Brytyjczyk Graham Hughes wyruszył 1 stycznia 2009 roku z Liverpoolu , a podróż zakończył na początku roku 2013 w Jubie , stolicy Południowego Sudanu . Swój projekt nazwał The Odyssey Expedition . Przez 1426 dni podróży przemierzył ponad 257 tysięcy kilometrów, ani razu nie wsiadając na pokład samolotu. Korzystał z autobusów, taksówek i pociągów, najczęściej podwozili go jednak miejscowi, a ocean przepłynął na statkach towarowych. Raz nawet złapał "stopa" na statku rejsowym na Dominikanę .
33-letni podróżnik chciał pokazać, że świat nie jest wielki i przerażający, a wręcz przeciwnie - pełen ludzi gotowych nieść pomoc. Podróż utwierdziła go w tym przekonaniu. Hughes najlepiej wspomina mieszkańców Papui Nowej Gwinei, orangutany z Borneo , z którymi "się zaprzyjaźnił", przejechanie kenijskich badlands (niegościnnych terenów wyżynnych) w 18-kołowej ciężarówce oraz spotkanie z premierem Tuvalu . Jak twierdzi, najwięcej zawdzięcza wszystkim tym, którzy go podwozili, udostępniali swoje sofy, a nawet wskazywali odpowiedni kierunek. Bardziej liczył się czas niż pieniądze, Hughes nie wydawał więcej niż 100 dolarów tygodniowo. Wrażenia spisywał szczegółowo na swojej stronie, a nagrania z jego podróży trafiły t do telewizji Lonely Planet , jako "Graham's World".
Najtrudniejszy moment
Hughes najgorzej wspomina tygodniowy pobyt w więzieniu w Kongo. Jak to się stało, że do niego trafił? Celnicy szukali najmniejszego pretekstu do wyciągnięcia od podróżnika dodatkowych dolarów. Ponieważ jednak nic nie znaleźli, ich podejrzliwość wzbudziły nagrania z podróży, przymocowane taśmą do łydek Hughesa. W nagranym na taśmie przypadkowym Nigeryjczyku dopatrzyli się nowego prezydenta Nigerii i oskarżyli Hughesa o szpiegostwo. Po kilku rozmowach, po których od policjantów i strażników dowiadywał się: "że takie są procedury" Hughes wylądował w kongijskim więzieniu. Na swoim blogu napisał: "Tam, w tej brudnej, śmierdzącej celi pełnej komarów, bez moich okularów, gdzie świat był za mgłą, załamałem się i zapłakałem. Nienawidzę tego miejsca, nienawidzę tych ludzi. Mam dosyć, że traktują mnie jak psa". Wydostał się stamtąd dopiero po tygodniu, dzięki interwencji ambasady brytyjskiej w Kinszasie.
Rosja trochę oszukana
Ale to nie koniec jego przygód z prawem. Na innym etapie podróży został aresztowany, jak oficjalnie podano, przy próbie nielegalnego wtargnięcia do Rosji - co zresztą nie odbiegało zbytnio od prawdy. Na blogu Hughes daje się poznać jako nieustraszony podróżnik z fantazją - w estońskiej Narwii postanowił przeprawić się przez dzielącą kraje rzekę i w ten sposób dostać się do Rosji. Służby rosyjskie zareagowały szybko - został cofnięty z powrotem do Estonii. Teoretycznie jednak jego stopa stanęła na terytorium Rosji . I choć sam przyznaje, że czuje jakby trochę oszukiwał, jego rosyjska przygoda na tym się skończyła.
Hughes w Rosji/ Printscreen Youtube/ www.youtube.com/user/thatgingerscouser Hughes w Rosji/ Printscreen Youtube/ www.youtube.com/user/thatgingerscouser Hughes w Rosji/ Printscreen Youtube/ www.youtube.com/user/thatgingerscouser
Na Filipinach natomiast filipiński ladyboy ocalił go przed wpadnięciem w ręce muzułmańskich fundamentalistów. Hughes poznał Jenn, filipińskiego transseksualistę w drodze do Zamboanga. Spędzili razem kilka następnych dni. W towarzystwie Jenn czuł się bezpiecznie. Jak pisze na swoim blogu: "Transseksualiści działają na muzułmańskich fundamentalistów, jak czosnek na wampiry".
Hughes na Wyspach Owczych/ Fot. printscreen youtube/ www.youtube.com/user/thatgingerscouser Hughes na Wyspach Owczych/ Fot. printscreen youtube/ www.youtube.com/user/thatgingerscouser Hughes na Wyspach Owczych/ Fot. printscreen youtube/ www.youtube.com/user/thatgingerscouser
Północna Korea i Afganistan to pikuś!
Ludzie pytają go często, czy trudno było wjechać do krajów takich jak Północna Korea , Irak czy Afganistan . "Te były najłatwiejsze!" - odpowiada. Najciężej było dotrzeć do malutkich wysp, jak Nauru na środku Pacyfiku czy Seszeli , gdzie istniała również groźba ataku piratów. Niektóre momenty były naprawdę trudne i dopadały go wątpliwości. Chociażby wtedy, kiedy wylądował w kongijskim więzieniu, czy spędził kilka dni na przeciekającej łodzi w drodze na Cape Verde . Zastanawiał się wtedy: "po co to robię?"
Radość u końca podróży - Południowy Sudan/ Fot. Printscreen youtube/ www.youtube.com/user/thatgingerscouser Radość u końca podróży - Południowy Sudan/ Fot. Printscreen youtube/ www.youtube.com/user/thatgingerscouser Radość u końca podróży - Południowy Sudan/ Fot. Printscreen youtube/ www.youtube.com/user/thatgingerscouser
Miał jednak cel. Jego wyprawa trafiła do księgi Rekordów Guinessa . Nikt jeszcze nie odwiedził w ciągu roku tylu krajów przy pomocy transportu naziemnego. I choć po pobiciu rekordu mógł spokojnie zmienić sposób podróżowania, trzymał się zasad aż do powrotu do domu.
Największą próbą była choroba siostry, która ostatecznie zmarła na raka. Przed jej śmiercią Hughes zboczył ze szlaku, żeby spotkać się z nią po raz ostatni. W tamtym czasie odwiedził już 184 kraje i zostało mu tylko 17. Pomyślał wtedy, że może już wystarczy. Siostra przekonała go, żeby jechał dalej.
Zanim, po niemalże 4 latach wrócił do domu, postanowił pojeździć trochę po Afryce - tak, żeby zdążyć z powrotem na święta. Choć jego podróż brzmi bardzo romantycznie, sam przyznaje, że stąpa twardo po ziemi. Dosłownie, nie dał się unieść ani na chwilę.
ZOBACZ WIDEO Z WYPRAWY HUGHESA >>