W Paryżu spędziłem kilka miesięcy i poruszałem się po nim jak po rodzinnym mieście; kocham francuską historię, literaturę i kuchnię. Rzym odwiedzam często, ale zawsze na krótko - za każdym razem od nowa odkrywam jego uroki (w żadnym innym mieście tradycja nie splata się tak harmonijnie z nowoczesnością).
W Dubrowniku byłem kilka razy. Uwielbiam tamtejsze restauracyjki, cudowny stary plac, piękne kościoły i corso. Widziałem Dubrownik po ostrzeliwaniu, a potem - rok po roku - obserwowałem, jak leczy rany. Jego klimat ma w sobie coś swojskiego, czasem myślę, że tam właśnie chciałbym mieszkać (gdybym nie mógł mieszkać w Warszawie).
Niezapomniany dzień przeżyłem tam kilka lat temu, w sierpniu, jedząc kolację z Ivo Banacem, chorwackim historykiem pracującym w USA (w Dubrowniku ma dom rodzinny). Jego opowieść o krętych losach narodu chorwackiego była przejmująca - tragiczna historia wpisana w najcudowniejszą architekturę.
Opowiadano mi żart, że kiedy Pan Bóg rozdzielał ziemię narodom, zapomniał o Chorwatach. Gdy ci się upomnieli, złapał się za głowę: - Wszystko już rozdałem, dam im więc coś swojego. Stąd Chorwacja to dar boży, boska ziemia.
Ciekawe jest tam skrzyżowanie historii z pięknem architektury, klimatem, położeniem...
Najlepsze wakacje spędziłem parę lat temu na południu Hiszpanii, w nadmorskim miasteczku Torremolinos.
W Polsce lubię Dębki, ale sprzed 30 lat. Było tam jeszcze dziko.
Podróżuję z synem Antosiem, dziś 16-letnim.
Mój ulubiony hotel: Francuski w Krakowie, szalenie wygodny, z tradycjami.
Niebo w gębie poczułem w restauracji kambodżańskiej w Paryżu przy Rue Bassano.
Na wyprawę zawsze zabieram książki, co najmniej dziesięć.
Nigdy więcej nie wrócę do kilku miejsc. Jak pewien budynek w Barczewie, Sztumie, a w Warszawie - "dom pracy twórczej" przy ul. Rakowieckiej 37.
Wkrótce będę w drodze do Madrytu.
Wymarzony cel podróży: wyspy na Oceanie Indyjskim.