Zapowiadają się duże zmiany w przepisach dotyczących bezpieczeństwa na pokładach samolotów. Pasażerowie linii lotniczych, które mają siedzibę w Europie, będą mogli korzystać z telefonów komórkowych i tabletów nawet podczas startu i lądowania. Europejska Agencja Bezpieczeństwa Lotniczego (EASA) wydała nowe wytyczne, które zezwalają na korzystanie ze sprzętu elektronicznego przy zachowaniu odpowiednich zasad, dzięki którym nie zagraża to bezpieczeństwu samolotu.
Dotychczas, zgodnie z rozporządzeniami EASA, używanie urządzeń elektronicznych na wysokości poniżej 3 tysięcy metrów było zabronione. Telefony i tablety mogły zaburzać działanie urządzeń nawigacyjnych samolotu. Szczególna ostrożność powinna być zachowana przy lądowaniu - wtedy to wypadki samolotowe zdarzają się najczęściej. Po osiągnięciu wysokości 10.000 metrów w wielu liniach możliwe jest korzystanie z Wi-Fi na pokładzie samolotu, nie można jednak dzwonić ani wysyłać smsów, czyli korzystać z sieci, do której podłączony jest telefon. W związku z powyższym, pasażerowie zaraz po wejściu na pokład samolotu proszeni są o włączenie trybu samolotowego lub całkowite wyłączenie telefonu. W ten sposób komórki nie są w stanie przesyłać żadnych danych i nie stanowią zagrożenia dla systemu urządzeń elektronicznych samolotu. Najprawdopodobniej takiego problemu niedługo już nie będzie. Ale czy kiedykolwiek był?
Przepisy różnią się w zależności od regionu. W USA telefonów można było używać na wymienionych wyżej zasadach od 2013 roku, FAA (Federal Aviation Administration) pozostawiło decyzję o używaniu telefonów podczas lotu (nie licząc startu i lądowania) liniom lotniczym. Takie pozwolenie musi oczywiście być podparte potwierdzeniem, że nie zaburzają one sygnałów wysyłanych przez urządzenia nawigacyjne samolotu. Instytucja powoli przymierza się jednak do tego, by całkowicie zezwolić na korzystanie z telefonów zgodnie z ich pierwotnym przeznaczeniem - do rozmów i wysłania wiadomości tekstowych.
Zasady różnią się także w zależności od linii. Od pewnego czasu możemy obserwować złagodzenie polityki linii lotniczych, związanej z używaniem urządzeń elektronicznych. British Airways zaczęło pozwalać pasażerom w klasie biznes na trasie z Londynu do Nowego Jorku na używanie Wi-Fi i wysyłanie smsów. W Emirates, Etihad, Lufthansie i Quantas można dzwonić i wysyłać wiadomości tekstowe już od jakiegoś czasu. Pojawia się zatem pytanie: czy telefony naprawdę zaburzają działanie urządzeń w kokpicie i czy stwarzają rzeczywiste niebezpieczeństwo?
Okazuje się, że zagrożenie jest istotnie niewielkie i zmniejsza się wraz z rozwojem technologii i coraz nowszym sprzętem, którym dysponują linie lotnicze. Większość przewoźników wolała jednak dmuchać na zimne - stąd też używanie telefonów u przeważającej części było zabronione. Według najnowszych badań i obserwacji urządzeń w liniach, które zezwoliły na korzystanie z telefonów zagrożenie jest faktycznie niewielkie - nie wykryto bowiem żadnych poważniejszych wypadków spowodowanych urządzeniami.
Fot. Shutterstock Fot. Shutterstock Fot. Shutterstock
EASA proponuje nowe zalecenia, dzięki którym linie lotnicze będą mogły zmienić swoje zasady i pozwolić na używanie telefonu podczas całej długości lotu. Ostateczna decyzja będzie należała do poszczególnych linii lotniczych. Zanim taka nastąpi, linie będą musiały przejść przez szereg procedur (proces ten może potrwać nawet dwa miesiące), żeby wykazać, że działanie urządzeń nawigacyjnych samolotów nie jest zaburzane przez sygnał z telefonów komórkowych. To jednak nie wystarczy. Przewoźnicy będą także musieli zamontować dodatkowe urządzenie zapewniające telefonom zasięg, którego nie ma na wysokościach.
Czy to znaczy, że teraz lot umilać nam będzie współpasażerka szczebiocząca przez całą drogę do swojego rozmówcy po drugiej stronie globu? Bez obaw, rozmowy przez telefon nadal będą zabronione, żeby pasażerowie nie przeszkadzali sobie nawzajem. Co ciekawe, pasażerowie linii, które pozwalają na rozmowy telefoniczne, w większości z tego prawa nie korzystają. I tak, Ryanair pozwoliło podróżującym dzwonić w 2009 roku, jednak zainteresowanie było tak małe, że przewoźnik bardzo szybko zrezygnował z pomysłu.