"W Polsce trwa dronowa rewolucja, ale jeśli ktoś kupi drona za 200 zł, wyjmie z pudełka i zacznie latać, to strach się bać" [ROZMOWA I WIDEO]

- Ludzie traktują drony jak zabawki, a one tylko tak wyglądają. Jest takie powiedzenie, że ?każdy dron kiedyś spadnie?. Trzeba tylko mieć nadzieję, że nie będzie przy tym ludzi - rozmowa z Tomaszem Szymankiem z projektu Polskazdrona.pl.

Paulina Dudek: Tyle trzeba było załatwić papierów, żeby latać nad Agorą? (patrzę na gruby plik dokumentów z pieczątkami, które mój rozmówca kładzie na stole)

Tomasz Szymanek : - Nie. Dziś był mi potrzebny tylko wniosek złożony do Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej. Bo jesteśmy na terenie strefy lotniska cywilnego Okęcie. To jakieś pół Warszawy, cała lewobrzeżna część. Ciekawostka: składając wniosek poprosiłem o wydzielenie strefy lotu do wysokości 200 metrów, o promieniu 400 metrów od budynku. W piątek zadzwonili do mnie urzędnicy z PAŻP-u i powiedzieli, że przy tak wydzielonej strefie wchodzimy na teren Belwederu - chcąc się zbliżyć bardziej niż na 1,5 kilometra trzeba już mieć pozwolenie BOR-u. Zawęziłem zasięg do 300 metrów, bo inaczej byśmy nie zdążyli z pozwoleniami. To w zupełności wystarcza, żeby pokazać ten budynek w pełnej krasie.

Moi znajomi kręcą dronami wakacje i wesela. Nigdy nie słyszałam, żeby starali się o jakieś pozwolenia.

- Kwestie prawne dotyczące dronów są w tej chwili mocno nieuregulowane i niejednoznaczne, bo to nowość. Urząd Lotnictwa Cywilnego stara się dostosować przepisy, bo w tej chwili drony traktowane są jak duże statki powietrzne. Siłą rzeczy jest wiele absurdów. Np. chcąc latać w centrum Warszawy, koło Pałacu Kultury, muszę mieć takie same zgody, jak przy lataniu awionetką. Urząd chce trochę zliberalizować przepisy, żeby były bardziej dla ludzi i adekwatne do tego, co się teraz dzieje.

A dzieje się to, że ?

- Przeżywamy dronową rewolucję. Operator jednej z sieci komórkowych sprzedaje drony w abonamencie. Firmy komercyjne widzą potencjał. Mam pewne obawy, co się stanie, gdy wszyscy nagle zaczną latać. Raczej bez uprawnień, bo droga do ich uzyskania jest dość skomplikowana. A nie bardzo sobie wyobrażam, że ktoś będzie robił szkolenie tylko po to, żeby kręcić swoje dzieci.

Żeby latać dronem, trzeba mieć uprawnienia?

- Teoretycznie tak. By kręcić filmy na potrzeby serwisu Polskazdrona.pl, musiałem zdać egzamin państwowy - praktyczny i teoretyczny - w Urzędzie Lotnictwa Cywilnego. Trzeba mieć też aktualne OC na wypadek, gdyby dron spadł i coś by się stało.

Co się może stać, jak człowiek się kompletnie na tym nie zna, a kupił sobie drona na Allegro za 200 zł, wyjmuje z pudełka i lata?

- Strach się bać. Najgorszy jest brak wyobraźni. Kręcę bardzo często, ludzie mnie zaczepiają i zadają wciąż te same pytania: "Ile kosztuje ta zabawka?", "Jak daleko, jak szybko to poleci?". Nazywają drony zabawkami, a one nimi nie są, choć tak wyglądają. Trzeba zdawać sobie sprawę z zagrożeń i swojej odpowiedzialności, zwłaszcza tam, gdzie są ludzie. Dron to tylko urządzenie techniczne i mogą się z nim zdarzyć różne rzeczy. Na szkoleniu otworzyły mi się oczy - nabrałem wątpliwości i obaw.

No to co się może stać?

- Dużo, począwszy od awarii technicznej. Zdarza się, że dron startuje z nową baterią, ale ta jest felerna. To sytuacja nie do przewidzenia. Jest takie powiedzenie, że "każdy dron kiedyś spadnie". Trzeba mieć tylko nadzieję, że nie będzie przy tym ludzi i nikomu nic się nie stanie.

Możliwości techniczne drona to zasięg blisko kilometra, przy czym kilometr to strasznie dużo, poza zasięgiem wzroku. 300-400 metrów to już jest bardzo daleko. A czasem operatorzy dronów mają tak ułańską fantazję, że latają powyżej 600 metrów, wlatują w chmury. To jest już bardzo nieodpowiedzialne, bo drona nie widać, nie wiadomo, co się dzieje ponad chmurami. Tam może lecieć samolot, awionetka, helikopter ratunkowy.

Jaka jest odpowiedzialność?

- Od cywilnej - mandatów, po karną - do 5 lat więzienia, kiedy lata się niebezpiecznie, niezgodnie z przepisami. Np. gdybym latał na lotnisku i stworzył zagrożenie dla samolotu podchodzącego do lądowania, to byłyby konsekwencje rzędu kilku lat pozbawienia wolności. Latając dronem bierze się za to pełną odpowiedzialność. A potencjalnych ryzyk jest bardzo dużo. Np. latanie przy dużych skupiskach stali albo burza magnetyczna na Słońcu - której nie widzimy - może wpływać na problemy z komunikacją z dronem.

Istotne jest, żeby zawsze latać na GPS-ie i odnotować sobie pozycję startu. Inaczej w sytuacji awaryjnej dron nie wie, dokąd ma wracać. Słyszałem historię człowieka, który kupił sobie drona skalibrowanego w Chinach. Rozpakował go i w górę. Coś się stało, dron odleciał i zaczął wracać do... Chin. Było o tyle dobrze, że leciał w linii prostej i gdy miał słabą baterię, w trybie awaryjnym zaczął schodzić na ziemię. Sytuacje są przeróżne. Podstawa to przeczytanie instrukcji, a ludzie uczą się latania "na żywo".

Jak się nauczyć bezpiecznie latać dronem, jeśli nie chcemy nikomu zrobić krzywdy?

- Najlepiej tak, jak podczas nauki jazdy samochodem: na początku ćwiczymy na placu, dopiero potem wyjeżdżamy na miasto. Nie polecam od razu próbować latać, a już na pewno nie w miejscu zamieszkanym. Dobrze jest uczyć się gdzieś na polu, gdzie nie ma nawet drzew, jest dobra pogoda, nie ma wiatru (bo wiatr może mocno nabruździć).

Kolejna rzecz - ludzie nie sprawdzają, czy miejsce, w którym latają, jest tzw. strefą powietrzną niekontrolowaną.

Gdzie to można sprawdzić?

- Odczytanie informacji lotniczych jest dość skomplikowane i wymaga szkolenia. Jeśli ktoś nie chce liczyć wyłącznie na szczęście, powinien pójść przynajmniej na kilkugodzinny kurs.

Ile kosztują takie kursy i kto je organizuje?

- Ok. 500-1000 zł. Kursy robi coraz więcej firm: producentów dronów, modelarni, aeroklubów. Trzeba szukać w internecie szkoleń UAVO.

Egzamin był trudny?

- Do zdania części teoretycznej wystarczy kilka wieczorów nauki. Chodzi o to, żeby poznać niezbędne podstawy prawa lotniczego.

A na praktycznym "koperta"?

- Tak! Są manewry, coś w stylu "koperty", bo trzeba wykonać taki kwadrat nad czterema słupkami - w wersji łatwiejszej i trudniejszej. Manewry się zmieniają. Moi koledzy mieli za zadanie odlecieć tak daleko, jak wydaje im się bezpiecznie, i wrócić. Mam wrażenie, że egzaminatorzy największą wagę przykładają do zasad bezpiecznego lotu i znajomości sprzętu. Kręcenie beczek nie sprawi, że ktoś zapunktuje. Grunt, żeby latać ostrożnie, rozsądnie, z wyobraźnią.

Żeby podejść do egzaminu, dobrze jest mieć wylatane kilkadziesiąt godzin. Najtrudniejsze, co trzeba przełamać, to złapanie perspektywy "z wnętrza drona". Bo jak się leci do przodu, w lewo to w lewo. Ale jeżeli zawrócę dronem i lecę do siebie - w lewo to jest w prawo. Tak jakbyśmy jechali rowerem, który ma odwróconą kierownicę - jak ktoś wsiądzie pierwszy raz, to nie przejedzie.

Wracając do zagrożeń: jest też takie ryzyko, że dronem można nakręcić coś, czego nie wolno pokazywać.

- To kolejny temat-rzeka. Nowelizacją prawa wokół dronów zainteresował się GIODO, włączył się do konsultacji społecznych, które właśnie się odbywają. Wchodzą tu kwestie ochrony danych osobowych, patentów, znaków, budynków, które mogą być zastrzeżone. Chcąc nakręcić jakiś budynek, lepiej zapytać wcześniej zarządcę o zgodę, bo może się okazać, że ktoś sobie tego nie życzy.

A co z pokazywaniem ludzi?

- Mamy swojego prawnika, ale ten temat może być bardzo wrażliwy. Dlatego kręcimy tak, żeby nie pokazywać z bliska ludzi, tylko piękno miejsc z perspektywy, której nie znamy.

Jak to się w ogóle stało, że drony, które pierwotnie były narzędziem stricte militarnym, a dziś coraz śmielej są wykorzystywane w usługach (np. do sprawdzania trakcji elektrycznych, dostarczania lekkich przesyłek itp.), trafiły "pod strzechy"?

- Myślę, że jest to związane głównie z postępem technologicznym. Jeszcze rok, dwa lata temu drony miały i słabsze zasięgi, i problemy z komunikacją. Jak słyszę, że komuś dron uciekł, to szybko się okazuje, że był to dron starszej generacji - sterowany wi-fi przez smartfona lub tablet. Takie drony potrafiły się "urwać".

Nowoczesne drony po pierwsze stabilniej latają i nie uciekają, a - po drugie - nagrania z nich są naprawdę telewizyjne. Gimbal, który w tej chwili posiadamy, jest trzyosiowy, utrzymuje kamerę, żeby cały czas trzymała horyzont, a dodatkowo stabilizuje ją w pionie, żeby nie było tzw. myszkowania, mimo że dron cały czas drga na boki.

Jaka jest Polska z góry?

- Zachwycająca. Po pierwszych nagraniach robiliśmy wielkie "wow", znajomi mówili, że to chyba grafika komputerowa. Mimo że te pierwsze produkcje były nieudolne, dopiero szukaliśmy optymalnych kadrów. Fajnie wychodzą ujęcia robione zdecydowanie, śmiało, pewnie.

Zdarzało mi się nagrać małą gminę, kościół, rynek, jezioro i ludzie widząc swoją miejscowość z tej perspektywy mieli zachwyt w oczach. Mówili: "To ja tutaj mieszkam całe życie, jeżdżę po tych ulicach i nie zdawałem sobie sprawy, że tu jest tak pięknie". Miejsce pokazane z góry przestaje być standardowe, staje się fascynujące.

Zobacz wideo

Co było największym wyzwaniem podczas realizacji projektu?

- Najbardziej ściśnięty żołądek miałem filmując Pałac Kultury. Latanie w centrach miast jest najbardziej ryzykowne.

Na początku szacowałem, że ciekawych miejsc do nakręcenia w Polsce będzie z 50. Teraz widzę, że ta liczba jest w zasadzie nieograniczona. W weekend byłem w Świętokrzyskiem. Wcześniej wydawało mi się mało ciekawe, kojarzyłem Chęciny, Krzyżtopór i tyle. Po powrocie byłem oczarowany. Jak się jedzie siódemką, to niewiele widać. A zbaczając odrobinę, można odkryć supermiejsca, poznać fajne historie i ciekawych ludzi. Zachęcamy ludzi do zgłaszania swoich propozycji miejsc w Polsce, pojedziemy tam, nakręcimy i pokażemy w serwisie Polskazdrona.pl.

Dron uzależnia?

- Uzależnia... :)

Jak widzicie przyszłość dronów w Polsce?

- To będzie lawina. Postępująca miniaturyzacja. Już dziś istnieją serwisy w stylu YouTube, gdzie można wrzucać tylko filmy i zdjęcia nagrane dronem. Pół roku temu trudno było znaleźć w Polsce miejsce sfilmowane z lotu ptaka. Podejrzewam, że za rok, dwa lata nie będzie miejsca nienagranego z góry. Chcemy, żeby Polskazdrona.pl miała w tym spory udział.

Polskazdrona.pl to projekt Mariusza Wojciechowskiego, Tomasza Szymanka i Tomasza Chabrowskiego, twórców serwisu eholiday.pl. Ma charakter społecznościowy - można zgłaszać własne propozycje miejsc do nakręcenia i współtworzyć dronową mapę Polski. Polskę z góry już niebawem będziecie mogli oglądać też w serwisie Podróże.gazeta.pl. Zapraszamy!

Więcej o: