Gdyby do określenia Dubaju użyć tylko jednego słowa, byłoby to krótkie "naj". Tu nie ma rzeczy zwyczajnych, są tylko rzeczy największe, najdziwniejsze, najwyższe, najbardziej nieprawdopodobne, najdroższe, zbudowane z największych rozmachem, ewentualnie najbardziej luksusowe. Z wody wyrastają sztuczne wyspy, pustynne połacie przecinają nowoczesne autostrady, w miejscu, gdzie kilka dekad temu nie było nic, powstają kolejne wieżowce, centra handlowe, sztuczne stoki narciarskie i ogrody, czemu w ogóle nie przeszkadza fakt, że rzecz dzieje w środku pustyni. Jako że pieniędzy mają tu tyle co piasku - "sky is the limit" - w niebo pną się kolejne drapacze chmur.
Szejkowie, którzy za petrodolary w ciągu kilku dekad stworzyli swoje królestwo właściwie od zera, wiedzą jednak, że zasoby ropy naftowej kiedyś się wyczerpią. Ponieważ będą potrzebować innego źródła dochodu, chcą stworzyć ze swojego kraju perełkę światowej turystyki. Zjednoczone Emiraty Arabskie już dzisiaj są coraz popularniejszym kierunkiem wyjazdów. Najpopularniejszy z siedmiu emiratów - Dubaj - w ubiegłym roku odwiedziło 11 milionów turystów, a jego władze chcą, by do roku 2020 liczba ta się podwoiła. Rekordowe budowle, luksus na wyciągnięcie ręki, bezcłowe zakupy w wielkich centrach handlowych, ciepłe morze i plaże (na najpopularniejszych nie trzeba przestrzegać zasad Ramadanu) - oto ich przepis na sukces.
Jadąc do Emiratów Arabskich lepiej wykreślić ze swojego wakacyjnego słownika słówko "zwiedzanie". Zabytków tu zwyczajnie nie ma. W Dubaju, owszem, można znaleźć starą część miasta - liczącą sobie kilka dekad. Gwarny suk z dywanami, przyprawami i małymi restauracjami na tle reszty miasta rzeczywiście wygląda egzotycznie, ale w porównaniu z prawdziwymi bliskowschodnimi sukami jego urok blednie. Tylko, że mało kto przyjeżdża do Dubaju dla zakupów na targu. Te robi się w gigantycznych centrach handlowych, najlepiej na przełomie stycznia i lutego, kiedy ceny w butikach - nawet tych z logo światowych projektantów - spadają do 70 proc. Dzielnice zakupowo-rozrywkowe budują tu jak wszystko - z rozmachem. Jeśli kolejne centrum handlowe - to największe na świecie; Diabelski Młyn - proszę bardzo, ale ma być wyższy od londyńskiego, któremu w tej chwili przypada palma najwyższego na ziemi; jeśli nadmorska promenada - to zbudujmy na niej dla spacerowiczów 450 restauracji.
W budowaniu na wodzie w Dubaju mają już spore doświadczenie: jednym ze znaków rozpoznawczych miasta są Wyspy Palmowe, czyli trzy największe na świecie sztuczne wyspy w kształcie palm (najdłuższa ma 18 km) z rezydencjami, do których jeszcze przed ich otwarciem ustawiła się kolejka bogaczy, ekscentryków i gwiazd. A to odbyło się z najdroższym na świecie pokazem fajerwerków.
Dubaj - miasto "naj"/ Fot. Shutterstock
Rozmach wyspiarskiej inwestycji najlepiej można zobaczyć z góry. A o to w Dubaju na szczęście nietrudno - jak się można spodziewać, właśnie w tym mieście znajduje się najwyższy budynek świata, 828-metrowy Burdż Khalifa. Panoramą można się zachwycać w duecie z obiadem - na wysokości 422 metrów, czyli na 122. piętrze budowli znajduje się najwyżej położona restauracja świata.
Za to inny słynny budynek - megaluksusowy, bo aż siedmiogwiazdkowy hotel Burdż al-Arab w kształcie żagla, można obejrzeć tylko z zewnątrz. Stoi on bowiem na sztucznej wyspie, na którą wstęp mają tylko jego goście. Żeby dołączyć do ich grona, wystarczy 1,5 tys. dolarów, tyle bowiem kosztuje średnio skromny dwuosobowy pokój. Szejkowie nie próżnują i już niedługo będzie można spędzić noc w jeszcze bardziej ekskluzywnych warunkach. Kosztem miliarda dolarów powstaje Tadż Arabia, czyli odwzorowania Tadż Mahal, oczywiście kilkukrotnie większego od pierwowzoru. Ma być promowane jako świetne miejsce na ślub i wesele.
A co, kiedy luksus, złoto, marmury, brak cła i "naj" nam się przejedzą? Zjednoczone Emiraty Arabskie są świetną bazą wypadową do innych krajów regionu. A więc przede wszystkim Oman , do niedawna zupełnie nieznany na turystycznej mapie świata, a i teraz tłumu zagranicznych przybyszów się tam nie doświadczy. W przeciwieństwie do sąsiada, Oman pieniędzmi z ropy nie szpanuje, tylko wykorzystuje je dla wygody: są tu więc gładkie autostrady przez pustynię i eleganckie hotele, ale są też tradycyjne suki, mężczyźni w białych diszdaszach, wiekowe forty, beduini wyruszający jesienią z wielbłądami na pustynie i baśniowe wręcz krajobrazy.
Promenada w Muskacie, Oman/ Fot. Shutterstock
Bo w Omanie, słusznie nazywanym "najlepiej strzeżonym klejnotem Bliskiego Wschodu", jest coś z Baśni Tysiąca i Jednej Nocy. To właśnie z jego wybrzeży legendarny Sindbad i jak najbardziej rzeczywiści żeglarze wyruszali w najdalsze zakątki znanego świata statkami załadowanymi tutejszym skarbem: uważanym za najlepsze na świecie, wonnym kadzidłem. Porośnięta drzewkami kadzidłowymi kraina słynie z niego do dzisiaj. W stolicy - Maskacie, jest nawet wieża widokowa w kształcie wielkiej, białej kadzielnicy. Jednak Oman to przede wszystkim to, co znajduje się poza miastami: nieskażone wybrzeże, piękne góry poprzecinane kanionami, no i pustynia. Ciągnąca się przez Jemen i Arabię Saudyjską Ar-Rab al-Chali jest największą piaszczystą pustynią świata, dwukrotnie większą od terytorium Polski.
Z ZEA można wybrać się również do leżącego na pustynnym półwyspie, spływającego luksusem Kataru albo Bahrajnu - leży na niewielkiej wyspie oddalonej od brzegów Kataru o ok. 35 km.