Cofka, prąd wsteczny - to rzekomo najczęstsze przyczyny utonięć w Bałtyku. Na pewno? [PYTAMY EKSPERTA]

"Gdybyśmy prowadzili edukację, zamiast stawiać czerwone flagi, ludzie nie tonęliby tak często. Na Hawajach trzech ratowników pilnuje kilometra plaży, u nas dwunastu ratowników pracuje na 100-metrowym odcinku i nie interesuje ich, co jest obok" - mówi Mirosław Kukułka, ekspert ds. ratownictwa. I wyjaśnia, czemu cofka to wcale nie główna przyczyna utonięć Polaków.

Ten artykuł miał być o cofce. Bardzo ważna sprawa, bo cofka rzekomo jest przyczyną większości utonięć w morzach i oceanach. Wszystko przez tekst z rosyjskiego adme.ru, który rozszedł się w Internecie jak świeże bułeczki. Przyznaję, nie umiem czytać cyrylicy, pomógł mi tłumacz Google i tak dowiedziałam się, że za utonięcia odpowiedzialna jest cofka. Informację potwierdziły polskie strony - w sieci krąży kilka na pierwszy rzut oka rzetelnych artykułów o cofce (określanej też czasem jako prąd wsteczny), których autorzy obwiniają tajemnicze zjawisko za większość utonięć w Bałtyku. A tymczasem...

Jak właściwie miałaby topić cofka?

Wyobraź sobie, że kąpiesz się w morzu i nagle silny prąd wciąga cię w jego głąb. Próbujesz płynąć do brzegu, ale siła prądu jest zbyt silna, a fale zalewające cię od drugiej strony utrudniają jakikolwiek ruch. Szarpiesz się, tracisz siły, ryzyko utonięcia rośnie. Tylko to wcale nie cofka.

Zjawisko, o którym tutaj mowa, to prąd strunowy czy też rozrywający. Informację potwierdził mi Mirosław Kukułka, ekspert ds. ratownictwa. Cofka natomiast polega na podwyższeniu poziomu wody i związana jest z warunkami atmosferycznymi - często powstaje po sztormie albo w wyniku bardzo silnych wiatrów. Wiatry wtłaczają wodę w stronę lądu, a poziom wody podnosi się (nawet o 1,5 metra). Cofka jest łatwiejsza do zaobserwowania niż prądy i nad Bałtykiem pojawia się głównie zimą. Gdyby istniało zagrożenie cofką na plaży w sezonie, kąpiel w morzu byłaby zabroniona. Zupełnie czym innym jest prąd rozrywający.

Prąd rozrywający

Świetnie, mamy winowajcę - pomyślałam! Prąd rozrywający (ang. rip current), nazywany też strugowym i wciągającym, skierowany jest prostopadle od brzegu. Powodów jego powstawania jest bardzo wiele. Mirosław Kukułka przedstawił mi jego mechanizm w sposób następujący:

W normalnym trybie fale docierają do brzegu górą i po załamaniu na brzegu wracają przy dnie w głąb morza. Jeśli na drodze prądu przydennego znajdzie się przeszkoda w postaci rewy (wału piasku), woda gromadzi się i doprowadza do rozerwania rewy. W tym momencie obserwujemy dwa prądy równoległe do linii brzegu, jednak ich kierunki sa przeciwne, skierowane ku sobie. W miejscu przerwania zmieniają kierunek w stronę morza - dlatego czasem widzimy, że coś lub ktoś płynie równolegle do brzegu, a następnie jest wynoszony z prądem prostopadle od brzegu w morze.

Taki prąd może osiągać prędkość do 1-2 m/s i sięgać nawet kilkudziesięciu metrów szerokości.

Jak się wydostać?/ Fot. Infografika: Gazeta.plJak się wydostać?/ Fot. Infografika: Gazeta.pl Jak się wydostać?/ Fot. Infografika: Gazeta.pl

Powszechnie uważa się, że prądy rozrywające wciągają ludzi pod wodę, w rzeczywistości jednak po prostu przenoszą ich daleko od brzegu. W takiej sytuacji najgorszym rozwiązaniem jest próba dopłynięcia z powrotem do brzegu - prąd jest bardzo silny i pływak szybko traci siły.

Co w takim razie należy zrobić? Są dwa rozwiązania. Pierwsze, możemy zacząć płynąć w lewą bądź prawą stronę, równolegle do brzegu. Trzeba tylko uważać, żeby z powrotem nie znaleźć się w obrębie prądu. Drugim rozwiązaniem jest popłynięcie wraz z prądem w głąb morza i kiedy przestaniemy czuć jego oddziaływanie, znowu zmiana kierunku na równoległy do brzegu - w ten sposób należy spróbować opłynąć prąd. Najważniejsze jednak jest zachowanie spokoju - utonięcia są najczęstsze w przypadku osób (nawet doświadczonych pływaków), które w panice próbują wydostać się na brzeg.

Prądy, cofki i szoki

Prąd rozrywający jest niebezpieczny, nie miejmy co do tego wątpliwości. W pierwszej wersji tekstu zwaliłam na niego winę za większość utonięć w Bałtyku i innych akwenach, podkreśliłam także, jak groźny jest dla kąpiących się w wodzie dzieci.

Jednak Mirosław Kukułka uświadomił mi prawdę oczywistą:

Przyczyną większości utonięć jest brak umiejętności pływania, brak podstawowej edukacji w zakresie bezpieczeństwa w wodzie, alkohol i niefrasobliwość - tak zwany czynnik ludzki. Siły natury i przyroda są winne w niewielkim stopniu.
Zobacz wideo

Co można z tym zrobić?

Gdybyśmy prowadzili edukację, zamiast stawiać czerwone flagi, ludzie nie tonęliby tak często. Na Hawajach trzech ratowników pilnuje kilometra plaży, u nas dwunastu ratowników pracuje na 100-metrowym odcinku i nie interesuje ich, co jest obok.

Pojawia się więc pytanie, skąd nagły wysyp informacji o niebezpiecznej cofce, skoro głównym powodem utonięć w Bałtyku jest niewiedza i brak umiejętności pływania.

Mirosław Kukułka, ekspert ds. ratownictwa, odpowiada mi w sposób następujący: 

To kwestia braku wiedzy i modnych tematów. Teraz prąd wsteczny, wcześniej był szok termiczny itp.

Podkreśla też różnice w podejściu do kwestii bezpieczeństwa nad wodą w innych krajach. W wielu miejscach na świecie ratownictwo polega przede wszystkim na edukacji. Wtedy niepotrzebna jest masa sprzętu i kilkunastu ratowników na plaży - a tak to wygląda nad Bałtykiem, gdzie ratownictwo jest nie tyle prewencyjne, co nastawione na działanie w razie wypadku:

Gdyby nasi ratownicy mieli pracować tak, jak ich koledzy w Hiszpanii, Portugalii czy na Hawajach, to by wszystko rzucili i uciekli. Nasze jedno kąpielisko w Gdyni ma więcej sprzętu i ludzi niż cała wyspa Maui i połowa plaży w San Diego.

Ostrzeżenie przed prądem rozrywającym w Kostaryce/ Fot. CC BY 2.0/ Victoria Reay/ Flickr.comOstrzeżenie przed prądem rozrywającym w Kostaryce/ Fot. CC BY 2.0/ Victoria Reay/ Flickr.com Ostrzeżenie przed prądem rozrywającym w Kostaryce/ Fot. CC BY 2.0/ Victoria Reay/ Flickr.com

Świadomość zagrożenia

A jeśli chodzi o dzieci?

Główną przyczyną utonięć dzieci jest brak nadzoru i opieki rodziców. W połączeniu z brakiem świadomości i podstawowej wiedzy na temat tego, co dzieje się w wodzie, daje krytyczną liczbę utonięć dzieci. Jeśli nie mamy świadomości tego, co się dzieje wokół nas i nie wiemy, jak unikać zagrożeń, wówczas, nawet trzymając dziecko za rękę, możemy je stracić. Fala o wysokości metra to około 1000 kg w jednym metrze sześciennym. Taka masa potrafi przestawić samochód, z łatwością przewraca dorosłego, wyrywa dziecko z dłoni i przygniata do dna, a następnie porywa w dowolne miejsce.

- tłumaczy Mirosław Kukułka.

Metrowa fala albo prąd w polskim morzu - to nie jest niecodzienne zjawisko ani wyjątkowa okoliczność. Jedziemy nad Bałtyk, żeby właśnie wśród takich fal się kąpać. Powinniśmy więc sami, na własną rękę dokształcić się w temacie, wiedzieć, czego możemy spodziewać się w wodzie. Choć, jak ustaliliśmy, prąd rozrywający nie jest główną przyczyną utonięć - mam nadzieję, że ten tekst choć trochę przysłuży się do zwiększenia świadomości możliwych zagrożeń.

Więcej o: