Od dziesiątek tysięcy lat do Petry można się dostać tylko w jeden sposób: głębokim i wąskim skalnym wąwozem długim na ponad kilometr. Jest lepszy niż fosy i armaty na murach i dzięki tej naturalnej zaporze nie niepokojeni przez wroga ludzie na otoczonej górami równinie u jego wylotu zbudowali miasto-perełkę.
Wąwóz nazywa się Siq . Dziś nie podróżują nim kupcy z workami wypełnionymi kadzidłem i pieprzem oraz antyczni arystokraci marzący o zobaczeniu bajkowego miasta, tylko turyści. Chociaż już dawno wstało słońce, tutaj ciągle jest cień, bo wysokie nawet na 200 metrów różowo-czerwone ściany nie dopuszczają promieni. Pomiędzy pieszymi niesie się tętent bryczek i śpiew Beduinów prowadzących wielbłądy i osły. Trzeba uważać, bo jest bardzo wąsko, w niektórych miejscach zaledwie 2 metry. Przyglądając się uważanie można zobaczyć, że ściany po obu stronach dałoby się złożyć jak klocki - w czasach prehistorycznych litą skałę rozsunęło trzęsienie ziemi.
Ta przedziwna przeprawa wyprowadza wprost na Skarbiec , czyli jedno z najbardziej fotogenicznych i rozpoznawalnych budowli Petry z ponad 40-metrową fasadą wyrzeźbioną w kamiennym bloku. Tak naprawdę nie jest żadnym skarbcem tylko grobowcem jednego z nabatejskich władców, choć dawne opowieści i legendy o ukrytych tu cennych kosztownościach rozbudzają wyobraźnię nie tylko miejscowych i turystów. To właśnie w nim toczyła się jedna z części przygód Indiany Jonesa, który w tym tajemniczym miejscu miał odnaleźć św. Graala.
Skarbiec stoi przy niewielkim placyku zamkniętym wysokimi ścianami pomiędzy którymi odbija tylko jedna droga. Dalej jest tylko lepiej, bo Nabatejczycy wykuli swoje miasto w różowo-czerwono-pomarańczowo-rdzawo-białym piaskowcu o przedziwnie poskręcanej strukturze. Nazwali je Rakmu , czyli "wielobarwne", choć antyczny świat znał je jako Petrę (po grecku - skała). Kilka lat temu Petra dołączyła do siedmiu nowych cudów świata. 90 mln głosujących ludzi uznało, że jest równie niezwykła co Machu Picchu , Koloseum czy Wielki Mur Chiński .
Tereny wokół Petry były zamieszkałe już 9 tys. lat temu; na okalających ją wzgórzach i w dolinach archeolodzy odkryli osady z czasów neolitu. Gdy zaczęły kwitnąć cywilizacje z racji strategicznego położenia na skrzyżowaniu szlaków karawan zmierzających między Mezopotamią i Egiptem oraz Arabią i Fenicją zaczęli o nie bić się kolejni władcy.
Prawdziwa zmiana przyszła jednak w VI wieku wraz z Nabatejczykami, czyli ludem przybyłym z głębi półwyspu arabskiego. Przejmując kontrolę nad handlem i starając się nie angażować w konflikty stworzyli prawdziwą potęgę. W I w.p.n.e., w czasach największego rozkwitu ich królestwo oprócz północy dzisiejszej Jordanii zajmowało również część Syrii i Arabii Saudyjskiej . Z dalekich Indii i Chin szerokim strumieniem płynęły wonności, przyprawy, kość słoniowa i jedwab. Nabatejczycy wysyłali je dalej - do bogatych Rzymian. Zarabiali dość, by inwestować w rozbudowę i upiększanie swojego miasta.
Na przełomie wieków Petrę zamieszkiwało 30 tys. ludzi, w tym skrybowie (Nabatejczycy mieli własny alfabet), majstrzy (pustynne otoczenie wymagało konstrukcji dostarczających wodę) i lekarze. W 106 r. Nabatea została prowincją Imperium Rzymskiego. Z czasem Petra zaczęła się wyludniać: handel lądowy zaczął tracić znaczenie na rzecz morskiego, a całości dopełniły kolejne trzęsienia ziemi. Przez wieki wiedzieli o niej jedynie beduińscy pasterze, którzy urządzili sobie schronienie w jej ruinach.
Wąwóz Siq, Petra/ Fot. Shutterstock
Petrę na nowo odkrył na początku XIX w. szwajcarski podróżnik Johann Burchardt , a na zachodzie - na fali zainteresowania orientem - na jej punkcie zaczęła się prawdziwa histeria. Kiedy w latach 80. ubiegłego wieku Petra została wpisana na listę UNESCO władze zdecydowały, by zamieszkujących wciąż antyczne domy-jaskinie Beduinów przesiedlić do wioski na jej obrzeżach. Wielu nie wyprowadziło się jednak z nich do dziś: żyją głównie z obsługi turystów oferując im przejażdżki na ośle, pamiątki i coś do przekąszenia.
Główny turystyczny szlak prowadzi wąwozem okolonym kolejnymi wykutymi w skale fasadami. W czasach antycznych w Petrze była tylko jedna główna ulica, od której odbijały podrzędne. Dziś można stąd odbić ścieżką prowadzącą wykutymi w skale stopniami na wzgórze ofiarne, gdzie Nabatejczycy dokonywali uboju rytualnego. Z ołtarza niewiele zostało i wśród skał trudno się dopatrzeć nawet jego kształtu, ale to najłatwiej dostępny punkt widokowy, z którego rozciąga się rozległy widok na pozostałości starożytnej potęgi.
Na głównej drodze w dole najpierw jest miasto fasad, z wykutymi domami i grobowcami, dalej - dobrze zachowany amfiteatr. Nabatejczycy zbudowali go dla 3 tys. widzów usadzonych w 45 rzędach, a Rzymianie - rozbudowali do 10 tys. A to oznacza, że mogła się w nim zmieścić jedna trzecia populacji! Po przeciwnej stronie wąwóz otwiera się na rozległą dolinę: w otaczającej ją ścianie zostały wykute grobowce królewskie. W rzeczywistości wyglądają jak pałace z kolumnami i ozdobnymi schodami wtopione w rdzawą skałę (samych zmarłych grzebano w kolejnej komorze wykutej w ich wnętrzu).
Przy dawnej reprezentacyjnej ulicy kolumnowej otoczonej niegdyś marmurowymi kolumnami i prowadzącej przez serce miasta, po trzęsieniach przetrwały jedynie ruiny królewskiego pałacu i wielkiej świątyni. Jeśli tam, gdzie się kończy, pójdzie się prosto wspinając ścieżką w górę, trafi się w miejsce, gdzie stała jedna z dwóch cytadel krzyżowców. Inna, dłuższa wspinaczka wiedzie do Klasztoru (Al-Deir) . Jego fasada przypomina znaną już ze Skarbca, ale jest zdecydowanie większa, a z otaczającego ją płaskowyżu - lepiej widoczna. W rzeczywistości budowla nie była żadnym klasztorem, tylko jednym z kolejnych królewskich grobowców, który jednak być może w czasach bizantyjskich użytkowano jako kościół. Są tu też dwa punkty widokowe, z których rozciąga się panorama pustyni aż po Izrael .