Bujda rządzi Chinami [MAGAZYN KONTYNENTY]

Pewien mężczyzna po fałszywym rozwodzie nie miał ochoty na ponowny ślub ze starą żoną. Najpierw się ociągał i szukał wymówek, ale gdy dawna żona nie rezygnowała, w końcu wydusił z siebie słowa prawdy: "Od dawna chciałem się rozwieść, w końcu trafiła się dobra okazja i bujda z rozwodem zadziałała".

W dzisiejszych Chinach "bujanie" stało się nową gwiazdą na firmamencie chińskiego słownictwa, zdobywając podobny oszukańczy status jak "podróbka". Oba wyrażenia to językowi nowobogaccy, ale o odmiennej ścieżce kariery. Podróbki pojawiły się jako zjawisko kolektywne, jak pędy bambusa wyrastające po wiosennym deszczu, podczas gdy bujanie wywodzi się z indywidualnego aktu bohaterstwa, a bohaterem tym jest Zhao Benshan, najsłynniejszy chiński komik pochodzący z północno-wschodnich Chin. W legendarnym skeczu sprzed kilku lat "Sprzedawanie kul" z impetem wprowadził bujanie do powszechnego użytku:

Bujaniem zmieniam proste w koślawe,

Bujaniem zmieniam nudne w ciekawe.

Umiem cwaniaka bujnąć w niezgułę,

Słodką parkę skłócić? Wyzwanie znikome!

Dziś sprzedaję kule, więc tak się przyłożę,

Aż zdrowego bujnę, że ma nogi chrome.

Historia w "Sprzedawaniu kul" to bujda na bujdzie, zastawianie jednej pułapki za drugą, to coraz wymyślniejsze oszukiwanie, podjudzanie, namawianie i okłamywanie, które doprowadza całkowicie zdrowego człowieka do przeświadczenia, że jest kulawy, i do zakupu pary tandetnych kul za wyśrubowaną kwotę. Po tym jak ten przezabawny skecz zaprezentowano podczas Gali Noworocznej - programie o najwyższej oglądalności w Chinach, słowo "bujanie" wzięło Chiny szturmem. Jak kamyk wrzucony w wodę przyczynia się do powstania tsunami, tak zjawiska obecne od dawna w chińskim społeczeństwie - przechwalanie się, szczucie, podpuszczanie, opowiadanie bzdur, plotkowanie, oszukiwanie, znęcanie się i dokuczanie, zyskały na sile i wzbiły się na wyżyny w oceanie bujania; równocześnie skłonność do szukania dróg na skróty, przekrętów i żartów była twórczo rozwijana. Oryginalnie nacechowane pejoratywnie słowa, schroniwszy się pod parasol bujania, jedno po drugim nabrały neutralnego znaczenia. [...]

Bujanie na Gatesa

W 2008 roku, zaledwie na kilkanaście dni przed igrzyskami, lokalna gazeta opublikowała sensacyjny materiał. Zaczynał się następująco: "W sierpniu Pekin będzie najbardziej ekscytującym miejscem na świecie, nie dość, że zgromadzą się w nim czołowi sportowcy świata, to bogacze z całego świata przekonani, że przyjazd do Pekinu i oglądanie olimpiady jest na czasie, już dawno temu zarezerwowali wejściówki, pośród nich znajduje się także Bill Gates, najbogatszy człowiek świata. Jednak ten gigant oprogramowania, który przekazał już miliardy dolarów na cele charytatywne, nie zamieszka w hotelu, ale zdecydował się zamieszkać w penthousie położonym w odległości 180 metrów od Wodnej Kostki. Gdy otworzy okno i wyjrzy na zewnątrz, będzie miał przed oczami wspaniały widok kryształowo niebieskiej Wodnej Kostki - Narodowego Centrum Pływackiego, i Ptasiego Gniazda - Stadionu Narodowego...".

embed

Fot. CC BY 2.0 DFiD/Flickr.com

Bill Gates, jak relacjonuje gazeta, miał wydać 100 mln juanów na wynajem penthouse'u. W raporcie czytamy: "Apartament składa się z dwóch poziomów, łączna powierzchnia wynosi ponad 700 m2. Nawet jeśli będziesz tak bogaty jak Bill Gates, nie uda ci się go kupić, bowiem w tym budynku mieszkania można jedynie wynająć. Bill Gates jedynie najął penthouse na rok, ale za ten okres zapłaci aż 100 mln juanów." Nie wynajmujemy krótkoterminowo "- wyjaśniła pani Yi z działu sprzedaży".

Artykuł miał formę wywiadu z tą panią, która po radosnym zdaniu relacji, jak rozrzutny jest Bill Gates, skupiła się na opisywaniu szyku i luksusu nowego kompleksu mieszkalnego. "Cały kompleks przypomina olbrzymiego białego smoka o podniesionej głowie i rozpostartych skrzydłach, majestatyczny w postawie, dziarski w duchu i w absolutnej zgodzie z zasadami feng shui". Tutaj artykuł przyprawiono szczyptą tajemnicy, donosząc, że podobno jedynie "dzięki poradom mistrza" udało się wznieść budynek o tak ekstremalnie wysokim poziomie symbolizmu.

Artykuł kontynuował bujdę: "Podobno niemało bogatych ludzi wpisało się na listę, Bill Gates już zapłacił za wynajem, inni, których nazwisk nie mogę wyjawić, już zamieszkali w budynku". Niezwykle dyskretna pani Yi niebacznie wyjawiła, że wciąż dysponuje wolnymi mieszkaniami w budynku i jeśli ktoś chciałby wynająć, wciąż jest taka szansa. Gdy reporter zapytał, czy można wynająć apartament sąsiadujący z apartamentem Billa Gatesa, pani Yi odrzekła: "Jest to możliwe. Najpierw jednak należy wysłać faks ze swoimi danymi do naszego biura i po weryfikacji można umówić się na obejrzenie mieszkania, a możliwość zamieszkania w sąsiedztwie pana Gatesa podlega dyskusji dopiero po przejściu pierwszego etapu".

Po publikacji niektóre mainstreamowe i te mniej mainstreamowe media zaczęły rozpowszechniać tę wiadomość i sądzę, że co najmniej 100 mln ludzi dowiedziało się o tym kompleksie mieszkalnym w Pekinie. Wkrótce wieści dotarły do Stanów Zjednoczonych i Fundacja Billa i Melindy Gatesów wysłała do chińskich mediów oficjalne oświadczenie, że ta informacja jest fałszywa. Kilka dni później Zheng Yaqin, dyrektor generalny Microsoft Chiny, na konferencji prasowej zasugerował, że była to akcja reklamowa dewelopera, który wykorzystał Billa Gatesa, żeby zwrócić na siebie uwagę.

embed

Fot. CC BY 2.0 Boris van Hoytema /Flickr.com

Pod naciskiem dziennikarzy deweloper zaprzeczył, że ma cokolwiek wspólnego z tą informacją, i stwierdził, że zmyśliły ją media; a gazeta, która pierwsza opublikowała wywiad, uparcie twierdziła, że informacje pochodziły bezpośrednio od pani Yi z działu sprzedaży. W czasie gdy strony nawzajem obarczały się winą, źródło informacji przestało kogokolwiek obchodzić. Chociaż media wciąż rozpowszechniały tę słynną na cały kraj bujdę na resorach, nie miała ona za grosz sensu: gdyby Bill Gates wynajął penthouse za 100 mln juanów, oznaczałoby to cenę 500 tys. juanów za metr kwadratowy, kwotę kompletnie absurdalną, bowiem nawet cena zakupu na poziomie 50 tys. za metr byłaby wystarczająca. Kiedy wyliczenia rozpowszechniły się, media szybko zmieniły front i nazwały całą historię "największą bujdą 2008 roku".

Obecnie chińskie media są pełne fałszywych informacji jak ta powyżej, ponieważ bardzo rzadko zdarzają się prawne reperkusje. Rozpowszechnianie tego typu informacji kwalifikuje się jako oszustwo, ale w Chinach ludzie uważają, że to tylko bujda i nic więcej. W tym konkretnym przypadku bujda zawierała oszustwo i przesadę, ale także element rozrywki, dlatego nikt nie potraktował jej poważnie.

W każdym razie ja z tej historii wyciągnąłem naukę o dźwigni bujdy - dzięki sięgnięciu po olimpiadę i Billa Gatesa w ciągu nocy nieznany nikomu kompleks mieszkalny stał się sławny w całych Chinach. W ekonomii dźwignia oznacza politykę monetarną, ograniczaną jedynie zarządzaniem ryzykiem rachunku zysków i strat, i na rynkach kapitałowych pozwala na olbrzymie transakcje przy relatywnie niewielkim kapitale początkowym, czyli - jak mówi chińskie powiedzenie - "podnieść tysiąc funtów czterema uncjami" czy Archimedesowskie "dajcie mi punkt podparcia, a ruszę Ziemię".

Sprytni Chińczycy przenieśli mechanizm dźwigni do bujd w codziennym życiu. W dzisiejszych Chinach nie uświadczysz miejsca wolnego od bujd, więc i dźwignia stała się powszechna. [...]

Bujanie na rozwody i śluby

Trzy czy cztery lata temu w pewnym mieście wydział do spraw edukacji ogłosił nową strategię mającą na celu podwyższenie poziomu wiedzy absolwentów liceów na krajowym egzaminie maturalnym. Wszyscy nauczyciele licealni w mieście mieli przystąpić do egzaminu sprawdzającego ich kwalifikacje. Pozytywny rezultat pozwalał na utrzymanie zatrudnienia, negatywny równał się zwolnieniu. Tymczasem wydział do spraw edukacji, powodowany względami humanitarnymi, doszedł do wniosku, że owdowiali bądź rozwiedzeni nauczyciele samotnie wychowujący dziecko są tak doświadczeni równoczesną pracą i wychowywaniem potomstwa, że nie muszą przystępować do egzaminu.

Dopiero gdy mój syn dostał się do gimnazjum, poznałem okrucieństwo egzaminów chińskiego systemu edukacyjnego. Praktycznie codziennie przygotowywał się do egzaminów, zaliczał ćwiczenia, powtórki, testy próbne, testy miesięczne, testy w środku semestru i semestralne testy końcowe. Istnieje całe mnóstwo rodzajów testów w chińskiej szkole średniej i dziecko po przestąpieniu jej progów zamienia się w maszynę do ich zdawania. Ale nauczyciele, którzy codziennie męczyli dzieci testami, postawieni przed egzaminem do zaliczenia, zaczęli drżeć ze strachu, zanim jeszcze weszli na salę egzaminacyjną.

Nauczyciele z tego niewielkiego miasta zaczęli wdrażać bujdę na wielką skalę. Aneks, który pozwalał osobom owdowiałym bądź rozwiedzionym i z dzieckiem pod opieką uniknąć egzaminu, umożliwił kadrze sięgnięcie po dźwignię małżeńską. Wszyscy pobiegli do urzędu stanu cywilnego i złożyli wnioski rozwodowe. Obserwując ten zalew rozwodów i następujących po nich ponownych ślubów, mieszkańcy miasta komentowali z uznaniem: "Oto mądrość ludu".

Nauczyciele, gdziekolwiek by się spotkali, na ulicy czy w szkole, najpierw pytali: "Już po rozwodzie?". Wkrótce stało się to powszechnym pozdrowieniem w całym mieście. Do egzaminu przystąpiło jedynie około 30% nauczycieli. Większość z nich to osoby stanu wolnego albo związane węzłem małżeńskim, ale bezdzietne. Oczywiście, było też trochę nauczycieli pewnych swych umiejętności. Po egzaminie rozpoczęła się fala ponownych małżeństw i rozpowszechniło się pozdrowienie dostosowane do nowej sytuacji: "Już po ślubie?".

embed

Fot. CC BY 2.0 J Aaron Farr /Flickr.com

Druga historia o tym, jak można bujać rząd za pomocą masowych rozwodów i ślubów, wydarzyła się na wsi, co jest zjawiskiem bardzo częstym, odkąd w Chinach przyśpieszyła urbanizacja. W Chinach od dawna istnieje restrykcyjny system meldunkowy różnicujący meldunek miejski i wiejski. Wraz z szybkim rozwojem miast od lat 80. ubiegłego wieku otaczające je tereny wiejskie zaczęły być masowo przejmowane przez władze miejskie, w rezultacie zamieszkujący je chłopi zmieniali swój status meldunkowy z "wiejskiego" na "miejski". Chłopi tracili swoją ziemię i domy zamieszkane od pokoleń, a w ramach rekompensaty władze przesiedlały ich do nowych bloków w miastach. Ilość otrzymanych w ramach rekompensaty metrów kwadratowych wyliczano na podstawie skomplikowanych wzorów, w których miały znaczenie powierzchnia utraconego domu oraz liczba członków rodziny, ale najważniejszy był status małżeński. Dlatego małżeństwa i rozwody, ponowne małżeństwa i kolejne rozwody stały się narzędziem do bujania rządu przez chłopów.

Kilka lat temu, kiedy w pewnym powiecie na południowym-zachodzie Chin włączano tereny wiejskie w granice miasta, 95% małżeństw się rozwiodło i zawarło nowy związek na papierze z kimś innym, żeby otrzymać jak najwyższe odszkodowanie i odnieść jak największe korzyści. Urząd stanu cywilnego został zasypany wnioskami i w ciągu paru miesięcy musiał się uporać z liczbą spraw większą od tej, jaką przerabiał normalnie w ciągu kilku lat.

Najdziwaczniejsze wydarzenia urozmaicały tę masową bujdę. Pewna leciwa dama, ze starości niemogąca ustać na nogach, nagle zaczęła mieć niezwykłe powodzenie i w ciągu kilku miesięcy trzech młodzieńców przyniosło ją na plecach do urzędu, aby ją poślubić. Staruszka nie za bardzo wiedziała, o co chodzi, czemu trzy razy wychodzi za mąż, co więcej każdy z młodych mężów prezentował się całkiem przyzwoicie.

Pewien mężczyzna po fałszywym rozwodzie nie miał ochoty na ponowny ślub ze starą żoną. Najpierw się ociągał i szukał wymówek, ale gdy dawna żona nie rezygnowała, w końcu wydusił z siebie słowa prawdy: "Od dawna chciałem się rozwieść, w końcu trafiła się dobra okazja i bujda z rozwodem zadziałała". Pewien dziadek zawarł papierowy ślub z młodą dziewczyną, a potem za nic nie chciał się rozwieść. Dziewczyna płakała i błagała, obiecywała mu nawet finansową rekompensatę, ale dziadek był nieugięty. Rodzina i znajomi próbowali go przekonać i mówili: "To było od początku na niby, czemu bierzesz to na serio?". Staruszek szczerze odpowiadał: "To miłość od pierwszego wejrzenia!". [...]

Licencja na zabujanie

Nie ma końca historiom o cyganieniu i kombinowaniu, bo bujanie stało się częścią każdego aspektu naszego życia. Kiedy zagraniczny przywódca odwiedza Chiny, ludzie komentują: "przyjechał bujać", kiedy chińscy wysocy urzędnicy wyruszają za granicę, ludzie mówią: "pojechał bujać cudzoziemców". Gdy biznesmen jedzie na ubicie interesu - "wyrusza na bujanie", to samo mówi profesor mający wygłosić wykład. Odnosi się to również do kontaktów społecznych: "został moim przyjacielem dzięki bujdzie", czy nawet do związków uczuciowych: "nabujałem i się zakochała". Nawet ojciec wyrażenia Zhao Benshan padł ofiarą bujdy. Parę lat temu na ekranach milionów chińskich komórek wyświetlił się SMS: "Jesteś przed telewizorem? Włącz jedynkę, Zhao Benshan zginął w zamachu bombowym, policja zablokowała północno-wschodnią część kraju, 19 osób nie żyje, 11 zaginęło, 1 padła ofiarą bujdy!". Ta jedna bujnięta to rzecz jasna czytający wiadomość.

Pewnego razu byłem w delegacji z przyjacielem. Wieczorem przed pójściem spać poprosił mnie o dwie tabletki na sen. Wcale nie miał zamiaru ich brać, chciał jedynie je położyć na szafce przy łóżku, żeby podświadomie go uspokoiły. Powiedział ze śmiechem: "Może bujną mnie w sen".

Bujanie nadaje także nowy sznyt dziełom literackim. Słynny wers poety z epoki Tang - Li Baia - opisujący wodospad: "Białe włosy na trzydzieści tysięcy stóp", dawniej był uważany za kwintesencję potęgi wyobraźni w historii chińskiej literatury, ale dziś ludzie oceniają go inaczej: "Li Bai, ten to potrafił bujać".

Bujanie stało się wręcz modne. W ostatnich kilku latach wśród dzieci w wieku szkolnym zapanowała moda na kupowanie "certyfikatów bujania", kart w rozmiarze prawa jazdy. Handlarze na ulicach i kładkach dla pieszych wołali na całe gardło: "Certyfikat bujania! Juan za sztukę! Z nim w ręce czy portfelu bujniesz cały świat!".

embed

Fot. CC BY 2.0 Kyle Taylor /Flickr.com

Na karcie widniało: "Niniejszym poświadcza się, że obywatel taki a taki posiada wyjątkowe umiejętności w bujaniu i dysponuje bogatym doświadczeniem, nawet ponadprzeciętna ostrożność nie uchroni innych przed bujdą". Organ wydający to "Narodowe Biuro ds. Bujania", a na certyfikacie, podobnie jak na innych chińskich dokumentach, przybito wyglądającą jak oficjalna okrągłą czerwoną pieczęć. Dzieci pozdrawiały się przez wyciągnięcie karty z kieszeni i machanie nią przed oczami, jak agenci FBI migający swoimi ID w hollywoodzkich filmach - absolutny szkolny szpan.

[...] Od kiedy otwarte bujanie stało się stylem życia, wszyscy, czy to jednostki, czy całe państwo, mogą paść jego ofiarą. Jest całkiem prawdopodobne, że bujacz na końcu oszwabi samego siebie, a sięgając po chińskie przysłowie - podniesionym kamieniem zmiażdży własną stopę.

***

Yu Hua - pisarz chiński, laureat m.in. James Joyce Foundation Award (2002) oraz Premio Grinzane Cavour. Mieszka w Pekinie

Cały tekst przeczytasz w najnowszym numerze magazynu "Kontynenty"

KUPISZ TUTAJ >>

embed