Pasztecik z kangura, zupa z krowiego ogona i vegemite. Przysmaki kuchni australijskiej

Australia, jak każdy wielonarodowy kraj, może poszczycić się daniami z różnych regionów świata łączącymi smaki, zapachy i konsystencje. Jednak tym, co wyróżnia jej kuchnię, są przepisy rodem z buszu.

Tekst pochodzi z magazynu

Coś na ruszt

Zanim w Europie zapłonęły grille, Aborygeni już od dawna piekli mięso żółwi, strusi emu i ryb na rozżarzonych węglach eukaliptusów. Drzewo to, bardzo kaloryczne i twarde, idealnie nadawało się do tego celu. I to właśnie Aborygeni "opatentowali" pieczenie potraw w specjalnych piecach drążonych w glinie: na ich dnie rozpalało się ognisko, a później, na żar, wrzucano warstwy jedzenia, zasypywano ziemią i czekano, aż danie będzie gotowe. Dziś robi się dokładnie tak samo, z tym że w dziurę w ziemi wkłada się specjalny garnek (z wklęsłą pokrywką, na którą sypie się żar), wypełniony np. warzywami czy mięsem.

Bushfood

Wbrew powszechnym opiniom Australijczycy raczej nie jedzą kangurów. Owszem, mięso to można kupić w sklepach, ale nie używa się go w kuchni na co dzień. Zresztą do końca XIX w. krzywo patrzono tu na jedzenie czegokolwiek, co rośnie na miejscu (z wyłączeniem zdrowych orzeszków makadamii).

Dopiero lata 70. XX w. przyniosły prawdziwą rewolucję. "No bo z jakiegoś powodu rdzenni mieszkańcy kontynentu zawsze byli tacy okrągli i zdrowo wyglądali" - zastanawiali się osadnicy. Minęło kilka lat i bushfood trafiło na salony. A także do telewizji. Ostatnio wiele australijskich restauracji podaje potrawy przygotowane na bazie mięsa kangurów, krokodyli, emu czy wielbłądów, z dodatkiem orzechów, owoców oraz przypraw wprost z buszu i lasów Australii.

Smaki i zapachy

A tych są setki. Dużym powodzeniem cieszą się tzw. pustynne limonki albo kutnera - pomidorki rosnące w buszu, które suszy się, smaży lub przerabia i puszkuje. Z połączenia mięsa wołowego albo mięsa kangura i bekonu wypieka się słynny australijski meat pie , a zwykłe mielone z wołowiny, wzbogacone australijskimi ziołami, zyskują całkiem nowy, nieznany nam smak. Brwi uniosą też ci, którzy pierwszy raz zamówią ogonówkę , czyli zupę z ogonów krów, lub pie floater - jaskrawo zieloną zupę grochową z mięsnym "ciastkiem" w środku.

Pie floaterPie floater Fot. CC BY-SA 2.0/ Amanda Slater/ Flickr.com Pie floater/Fot. CC BY-SA 2.0/ Amanda Slater/ Flickr.com

W buszu wciąż niezwykle popularne jest kultowe danie: baked beans , czyli fasola w sosie. Puszkę z przysmakiem podgrzewa się w żarze, a potem wcina bezpośrednio z opakowania. Zresztą tutaj nawet zwykła łopata może służyć jako... świetna patelnia do smażenia steków czy jajka sadzonego. Wystarczy porządnie ją wyczyścić i wsadzić do ogniska.

W sklepach można kupić też specjalny toster w postaci dwóch żeliwnych foremek przymocowanych do prętów, w które wkłada się np. tosty i szynkę oraz ser. Po czym, oczywiście, wsuwa do żaru. Tosty trzeba posmarować australijskim towarem eksportowym - pastą vegemite . Na początku może ona zaskakiwać swoim wyglądem: przypomina nieco smołę i nie pachnie zbyt ładnie, ale jest kopalnią witamin i kwasu foliowego.

VegemiteVegemite Fot. Shutterstock Vegemite/ Fot. Shutterstock

Szlakiem wina

"Wino jest najbardziej cywilizowaną rzeczą na świecie" - powiedział kiedyś Ernest Hemingway . Wraz z cywilizacją Starego Świata Włosi i Francuzi przywieźli do Australii ogromne apetyty na produkcję wina. Winnice jak grzyby po deszczu powstawały w Nowej Południowej Walii , Wiktorii , na Tasmanii i w Australii Zachodniej .

Dziś w samej południowo-wschodniej i południowej części kontynentu jest aż 60 regionów winiarskich, a miejsca takie jak Barossa Valley , Clare Valley czy Margaret River są znane na całym świecie. Podobnie jak marki Jacob's Creeks, Penfolds czy Hardys , które zawsze wywołują uśmiech i dobre skojarzenia.

Kluczem do sukcesu australijskich win jest zróżnicowanie klimatyczne i glebowe, dzięki któremu kraj produkuje w zasadzie każdy rodzaj wina.

Barossa ValleyBarossa Valley Fot. Shutterstock Barossa Valley/ Fot. Shutterstock

By je poznać, warto zafundować sobie wycieczkę po winiarniach. Jest to tym łatwiejsze, że w każdym z regionów można zdobyć mapy i bezpłatne przewodniki po winnicach. Są też szlaki winne, jak np. ten w Barossa Valley prowadzący po tym, co w Australii najlepsze. Wycieczka trwa 8 godz., a oprócz słynnych winnic odwiedza się producentów lokalnych serów, mięs i owoców, piekarzy i ciastkarzy.

Nieco innych doznań dostarcza wycieczka po winnicach Margaret River w Australii Zachodniej. Nie tak duży, ale uroczy region przyciąga małymi, rodzinnymi winnicami i degustacją win, których produkuje się czasem po zaledwie kilkaset butelek. Lokalne organizacje turystyczne prześcigają się w tworzeniu tu coraz to nowszych i ciekawszych tras, jak np. Margaret River Discovery Tour , która prócz winnic prowadzi szlakiem przygody - w kajakach, autach 4WD i wąskimi ścieżkami klifów.

A jeśli ktoś miałby ochotę po prostu powłóczyć się od winnicy do winnicy, bez pośpiechu i tłumu turystów, tylko we własnym towarzystwie - wystarczy, że zajrzy w miasteczku Margaret River do informacji turystycznej, weźmie mapę i poprosi obsługę, by wskazała mu ciekawe miejsca. Uczyni to na pewno z radością.

Smakoszy australijskiej kuchni i win z pewnością zaciekawi też najlepszy na kontynencie festiwal kulinarny Tasting Australia , który odbywa się co roku w majowy weekend w Adelaide i jest najlepszą okazją by, nie ruszając się z miejsca, poznać specjały kuchni całej Australii.

Więcej o: