Wielkanocne Łużyce

W wielkanocny poranek niezwykłe konne procesje wyruszają spod kościołów. Trasy te same od stuleci. W zeszłym roku wielkanocnych jeźdźców było ponad 2 tys.

Nie ma nic bardziej wiosennego niż wiosna w Spreewaldzie, czyli - jak mówią miejscowi Serbołużyczanie - na Błotach. To przepiękne rozlewiska Szprewy, na północny zachód od stolicy Dolnych Łużyc Chociebuża (Cottbus), porośnięte lasem i łąkami. Rzeka rozdziela się tu na dziesiątki wąziutkich strumyków i kanałów. Woda płynie w nich powoli, jest kryształowo przejrzysta, o tej porze roku lodowata i ożywcza. Zanurzając w niej dłoń, można uwierzyć serbołużyckiej tradycji, że zaczerpnięta przed wielkanocnym świtem, w zupełnym milczeniu, ma czarodziejską moc eliksiru życia i urody.

Kajakiem w gąszczu kanałów

Tradycyjny sposób poruszania się i transportu w Spreewaldzie to płaskodenne łódki. Mieszkańcy wożą nimi warzywa na targ i dzieciaki do szkoły, poczta dostarcza listy i paczki. Także turystów flisacy wożą po okolicy wieloosobowymi łodziami. Taka kilkugodzinna przejażdżka to główna atrakcja Spreewaldu. Przystanie są w każdej większej miejscowości: Lübben, Lübbenau, Raddusch, Burg, Leipe, Schlepzig i Straupitz. Można też wybrać się w gąszcz kanałów samodzielnie kajakiem albo na rowerze (wypożyczalnie na miejscu). Po drodze warto zatrzymać się w skansenie w Lehde lub w muzeum wiejskim w Schlepzig, które pokazują tradycyjne chałupy i zajęcia Serbołużyczan. Żyje ich na całych Łużycach - od Cottbus i Lübben na północy po Bautzen na południu - ok. 60 tys. Region łatwo rozpoznać po dwujęzycznych szyldach: Spreewald - Błota, Lübben - Lubin itd. To Słowianie, potomkowie dawnych plemion łużyckich. Do dziś, zwłaszcza w południowym regionie Górnych Łużyc, słychać słowiańską mowę, którą Polak (z pewnym wysiłkiem) jest w stanie zrozumieć.

Serbołużyczanie są wyznaniowo podzieleni, co wyraźnie daje się odczuć w czasie Wielkanocy. Na północy mieszkają głównie protestanci, na południu - katolicy. I choć mają wspólną historię i tradycje, święta obchodzą inaczej.

Nawet komuniści nie dali im rady

Wielkanocny poranek w katolickich wsiach na Łużycach to dzień wyjątkowy. Od rana na głównej drodze przed kościołem roi się od elegancko i staromodnie ubranych jeźdźców i odświętnie przybranych koni. Mężczyźni mają na sobie czarne surduty, białe koszule, cylindry i rękawiczki. Końskie uprzęże zdobią muszelki, a w falujące ogony i grzywy wplecione są wstążki i wiosenne kwiaty. Na czele procesji jeźdźcy niosą kościelne chorągwie, krzyż i figurę Chrystusa zmartwychwstałego.

Po uroczystej mszy nadchodzi chwila odjazdu. Ta niezwykła męska procesja gromadzi się przed kościołem, a ksiądz błogosławi ją i wyprawia w drogę. "Wielkanocni jeźdźcy" ("Osterreiten"), bo tak nazywa się ten prastary obyczaj, galopują do sąsiednich wsi, obwieszczając radosną nowinę o zmartwychwstaniu Boga. Śpiewają pieśni religijne, a wierni stojący przy drogach towarzyszą im chórem. Objeżdżają naokoło kościoły i cmentarze i modlą się za zmarłych sąsiadów, a potem dostają świąteczny poczęstunek. Procesje (w zależności od okolicy) liczą od kilkudziesięciu do 400-500 jeźdźców. W zeszłym roku wzięło w nich udział ponad 2 tys. mężczyzn.

"Osterreiten" odbywa się tylko w wioskach położonych wokół ośrodków katolickich Serbołużyczan: Bautzen, Kamenz i Hoyerswerdy. Trasy konnych procesji ustalone są od stuleci. Jeźdźcy z Wittichenau jadą do Ralbitz, z Crostwitz do Panschwitz, a z Ostritz do klasztoru St. Marienthal. Tradycja ma korzenie pogańskie. Tysiąc lat temu na przedwiośniu tutejsi Słowianie objeżdżali konno pola, by wyprosić u bóstw dobre zbiory. Resztki tego zwyczaju zachowały się do dziś w wiosce Ostro, gdzie mężczyźni, zanim ruszą w wielkanocną procesję, o świcie objeżdżają swe włości. Siły tego zwyczaju nie złamały nawet kolektywizacja i antykościelny charakter komunistycznej NRD. Wprawdzie traktory wyparły konie, a wierni byli prześladowani, ale Serbołużyczanie nie dali za wygraną. Już w latach 60. prywatnymi kanałami zorganizowali system wypożyczania koni z całej okolicy, a nawet z odległych o kilkaset kilometrów gospodarstw i stajni. W latach 80., kiedy komunistyczny reżim w NRD już się sypał, w organizacji, transporcie i utrzymaniu koni pomagały jeźdźcom i tamtejsze PGR-y (LPG), i milicja. Dziś wielkanocne konne procesje na Łużycach przyciągają tłumy widzów, bo jest to wydarzenie podniosłe i spektakularne.

Trasy "Wielkanocnych jeźdźców": http://www.boehmak.de/osterreiten/terminy.htm

Pisanki turlają się ze zbocza

Inne łużyckie zwyczaje wielkanocne podobne są do polskich. Region słynie z pisanek i kraszanek. W Sabrodt koło Schwarze Pumpe, 15 km na północ od Hoyerswerdy, jest muzeum pisanek (aby obejrzeć wystawę, trzeba się zgłosić do Dorothei Tschöke tel. + 49 3564 31 800 38 lub +49 3564 22 045, w czasie świąt czynne bez przerwy). W Bautzen można poćwiczyć różne techniki sporządzania pisanek pod fachowym nadzorem w Domu Serbołużyczan (Haus der Sorben, Postplatz 2, Bautzen, tel. + 49 3591 42105 lub + 49 3591 550 113).

W Wielką Sobotę wieczorem w niektórych wsiach wokół protestanckiego Chociebuża płoną ogniska rozpalane przez młodzież z zeszłorocznych gałęzi i wysuszonych bożonarodzeniowych choinek. To symbol wielkanocnego oczyszczenia. W samą Wielkanoc we wsiach odbywa się śmigus-dyngus - po wodę trzeba iść do strumienia w całkowitym milczeniu. Tylko wtedy przyniesie ona szczęście, zdrowie i urodę. W stolicy Serbołużyczan Budziszynie (Bautzen) na nadrzecznej skarpie Protschenberg w południe gromadzą się dzieci, aby łapać turlające się po zboczu pisanki. Dawniej ubogie dzieciaki zbierały tu smakołyki i prawdziwe jaja na twardo rzucane im przez zamożnych mieszczan. Dziś do zabawy służą kolorowe plastikowe kule, które potem można wymienić na drobne nagrody.

Muzeum pisanek w Sabroth: http://www.ostereiermuseum.de