"Trzy dni ze słoniem potrafią zmienić życie”. Rozmowa z synem założyciela wyjątkowego ośrodka dla słoni "Elephant Kraal” w Tajlandii

Słoń żyjący w zoo dożywa 40 lat, w ośrodku Elephant Kraal w Tajlandii - nawet 80. Tu swoje miejsce znalazły słonie skrzywdzone przez ludzi, a w efekcie uznane za niechciane i niebezpieczne. Jak im się tam żyje? Wzruszycie się.

O tajskiej kulturze, w której słoń jest z człowiekiem od zawsze, złych i dobrych metodach tresowania i wakacyjnych kursach dla turystów, które potrafią przywrócić radość życia i odbudować rodzinne więzi, z synem założyciela "Elephant Kraal”, Bossem rozmawiają Kasia Sekuła i Łukasz Sacharczuk z projektu "Wyprawiaki".

Po pierwsze, Boss, bardzo dziękujemy, że znalazłeś dla nas czas. Wiemy, że Twój grafik jest bardzo napięty. Opowiedz nam proszę historię Elephant Kraal.

- Zaczęło się od mojej siostry, miała wtedy 5 lat. Pojechała z tatą do Bangkoku i tam zobaczyła słonia chodzącego po ulicy. Nie mogła zrozumieć, co on tam robi. Gdy tata jej to wytłumaczył, powiedziała, że na swoje urodziny nie chce nic innego, tylko słonia. Dostała go. To były czasy, kiedy słonia można było kupić za grosze. Zwierzę rosło i nie było dla niego miejsca. Ojciec podjął decyzję, że założy ośrodek dla słoni. Pierwsze pięć odkupił od ludzi, którzy zarabiali na nich na ulicach dużych miast. Obecnie cała nasza rodzina posiada około 200 słoni.

To bardzo dużo. W jaki sposób trafiają do Was?

- Nie wiem, czy wiecie, ale w kulturze Tajlandii słonie są z człowiekiem od zawsze. To jeden z symboli naszego kraju. Kiedyś uczestniczyły w walkach, potem pracowały przy wyrębach lasów. Dawniej w wioskach praktycznie każdy miał słonia, bo dzięki niemu mógł pracować. Te olbrzymy były w Tajlandii zwierzętami domowymi, tak jak konie w Europie.

Potem, w latach 80-tych, rząd zakazał wyrębu lasów. Z dnia na dzień słonie stały się bezużyteczne, a ich właściciele pozostali bez środków na ich utrzymanie. Ruszyli więc do miast, szukając dla siebie i słoni sposobu na zarabianie pieniędzy. W tamtym czasie przerażony słoń w centrum zatłoczonego Bangkoku był dość częstym widokiem. Zwierzęta ulegały wypadkom i chorowały. Ich właściciele chcieli się ich pozbyć. Wiedzieli jednak, że jeśli wypuszczą je do dżungli, to słonie - przyzwyczajone do ludzi i ich opieki - nie poradzą sobie. Zaczęli zwracać się do nas.

Czyli to słonie, które od kilku pokoleń żyją z ludźmi?

- Tak, w Tajlandii od dawna jest zakaz łapania dzikich słoni.

Jaka jest dla nich alternatywa?

- Tak naprawdę... nie ma. Czasem pojawiają się głosy organizacji pozarządowych, że powinno się je wypuścić. Wspomnieliście wcześniej, że macie psa. Czy poradziłby sobie, gdybyście go zostawili w lesie? Jakiś czas temu został w Tajlandii zrobiony taki eksperyment z udziałem 50 słoni. Nie mówi się o tym głośno, ale żaden z nich nie przeżył.

Skoro są one skazane na ludzi, jakie są metody ich szkolenia i które z nich stosujecie? Niejednokrotnie spotkaliśmy się z opiniami, że wychowanie i trening słoni to krzywdzenie oraz akty agresji w stosunku do nich.

- Od początku nasza inicjatywa jest popierana przez rodzinę królewską. Największym wsparciem, jakie od niej otrzymaliśmy, była wiedza królewskich mahoutów (trenerów) na temat wychowania słoni. Mój ojciec uzyskał zgodę króla na zapoznanie się z królewską księgą opisującą kilkusetletnią tradycję koegzystencji człowieka i słonia, opartą na wzajemnym szacunku.

Jak było to możliwe? Z tego,co nam wiadomo, zwykły człowiek nie może dotykać przedmiotów należących do władcy?

- To prawda, dlatego ojciec miał bardzo utrudnione zadanie. Godzinami siedział z przedstawicielem rodziny królewskiej, studiując książkę i prosząc go o przewrócenie kolejnej strony.

Czym różniły się królewskie metody od tych standardowych?

- Różnica była ogromna. Metody, jakie stosuje się wychowując zwierzęta, zależą od tego, ile mamy czasu i jak szybko chcemy osiągnąć zamierzone efekty. Rodzinie królewskiej się nie spieszyło. Trening słoni był rozłożony na etapy, krok po kroku. Był pozbawiony agresji i oparty na budowaniu wzajemnej więzi i zaufania. Nikt w Tajlandii nie pracował w ten sposób ze słoniami. Dla przeciętnego człowieka słoń to narzędzie pracy. Dlatego zdarzały się przypadki, że wioskowe słonie atakowały swoich opiekunów, którzy wyrządzili im krzywdę w przeszłości.

Na czym polega budowanie więzi pomiędzy opiekunem a słoniem?

- Każdy słoń ma swojego własnego mahouta. Są jak małżeństwo. Jeśli to możliwe, opiekun zajmuje się nim od momentu rozdzielenia z matką.

Właśnie, słyszeliśmy, że to bardzo dramatyczny moment dla malucha i jego mamy.

- Nie musi tak być. W naszym ośrodku bacznie obserwujemy słonie. Po około dwóch latach od narodzin matka zaczyna odsuwać od siebie dziecko. Nie chce dłużej się nim zajmować. Gdy to zauważamy, zabieramy samicę i ukrywamy ją przed młodym, by jej nie widział. Wtedy wpuszczamy do niego kilka słoni w podobnym wieku. Dzięki temu nie czuje się osamotniony. Po paru dniach przyzwyczaja się do swojego nowego stada oraz opiekuna.

Porównałeś więź pomiędzy słoniem i mahoutem do małżeństwa. Co miałeś na myśli?

- Nie mogą bez siebie żyć. Gdy dzieje się coś, czego słoń się boi, to tylko mahout może go uspokoić. Na przykład gdy jest burza, to wszyscy mahoutci biegną do swoich podopiecznych. Czasem słoń i opiekun tworzą zabawne pary. Mamy tutaj jedną bardzo upartą i stanowczą słonicę. Jak jej się nie podoba, czego mahout od niej wymaga, to zaczyna się z nim „kłócić”, a na koniec odwraca się i odchodzi. Czasem mahout gania ją po całym podwórzu, krzycząc: „Dokąd idziesz, wracaj!”. Ku uciesze reszty personelu. Są jak stare, dobre małżeństwo

Dowiedzieliśmy się, że przeciętny wiek życia słonia w zoo to 40 lat, w Waszym ośrodku dożywają aż do 80. Skąd bierze się tak duża różnica?

- Inaczej niż w zoo, nasze słonie są ciągle aktywne: pracują, wychodzą na spacery oraz codzienną kąpiel w pobliskiej rzece. To powoduje, że są w dobrej kondycji i nie tyją. Słonie to zwierzęta, które lubią coś robić, w przeciwnym razie są apatyczne i nieszczęśliwe. Nie mają wtedy również ochoty na kontakty z innymi słoniami. Nasze słonie zawierają przyjaźnie, a nawet zakochują się w sobie. W ciągu ostatnich 20 lat urodziło się nam 65 maluchów.

Jakie prace wykonują słonie?

- Bardzo różne, mamy tutaj bardzo utalentowanego słonia, nazywa się Peter. To aktor, artysta i muzyk zarazem. Gra w filmach, reklamach, bierze udział w sesjach zdjęciowych, a w wolnych chwilach maluje i gra na pianinie.

Naprawdę?

- Tak, sami się przekonacie jak go poznacie, mamy wiele jego dzieł, większość na sprzedaż. Na YouTube można zobaczyć filmiki pokazujące go "przy pracy".

Jakie inne obowiązki mają wasze słonie?

- Widzicie tę ciężarówkę wypełnioną liśćmi ananasa? Po południu samce będą roznosiły całą jej zawartość po terenie w wyznaczone miejsca. Czyli będą podawały kolację. Część z nich pracuje w mieście ze swoimi mahoutami.

Turyści mają możliwość przejażdżki na słoniu pośród kompleksu świątyń. Muszę przyznać, że nie podoba mi się ta forma zarabiania, nie lubię, gdy ktoś zupełnie obcy jeździ na moim słoniu. W przyszłości chciałbym z tego zrezygnować. Jednak na tę chwilę sytuacja finansowa nie pozwala nam na to.

Nasze słonie pracowały również po tsunami w 2004 roku. Pomagały w odnajdywaniu ludzi oraz uprzątnięciu terenów dotkniętych żywiołem. Mogły wejść tam, gdzie nie można było dotrzeć ciężkim sprzętem. Mają niesamowity węch oraz jakby dodatkowy zmysł, dzięki któremu są naprawdę skuteczne przy poszukiwaniach.

Dziewięć z nich bierze również udział w programie Elephant Stay prowadzonym przez Ewę i Michelle.

Na czym polega ten program?

- Jest to program dla turystów, którzy chcieliby nauczyć się opieki nad słoniami i poznać pracę mahoutów. Najkrótszy pobyt trwa 3 dni, najdłuższy nawet kilka tygodni. Każdy uczestnik otrzymuje pod opiekę jedno zwierzę. Wraz z trenerem zajmuje się nim: karmi i poi, kąpie w rzece, sprząta, zabiera na spacer. Przez cały czas obserwuje relację pomiędzy słoniem a jego opiekunem. Nie tylko uczy się, jak kierować zwierzęciem, ale także jak zapewnić mu poczucie bezpieczeństwa. Dzięki temu programowi turyści mają niepowtarzalną okazję przebywania ze słoniem 24 godziny na dobę.

Ile kosztuje taki 3-dniowy pobyt?

- 12 000 Thb (ponad 1200zł).

To więcej niż 100 dolarów za dzień, dla niektórych dość wysoka cena. Macie jakieś alternatywy?

- Można zostać wolontariuszem i wtedy pracując poznaje się nasz ośrodek jeszcze dokładniej. Wiele osób po udziale w programie przyjeżdża do nas ponownie, właśnie na wolontariat. Taka pomoc jest dla nas ogromnym wsparciem. Nie inwestujemy w marketing i reklamę, nie chcemy tłumów turystów, tylko garstkę takich, którzy pokochają słonie i będą do nas wracać przez lata. Może to zabrzmieć zbyt górnolotnie, ale pobyt tutaj naprawdę zmienia życie niektórych ludzi.

Jakieś przykłady?

- Przyjechał do nas pewien starszy pan z Anglii. Spędził w ośrodku około miesiąca opiekując się jednym ze słoni. Pewnego wieczoru, podczas rozmowy, wyznał mi, że czuje się niepotrzebny w domu, nie ma dobrego kontaktu z wiecznie zabieganym synem i wnukami. Zasugerowałem, by następnym razem przyjechał z nimi.

Po kilku miesiącach zjawił się z trójką naburmuszonych dzieciaków. Żaden z nich go nie słuchał, tylko zajmowali się swoimi sprawami. Nie zapomnę min dzieci w momencie, gdy ich dziadek podszedł do wolnostojącego słonia, wydał komendę, a to ogromne zwierzę posłusznie podniosło nogę, by starszy pan mógł wejść na jego grzbiet. Następnie niczym doświadczony mahout podjechał do nich i zapytał, czy nie chcą poznać jego przyjaciela.

Zapomnieli o smartphonach i tabletach, a przez pozostałe 2 tygodnie był już tylko jeden temat: słonie. W tym czasie narodziła się między wnukami i dziadkiem niesamowita więź, oparta na wspólnych zainteresowaniach i szacunku.

To musi być niesamowite uczucie widzieć tak dużą różnicę po dosłownie kilku dniach. Czy doświadczenia uczestników zawsze są tak pozytywne? Spotkaliśmy się z kilkoma opiniami na forum, że słonie trzymane są na łańcuchach i to się ludziom nie podobało.

- Musimy pamiętać, że słonie to olbrzymie i bardzo niebezpieczne zwierzęta. Nie mogą chodzić luzem, gdy nie ma przy nich mahouta. Odpowiadamy za bezpieczeństwo odwiedzających nas turystów. Niestety, na urlopie wielu z nich traci rozsądek. Potrafią podejść do dorosłego samca, złapać za kieł i zrobić sobie z nim zdjęcie. Nie zdają sobie sprawy, że w ten sposób ryzykują zdrowie, a nawet życie. W naszym centrum mamy kilka słoni, które uratowaliśmy od śmierci po tym, jak zabiły parę osób.

Poza tym słonie to niezłe rozrabiaki. Gdyby chodziły wolno, to niewiele zostałoby z naszego ogrodu i zabudowań. Sądzę, że odwiedziłyby również sąsiadów.

Kolejny kontrowersyjny temat to kije z ostrym szpikulcem na końcu. Czy mahoutci rzeczywiście muszą ich używać?

- Planujecie spędzić tutaj kilka godzin. Przypatrzcie się dokładnie pracy słoni i ich opiekunów. W jaki sposób mahoutci używają patyków. Powiem Wam, co zobaczycie. Służą one do wydawania komend: lekkie szturchnięcie tępą stroną kija pomaga w kierowaniu zwierzęciem. Mahoutci nie korzystają z ostrego zakończenia, jeśli nie jest to absolutnie konieczne. Ale muszą mieć jakieś wyjście awaryjne w razie, gdyby słoń zaczął zachowywać się w sposób niekontrolowany i gdyby zagrażał ludziom.

Traktujemy nasze słonie jak członków rodziny, każdego znam z imienia, mogę opowiedzieć jego historię. Nasz stosunek do nich wyraża się nawet w sposobie, w jaki się do nich zwracamy. Młode to nasi "młodsi bracia" lub "siostry", starsze to nasi "wujkowie" i "ciotki". Kochamy je, ale te zwierzęta ważą po kilka ton, nie należy o tym zapominać i nigdy nie możemy być na 100% pewni, jak się zachowają.

A, i jeszcze jedno. Obejrzyjcie czaszkę słonia, jedna z nich leży z tyłu budynku. Zauważcie, że jest ona ażurowa. To powoduje, że jeśli uderzy się słonia w głowę, to odgłos jest taki, jakbyśmy zrobili to z bardzo dużą siłą. Ale to tylko wrażenie, któremu często ulegają turyści.

Często spotykasz się z takimi pytaniami i zarzutami?

- Bardzo często. Ten ośrodek, to najlepsze, co do tej pory wymyśliliśmy. Jeśli ktoś ma lepsze rozwiązanie, to jesteśmy otwarci. Ale to muszą być pomysły wynikające z praktyki, a nie stworzone za biurkiem. Bo takie są niestety niewiele warte. Po to właśnie powstał program "Elephant Stay", aby dać ludziom szansę zobaczenia, jak wygląda praca ze słoniami, jakie są jej blaski i cienie.

Ostatnie pytanie - jak można Was wesprzeć?

- Ośrodek jest prowadzony i finansowany tylko i wyłącznie przez naszą rodzinę, dochody z programu „Elephant Stay” oraz przejażdżek turystów są niewystarczające. Wszystkie środki, jakimi dysponujemy, są dosłownie przejadane przez naszych podopiecznych. Dlatego nie inwestujemy w marketing i reklamę. Opieramy się tylko na tzw. marketingu szeptanym.

Zachęcamy do odwiedzania nas i opowiadania o naszym ośrodku. Facebook, Twitter, blogi - myślę, że to najlepszy sposób, by nam pomóc.

Boss, chcielibyśmy bardzo podziękować Ci za rozmowę oraz możliwość poznania historii Waszego ośrodka.

Więcej o: