to było najczęściej powtarzane zdanie (zaraz po gratulacjach z okazji powiększającego się brzucha). Na szczęście nie uwierzyłam w to ani przez minutę. Gdybym słuchała wszystkich złotych rad dotyczących wychowywania dziecka, to mimo iż S. ma już 13 miesięcy, wciąż zastanawiałabym się, czy wyjść z nim na pierwszy spacer.
Z dzieckiem każde wyjście z domu jest trochę jak wielka podróż. Ja, która na sześciotygodniową podróż do Syrii pakowałam się w czterdziestolitrowy plecak, gdy pierwszy raz jechałam z S. do mojej babci (na dwa dni), spakowałam nas w jedną walizkę (największą, jaką mamy), dwie torby na siłownię, kosz wiklinowy z jedzeniem i luzem wzięłam poduszkę do karmienia. Oczywiście na połowę z tych rzeczy nawet nie miałam kiedy spojrzeć. Nauczyłam się za to złotej zasady woreczków, z której korzystam zawsze, gdy wychodzę z domu lub gdzieś wyjeżdżam. Zasada woreczków brzmi: w jednej sakwie ubrania na zmianę, w drugiej rzeczy do przewijania, w trzeciej zabawki, w czwartej jedzenie itd. Sakiewki wrzucone są do jednego wora, który ląduje pod wózkiem. Każda rzecz jest pod ręką i w swoim pakiecie.
Gdy wybieramy cel podróży na wakacje, miejmy na uwadze, iż z potomstwem dobrze wyjeżdżać w miejsca, gdzie będzie dużo terenów spacerowych, trawników do leżenia oraz nie będzie ekstremalnie niskich lub wysokich temperatur. Są tacy, którzy z niemowlakami najchętniej jeżdżą na wakacje "przy stodole", ale spokojnie można się zapuścić też w miejską dżunglę europejskich miast (w przypadku dalszych eskapad może się okazać, że niemowlę nie ma kompletu szczepień albo lot jest za długi). Wart uwagi jest fakt, że lecąc samolotem z dzieckiem do drugiego roku życia za dziecko płacimy tylko opłaty lotniskowe.
Gdy planuje się wakacje z dzieckiem często najbardziej problematyczna jest sama podróż i do niej trzeba się odpowiednio przygotować.
Polecam, by pierwszą podróż z maleństwem odbyć, gdy jeszcze nie raczkuje, a większość dnia przesypia. Jako kierunek wybrać miasto w Europie, gdzie wszystko, co nas interesuje, będzie w zasięgu spaceru i udać się tam samolotem. Podróż drogą powietrzną jest zdecydowanie najmniej uciążliwą formą przemieszczania się z dzieckiem. My pierwszy lot (z przesiadką) odbyliśmy do Mołdawii, kiedy S. miał 9 miesięcy.
O czym pamiętać? Przede wszystkim o spokoju. Dziecko wyczuwa stres rodziców i raczej nie wykazuje zrozumienia. W bagażu podręcznym na pokład zabieramy tylko naprawdę potrzebne rzeczy - posegregowane w woreczkach i wpakowane w jedną dużą torbę. Całą resztę nadajemy do luku (gdy lecimy z dzieckiem przysługuje nam jedna dodatkowa sztuka bagażu).
W przemieszczaniu się po lotnisku lepiej niż wózek sprawdza się chusta lub nosidło. Dziecko czuje się bezpieczniej przy rodzicu i więcej widzi. Z drugiej strony, wózek lepiej mieć na pokładzie, nadawanie go na niewymiarowy bagaż może dużo kosztować. Nie polecam brania tony zabawek ani na pokład, ani na wyjazd. Co najwyżej jedną, zupełnie nową rzecz, by zainteresować nią dziecko. Generalnie po pierwszej podróży kończy się wyparzanie gryzaków po tym, jak spadną na podłogę, bo najciekawsze rzeczy w drodze to te, których wcześniej dotykał tryliard osób: karta pokładowa, gazety, guziczki). Jeśli wybraliśmy regularne linie lotnicze, to często zostaniemy poczęstowani jakimiś drobnymi upominkami do zabawy (gumową kaczką lub materiałową książeczką).
Zdecydowanie polecam przewinąć dziecko tuż przed wejściem na pokład i - jeśli nie jest to bardzo długi lot lub nie trzeba tego zrobić ze względów sanitarnych - kolejny raz pieluchę zmienić znów na lądzie (manewry w powietrzu mogą okazać się bardzo dosłowne).
Wielu rodziców martwi się płaczem dziecka i zatkanymi uszami. Jeśli karmi się piersią, to te problemy właściwie nie istnieją, jeśli nie, koniecznie trzeba zaopatrzyć się w ssaki (smoczki, butelki). Pierś to również idealna broń, by zatkać dziecku buzię, gdy robi się zbyt uciążliwe dla współpasażerów (my mieliśmy szczęście nie trafić na hejterów, tylko na miłych ludzi, którzy wspierali nas w zabawianiu S.).
Jedzenie i picie dla dziecka można wnieść na pokład, często też przymykane jest oko na wodę rodziców. Ubrać pociechę najlepiej na cebulkę, w rzeczy, które łatwo zdjąć i założyć.
Długa podróż z dzieckiem samochodem to wyższy stopień umiejętności organizacyjnych i wielki sprawdzian cierpliwości dla rodziców, tym bardziej że jest to sprawa wyjątkowo indywidualna (nie tylko zależy od charakteru dziecka, ale również od jego nastroju danego dnia). My pierwszy raz pojechaliśmy w trasę do Skandynawii, gdy S. miał 11 miesięcy.
Najlepiej takie wakacje planować w krótkich odcinkach, w miarę możliwości nie spędzać całego dnia w aucie, a jeśli jest to konieczne, co dwie godziny robić postoje, w czasie których dziecko będzie mogło się najeść, odpocząć i pobawić niezapięte w żadne pasy. Tym razem przyda się wór zabawek, najlepiej pożyczonych od znajomych, by malec nie znał żadnej. Istnieje wtedy szansa zajęcia go toną tych przedmiotów przez jakiś kwadrans. Sprawdzić się mogą pacynki i zabawa w teatrzyk, zapalenie i gaszenie żarówek w samochodzie czy puszczanie zajączków na suficie lusterkiem (jeśli świeci słońce). Przydatna okaże się na pewno mata piknikowa oraz przekąski zapakowane w małe pudełka (tak, by na każdym postoju wyjmować jedno, a nie cały stos, bo dziecko na pewno będzie chciało otworzyć WSZYSTKIE pojemniki).
Pamiętajmy, że podróż to trud logistyczny, ale też początek przygody. Na miejscu wszystko powinno pójść gładko, jeśli nie będziemy zmieniać rytmu dnia dziecka. Trzeba wstawać o podobnej porze, co w domu, wygospodarować w ciągu dnia czas na zabawę i przytulanie, tworzyć warunki do drzemek w czasie gdy, normalnie się one odbywają i powtarzać wieczorne rytuały. Oczywiście w międzyczasie można szaleć po muzeach, parkach, oglądać pomniki, budynki, kościoły (zawczasu sprawdźmy, które interesujące nas obiekty są dostępne dla wózków). Zawsze trzeba być gotowym na modyfikację planu. Zapewne wszystko, co nowe, będzie dla dziecka bardzo ciekawe.
Podczas naszych skandynawskich wakacji spaliśmy w namiocie, co sprawiało S. wiele radości. Na północy dzieci są wszędzie mile widziane, krzesełka do karmienia, kąciki zabaw i pokoje dla rodziców są standardowym wyposażeniem kempingów i restauracji. Jeśli ktoś ma wątpliwości czy dziecko za granicą to dobry pomysł, powinien na początek pojechać właśnie do Skandynawii. Ale również w każdym innym zakątku Europy czy świata okaże się, że dzieci łagodzą obyczaje. Nikt nie oprze się urokowi kilkumiesięcznego maleństwa, a może się nawet okazać, iż miejscowi będą chcieli nasze dziecko ponosić, pobawić lub pobłogosławić (szczególnie w krajach muzułmańskich), a na pewno porównać metody wychowawcze czy realia rodzicielskie i zwyczaje żywieniowe (to pewnie raczej za naszą zachodnią granicą i na północy).
Dzieci "słoikowe" są zupełnie bezproblemowe. W supermarketach wszędzie w Europie kupimy potrawki w szkle. Zwracajmy jednak uwagę na składniki, jeśli sięgamy po produkty nieznanych firm. Może się okazać, że danie ze słoiczka zawiera skrobię kukurydzianą lub inny składnik niezbyt odpowiedni dla maleństwa.
Jeśli sami gotujemy dziecku, to chyba pozostaje zdecydować się na kwaterę z własną kuchnią i tam pichcić (np. przygotowywać posiłki wieczorem, pakować w termos lub słoik i podawać następnego dnia). Oczywiście im dziecko mniejsze, tym jest łatwiej - podanie piersi czy butelki z mlekiem jest najłatwiejszą formą nasycenia głodu.
Czemu ważne jest, by podróżować z dzieckiem?
Wakacje to czas, w którym możemy pokazać potomstwu, jak wypoczywamy, co nam sprawia radość, w jaki sposób możemy produktywnie spędzać wolny czas. Uczymy je reagować na piękno, pokazujemy, co to piasek (o wiele wspanialej zrobić to na plaży niż w piaskownicy), pierwszy raz moczymy małe nóżki w wielkim morzu. O słabszych momentach na pewno szybko zapomnimy, a pozostaną w pamięci te lepsze, wraz ze wspaniałymi zdjęciami. I o wiele więcej będziemy mogli się nauczyć o naszym dziecku.
O podróżowaniu z dzieckiem przeczytaj w książkach z serii "Mali Podróżnicy w Wielkim Świecie" >>