"Pilot na wycieczce mówi: ten sklep jest najlepszy. Kupisz coś - on dostanie prowizję. Zaprzecza? Kłamie" [OPOWIEŚĆ PILOTKI]

Czy głównym zadaniem pilota na wycieczce zorganizowanej jest wyciągnięcie od turysty jak największej ilości pieniędzy? Czy podejrzenia padające na pilotów, których nie brak w opowieściach turystów, to rzeczywistość czy raczej "urlopowe legendy"? Na podstawowe zarzuty odpowiada Maria, pracująca w tym zawodzie od piętnastu lat.

Kto się nami zajmuje na wakacjach? Jak wygląda biznes turystyczny od kuchni? Przez całe wakacje rozmawiamy z tymi, którzy siedzą w nim nie od dziś. Kilka tygodni temu opisaliśmy historie pilotów skarżących się na żenujące zachowania turystów . Dziś o oszustwach, które turyści zarzucają pilotom. Czy słusznie?

Maria, niezależna pilotka: Pamiętam doskonale artykuł, który trzy lata temu ukazał się w jednym z większych portali internetowych (potem z niego zniknął, ale w internecie wciąż jest dostępny). W krótkim tekście autor bez ogródek wymienił sposoby, którymi posługują się piloci na wyjazdach, by oszukać turystów. Zamieszanie zrobiło się ogromne! Reakcje w środowisku pilotów były gwałtowne, niektórzy poważnie zastanawiali się nad pozwem sądowym.

Obawiam się jednak, że nie można z pełnym przekonaniem powiedzieć, że wszystkie postawione w artykule zarzuty są wyssane z palca. Odnalazłam ten tekst i może po prostu postaram się do wszystkiego odnieść. Bo choć jest w dużej mierze przesadzony, to nie można odmówić mu tego, że pokazuje wprost zachowania niektórych - podkreślam NIEKTÓRYCH - pilotów wycieczek. A co może jeszcze ważniejsze, nie wspomina o bardzo ważnej sprawie, mianowicie o tym, że często to biura podróży wymuszają na pilotach konkretne zachowania.

Nie tyle chcę kogoś bronić, co raczej spróbować wytłumaczyć kilka zachowań pilotów. Oczywiście można powiedzieć, że pilot powinien odmówić wyjazdu, na którym zmuszany jest do niestosownych praktyk. Jesteśmy jednak tylko ludźmi i niektórzy, zwłaszcza młodzi i niedoświadczeni piloci, mają szansę zdobyć doświadczenie tylko pracując dla mniej popularnych biur. A te (oczywiście nie wszystkie!) często imają się każdego sposobu na zarobienie dodatkowych pieniędzy. Wtedy wybór, przed którym staje pilot, jest prosty: pracować lub nie pracować, a więc nie zdobyć doświadczenia i nie rozwijać swoich możliwości. Ciężko mi się dziwić, że niektórzy bez protestów wyjeżdżają na każdych warunkach.

Zarzut nr 1: Naciąganie klientów na dodatkowe wydatki

Maria, niezależna pilotka: Naciąganie klientów na dodatkowe wydatki to zarzut podstawowy, można powiedzieć - klasyk. Rozróżniamy tu dwie sprawy: oszukiwanie "na biletach" i przeróżne prowizje za coś, co turysta zrobi, jeśli pilot mu to zasugeruje (np. zakup pamiątek w konkretnym sklepie).

embed

Ile naprawdę kosztowały te bilety? Fot. CC BY 2.0 Gabriele B.Flickr.com

Zacznijmy od pierwszego. Z reguły w programie każdej wycieczki podane są kwoty, które trzeba będzie przeznaczyć na realizację programu: wstępy do muzeów, kolacje tematyczne itp. Cena biletu dla turysty grupowego jest zwykle niższa od tej, którą musiałby zapłacić indywidualnie. Mimo to zdarza się, że pilot zbiera wyższą kwotę, tłumacząc się na kilka sposobów.

Często słyszałam o praktyce powoływania się na brak rezerwacji. Pilot tłumaczy grupie, że ponieważ nie można było ustalić dokładnie godzinowego planu, to grupy nie obowiązuje stawka obniżona, a regularne bilety w wyższej cenie. Jest to (poza naprawdę nielicznymi wyjątkami) oczywista bzdura.

Zdarzają się także piloci, którzy poza pieniędzmi na bilety zbierają od swoich turystów dodatkowe sumy na koszt rezerwacji. To bardzo często także jest bzdurą. Owszem, niegdyś w Luwrze obowiązywała opłata dodatkowa za rezerwację dla grupy. Do Paryża nie jeżdżę od kilku lat, nie wiem więc czy wciąż jest ona obowiązująca, natomiast w swojej praktyce naprawdę sporadycznie spotykam się z taką opłatą.

Istnieją także instytucje, które sprzedają bilety na określone wejścia po bardzo niskiej cenie, wyłącznie hurtem dla biur podróży. I jeśli biuro kupiło bilety za ich pośrednictwem i zapłaciło powiedzmy 3 euro zamiast regularnych 7 (różnie bywa z legalnością takich zakupów), to rzeczywiście można mówić o oszukiwaniu. Pilot często zobowiązany jest do rozliczenia się z tych biletów z biurem na zasadzie podziału - z zaoszczędzonych czterech euro dwa trafiają do kasy biura, a dwa do kieszeni pilota. Turystów na wycieczce jest zwykle kilkudziesięciu, więc robi się spora kwota. Często nie można jednak tego zweryfikować, chyba że klient jest dociekliwy i włada obcym językiem. A na brak tych dwóch atrybutów u turystów liczą zwykle i biura, i niektórzy piloci.

Kolejny koszt często zawyżany to opłata za lokalnego przewodnika . Z reguły dla klienta biura realny koszt tej usługi na osobę jest podwojony. To także mało uczciwe, ale jak wielokrotnie słyszałam: "na czymś trzeba zarabiać, a ta opłata jest za pośrednictwo". Mogę jedynie doradzić, by w sytuacji, gdy koszt przewodnika wydaje nam się zbyt wysoki, zwyczajnie zapytać o jego zarobki, choćby pod pretekstem chęci powrotu w dany rejon i skorzystania raz jeszcze z jego usług. Nie ma gwarancji że przewodnik odpowie zgodnie z prawdą, bo często głównym źródłem jego utrzymania są właśnie dochody z biur podróży.

Zarzut nr 2: Prowizje za zakupy

embed

"Pilot, który przyprowadzi grupę na zakupy, od każdej sprzedanej rzeczy dostanie prowizję". Fot. CC BY-SA 2.0 d'n'c /Flickr.com

Maria, niezależna pilotka: Jeśli pilot przyprowadzi grupę do określonej restauracji lub sklepu i jego turyści coś tam kupią lub zjedzą, to dostanie prowizję od właściciela miejsca - tyle powtarzana plotka. Z tym, że najczęściej jest to... prawda. Pilot zaprzecza? To niestety zwykle kłamie. Większość turystów nie ma złudzeń, jak to działa. Gorzej, że i tak muszą wysłuchać, że właśnie ta restauracja jest najtańsza i najlepsza, a pamiątki tylko tu oryginalne, co też zwykle kompletnie nie ma pokrycia w rzeczywistości.

I też często jest tak, że zaledwie część prowizji trafia do pilota. Zwykle to biuro ma ustalone miejsca, w które musi trafić grupa.

Zarzut nr 3: Pilot i kierowca autokaru to wspólnicy

Maria, niezależna pilotka: Czy pilot i kierowca w oszukiwaniu turystów trzymają sztamę? To też częsty pogląd. Powiem tak, czasy w których robiło się przekręty ze słynnym czasem pracy kierowców, już dość dawno minęły, choć podobno i na to są sposoby. Ja od kilku lat nie spotkałam się z tym problemem.

Co z postojami na trasie? Wyjaśnieniami pilota, że można zrobić to tylko w konkretnym miejscu i nigdzie indziej? Czas postojów jest z reguły bardzo dopasowany do czasu pracy kierowcy i to często on decyduje w którym miejscu i kiedy się zatrzymać. Ale zwykle jest to dobra decyzja. Kierowcom wbrew pozorom nie bardzo na tych postojach zależy, zwłaszcza podczas dłuższych przejazdów. Wybierają oni zatem zazwyczaj dobrze znane sobie miejsca, z odpowiednią liczbą toalet, dobrym jedzeniem, sprawną obsługą. I kierowcy, i piloci często korzystają w stałych punktach z darmowych posiłków lub kawy, ale nie widzę w tym nic złego.

embed

Kierowcy zwykle sami wybierają miejsca na postój. I zwykle mają rację. Fot. CC BY 2.0. James Emery /Flickr.com

Zarzut nr 4: Pilot zapytany o rekomendację nigdy nie poleci uczciwie

Maria, niezależna pilotka: Podobnie nie należy demonizować sytuacji, w których pilot zapytany przez turystów poleca najlepsze miejsca na drobne zakupy spożywcze czy pamiątki (w czasie wolnym turystów, nie mylić z punktem nr 2!). Trudno wyobrazić sobie, że po wypuszczeniu grupy na dwugodzinne zakupy w mieście pilot przeleci lotem błyskawicy wszystkie potencjalne miejsca, w których mogli być. To już jest oczywista bzdura i chyba każdy myślący człowiek to przyzna.

Zarzut nr 4: Płatne napoje w autokarze to skandal

Maria, niezależna pilotka: Nie uważam też za zgrozę faktu, że często w autokarze kierowcy i piloci sprzedają zimne i gorące napoje. Jeżeli biuro nie zaznacza wyraźnie, że napoje są w autokarze darmowe, to tutaj nie widzę powodu do mówienia o naciąganiu. Oczywiście nie oszukujmy się - te dochody nigdzie nie są księgowane i na tym polu można o sprawie dyskutować. Ale do zakupu nikt nie zmusza. Dodam też, że akurat w tym przypadku sporadycznie zdarza się, żeby pilot partycypował w dochodach. To zwykle sprawa kierowców.

Zarzut nr 5: Wycieczki fakultatywne od pilota - zawsze za drogie

embed

Wycieczka fakultatywna kupowana u rezydenta zawsze będzie droższa niż na lokalnym rynku, ale ma to swoje uzasadnienie. Fot. CC BY 2.0 Chris_Parfitt /Flickr.com

Maria, niezależna pilotka: Co do słynnych wycieczek fakultatywnych organizowanych przez rezydentów, to także większość turystów już wie, że zwykle lokalne biura mają takie wycieczki w atrakcyjniejszych cenach. Jednak nie można tu pominąć ewidentnych zalet wycieczki organizowanej przez biuro, z którym klient przyjechał na wakacje.

Po pierwsze, jedziemy z naszym pilotem czy przewodnikiem mówiącym po polsku, bez którego niejeden turysta sobie nie poradzi. Mamy zatem opiekę i nie jesteśmy w razie trudnej sytuacji zdani tylko na siebie.

A jeżeli myślimy, że na wycieczce kupionej w biurze "na ulicy", nikt nie chce nas naciągnąć choćby na zakupach, to też naiwność. Również w razie awarii autokaru lub innych problemów jest spora szansa, że to nasze biuro ogarnie sytuację szybciej. Dlatego zawsze doradzam korzystanie z wycieczek wybranego na urlop biura, bo choć ich koszt jest wyższy, to ryzyko często mniejsze.

Zarzut nr 6: Pilot zwykle mało wie o miejscu, w którym jest

Maria, niezależna pilotka: Wiedza pilotów i ich przygotowanie to temat rzeka. Niestety zdarza się, że biura wysyłają w podróż pilota, który nie ma doświadczenia z danym kierunkiem. A zdarzać się to może z dwóch powodów. Pierwszy: biuro ma ciężką sytuację i nie mogąc znaleźć pilota z doświadczeniem na danej trasie, wybiera kogoś innego licząc - bądź nie - na jego dobre przygotowanie. Druga opcja to taka, że dla zdobycia zlecenia piloci zwyczajnie kłamią. Żyjemy w dobie nawigacji w telefonach i elektronicznych przewodników, więc nietrudno pewne rzeczy opanować na miejscu, a w biurze powiedzieć można niejedno. Pokutuje pogląd, że elektronika i internet załatwią wszystko, co u niektórych się sprawdza, ale u innych może nie działać dobrze.

embed

Oczywiście nie każdy pilot czy miejski przewodnik to dyletant. Ale zdarza się, że przekazywane turystom "historyczne" informacje nie mają wiele wspólnego z tym, jak faktycznie było. Fot. CC BY-SA 2.0 Garry Knight/Flickr.com

Stąd owszem, zdarzają się wyssane z palca opowieści, poważnie wydłużony spacer z punktu A do punktu B, bo pilot nie ma pojęcia, że można ten spacer zrobić szybciej, krócej i atrakcyjniej. Albo w gorszych przypadkach - kiepsko orientuje się, gdzie właściwie jest.

Dodam także, że zdarzało mi się stać z grupą obok kolegi po fachu, który na temat danego miejsca opowiadał kompletne farmazony. I tu naprawdę robi się człowiekowi słabo. Bo tego nie usprawiedliwia nic. Opowieści wyssane z palca, mylenie nazwisk... nie zawsze wiedzę pilota zastąpi nerwowo studiowany w autokarze tablet.

Zarzut nr 7: Pilot, który nawali, skłamie, by się ratować

Maria, niezależna pilotka: Niestety z bólem, ale z tym zarzutem muszę zgodzić się bez żadnych protestów. Kłamstwo w kwestiach historii, organizacji, przyczyn opóźnień czy braku możliwości znalezienia wejścia do muzeum, powodu zamknięcia muzeum... Byłam raz świadkiem, jak pilot pod paryskim Muzeum Orsay tłumaczył grupie, że był alarm bombowy i muzeum pozostaje zamknięte. Zapomniał chyba przeczytać na tablecie, że muzeum to zwyczajowo zamknięte jest w poniedziałki.

Słyszałam też o całym korowodzie zmyślonych postaci, zmyślonych zdarzeń. Niektórzy naprawdę posiłkują się w zawodzie głównie wyobraźnią.

Ale co do błądzenia - umówmy się, że każdy pilot ma prawo raz na jakiś czas nie wiedzieć, gdzie jest. Dotyczy to głównie dojazdów do hoteli na trasie. I tak, zgadzam się, piloci często w tej sytuacji kłamią, ale to głównie dlatego, aby nie tracić czasu na odpieranie ataków turystów, a ogarnąć trasę. Żeby do tego hotelu, restauracji czy miasteczka dojechać jak najszybciej.

Pilot ma prawo także do tego, by nie wiedzieć o nowych remontach i przebudowach, bo nie zawsze łatwo jest znaleźć informacje na ich temat. Niestety rzadko można liczyć na wyrozumiałość turystów i ja naprawdę się nie dziwię, że pilotowi w podobnej sytuacji zdarza się skłamać. Lepiej zapewnić sobie święty spokój i próbować rozwiązać trudną sytuację, niż walczyć z pretensjami, które nie pomogą. Kto raz był na zorganizowanej wycieczce, ten zdaje sobie sprawę, jak różni potrafią być klienci.

Zarzut nr 8: Wszyscy piloci są tacy

Maria, niezależna pilotka: Jak w każdym zawodzie, tak i wśród pilotów zdarzają się czarne owce. Raz oszukują dla własnej korzyści, raz z polecenia biura. Na szczęście z moich doświadczeń wynika, że nie zdarza się to nagminnie, choć faktycznie, w szczycie sezonu, gdy trudno czasem o doświadczonego pilota - częściej. Dlatego naprawdę należy wybierać biura renomowane, które współpracują zwykle ze stałą ekipą pilocką, a wystrzegać się małych biur, organizujących jedną imprezę raz na trzy-cztery miesiące. I liczyć na szczęście, jak zawsze.

Macie własne historie z wyjazdów zorganizowanych z pilotem? Piszcie w komentarzach.