun południowy jest poza zasięgiem? Popołudniowy nie jest [MIKROWYPRAWY]

Ma wszystkie zalety dużej wyprawy, ale prawie żadnych jej wad. Pozwala uciec od codziennej rutyny, gwarantuje przygodę, zmienia perspektywę i nic - lub prawie nic - nie kosztuje. Mikrowyprawa to ratunek dla zmęczonych, znudzonych i wypalonych. Sposób na to, by odzyskać radość życia. I mieć z życia więcej.

Praca, dom, praca, dom – nie wiem jak wy, ale ja mam tego coraz bardziej dość. Ciągle narzekam, że jestem zmęczona i niezmiennie słyszę: „to jedź na długi urlop”. Dwa tygodnie urlopu nie są złe, ale to trochę jak dieta-cud. Efekt jest spektakularny, ale krótki, a potem sami wiecie. Jo-jo. Po 14-dniach może i wrócę wypoczęta, opalona i zadowolona, odzyskam też zapał do pracy i odkurzania (na trzy dni). Na dłuższą metę – nie przestanę narzekać, bo moje zmęczenie jest większe i wiem też, że po prostu chcę żyć inaczej.

Nie rzucę jednak etatu (mam kredyt, poza tym – lubię swoją pracę), rodziny, przyjaciół i zwierzaków (ich kocham), a na podróż dookoła świata nie urosły mi wystarczająco duże jaja (fajnie, fajnie, ale co z życiem po powrocie?). Poza tym, nie wiem, czy naprawdę bym tego chciała, chyba nie. Na egzotyczne wakacje trzy razy w roku mam z kolei za dużo pracy (widmo zaległości) i za mało pieniędzy (jeszcze gorsze widmo długów).

Gdy ludzie mnie pytają, co najbardziej chciałabym w życiu robić, złośliwie odpowiadam: być bogata. W rzeczywistości lubię swoje życie takie, jakim jest, ale bardzo chciałabym mieć więcej czasu dla siebie.

Dla takich jak ja ratunkiem są mikrowyprawy.

O co chodzi w mikrowyprawie?

- Żeby podróżować jak wielcy odkrywcy, trzeba na ten tor przestawić całe swoje życie – pisze w książce „Mikrowyprawy w wielkim mieście” (MUZA SA) Łukasz Długowski. To niewygodna prawda: na podróżniczej pasji jednego cierpią inni – partnerka, dzieci (jeśli są), finanse, zdrowie. Bo podróżnika stale nie ma w domu, a jak jest, to szykuje kolejną wyprawę (szuka sponsorów, robi masę i rzeźbę, planuje trasę, zapożycza się). Jak wróci, jest już inny. A ci, którzy czekali, też już zdążyli się zmienić.

Uwierzyliśmy, że przygoda to tylko przepłynięcie czółnem rwącej rzeki w Ameryce Południowej, wejście na McKinley, a co najmniej urlop na Filipinach. A to nieprawda. – Przygoda jest w nas, to stan umysłu – przekonuje Długowski. Ty czy ja nie wybierzemy się raczej na biegun, mało kto dotrze na egzotyczny trekking w Andach – nie pozwolą na to pieniądze, zobowiązania, kondycja. Ale przecież niemal w każdym z nas drzemie ciekawy świata odkrywca.

Mikrowyprawa to karmienie tego odkrywcy przygodami, które czekają za rogiem – po pracy, w wolny dzień, w zasięgu miejsca zamieszkania. Ma być tanio, łatwo organizacyjnie, ale możliwie dziko i naturalnie. Podstawowa zasada brzmi: im prościej, tym lepiej. Na pewno słyszeliście o wychodzeniu ze strefy komfortu – właśnie o to chodzi. Żeby na moment odłożyć wszystkie „muszę”, „trzeba”, „boję się”, „ubrudzę się”, „nie mam czasu”, „nie mam kurtki z membraną, plecaka z nowej kolekcji i butów za kostkę”, „a co, jak będzie padać”.

Ale też nie narażać się na wyzwania przekraczające chęci i możliwości. Na mikrowyprawie robisz tyle, ile możesz i chcesz, ale robisz coś nowego. Śpisz w sadzie znajomego. W środku tygodnia robisz ognisko z przyjaciółmi. Nocujesz na dziedzińcu zamku (można w Czersku pod Warszawą). Idziesz pieszo do babci, która mieszka pod miastem. Albo z pracy do domu, ale też pieszo, zamiast jak zwykle autobusem. Albo wyskocz w góry na jeden dzień, warto.

Nocleg na pomoście nad jeziorem, a rano prosto do pracyNocleg na pomoście nad jeziorem, a rano prosto do pracy Nocleg na pomoście nad jeziorem, a rano prosto do pracy fot. Łukasz Długowski

Jeśli pierwsze kroki w mikrowyprawianiu się masz za sobą i czujesz apetyt na więcej - posurfuj na Bałtyku, popłyń do pracy rzeką - na stand up paddle, prześpij się na wysokości 30 m., dosłownie w skalnej ścianie (to już wymaga nieco więcej pieniędzy i zachodu, ale większość mikrowypraw to tyle, co wrzucić parę rzeczy do plecaka i wyjść z domu).

Nocleg w leśnym szałasie czy na dziedzińcu zamku? Ogranicza cię tylko wyobraźniaNocleg w leśnym szałasie czy na dziedzińcu zamku? Ogranicza cię tylko wyobraźnia Nocleg w leśnym szałasie czy na dziedzińcu zamku? Ogranicza cię tylko wyobraźnia fot. Łukasz Długowski

Można w pojedynkę, można z bliską osobą, a nawet całą rodziną. Można na noc (wyjść prosto z pracy i prosto do niej iść z mikrowyprawy), a można wziąć wolną środę (wypoczniesz jak po tygodniu urlopu!). „Przygody! To znaczy: nieprzyjemności, zburzony spokój, brak wygód. Przez takie rzeczy można się spóźnić na obiad” – pisał J.R.R. Tolkien w „Hobbicie”. Otóż to! A Alastair Humphrays, podróżnik, bloger i twórca pojęcia „microadventures” (Długowski pisze, że Humphrays stał się dla niego inspiracją), dodaje: „Możesz być trochę zmęczony, trochę śmierdzieć, ale co z tego? Przez jeden dzień warto”.

Wisłą z Warszawy do Modlina na stand up paddle to wbrew pozorom propozycja mikrowyprawy dla każdego.Wisłą z Warszawy do Modlina na stand up paddle to wbrew pozorom propozycja mikrowyprawy dla każdego. Wisłą z Warszawy do Modlina na stand up paddle to wbrew pozorom propozycja mikrowyprawy dla każdego. fot. Łukasz Długowski

Dlaczego na mikro musi być dziko?

W największym skrócie – chodzi o naturę i zieleń. Badania potwierdzają, że nawet krótkie przebywanie w naturalnym środowisku usuwa objawy zmęczenia i regeneruje mózg. Już piętnastominutowy spacer (a nawet wyobrażanie sobie zieleni i odpoczynku!) przywraca siły witalne i wprowadza umysł w stan zbliżony do medytacji, a przy tym pozwalający mierzyć się z zadaniami na kreatywność. Dziś mieszkamy w miastach, odeszliśmy od natury i to nie pozostaje bez wpływu na nasze zdrowie i samopoczucie. Mało tego - powrót do niej to nie fanaberia, lecz konieczność. Bez zieleni, świeżego powietrza i nicnierobienia po prostu chorujemy.

CHCESZ OD RAZU POCZUĆ SIĘ LEPIEJ? ZOBACZ NASZĄ GALERIĘ >>

Dzięki mikrowyprawom mogę więcej się cieszyć, mniej stresować. Więcej przeżywać, mniej czytać o tym, co przeżywają inni. Więcej działać, mniej marzyć - Łukasz Długowski

Mikrowyprawa ma wszystkie zalety „dużej wyprawy” (jest przygoda, wolność, reset głowy i ciała, czas dla siebie), ale nie ma jej wad (kosztuje mało albo nic, nie wymaga specjalistycznego sprzętu, ewentualne niedogodności trwają zbyt krótko, żeby człowiek zdążył się zniechęcić, nie powoduje zaległości w pracy ani nie rozwala życia osobistego). I tak samo, jak duża wyprawa, uzależnia.

Daje jeszcze jedną, bardzo wymierną korzyść – pozwala docenić to, co się ma: po spaniu na karimacie znów do ciebie dociera, że łóżko jest wygodne, a prąd i ciepła woda pod prysznicem wcale nie takie oczywiste. To przywraca balans i dystans. „Mam świetne, wygodne życie” – czemu na co dzień tego nie doceniam?

Co się przyda do organizacji mikrowyprawy?

1. Internet, a zwłaszcza Google Maps – wypatrzysz na nich interesujące miejsca (np. łachy piasku na Wiśle, na których można się przespać albo ciekawe ścieżki na dłuższy spacer). Życie większości z nas ogranicza się do kilkunastu ulic. To straszne! Pięć razy w tygodniu ta sama droga do pracy i sklepu. Często nie znamy najbliższej okolicy.

2. nieco odwagi – bo jak by nie było, opuścisz na chwilę bezpieczne domowe gniazdko. Może spadnie deszcz, może zobaczysz borsuka. Coś się będzie działo, wszystkiego nie przewidzisz. Istnieje ryzyko, że przestraszysz się odgłosów puszczyka albo się zakochasz – czasem niebo pełne gwiazd rzuca się na mózg. A tak serio – jeśli wchodzisz w naturalne, a zatem nieprzewidywalne środowisko, to zawsze coś może ci się stać. Dlatego każdą wyprawę przemyśl dokładnie, wyobraź sobie potencjalne sytuacje zagrożenia i przygotuj plan działania (tak robi np. polarnik Marek Kamiński).

3. minimum rzeczy – namiot – tylko jeśli chcesz spać poza domem i potrzebujesz prywatności (w innym wypadku wystarczy sama karimata i śpiwór albo kocyk), płachta biwakowa chroniąca od deszczu, nieduży plecak, wygodne buty. Sprzęt nie musi być drogi, używany będzie w sam raz. Albo sam masz wszystko, albo mają twoi znajomi - pożycz. Jeśli chcesz ugotować coś na dziko, rozpal malutkie ognisko między trzema kamykami. Zabierz lekką menażkę i scyzoryk, jedzenie kup w sklepie po drodze (wybieraj łatwe do przygotowania produkty, miej też ze sobą dwie torebki ulubionej herbaty – na łące smakuje inaczej). Im mniej niesiesz na plecach, tym bardziej cieszysz się podróżą. Miej podstawowe leki. Telefon komórkowy – ale tylko w razie alarmu, a nie po to, żeby przeglądać fejsa. Mikrowyprawa ma dać ci odcięcie od świata i wypoczynek – jeśli wiesz, że się nie powstrzymasz, weź stary model, taki tylko do dzwonienia (już samo to może być nie lada przygodą).

Bardzo ważne: wracając z mikrowyprawy zadbaj o to, by nie zostawić po sobie śladów. Uprzątnij miejsce noclegu. Zawsze miej worki na śmieci i zabierz odpadki ze sobą.

Przeszkody w organizacji mikrowypraw? Nie ma – tę przygodę można zorganizować przy dowolnej ilości czasu, pieniędzy i sprzętu. Zatem są tylko wymówki.

40 km od Warszawy,w Jackowie Dolnym, o którym chyba mało kto wie, można pływać pychówką po Bugu, podglądać bobry, jeździć wozem po polach (tego dnia zaliczyliśmy wszystkie pory roku, na zdjęciu poniżej walka z gradem, 5 minut później wyszło słońce) i zjeść najlepsze drożdżowe ciasto w agroturystyce 'Dom nad Wierzbami'. Wolna środa to jest to!40 km od Warszawy,w Jackowie Dolnym, o którym chyba mało kto wie, można pływać pychówką po Bugu, podglądać bobry, jeździć wozem po polach (tego dnia zaliczyliśmy wszystkie pory roku, na zdjęciu poniżej walka z gradem, 5 minut później wyszło słońce) i zjeść najlepsze drożdżowe ciasto w agroturystyce "Dom nad Wierzbami". Wolna środa to jest to! 40 km od Warszawy,w Jackowie Dolnym, o którym chyba mało kto wie, można pływać pychówką po Bugu, podglądać bobry, jeździć wozem po polach (tego dnia zaliczyliśmy wszystkie pory roku, na zdjęciu poniżej walka z gradem, 5 minut później wyszło słońce) i zjeść najlepsze drożdżowe ciasto w agroturystyce "Dom nad Wierzbami". Wolna środa to jest to! fot. Paulina Dudek

5 PROSTYCH POMYSŁÓW NA MIKROWYPRAWY WEDŁUG ŁUKASZA DŁUGOWSKIEGO

1. Jeśli mieszkasz blisko Wrocławia: nocleg na wyspie. Miejsce: wyspa Opatowicka. Czas: 10-12h. Co zabrać: śpiwór, karimatę, zaślepki na oczy, zatyczki do uszu, latarkę, jedzenie, picie, worek na śmieci. Koszt: brak. Poziom trudności: niski, dostępne dla każdego przez cały rok. Dzika wyspa pół godziny autobusem od centrum Wrocławia i jeszcze kawałek spacerem. Rozlewiska, trzciny i drzewa, praktycznie zero śladów cywilizacji.

2. Gdziekolwiek: dzień na drzewie. Miejsce: sad, miejski park albo las pod miastem. Czas: 3-5h. Co zabrać: ubierz się w rzeczy, których nie będzie ci żal, jak je ubrudzisz lub zniszczysz. Koszty: brak. Poziom trudności: umiarkowany. Spróbuj wdrapać się na drzewo, jak to robią dzieci. Już z 2-3 metrów świat wygląda inaczej. Nie przejmuj się, co pomyślą sobie inni.

3. Gdziekolwiek: rozbujany nocleg. Miejsce: przydomowy ogród albo podmiejski las. Czas: 10-12h. Co zabrać: hamak, śpiwór, karimatę, czołówkę, ubranie w zależności od warunków, picie, jedzenie, zapałki, worek na śmieci. Koszty: ok. 30 zł. Poziom trudności: brak.

 4. Jeśli mieszkasz blisko puszczy (np. w Poznaniu) – spacer z leśniczym. Miejsce: Puszcza Zielonka. Czas: 3h. Co zabrać: jedzenie, picie, lornetkę, worek na śmieci. Koszt: zależny od kosztu przewodnika. Poziom trudności: niski, dostępne przez cały rok. Mieszczuch w lesie odróżni kilka gatunków drzew – leśniczy wskaże dziesiątki, nauczy je odróżniać. Opowie też o zwyczajach dzikich zwierząt (które mają wiele z ludzi lub na odwrót).

5. Jeśli mieszkasz blisko Warszawy – nocleg w zamku. Miejsce: zamek w Czersku. Czas: 14h z przejazdami. Co zabrać: karimatę, śpiwór, jedzenie, picie, repelent na komary, latarkę, zapałki. Koszt: 20 zł – bilet wstępu do zamku. Poziom trudności: niski, dostępne przez cały rok. Zamiast zwiedzać zabytek – prześpij się w nim, ale nie wydawaj fortuny na łóżko w stylizowanej komnacie. W Czersku można spać w baszcie bramnej lub na porośniętym trawą dziedzińcu – pod gołym niebem, z widokiem na Drogę Mleczną, a nie zamkowy strop.

Dużo więcej na temat korzyści płynących z mikrowypraw, gotowe pomysły na mikrowyprawy wokół siedmiu polskich miast, praktyczne rady odnośnie do sprzętu, jedzenia i organizacji, oraz badania i wywiady nie pozostawiające złudzeń, że przygodę z mikro warto zacząć już dziś, znajdziesz w książce Łukasza Długowskiego„Mikrowyprawy w wielkim mieście” (MUZA SA).

Łukasz Długowski - absolwent filozofii, podróżnik, dziennikarz. Pisze m.in. o mikrowyprawach – proponuje, jak wcisnąć przygodę między pracę, a zabiegane życie rodzinne. Wydał książkę: „Mikrowyprawy w wielkim mieście”, której partnerem jest The North Face. Swoje przygody relacjonuje na Facebooku i Instagramie: Mikrowyprawy.

Mikrowyprawy w wielkim mieście, Łukasz Długowski MUZA SA. Na zdjęciu autor z herbatą.Mikrowyprawy w wielkim mieście, Łukasz Długowski MUZA SA. Na zdjęciu autor z herbatą. Mikrowyprawy w wielkim mieście, Łukasz Długowski MUZA SA. Na zdjęciu autor z herbatą. fot. Łukasz Długowski

POLECAMY: Jedziesz pod namiot? Zobacz, który najlepiej kupić [TEST]>>

Więcej o: