Ma wszystko, czego pragnie turysta - Turcja [RELACJA Z PODRÓŻY]

Niby daleka, a jakby bliska, z jednej strony egzotyczna, z drugiej swojska. Turcja to koktajl imponującej historii, wspaniałych zabytków i unikalnych krajobrazów. Czegokolwiek szukasz w podróży, tutaj znajdziesz to z pewnością.

Heinrich Schliemann miał wizję i determinację, które nudną archeologię potrafiły zmienić w przygodę życia. Uparł się, że znajdzie miejsce romansu wszech czasów i jednej z najsłynniejszych bitew ludzkości. I dopiął swego. Opisaną w "Iliadzie" Troję odnalazł na wybrzeżu dzisiejszej Turcji, w pobliżu wsi Tevfikiye. Nasza wyobraźnia, podsycona dodatkowo poetyckim przekazem sprawia, że w tym miejscu oczekujemy fajerwerków atrakcji. Tymczasem jest tu jedynie drewniany koń trojański i raczej niepozornie wyglądające ruiny, w których próżno doszukiwać się śladów wielkiej przeszłości. Musiałam mieć bardzo nieszczęśliwą minę na ten widok, bo znienacka podszedł do mnie mężczyzna i patrząc mi głęboko w oczy, zapewnił: "Turcja jest najpiękniejsza. Tylko się nie śpiesz". Ta rada okazała się najlepszym przewodnikiem po kraju, który jest tak ogromny, że na jego poznanie nie wystarczy jedna podróż.

Tekst pochodzi z najnowszego numeru magazynu

Starem do Turcji

Pierwszy raz przyjechałam do Turcji jako studentka. Pomysł na wyprawę życia był prosty: wraz z przyjaciółmi kupiliśmy wojskowego Stara (rocznik 1968), zapakowaliśmy do niego sprzęt nurkowy oraz wszystko, co wydawało nam się niezbędne, i wyruszyliśmy. Gdzieś tak za Rzeszowem zaliczyliśmy pierwszą awarię, a w Rumunii odkryliśmy straszną prawdę: nasze auto paliło 50 l na 100 km! Co ni mniej, ni więcej oznaczało, że wszystkie pieniądze wydamy na paliwo. Gdy jednak dotarliśmy nad morze i po raz pierwszy zobaczyłam ten obłędny błękit, wszystkie kłopoty zniknęły. Wraz z przyjaciółką Ewą po prostu wbiegłyśmy do wody tak jak stałyśmy: w dżinsach i podkoszulkach. Pokusa dotknięcia marzeń była zbyt silna, by rozsądnie przebrać się w kostiumy. Zresztą latem dżinsy w Turcji to i tak kiepski pomysł: temperatury rzadko spadają poniżej 30°C, więc od tej pory naszym podstawowym ubraniem stały się przewiewne sukienki.

Zamieszkaliśmy w pobliżu Bodrum, spędzając całe dnie na nurkowaniu, spacerach po plaży i zgłębianiu tajników przygotowywania jabłkowej herbaty. Jednak coraz bardziej kusiło nas, by pojechać do Kapadocji: być tak blisko i nie zobaczyć legendarnego miejsca, byłoby niewybaczalnym grzechem. Rzecz jasna Star musiał zostać na miejscu (przy żarłoczności baku groziło nam bankructwo), dlatego wyruszyliśmy przed siebie autostopem. Wtedy właśnie przekonałam się, że nieważne, ile znasz języków: aby się porozumieć, najważniejszy jest uśmiech i czasem mapa, by pokazać, dokąd chcemy dotrzeć. A w podróży ważna jest... podróż, będącą przygodą samą w sobie. Bo oto pewnego razu podwożący nas kierowca skręca nagle z drogi. Jedziemy jakimiś chaszczami, w głowie kłębią się już straszliwe scenariusze. Po chwili jednak wjeżdżamy do jakiejś ukrytej wioski, wszyscy wybiegają na nasze spotkanie i serdecznie witają. Już bulgocze w czajniku herbata, pieką się podpłomyki, a nas bolą ręce od rozmawiania, bo "Rozmówki tureckie" do opowiedzenia wszystkiego nie wystarczają. Gdy po dwóch godzinach nasz kierowca zbiera się w dalszą drogę, żegnamy się z jego rodziną jak z najlepszymi przyjaciółmi, zostawiając w tej bezimiennej wiosce kawałek serca.

Turcja na zdjęciach [ GALERIA ]

Turcja. Lista marzeń

A Kapadocja? Okazała się piękna, dzika i niezwykła. Noc w hoteliku częściowo wykutym w skale uświadomiła mi, że choć wokół pojawiły się nowoczesne technologie, to tutejsi ludzie wciąż żyją tak jak ich przodkowie. A jeśli dodać do tego spektakularne krajobrazy, otrzymamy mieszkankę piorunującą. Nic zatem dziwnego, że gdy po latach planowałam powrót do Turcji (tym razem z rodziną), Kapadocja znalazła się wysoko na liście marzeń. Zaraz obok pięknych krajobrazów na wschodzie, urokliwych miast nad Morzem Czarnym, śnieżnobiałych tarasów Pamukkale oraz wspaniałych plaż.

Do kolejnych punktów z naszej listy docieraliśmy wynajętym autem, dalekobieżnymi autokarami, pełnymi muzyki dolmuszami, a nawet (ponownie) autostopem. I chociaż byliśmy zaprzeczeniem idealnego autostopowicza (rodzina 2+2 z bagażami, dwoma naprawdę dużymi) to wystarczyło 15 min, by przemiły kierowca zabrał nas dalej. Oczywiście po drodze dopytywał się, jak podoba nam się Turcja. Bo że jest güzel (piękna), to wiadomo, ale aż chce się dodać, że jest cokgüzel (bardzo piękna). Zaś jej mieszkańcy są po pierwsze uśmiechnięci, po drugie uczynni, po trzecie bardzo rozmowni. Przy tym rozmowni w tak miły sposób, że aż żałuję, że nie przyłożyłam się bardziej do nauki języka tureckiego. Na szczęście w miejscach turystycznych popularny jest angielski, więc zawsze można się dogadać. No i nieraz doceniliśmy śmiałe posunięcie Mustafy Atatürka (pierwszego prezydenta Republiki Turcji), który zmienił alfabet kraju na łaciński. Dzięki temu egzotyczne nazwy przynajmniej można przeczytać, a to już połowa sukcesu.

Turcja. Oko na szczęście

A co jeszcze jest potrzebne w każdej podróży? Przede wszystkim szczęście. O nie jednak trzeba zadbać. A najlepiej zrobi to błękitny krążek z czarnym środkiem z biało-błękitną obwódką. To Oko Proroka, bardzo popularny w Turcji amulet mający chronić przed złymi urokami. Jest dosłownie wszędzie: na chodnikach, ścianach domów, przy kierownicy samochodu. I nawet jeśli rodzice nie bardzo wierzą w magię, to ich maluszek na pewno ma gdzieś w wózku lub przy ubranku takie oko. Bo wiadomo: strzeżonego Allah strzeże. Dziś Oko Proroka, które miałam przy sobie podczas podróży po Turcji, wisi w oknie mego domu. I nawet jeśli nie odgania uroków, to z pewnością rozświetlane promieniami słońca kusi, by do Turcji powrócić.

Więcej o: