Nasze plany na wakacje zakładały eksplorację drugiego na świecie pod względem powierzchni kraju – Kanady. Miały być ogromne przestrzenie, wędrówki po pustych górskich szlakach, obcowanie z dziką przyrodą i liczne spotkania ze zwierzętami. I były. Dorzuciliśmy do tego wyprawę w kanu po jeziorze, a w wiosce Odanak spotkaliśmy ich - prawdziwych Indian, mieszkających już nie w wigwamach, ale w normalnych murowanych domach, tyle że z totemami przed wejściem. Nie da się jednak ukryć, że początek tej wspaniałej podróży był koszmarem, całkowicie nie do przewidzenia czy uwierzenia. Żaden element tej historii nie jest zmyślony. Przeczytajcie.
Kanada fot. CC 0 Dustin Groh/Unsplash.com
Bilety na samolot kupiliśmy z dziewięciomiesięcznym wyprzedzeniem. To była naprawdę dobra okazja na wakacyjne miesiące: do Montrealu za 1200 zł od osoby. Ceniony przewoźnik. Nic, że z Budapesztu (z południa Polski do stolicy Węgier jest przecież niewiele dalej niż do Warszawy; regularnie kursują autobusy, można też utrafić tanie loty), nic, że z przesiadką w Stambule. Za taką cenę nie można wymagać, by loty były doskonale skomunikowane.
Do podręcznego plecaka spakowaliśmy maty i letnie śpiwory – noc na lotnisku, nawet z dziećmi, nie będzie dla nas wyzwaniem. Jesteśmy przyzwyczajeni do spania w różnych warunkach, a dzieci od maleńkości przywykły do tego, że nie zawsze zasypiały w swoich łóżeczkach. By im i nam było raźniej, namówiliśmy na wyjazd znajomych – rodzinę w czteroosobowym składzie.
Do Budapesztu trafiliśmy późnym wieczorem na noc przed wylotem. Następnego dnia spacery po zabytkowej Budzie, odpoczynek na Wzgórzu Zamkowym, podziwianie Dunaju z Baszty Rybackiej - nie mogliśmy sobie odmówić przyjemności zwiedzenia stolicy Węgier. Na lotnisko trafiliśmy więc nieco na ostatnią chwilę – o 18.30 (samolot miał startować o 20.00).
Podbiegamy do stanowisk odprawy, a tam... pustki. Czyżby wszystkich już obsłużono? - Drodzy Państwo, wasz samolot został odwołany. Musicie udać się do biura waszej linii, by załatwić wszystkie formalności – informuje nas obsługa lotniska. To tam przeniósł się tłum pasażerów. Dołączamy.
Pustki w miejscu, z którego ma odlecieć twój samolot, to zawsze niepokojący widok / fot. CC 0 Glen Noble Pustki w miejscu, z którego ma odlecieć twój samolot, to zawsze niepokojący widok / fot. CC 0 Glen Noble
Maty przydają się więc już w Budapeszcie, bo w lotniskowej hali urządzamy piknik, czekając na swoją kolej. Co nam zaproponują? Czy zdążymy na lot do Montrealu ze Stambułu następnego dnia? Czy zorganizują dla nas jakiś nocleg i posiłek? Odpowiedzi na te pytania uzyskamy kilka godzin później.
Dopiero o 23.00 z biletami przebukowanymi na 9.00 rano wsiedliśmy do autobusu, który powiózł nas ciemną nocą do tajemniczego hotelu „Meriot”, jak jego nazwę wymawiali Węgrzy. Wysadzono nas przed przepięknie oświetlonym budynkiem z odnowioną elewacją. Do transportu bagażu zorganizowano wózki, jakie do tej pory widzieliśmy jedynie na filmach... To był prawdziwy pięciogwiazdkowy Marriott, zlokalizowany w samym centrum! Ostatecznie więc zamiast koczowania przez całą noc na lotnisku w Stambule, wyspaliśmy się wygodnie w najlepszym hotelu w mieście.
Oprócz dwuosobowych pokoi z przepięknym widokiem na oświetlony Dunaj, zapewniono nam także kolację w hotelowym barze – przewoźnik pokrywał rachunek do 7 tys. forintów na osobę (ok. 100 zł). Niestety restauracja była już nieczynna i nie mieliśmy szans na ciepły posiłek, ale przekąski w rodzaju samosów oraz sałatka z rukoli z dodatkiem gruszek, sera i orzechów całkowicie nas satysfakcjonowały. Wieczór zakończyliśmy pokaźną porcją lodów i drinkiem Mojito.
LOT zawsze opiekuje się pasażerami opóźnionych czy odwołanych rejsów, oferując im napoje, przekąski lub ciepły posiłek na lotnisku. Dodatkowo w porcie przesiadkowym w Warszawie pasażerami opiekuje się specjalnie powoływany Mobilny Zespół Obsługi Pasażera, składający się z pracowników LOT-u.
Z każdym pasażerem indywidualnie konsultowane są możliwości kontynuacji podróży, w tym możliwość bezpłatnej zmiany rezerwacji na rejsy innych przewoźników (w ramach dostępnych miejsc). Jeśli dalsza podróż nie jest możliwa tego samego dnia, pasażerom oferuje się zakwaterowanie w hotelu, transfer z i na lotnisko oraz wyżywienie.
W kwestii odszkodowań LOT stosuje wszystkie obowiązujące przepisy. Szczegółowych informacji na temat świadczeń przysługujących z tytułu opóźnionego lub odwołanego rejsu udziela Europejskie Centrum Konsumenckie.
Poranek mieliśmy raczej ciężki i to bynajmniej nie ze względu na alkoholowe drinki wypite wieczorem. Poszliśmy późno spać, a już o 6.30 przy hotelu na wszystkich pasażerów miały czekać autobusy na lotnisko. Jeden z nich szybko się zapełnił, a drugiego nie było widać. Nie byliśmy szczęśliwcami, którzy odjechali. Czekaliśmy grzecznie z bagażami przed wejściem, a minuty mijały. Wreszcie ktoś zarządził: weźcie taksówki. Koszt kursu pokrywała linia lotnicza.
Dzień wcześniej nie zastaliśmy nikogo przy stanowiskach odprawy bagażowej. Gdy rano zajechaliśmy na lotnisko, sprawa przedstawiała się zgoła inaczej. Ustawiła się gigantyczna kolejka, a odprawy nie było. Czy dziś też nie wylecimy? Wreszcie coś się ruszyło. Po nadaniu bagażu mogliśmy wreszcie przenieść się do hali odlotów i z utęsknieniem wyczekiwać momentu wpuszczenia do samolotu. Rano nic nie jedliśmy, obiecano nam śniadanie już na pokładzie. Ostatecznie jednak zamiast o 9.00 - wylecieliśmy w południe. Powód? Opóźniona odprawa i pewna malutka kosmetyczka...
- Proszę się przesunąć - zajęci rozmową, nie zwróciliśmy uwagi na działania za naszymi plecami. Teren zabezpieczono grubym materacem, a do akcji wprowadzono ubranego w specjalny mundur sapera. Bomba na lotnisku?! Wreszcie dotarło do nas, co to może oznaczać! Na jednym z siedzeń leżał tajemniczy pakunek. Pies obwąchał go – i na szczęście nie wyczuł nic niepokojącego. Za to za chwilę znalazł się właściciel - starszy pan, którego poznaliśmy już w autobusie do Budapesztu i który, tak jak my, miał kupione bilety do Montrealu. Jeździ po świecie, kilka razy do roku trafiając takie okazje.
Byliśmy pod wrażeniem tym bardziej, że pan nie znał angielskiego. Zresztą podobnie, jak pan z obsługi, który musiał wypisać mu mandat za pozostawiony bez opieki bagaż.
Pozostawiony bez opieki na lotnisku bagaż może cię drogo kosztować / fot. Shutterstock Pozostawiony bez opieki na lotnisku bagaż może cię drogo kosztować / fot. Shutterstock
Było więc dwóch pasażerów-tłumaczy: Węgierka, tłumacząca z węgierskiego na angielski i ja, przekładająca to na polski. Nie pomogły wyjaśnienia, że saszetka przypadkowo wypadła z plecaka, że to nie było działanie celowe - pasażer musiał zostać obciążony kosztami akcji antyterrorystycznej. Wybłagaliśmy dla pana emeryta najniższą możliwą grzywnę w wysokości 10 tys. forintów (ok. 140 zł) płatną w ciągu 30 dni.
Urszula Podraza, rzecznik prasowy Kraków Airport im. Jana Pawła II:
Staramy się jak najczęściej przypominać pasażerom, by nie pozostawiali bagażu bez opieki poprzez komunikaty i plakaty informacyjne w terminalu. Także pracownicy zwracają uwagę pasażerom, którzy oddalają się od bagażu. Niestety pozostawianie bagażu jest dość częste. Najczęściej to kwestia roztargnienia, ale zdarzają się też przypadki celowe. Np. gdy pasażer ma nadbagaż lub zbyt wiele bagaży i przepakowuje najważniejsze rzeczy, a prawie pustą walizkę porzuca na lotnisku. Decydując się na taki - z pozoru niewinny - krok, musimy pamiętać o jego konsekwencjach. A te mogą być dotkliwe.
Każde lotnisko ma opracowane swoje procedury postępowania w takich sytuacjach, ale generalnie są one zbieżne. Pierwszym krokiem jest uniemożliwienie dostępu do pozostawionego bagażu osobom postronnym. Kolejnym - próba ustalenia właściciela, a dopiero następnym - działania pirotechniczne. Służby ochrony starają się, aby w każdym wypadku te działania były jak najmniej uciążliwe, ale zdarzają się sytuacje, że konieczna jest nawet ewakuacja całego obiektu.
Każdy przypadek pozostawienia bagażu bez opieki powoduje działanie służb ochrony.
Prowadzony jest bieżący monitoring, a każdy pracownik ma obowiązek zwracania uwagi na pozostawione rzeczy i zgłaszanie tego służbom ochrony. Wszystkie osoby pracujące na lotnisku przechodzą okresowe szkolenie pt. „Świadomość Ochrony Lotnictwa Cywilnego”, podczas którego uczą się procedur postępowania z „pozostawionym bagażem”. W dużym uproszczeniu: nie dotykaj, zgłoś służbom ochrony, nie pozwól dotykać innym!
Do Stambułu docieramy z opóźnieniem, ale wiemy już, że samolot do Montrealu czeka na nas. Jesteśmy sporą grupą turystów, która wybrała właśnie takie połączenie – przez tureckie lotnisko, więc zorganizowano dla nas szybszą odprawę. Nie musimy odbierać bagaży i nadawać ich ponownie, bo obydwa loty obsługuje ta sama linia lotnicza i ona zabezpiecza właściwe rozdzielenie ich dalej. W samolocie już od dłuższego czasu czekają podróżni, którzy przybyli inną drogą i na czas. Jesteśmy wdzięczni za cierpliwość.
Zajmujemy miejsca i... też czekamy. Pasażerowie w komplecie, ale nie możemy wylecieć, bo mamy awarię! Komunikat kapitana samolotu o przeciekającym zbiorniku z wodą nie robi już jednak na nas wrażenia. Chyba się uodporniliśmy. Nie sądziliśmy jednak, że to jeszcze nie koniec!
O dziwo, samolot wylądował jedynie z godzinnym opóźnieniem. Władze Kanady uznały, że można nas wpuścić, więc pozostało już tylko odebranie nadanego jeszcze w Budapeszcie bagażu. Było wszystko... oprócz torby naszych znajomych, z matami i śpiworami. W Kanadzie planowaliśmy spanie pod namiotem w parkach narodowych. Już pierwszego dnia mieliśmy dojechać do oddalonego o 45 minut jazdy samochodem parku d'Oka, więc maty i śpiwory były tu sprzętem kluczowym.
Fot. CC 0 Negative SApace/Unsplash.com Fot. CC 0 Negative SApace/Unsplash.com
Wypełnianie dokumentów i załatwienie formalności związanych ze zgubą trwało długo. Wypożyczalnia samochodów, w której zarezerwowaliśmy auto jeszcze z Polski, została w międzyczasie zamknięta. Bez odpowiedniego sprzętu i samochodu skazani byliśmy na nocleg w drogim hotelu. Cóż, nie było wyjścia. Założyliśmy, że w takich przypadkach można się domagać od linii, która zgubiła bagaż, zwrotu kosztów. Podobnie jak za zakupiony następnego dnia sprzęt, który pozwolił nam ostatecznie spędzić wspaniałe trzy tygodnie wakacji w kanadyjskiej prowincji Quebec. Zgubiony bagaż nie odnalazł się do dzisiaj.
Wojciech Dominiak, adwokat z Adwokackiej Spółki Partnerskiej Malczewski Stoczczak Matyaszczyk, prowadzący sprawę zagubionego podczas lotu do Montrealu bagażu naszych znajomych:
Do linii lotniczych została przesłana pisemna reklamacja z dołączoną kopią paszportu, kwitem bagażowym, kartą pokładową i formularzem nieprawidłowości bagażowej (Property Irregularity Report). Linie lotnicze zaproponowały 300, a następnie 400 dolarów odszkodowania. W związku z powyższą sytuacją mój klient zdecydował się na złożenie pozwu, gdyż kwotę swoich strat oszacował na 6000 złotych. W pozwie zażądał 5125,50 złotych (ograniczenie żądania wynika z limitu odpowiedzialności przewoźnika - zgodnie z art. 22 ust. 2 Konwencji Montrealskiej odpowiedzialność przewoźnika w przewozie bagażu w przypadku jego zniszczenia, utraty lub uszkodzenia ograniczona jest do 1.000 Specjalnych Praw Ciągnienia na każdego pasażera; wartość Specjalnych Praw Ciągnienia zmienia się w czasie, dlatego w przeliczeniu na złotówki limit odpowiedzialności przewoźnika może być różny).
Zasadniczym problemem w przypadku zagubienia bagażu jest wykazanie przed sądem jego zawartości oraz wartości poszczególnych rzeczy. W celu przygotowania się na takie ewentualności warto sporządzić spis rzeczy zapakowanych do bagażu i wykonać fotografie jego zawartości. Niestety, mój klient nie posiadał takich dowodów, w związku z czym zmuszeni byliśmy ograniczyć się do wniosku o przesłuchanie klienta i jego żony. Cennym dowodem okazały się rachunki za rzeczy, które zostały zakupione w Kanadzie, aby odtworzyć zawartość bagażu.
Nie można stawiać znaku równości pomiędzy wartością utraconych rzeczy i wartością rzeczy nowych, niemniej jednak można w określonych wypadkach uznać szkodę w wysokości kwoty wydatkowanej na odtworzenie bagażu. W tej sprawie uzasadnieniem takiego żądania była konieczność zakupu utraconych rzeczy (klient stracił sprzęt turystyczny, bez którego podróż po lasach Kanady nie byłaby możliwa) i niemożność zakupu rzeczy innych niż nowe.
Sprawa ostatecznie zakończyła się ugodą, w której przewoźnik uznał roszczenia i zapłacił całą kwotę 5125,50 złotych oraz koszty procesu w wysokości 1475 złotych.
Mimo takich niespodzianek podczas naszej samolotowej podróży, nie wspominamy jej źle. Wręcz przeciwnie: wrażenie zrobił na nas kucharz w białej czapce wręczający każdemu pasażerowi menu, stewardesy roznosiły upominki, dzieci zajęły się grami na ekranach umieszczonych na oparciach foteli przed każdym z pasażerów, umościliśmy się wszyscy wygodnie na poduszkach owinięci kocami i tak spędziliśmy najbliższe godziny. A nasze pełne wrażeń wędrówki w górach i po lasach Kanady to już osobna historia.
Kanada fot. CC 0 / Sergei Akulich/Unsplash.com
ZOBACZ TEŻ: Najbardziej luksusowy prywatny odrzutowiec na świecie. W środku jak na jachcie