Szwajcaria ma kolej, która działa jak w zegarku, i zegarki, które działają dokładnie jak kolej. A jeśli jakimś cudem przydarzy się pięć minut opóźnienia, kolejarze stają na głowie, by nadrobić czas na trasie. Inaczej komuś może się zawalić misterny plan przesiadek w drodze na drugi koniec kraju.
Przesiadki zajmują chwilę. Przechodzisz z jednej krawędzi peronu na drugą, a tam czeka już kolejny pociąg albo niebawem nadjedzie. Nie tracisz też czasu na kupowanie biletów. Płacisz od razu za 8, 15 czy 22 kolejne dni i twój Swiss Pass będzie honorowany wszędzie: w pociągach narodowego przewoźnika SBB, w dojeżdżających do stacji autobusach, w kursujących po jeziorach statkach, w komunikacji przeszło 40 miast i miasteczek, a nawet w 470 muzeach. Bagaż nadany z dowolnego lotniska na świecie szwajcarska kolej sama dowiezie na miejsce. Tak samo w drugą stronę - z jednego z 650 dworców w tym kraju prosto do luku w samolocie. Dopieszczony musi być każdy z 967 tys. podróżnych, którzy co miesiąc korzystają z najgęstszej na kontynencie plątaniny torów, rozjazdów, tuneli i mostów.
Najbardziej widowiskowa trasa Szwajcarii zaczyna się... za granicą. Bernina Express od 1910 r. startuje z włoskiego miasteczka Tirano na północy Lombardii. Rusza z 429 m n.p.m., a już po 35 km bez żadnej zadyszki i nawet minuty poślizgu melduje się na przełęczy Bernina - 2253 m n.p.m. Nachylenie torów dochodzi do 7 proc., ale pomoc kół zębatych jest zbędna.
Najpierw tor przypomina linię tramwajową - pociąg jedzie razem z samochodami po ulicach Tirano i kolejnych miasteczek. Za granicą włosko-szwajcarską zaczyna się ostra wspinaczka i widoki, które zapierają dech. Koła przeraźliwie piszczą na zakrętach. Ekranów akustycznych brak. Najgłośniej jest na wiadukcie Brusio, który ma 115 m. Pociąg zawraca tu po łuku, mija górą tor, po którym jechał przed chwilą, i jakieś 20 m wyżej znowu zmierza w pierwotnym kierunku. Spiralny wiadukt Brusio z czerwonymi wagonami, które wiją się jak wąż, wygląda jak makieta kolejki elektrycznej - o takiej marzy się w dzieciństwie.
Teraz serpentyna zakrętów po skalistych zboczach Alp. Na końcu ostatniego wagonu starszy pan krąży z aparatem fotograficznym między tylnymi drzwiami raz z prawej, raz z lewej strony. Obiektyw wystawiony przez uchylone szyby w oknach. Wieża kościoła, jasne domy miasteczka Poschiavo i błękitne jezioro obok zostają dobry kilometr poniżej. Co zdjęcie, to kadr jak na pocztówkę. Starszy pan cieszy się jak dziecko. - Wracaj wreszcie do przedziału, bo się przeziębisz! Przecież to wagon z panoramicznymi szybami - strofuje go żona.
Na trasie Bernina Express jest 55 tuneli, 196 mostów i wiaduktów. Miłośnicy kolei polują tam z aparatami na przejeżdżający czerwony pociąg. Są i tacy, którzy przybywają z zagranicy wyposażeni w rozkłady jazdy i odhaczają zdjęcia konkretnych składów w najbardziej widowiskowych miejscach.
Za przełęczą Albula i stacją Filisur stoi niesamowity wiadukt Landwasser z sześcioma kamiennymi przęsłami. Pociąg, skręcając po pojedynczym torze 100 m nad doliną dzikiej rzeki, celuje w otwór w pionowej ścianie skalnej i znika w ponad 200-metrowym tunelu. Budowa tego cuda techniki zaczęła się w marcu 1901 r. Półtora roku później wiadukt był gotowy.
Alpy szwajcarskie z okien pociągu i autobusu
Od pięciu lat cała 122-kilometrowa linia Kolei Retyckich jest jednym z 11 szwajcarskich skarbów wpisanych na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO obok starówki stołecznego Berna w zakolu rzeki Aare, 1200-letniego klasztoru Benedyktynek w Müstair na wschodnim krańcu Gryzonii czy Monte San Giorgio, mekki paleontologów w najbardziej wysuniętym na południe punkcie Szwajcarii.
San Giorgio to góra wypełniona niewyobrażalną liczbą skamielin z epoki triasu. Co się stało 230-240 mln lat temu, że to właśnie tutaj powstało jedno z największych w świecie zbiorowisk amonitów, prehistorycznych ryb i gadów morskich? Odkrywane całymi tysiącami od 1850 r. przyciągają zwiedzających nawet z Ameryki. Ich cel to Museo dei Fossili . Działa od października 2012 r. w niewielkiej wiosce Meride otoczonej przez winnice, które słyną z doskonałego merlota. W zeszłym roku ciemnofioletowe winogrona dojrzewały wyjątkowo długo. Wszystko przez deszczową wiosnę. Zbiory zaczynały się dopiero w październiku.
Museo dei Fossili zaprojektował Mario Botta, spec od budynków cylindrycznych. Bottą chlubi się cały Tessyn, czyli kanton Ticino. Chiaso, Lugano, Locarno, Bellinzona - te miasta to już Włochy czy jeszcze Szwajcaria? Długo przechodziły z rąk do rąk. Nazwy wskazują na Italię, linia kolejowa, która je łączy, działa perfekcyjnie po szwajcarsku.
- Chyba że Włosi akurat ogłoszą strajk albo przydarzy im się jakaś awaria. System kolejowy mamy wspólny. Wtedy pociąg może się spóźnić nawet 20 minut. To straszne - mówi Anna, która wprowadzała mnie w świat skamielin z Monte San Giorgio. Charakterystyczny kształt góry z ukośnym zboczem schodzącym ku jezioru Lugano widzimy z okien pociągu TiLo.
Skrót tworzą pierwsze litery nazw Ticino i Lombardia. Anna w sto minut dojeżdża pociągiem TiLo do rodziców, którzy mieszkają w Mediolanie, światowej stolicy opery i mody, ze stolicy Ticino, czyli 17-tysięcznej Bellinzony.
Wśród obiektów z najdłuższym stażem w UNESCO (1983 r.) jest benedyktyński konwent Świętego Jana w Müstair, romańska budowla z karolińskimi freskami z IX wieku. To już Gryzonia - kanton, w którym część mieszkańców posługuje się dziwnym językiem retoromańskim. Romansz zna nie więcej niż 60 tys. osób - 1 proc. Szwajcarów. Miejscowości mają tu specyficzne nazwy - Tschierv, Lu czy Valchava. Chcesz podziękować - powiedz: "Grazia fich".
W drodze z ospałej stacji kolejowej Zernez autobus przemierza jedyny park narodowy Szwajcarii ze szczytami sięgającymi ponad 3,5 tys. m n.p.m. Kierowca, podśpiewując, mija nad przepaścią kolejne zakręty śmierci. - Mam cztery minuty spóźnienia - oznajmia, dodając gazu. Na przystankach przybija piątkę z uczniami, którzy wracają ze szkoły.
Müstair to ostatnia wieś przed granicą z Włochami. Wśród 710 mieszkańców dominują katolicy. Dlatego jest tu więcej dni świątecznych niż w ewangelickich miejscowościach w dolinie. Biuro turystyczne w Müstair może być więc zamknięte, podczas gdy w oddalonej o kilka kilometrów wsi Santa Maria działa normalnie.
Właśnie trwa lokalne referendum: budować obwodnicę czy nie? Szwajcarzy uczestniczą w takich głosowaniach nawet kilka razy w roku. 323 mieszkańców Santa Maria ma dylemat. Wprawdzie ruch na wąskiej drodze między domami malowanymi w charakterystyczne wzory jest duży, ale są też obawy, czy po otwarciu obwodnicy nie zmniejszy się aż za bardzo. Kto wtedy zajrzy do tradycyjnej tkalni, gdzie wciąż ręcznie wyrabia się chusty i obrusy? Albo do młyna Muglin Mall z XVII wieku? Drewniane koła napędza woda z górskiej rzeki.
W Müstair w sprawie obwodnicy już zdecydowali - są na tak. Gdyby powstała do 2017 r., na głównej ulicy można by rozstawiać ogródki kawiarniane. Jest jednak problem, bo sąsiednia Santa Maria zagłosowała przeciw. 195 osób nie chce obwodnicy, tylko 41 było za. Dolina jest skazana na samochody i żółte autobusy z logo "Auto da Posta". Tutaj szwajcarska kolej dojechać nie zdążyła.