Kiedy w 2004 roku Łucja i Ernest Mikołajczukowie otwierali pierwszy w Warszawie hostel, mało kto wiedział, na czym hostel w ogóle polega. Był to termin znany jedynie społeczności backpackerów, podróżników przemierzających świat z plecakiem. W tym czasie w stolicy można było zatrzymać się jedynie w dużych, nieprzyjaznych i drogich miejscach jak Marriott czy Holiday Inn albo w przestarzałych i brudnych hotelach pracowniczych oraz schroniskach młodzieżowych zamykanych po godzinie 22.
Ernest i Łucja przekonali się o tym, kiedy odezwał się do nich przyjaciel z podróży, pilot Jacques'a Cousteau. Przyjeżdżał właśnie do Warszawy i chciał się u nich zatrzymać wraz ze swoją dużą rodziną. Dotychczas Łucja i Ernest gościli podróżników u siebie, problem pojawił się, kiedy na świat przyszła ich córeczka. Wtedy przyjmowanie całej gromadki zagranicznych gości stało się mało komfortowe. Ernest i Łucja zaczęli więc szukać jakiegoś przyjaznego hostelu dla swojego gościa i kiedy zorientowali się, że w Warszawie takiego miejsca nie ma, postanowili sami je otworzyć.
W tym czasie Warszawa była pustynią turystyczną, na portalach podróżniczych sami Warszawiacy radzili do stolicy nie przyjeżdżać. Panowała opinia, że jeżeli ktoś w ogóle przez przypadek w Polsce się znalazł, to lepiej, żeby udał się do Krakowa czy Wrocławia.
Na samym początku działalności Oki Doki Ernest i Łucja starali się wyłapać potencjalnych gości, którzy przejeżdżali przez Warszawę. Od bladego świtu stali na dworcach autobusowych i kolejowych, zaczepiając turystów z plecakami. W pierwszym okresie hostel przyniósł straty. Powoli jednak sytuacja zaczęła się zmieniać. Okazało się, że tym, którzy do Warszawy dotarli, miasto bardzo się podobało. Docenili parki, czyste ulice i perełki architektury ukryte za żelbetowymi konstrukcjami. Podobało im się także Oki Doki. Ci, którzy przyjechali raz, później wracali i zabierali ze sobą następnych.
Tutaj warto na chwilę się zatrzymać i wyjaśnić, czym właściwie jest hostel. Historia hosteli sięga początków XX wieku. W 1912 roku Richard Schirrmann otworzył w Niemczech w Zamku Altena pierwszy hostel, który w tym czasie przypominał bardziej schronisko młodzieżowe. Chciał w ten sposób zapewnić możliwość odpoczynku na świeżym powietrzu biedniejszej młodzieży z miast. Goście hostelu mieli być całkowicie samowystarczalni, mieli sami sprzątać i gotować oraz jak najwięcej czasu spędzać poza przybytkiem. Stąd wzięło się zamykanie schronisk w ciągu dnia i w godzinach ciszy nocnej.
Z czasem jednak hostele zmieniły profil. Dzisiaj hostel, choć z założenia oferuje po prostu tanie miejsce do spania, to tak naprawdę dużo więcej. Niemal w każdym do dyspozycji gości jest kuchnia, pralnia i wspólna przestrzeń, gdzie podróżnicy mogą wyjrzeć na chwilę zza przewodnika, poznać podobnych sobie i spędzić razem czas. "Bo "s" w słowie hostel", jak mówi Łucja, "nie tylko sugeruje słowo "save" czyli oszczędzać, ale także, "social", czyli towarzyskość, przebywanie w gronie innych osób oraz "share" czyli dzielenie się: historiami, radami, a czasem nawet śniadaniem". Hostel jest mniej formalny, brakuje w nim hotelowego zadęcia, przez co gość może czuć się swobodniej.
Rozkwit branży hostelarskiej przypada na ostatnie 20-30 lat. W tym okresie rozwinęły się także różne formy podróżowania, w tym turystyka samodzielna, bez korzystania z biur podróży. Hostele to idealne miejsce do przenocowania dla tego typu podróżników - o wąskim budżecie i szerokiej trasie przed sobą. Dlatego też obecnie hostele można znaleźć praktycznie w każdym większym mieście świata i co chwila otwierają się nowe. Ze względu na popularność tej formy noclegu i jej przystępność cenową, hostel to w tej chwili po prostu dobry interes.
Ernest, Łucja i ich córeczka Nina Fot. Archiwum prywatne Ernest i Łucja Mikołajczukowie Ernest i Łucja i ich córeczka Nina
Ernest i Łucja chcieli, żeby ich hostel był wyjątkowy. Po rozpatrzeniu kilku lokalizacji wybrali budynek byłego Ministerstwa Przemysłu Spożywczego odbudowany w latach 50-tych. Budynek zlokalizowany w samym centrum Warszawy, na placu Dąbrowskiego 3, oddaje klimat miasta po przejściach. Już na wejściu, na szerokiej klatce schodowej z lastryko gości Oki Doki wita zalotna i korpulentna syrenka warszawska. Sam hostel mieści się nadwóch ostatnich piętrach potężnej socrealistycznej kamienicy. Do wykończenia pokoi Ernest i Łucja zatrudnili znajomych artystów, którzy mogli zrealizować w nich swoje własne projekty. Efekt jest taki- że każdy z pokoi w Oki Doki jest inny, co podkreślają jeszcze tajemnicze nazwy zamiast numerów: Dom Narnii, Słodziak, Dom Dziewicy, Siódme Niebo czy Malinowy Chruśniak. Oprócz niesamowitego wnętrza, Oki Doki posiada jeszcze jeden atrybut zapewniający mu wyjątkową popularność - bar. Bar, gdzie można się poznać, przysiąść do kogoś do stolika i pogadać z recepcjonistą po godzinach przy niezobowiązującym piwku. Popularność Oki Doki umożliwiła Łucji i Ernestowi otwarcie Castle Inn na warszawskiej starówce, hotelu dla bardziej wymagających turystów. Idea jednak była podobna - Łucja i Ernest wykorzystali swój autorski pomysł i stworzyli hotel, gdzie każdy pokój jest wykonany przez innego artystę.
Mimo, iż początki były trudne, przyjeżdżający do Warszawy turyści docenili starania założycieli. W sezonie często nie ma wolnych miejsc, choć jest ich razem 140. Przez 10 lat z rzędu Oki Doki utrzymało niezmiennie wysoką pozycję w rankingach najważniejszych hostelowych portali jak hostelworld.com czy booking.com. W 2006 zdobyło Hoscara, nagrodę przyznawaną 10 najlepszym hostelom na świecie dzięki głosom oddanym przez gości. Oki Doki posiada rekomendację przewodników Lonely Planet, a od niedawna jest także członkiem elitarnego grona Europe Famous Hostels, do którego może należeć tylko jeden hostel w danym mieście.
Pokój tysiąca i jednej ręki, Oki Doki Fot. Archiwum prywatne Ernest i Łucja Mikołajczukowie Pokój tysiąca i jednej ręki
Sukces Oki Doki pociągnął za sobą rozwój infrastruktury turystycznej i dzięki temu teraz w Warszawie można wybierać spośród ponad dwudziestu hosteli. W międzyczasie otworzyły się nowe muzea, jak Centrum Nauki Kopernik, Muzeum Chopina czy Muzeum Historii Żydów Polskich. Obok sztandarowych miejsc jak Łazienki czy Stare Miasto zaczęto promować nieznane atrakcje Warszawy. Dużą popularnością cieszy się przejażdżka po Warszawie socjalistycznej starą Nyską, zakończona obiadem w barze mlecznym i kieliszkiem wódki. A i tą ostatnią jest gdzie pić, powiem ostatnie 10 lat to rozkwit życia nocnego stolicy: otworzyły się bary, gdzie można wychylić setkę i zagryźć ją śledzikiem, pojawiło się także zjawisko pub crawlingu (podczas jednego wieczoru "zwiedza się" najlepsze bary i kluby, z nadzieją, że trafi się później do hostelu). Krótko mówiąc, okazało się nagle, że w Warszawie jest co zobaczyć i jest co robić. Bez względu na kontrowersje wokół Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej w 2012 roku, te również ściągnęły do Warszawy zagranicznych turystów. Ich liczba wzrasta z roku na rok. Oki Doki zaczęło w Warszawie małą rewolucję, którą mieszkańcy miasta mogli przeoczyć, ale przyjeżdżający do stolicy turyści na pewno ją zauważyli .
Łucja Mikołajczuk (ur.1971), etnolog, antropolog kultury i Ernest Mikołajczuk (ur. 1965), ekonomista; podróżnicy, właściciele hostelu Oki Doki i hotelu Castle Inn w Warszawie. Odkąd na świecie pojawiła się ich córka, Nina, przemierzają świat razem, a wrażenia spisują na swoim blogu: http://fromwarsawto.eu