Ma siwą brodę, dobrotliwe serce i przynosi prezenty. Kto? Święty Mikołaj, rzecz jasna! Gdy tylko wysiedliśmy z autobusu w Demre , od razu przekonaliśmy się, kto dziś rządzi tym miastem. Wizerunki zażywnego staruszka z długą brodą, uśmiechającego się do nas porozumiewawczo, znajdujemy na ścianie restauracji, na obrazku w taksówce, w recepcji hotelu, a także w tysiącu odmianach na miejscowym targu. W odróżnieniu jednak od tego z komercyjnej wersji świąt Bożego Narodzenia - prawdziwy Mikołaj istniał naprawdę. Był biskupem Myry, której ruiny odnajdziemy dziś właśnie niedaleko głównych zabudowań Demre. Ślady prawdziwego świętego zachowały się w kościele jego imienia: jest tu fresk z jego wizerunkiem oraz pusty sarkofag. Niestety, ciało jako cenną relikwię przewieziono przed wiekami do Bari, gdzie znajduje się do dziś, a rząd Turcji bezskutecznie występuje o jego zwrot. Spacerując po świątyni, odnajdujemy Mikołaja takiego, jakim musiał być naprawdę: mistycznego, niezwykłego, fascynującego. Bez śladu komercji.
Tekst pochodzi z najnowszego numeru magazynu
Zupełnie inne wrażenia czekają na nas w Efezie. To antyczne miasto jest bardzo dobrze zachowane, a spacer jego ulicami pozwala na prawdziwą wędrówkę w przeszłość. Jednym z najsłynniejszych zabytków Efezu jest Biblioteka Celsusa - jej fasada zawieszona w powietrzu wygląda niczym architektoniczny szkic. Niestety, ogromny księgozbiór ponad 12 tys. zwojów spłonął w pożarze w 260 r. Pozostały opowieści - jak choćby ta o założeniu miasta. Według legendy dokonał tego pochodzący z Aten królewski syn Androklos. Nim wyruszył w świat, zasięgnął porady wyroczni, a ta powiedziała mu, by na siedzibę wybrał miejsce wskazane przez rybę i dzika. Androklos bezskutecznie głowił się nad rozwikłaniem tych słów, aż pewnego dnia spotkał rybaków piekących ryby nad ogniskiem. W pewnym momencie iskry wypłoszyły z zarośli dzika, a Androklos doznał olśnienia: to właśnie tu założy miasto. Wtedy jeszcze leżało ono nad morzem, które przez wieki stopniowo się oddalało. Spaceruję ulicami, między kolumnadami, usiłując sobie wyobrazić, jak toczyło się życie w tutejszym porcie. Zapewne każde wpłynięcie statku było wydarzeniem, długo komentowanym przez mieszkańców. I czy to właśnie portowy klimat kazał mieszkającemu tu Heraklitowi stwierdzić, że pantarhei (wszystko płynie) i że niepodobna dwa razy wejść do tej samej rzeki, bowiem w każdej chwili świat się zmienia?
Do zmian - choć natury duchowej - nawoływał też wędrujący ulicami Efezu św. Paweł. Pisząc do powstałej tu gminy chrześcijańskiej (tzw. List do Efezjan), głosił, że Bóg jest ponad wszelką zwierzchnością, władzą, mocą i panowaniem (dla porządku warto zaznaczyć, że wielu badaczy nie zgadza się z przypisaniem autorstwa tego listu św. Pawłowi). Tymi samymi uliczkami wędrował również św. Jan, choć - pochłonięty przede wszystkim spisywaniem ewangelii - czynił to rzadko. Czasami jedynie odwiedzał Matkę Boską, mieszkającą tuż obok Efezu, na Wzgórzu Słowików. Dziś w tym miejscu mieści się kaplica zbudowana na fundamentach domu Maryi. To dla muzułmanów i chrześcijan miejsce święte, odwiedzane licznie przez pielgrzymów.
Turcja. Zaledwie 3 km od Efezu leży miasto Selçuk . Na wzgórzu widać ruiny dawnej warowni. To bazylika św. Jana - jeden z siedmiu kościołów Apokalipsy. Między kolumnami, na posadzce, odnajdujemy prosty krzyż oznaczający grobowiec świętego. Niegdyś było to jedno z najważniejszych miejsc pielgrzymkowych chrześcijan, dziś z rzadka docierają tu wycieczki. Zdumiewa ogrom świątyni, jakby między murami odtworzono całe miasto. Stworzenie tak imponującej budowli było o tyle łatwe, że materiał był dosłownie o krok - pochodził ze znajdującej się u stóp wzgórza świątyni Artemidy, zrujnowanej straszliwym pożarem. Po Artemizjonie - jednym z siedmiu cudów świata - pozostała tylko samotna kolumna w szczerym polu.
Całkiem niepozornie wygląda dziś również dom Abrahama w miejscowości Sanliurfa (dawniej Edessa). Otóż przyszły prorok łączący trzy wielkie religie: judaizm, chrześcijaństwo i islam, narodził się w jaskini. Według jednej z legend spędził w niej pierwszych siedem lat życia, ukrywając się przed królem Nimrodem. Ten, obawiając się słów wyroczni, która przepowiedziała, że Abraham pozbawi go tronu, nakazał zgładzić na wszelki wypadek wszystkich chłopców. Gdy w końcu jego wojska pojmały Abrahama, król wymyślił wielce osobliwą egzekucję: postanowił wystrzelić go z katapulty umieszczonej na wzgórzu wprost w palące się w dole ognisko. Niecny plan się jednak nie udał: Bóg zmienił ogień w wodę, a płonące polana w ryby, między którymi Abraham bezpiecznie wylądował. Dziś katapultę w postaci dwóch kolumn wciąż widać nad miastem (choć zdaniem archeologów to pozostałość po wczesnochrześcijańskiej świątyni), zaś sam staw otoczony parkiem to ulubione miejsce spacerów mieszkańców miasta. Tuż obok jaskini, w której narodził się prorok Abraham, czeka piękny meczet. Proste wejście w skalnej ścianie wiedzie w głąb groty. Wokół szmer modlitw, nastrój skupienia i zadumy. Kto wie, jakie jeszcze sekrety kryją się w świętym mieście.