Wyspa Skye. Sprawdź, co Cię czeka na szkockiej Wyspie Mgieł

Czy można zakochać się w krowie? Jak dzielna Flora uratowała Ślicznego Karolka? Ile wzrostu ma Starzec ze Storr? Jak zbierać munrosy? Jeżeli jesteście ciekawi, odwiedźcie szkocką wyspę Skye i pozwólcie, by ten odludny zakątek was zauroczył.

Zmienna wyspa Skye

Zdaję sobie sprawę, że określenie "zmieniające się jak w kalejdoskopie widoki" kojarzy się ze sztampowym folderem turystycznym, jednak na wyspie Skye naprawdę tak jest. Oczywiście wpływa na to nie tylko rzeźba terenu, lecz także pogoda - to samo miejsce wygląda inaczej w promieniach słońca, a inaczej spowite mgłą. Jednocześnie każda część wyspy ma inny charakter: południe jest bardziej zielone (mówi się nawet, że to ogród Skye), północ górzysta, a obszary centralne i wschodnie - w dużej mierze bezludne. Nie ma tu wielkich fabryk ani dużych miast - największa metropolia to Portree, w którym mieszka 2,5 tys. osób. "Młodzież ucieka z wyspy do dużych miast, bo tam życie jest łatwiejsze" - skarżą się ci, którzy żyją tu od pokoleń. No cóż, w I połowie XIX w. wyspę Skye zamieszkiwało 23 tys. osób ponad dwa razy więcej niż teraz.

Tekst pochodzi z najnowszego numeru magazynu

Skye - Wyspa Mgieł

Na dzień dobry zaskakuje nas dwujęzyczność wyspy. Wszystkie drogowskazy są po angielsku i gaelicku. "Wracamy do korzeni. W szkołach młodzież znowu uczy się gaelickiego, mamy gazety w tym języku" - cieszą się starsi mieszkańcy, którzy na poważnie zaczęli obawiać się zaniku odwiecznych tradycji. Jeśli o mnie chodzi, to chociaż zwykle staram się uczyć przynajmniej kilku słów w lokalnym języku, przy gaelickim się poddaję. Na szczęście nikt z miejscowych nie wymaga, abym wymawiając nazwę ich wyspy, dukała: An t-Eilean Sgitheanach, wystarcza Isle of Skye lub po prostu Skye. Dla tych, którzy lubią poetyckie określenia, może być także Wyspa Mgieł (w gaelickim: Eilean a' Cheo).

Co do mgieł, to nie ma się co dziwić - skoro jesteśmy w Szkocji, to pogoda może być... w kratkę. Na zapas jednak się nie martwcie. My też wcześniej słyszeliśmy, że na Skye ciągle pada, tymczasem w ciągu kilku dni, jakie tam spędziliśmy, padało tylko raz i to w miarę krótko. Prognozy jednak warto znać, dlatego w barze, do którego wpadamy, aby zaspokoić pragnienie typowo szkockim napojem Irn-Bru, pytamy właściciela o pogodę. Ten pokazuje lokalny "barometr". Tak naprawdę to niewielki kamień wiszący na sznurku. Chwilę potem dostajemy "instrukcję obsługi": kamień mokry - pada, kamień suchy - nie pada, kamień rzuca cień - świeci słońce, kamień jest biały - spadł śnieg, nie widzimy kamienia - naszła mgła, kamień fruwa - silny wiatr, kamień zniknął - tornado! Prawda, że proste?

Skye odludne

Zamieszkujemy w Sligachan, co oznacza "bród rzeki". Rzeczywiście, zanim postawiono tu kamienny most (jego zabytkowe pozostałości to teraz romantyczny motyw fotograficzny), handlarze pędzący bydło na targ przekraczali tędy rzekę. Hotelik, który staje się naszą bazą na najbliższe dni, rezerwowaliśmy przez internet. Zależało nam na miejscu, z którego wszędzie będzie względnie blisko. Szczerze mówiąc, myśleliśmy, że to jakaś miejscowość, tymczasem jest tu tylko nasz hotel i dobudówka mieszcząca restaurację. Wokoło pustka - z jednej strony widok na zatokę, z drugiej na góry. Pewnie dlatego tak bardzo nam się podoba.

Restauracja z kolei przypomina górskie schronisko - goście spacerują w trekkingowych butach, a kreacje ubraniowe to głównie polary i windstoppery. Trochę zastanawia nas zróżnicowanie strojów: od krótkich spodenek po kurtki puchowe (już następnego dnia przekonujemy się, że najlepsza jest opcja środka). Co ciekawe, przychodzi się tutaj nie tylko po to, żeby zjeść. Jakaś para gra w karty, grupka wspinaczy ślęczy nad mapą, sporym zainteresowaniem cieszy się też tutejszy Seumas' Bar. W sumie trudno się dziwić - sami jesteśmy pod wrażeniem liczby butelek (z których każda jest inna) oraz zapewnień, że można tu spróbować 370 najbardziej klasycznych rodzajów szkockiej whisky, których prawdziwy koneser z niczym nie miesza (a już na pewno nie z coca-colą).

embed

Wyspa Skye, skaliste krajobrazy/ Fot. Shutterstock

Skye - u źródeł whisky

My degustację złotawych procentów zostawiamy sobie na wizytę u źródła, czyli w jedynej na wyspie destylarni znajdującej się w wiosce Talisker. Zakład chlubi się tym, że ich produkt jest mocniejszy od tych z konkurencji, bo moc alkoholu wynosi 45,8 proc., a proces destylowania pozostał niezmieniony od ponad 175 lat, co ma wpływ na jego jakość. Ponoć Taliskera bardzo sobie cenił Robert Louis Stevenson, słynny szkocki pisarz, znany m.in. z takich powieści jak "Wyspa skarbów" czy "Porwany za młodu" (ciekawe, czy wena Stevensona to właśnie efekt procentów). Warto też wiedzieć, że whisky Talisker wykorzystywana jest jako jeden ze składników słynnego szkockiego alkoholu eksportowego, czyli będącego mieszanką różnych trunków (blended whisky) Johnnie Walkera. Przy okazji pracownicy zakładu Taliskera podkreślają, że jest to jedna z najbardziej na północ wysuniętych destylarni świata. Jakby nie było, to już 57 równoleżnik, czyli szerokość geograficzna odpowiadająca południowej Alasce.

Skye górzyste, Skye skaliste

Wyspa Skye to oaza spokoju. Idealne miejsce, żeby - jak to się mówi - naładować akumulatory. Dla mnie i kolegi, z którym podróżuję po Szkocji, najlepszym na to sposobem są górskie trekkingi, tym bardziej że miejscowe góry są naprawdę wyjątkowe.

Na początek wybieramy leżące w południowo-zachodnim zakątku wyspy pasmo Cuillin. Dzieli się ono na dwie części: niższe mające charakterystycznie stożkowaty kształt góry Czerwone (Red Cuillin), które o zachodzie słońca rzeczywiście stają się czerwono-pomarańczowe, oraz przyciągające miłośników bardziej ambitnych wycieczek góry Czarne (Black Cuillin) przypominające nasze Tatry. Część tych, którzy przyjeżdżają zdobywać miejscowe szczyty, to popularni wśród Brytyjczyków tak zwani zbieracze munrosów. Munrosy to szkockie góry przekraczające wysokość 3000 stóp (914,4 m n.p.m.). Jest ich w sumie 282, z czego na wyspie Skye - 12, w tym jeden z najtrudniejszych, bo wymagający asekuracji z użyciem liny, czyli Inaccessible Pinnacle (dosłownie: Niedostępny Pinakiel). Czymś, co nas urzeka w tutejszych górach - poza widokami - jest ich dzikość, na co pewnie ma wpływ brak oznakowanych szlaków i schronisk powyżej dolin.

W kolejne dni przenosimy się w okolice skały zwanej Starcem ze Storr. Wysoka, prawie 50-metrowa kamienna maczuga według jednej z legend jest wystającym kciukiem pochowanego w ziemi Giganta. Inna wersja mówi o Gigancie, który został zamieniony w kamień, gdy obejrzał się za siebie podczas ucieczki przed napastnikami. Góry w tej części wyspy mają odmienny charakter niż te, które widzieliśmy wcześniej - są niższe (najwyższy szczyt osiąga 719 m, co znaczy, że munrosów tu nie ma), za to cała okolica najeżona jest przeróżnymi skalnymi słupami i niezwykłymi kamiennymi formami. Ten trącący tajemniczością, wręcz kosmiczny krajobraz, już od lat doceniają producenci filmów, zwłaszcza tych z gatunku fantasy. Kręcono tutaj m.in. "Gwiezdny pył" (z Robertem de Niro), horrory "Kult" i "Prometeusz" czy "Przełamując fale". Zresztą góry Cuillin też można dostrzec w filmach, choćby w słynnym "Nieśmiertelnym", "Pogromcy smoków" czy wspomnianym już "Gwiezdnym pyle".

Bohaterka Skye - Flora

Wprawdzie wyspa Skye z zabytków za bardzo nie słynie, ale nie oznacza to, że nie ma ich tu wcale. Są to głównie lepiej lub gorzej zachowane zamki, które przez wieki znajdowały się w rękach miejscowych klanów. Najbardziej okazały z nich to wzniesiony na północy wyspy zamek Dunvegan, od 800 lat będący siedzibą przywódców MacLeodów. Najcenniejszą rodową "relikwią", którą mogą zobaczyć zwiedzający, jest Czarodziejska Chorągiew, niegdyś zielona, teraz już mocno wyblakła i zbutwiała płachta, według legendy przekazana przez elfy. MacLeodowie korzystali z jej niezwykłej mocy kilkakrotnie - to dzięki niej mieli zwyciężyć jedną z bitew, ona też pomogła im pokonać zarazę bydła, co z kolei groziło głodem. Niestety, w pewnym momencie chorągiew wpadła w niepowołane ręce i w wyniku nieodpowiedzialnego użycia straciła swoje magiczne właściwości.

Konkurencją MacLeodów byli "od zawsze" MacDonaldowie, drugi najważniejszy na wyspie Skye klan. Do nich należy posiadłość na południu wyspy w miejscowości Armadale. Dziś w zrujnowanym zamku nikt nie mieszka, za to w muzeum powstałym na terenie ogrodów można podziwiać pierścień z włosem Flory MacDonald.

Wyspa Skye, Zamek klanu MacDonaldówWyspa Skye, Zamek klanu MacDonaldów Fot. Shutterstock Zamek klanu MacDonaldów/ Fot.Shutterstock

Ta dzielna kobieta była bohaterką obu klanów. MacDonaldowie są z niej dumni, bo była jedną z nich, to zatem oczywiste. Jeśli jednak chodzi o poglądy polityczne, Florze bliżej było do MacLeodów. Jednym z jej najbardziej chwalebnych czynów była pomoc w ucieczce ściganemu przez wojska królewskie Karolowi Edwardowi Stuartowi, ze względu na delikatną urodę zwanemu Ślicznym Księciem Karolkiem, którego szkoccy jakobici (czyli zwolennicy jego ojca Jakuba Stuarta) próbowali osadzić na brytyjskim tronie. Flora wykazała się w tym celu nie lada sprytem - aby przedostać się przez posterunki kontrolne, przebrała księcia za służącą, a potem przez jakiś czas ukrywała zbiega. Swoją drogą ciekawe, czy pomagała przystojnemu Karolkowi wyłącznie z pobudek politycznych? Bądź co bądź w czasie, kiedy się to działo, miała 24 lata, on 25, a że coś pewnie było na rzeczy, sugeruje choćby obcięty przez nią na pamiątkę lok włosów księcia (teraz jeden z eksponatów zamku Dunvegan). Poza tym kiedy w 1790 r. zmarła, pochowano ją owiniętą w prześcieradło z łoża Ślicznego Karolka.

Dziś wyróżniający się dużym krzyżem grób Flory MacDonald można zobaczyć na skromnym cmentarzu w Kilmuir na północy wyspy, a pamięć o niej wciąż jest żywa, m.in. w nazwie tańca "Flora MacDonald's Fancy" (wieść gminna niesie, że tańczyła go dla przystojnego Karolka), a także w treści popularnej szkockiej pieśni ludowej "Skye Boat Song".

Grzywiaste krowy Skye

Mimo że wyspa Skye ma raptem 80 km długości, dojazd w niektóre miejsca może okazać się dość czasochłonny lub wręcz niemożliwy. Szybko jeździć nie można, bo zwłaszcza boczne drogi są kręte i wąskie, często zaledwie na szerokość samochodu (na szczęście co rusz są mijanki). Na dodatek trzeba uważać na chodzące samopas owce, tym bardziej że wiele z nich uwielbia wylegiwać się tuż przy krawędzi jezdni. W każdym razie nie bez powodu ustawiono tu liczne znaki: "Uwaga, owce".

Są też inne ostrzeżenia: "Uwaga, krowy". Te najsłynniejsze, ze szkockich wyżyn, wyróżniające się potężnymi rogami i uroczą, zasłaniającą oczy grzywką, niełatwo jednak znaleźć. W pewnym momencie jestem nawet rozczarowana: owszem, widnieją na plakatach i pocztówkach, ale na przydrożnych pastwiskach nie ma żadnej! Od miejscowych dowiaduję się, że dawniej były wszechobecne, ale teraz farmerom nie opłaca się ich hodować. W końcu udaje nam się je zobaczyć i okazuje się, że nie tylko my na nie czatowaliśmy, bo na łące stoi także grupa turystów z Azji. Krowy chyba są przyzwyczajone do roli modelek, bo pozują z gracją, równocześnie nonszalancko przeżuwając trawę. "Chyba się zakochałam" - oświadczam mojemu kumplowi, oczywiście mając na myśli szkockie krowy, którym w ciągu kilku minut robię chyba ze sto zdjęć.

Ale nie tylko na czworonożne istoty warto zwracać uwagę po drodze. Tu i ówdzie czają się pełne fantazji kukły. Tak naprawdę to strachy na wróble wykonywane specjalnie na doroczny konkurs, jaki w końcu lata urządzają lokalne władze. Czy strachy rzeczywiście odstraszają ptaki, trudno powiedzieć, ale na pewno sprawiają, że wyspa Skye robi się bardziej kolorowa i wesoła.

Niestety, w końcu nadchodzi moment, kiedy musimy ją opuścić. Z żalem i niedosytem. Przypomina mi się, jak planując naszą szkocką podróż, zastanawiałam się, ile czasu powinniśmy poświęcić na Skye. Stanęło na prawie czterech dniach. Teraz wiem, że to zdecydowanie za mało.

Więcej o: