"Własny pokój, żadnych mężów". Trzy miejsca na świecie, gdzie kobiety są najważniejsze

Są na świecie miejsca, gdzie rządzą kobiety, a mężczyźni czasem nawet nie mają do nich wstępu

Mosuo nad Lugo: święto spódnicy, wielu partnerów, żadnych mężów i ojców

Na styku dwóch chińskich prowincji - Syczuanu i Junnanu, w otoczeniu Himalajów, leży piękne górskie jezioro Lugu . We wsiach na jego brzegach mieszkają Mosuo . Na pierwszy rzut oka wsie jak wsie: drewniane, zwykle piętrowe domy tętnią gwarem wielopokoleniowych rodzin, w podwórkach biegają gromady dzieci, a na łąkach pasą się kozy i bawoły. Po śniadaniu mężczyźni idą do pracy, kobiety - zajmują się domem i dziećmi. Czyli zachowują się mniej więcej tak samo, jak większość mieszkańców świata w jego tradycyjnym wydaniu.

A jednak: w 40-tysięcznej populacji Mosuo, w dodatku zamieszkującej kraj, w którym narodziny dziewczynki raczej nie są powodem do dumy, wszystko stoi na głowie. Tutaj rządzą kobiety. Nigdy nie wychodzą za mąż, same wybierają sobie "przychodzącego" partnera i wychowują dzieci w swojej rodzinie.

Wielki dom Mosuo zamieszkuje kilkupokoleniowy klan skupiony wokół seniorki rodu. Oprócz niej są tu jej siostry, bracia, ich córki, synowie i wnuczęta. Dzieci ubierają się tak samo, niezależnie od płci, póki nie osiągną 12-14 lat. Wtedy odbywa się ceremonia przejścia w dorosłość, czyli "święto spódnicy" dla dziewcząt i "święto spodni" dla chłopców. Jednak dziewczynki oprócz spódnicy w tym dniu dostają coś jeszcze - własny pokój w domu, w którym reszta rodziny żyje i sypia wspólnie.

Kiedy dziewczyna znajdzie sobie chłopca, zaprasza go właśnie do niego: on przychodzi wieczorem i znika o świcie najlepiej tak, żeby go nikt nie zauważył. U Mosuo zamiast pojęcia "mąż" jest chińskie "zou hun", czyli "chodzone/przechodnie małżeństwo". Chociaż zgodnie z tradycją obie strony mogą mieć kilku partnerów równocześnie i zakończyć związek, kiedy chcą, większość "chodzonych małżeństw" faktycznie jest długoletnimi, monogamicznymi związkami i pan "chodzi" do pani

Kiedy na świecie pojawia się dziecko, zostaje członkiem klanu matki, a jego męskimi opiekunami stają się jej bracia - czyli "wujkowie". Pojęcie "ojciec" - który w tym czasie zajmuje się dziećmi w swoim klanie - nie istnieje. Podobnie jak pojęcia: "rozwód", "zdrada", "alimenty" czy "sierota", bo nawet jeśli matka umrze, w domu jest dość cioć i wujów, by zająć się maluchem. Nie ma też kłótni o podział spadku, ponieważ majątek w całości należy do klanu matki i zarządza nim seniorka rodu.

Dawniej Mosuo żyli bez prądu i bieżącej wody i byli samowystarczalni, a mężczyźni tylko od czasu do czasu wyprawiali się z karawanami w dalsze zakątki Chin wymienić towary. Dzisiaj nad domami pojawiają się anteny, a młodzi coraz częściej wyjeżdżają do miast, w których - ku zgrozie starszych - zawierają normalne małżeństwa. Wsie wokół bajkowego Lugu, nazywanego przez Mosuo "Wielką Matką", stały się jedną z atrakcji turystycznych tej części Chin - ze szlabanami i kasami przed wejściem.

Alapine Village - amerykański raj feministek

W latach 70. ubiegłego wieku amerykańskie feministki zbudowały sobie raj, czyli kilkanaście szałasów na Florydzie. Mężczyznom zakazały do niego wstępu. Po 15 latach stało się jasne, że - z racji atrakcyjnego miejsca - komuna staje się zbyt widoczna dla ludzi z zewnątrz. Trzy z jej mieszkanek ruszyły więc w rajd po kraju poszukać nowej lokalizacji. Padło na sosnowe lasy w górach północno-wschodniej Alabamy. W 1997 r. do Alapine wprowadziły się pierwsze mieszkanki. Wkrótce społeczność liczyła sobie 20 pań. Na swojej stronie internetowej nawet o historii komuny zamiast "history" piszą "herstory" (her story - jej historia).

W Ameryce Północnej działa dzisiaj kilkadziesiąt podobnych wspólnot. Większość liczy sobie kilka mieszkanek i nie wiadomo o nich prawie nic, bo szukając świętego spokoju, raczej kryją się przed światem. Przez lata tak samo rzecz się miała z Alapine : dość skrajnej na tle innych wspólnot, bo dopuszczającej do swojego grona jedynie radykalne feministki i lesbijki. Po dekadzie okazało się jednak, że komuna najzwyczajniej w świecie się starzeje i jeśli nie przyciągnie młodych - zniknie. Radykalne kobiety zdecydowały się więc na radykalny krok i w 2009 r. zaprosiły do siebie reporterów New York Times. W ten sposób Alapine została najbardziej znanym amerykańskim "lądem kobiet".

Chroniona przez bramę z kodem posiadłość ma 300 hektarów, na których przy drogach nazwanych imionami bogiń stoją proste drewniane domy i przyczepy kempingowe. Jej mieszkanki żyją głównie z oszczędności, emerytur albo pracują zdalnie. Poza tym uprawiają warzywa i owoce, spacerują po lesie, wieczorami wspólnie jedzą, oglądają filmy i grają w gry towarzyskie, a przy pełni księżyca urządzają imprezę ze śpiewami i czytaniem poezji. Niektóre mieszkają tu na stałe, inne - czasowo, a gdy któraś zdecyduje się sprzedać dom, odkupuje go społeczność szukając nowej najemczyni pocztą pantoflową. - Za bramą wciąż jest świat mężczyzn. Kobiety nie są w nim w pełni bezpieczne - powiedziała reporterom jedna z mieszkanek. - A tu nie muszę się przejmować, czy ktoś mnie podgląda - ubraną czy rozebraną.

Po publikacji w komunie zamieszkało dziewięć nowych kobiet, pojawiło się wiele pytań o możliwość odwiedzin i najmu, a kobiety dostały granty na remonty, podłączenie gazu i elektryczności. Jednak mimo udogodnień wiele zdecydowało się nadal żyć w zgodzie z naturą - korzystając z energii słonecznej, drewna jako opału i deszczówki zamiast wodociągu.

Zaprzysiężone dziewice w Albanii

A w Europie? Najbardziej znane "rządzące kobiety" to "zaprzysiężone dziewice" . Czyli te, które zdecydowały się żyć jak mężczyźni, ale pozostając całe życie bez mężczyzny - w celibacie. Dawniej zwyczaj ten był praktykowany w kilku bałkańskich krajach, dziś ostał się - i to w bardzo niewielkim zakresie - jedynie w górach północnej Albanii. To najbardziej tradycyjne z tradycyjnych terenów, w których niemal wszystkie aspekty życia od średniowiecza regulował kodeks Kanun.

Zgodnie z nim głową rodziny mógł być i dziedziczyć jedynie mężczyzna, kiedy więc w rodzinie go zabrakło, dziewczyna przed obliczem 12 starszych przysięgała zostać "virgjineshe". Obcinała włosy i zmieniała ubranie w zamian dostając przywileje należne mężczyznom: mogła pić, palić, nosić broń, otoczyć opieką rodziców, siostry i osierocone dzieci oraz zemścić się na wrogach. Niektóre dziewczynki były szykowane do męskiej roli już od dzieciństwa ćwicząc tembr głosu i męskie gesty, inne zostawały nimi, gdy zemsta innego rodu (to jedno z praw Kanunu) dosięgła wszystkich męskich członków jej rodziny.

Dzisiaj w Albanii żyje już niewiele zaprzysiężonych dziewic, a na świecie głośnym echem odbił się projekt amerykańskiej fotografki Jill Peters, której udało się do nich dotrzeć. Z jej zdjęć spoglądają mężczyźni. Bo tak właśnie po latach wyglądają "virgjineshe". Większość ma 70-80 lat, a najstarsza 92-letnia Qamille - która zmarła wkrótce po sesji - z dumą prezentuje zegarek na łańcuszku: dawniej przywilej jego noszenia mieli jedynie mężczyźni. Zgodnym chórem mówią, że żadna z nich nigdy nie żałowała decyzji.

O feminizmie i kobietach, które przekraczały społeczno-kulturowe normy, przeczytaj w książkach >>