[...] Wenezuela ma ogromny potencjał turystyczny, ale przybysz to dla państwa żaden pieniądz. Liczy się tylko przemysł naftowy. Z jednej strony bywa to uciążliwe, bo dumni autochtoni niechętnie pomagają przyjezdnym, a poza miejscami turystycznymi nie są też specjalnie życzliwi dla białych. Ale ma to i dobre strony.
Wyprawa do serca przepięknej Canaimy - ogromnej krainy wodospadów - w styczniu czy lutym to niemal gwarancja izolacji. Byłem oszołomiony, gdy po niespełna całodniowej podróży górskimi rzekami do Salto Angel, najwyższego (niemal 1 km wysokości) wodospadu na świecie, mogłem spokojnie usiąść na sąsiednim szczycie i przez godzinę podziwiać niesamowity widok tylko w towarzystwie osób, które przypłynęły tą samą łodzią.
Leżący na terytorium Wenezueli najwyższy wodospad świata poza sezonem odwiedza garstka turystów / fot. CC BY-S.A. 2.0 capiotti /Flickr.com link: http://www.flickr.com/photos/capiotti/7088660433/
Podobnie było w regionie Los Llanos, gdzie niezliczone gatunki ptaków, gryzoni i gadów oglądałem z odległości kilku metrów, a nizina jest tak rozległa, że w zasięgu wzroku nie ma nikogo. Oszałamiające. W takich chwilach cieszyłem się bardzo, że Wenezuelczycy nie mają w sobie za grosz ducha przedsiębiorczości. Ale już dwa dni później złorzeczyłem z tego samego powodu, gdy okazało się, że nie możemy lecieć ze znajomymi tą samą awionetką, choć były w niej wolne miejsca. Wszystko dlatego, że nie ma komputerowego systemu rezerwacji, rządzi papier.
Rozkłady jazdy i punktualność można między bajki włożyć. Na dwugodzinne spóźnienie samolotu linii krajowych nikt nie zwraca uwagi. Kiedy czas oczekiwania na wylot znienawidzonej już przeze mnie linii Conviasa wydłużył się do trzech godzin, przewoźnik wystawił w hali odlotów zespół muzyczny złożony ze swoich pracowników, który grał w najlepsze, uniemożliwiając zrozumienie jakichkolwiek komunikatów. Skuteczne odciąganie uwagi od sedna.
Granice między państwami w tej części świata ustalano dość umownie i mieszkańcy wybrzeża karaibskiego niewiele mają wspólnego z Llaneros z południa. W związku z tym tożsamość narodowa w Wenezueli jest także umowna, a większość obywateli związana jest z regionami niegdyś zamieszkiwanymi przez plemiona. Ale nie da się nie zauważyć tam kilku cech wspólnych, i to dość znajomych.
Komuś, kto pamięta choć odrobinę PRL-u, Wenezuela przypominać może Polskę z lat 80., z ta różnicą, że tam jest ciepło, asortyment w sklepach trochę bogatszy i częściej można spotkać na ulicy ludzi wyraźnie majętnych. Poza tym cała masa podobieństw: sprzedawcy i pracownicy urzędów obrażeni, jakby pracowali za karę, wszechobecni cinkciarze, na każdym kroku korupcja i kolesiostwo.
Korupcja i kolesiostwo - współczesna Wenezuela bardzo przypomina Polskę z lat 80. / fot. CC BY-SA 2.0 ruurmo /Flickr.com; link: http://www.flickr.com/photos/rufino_uribe/71237484/
Weźmy zwykły sklep z owocami. Pomieszczenie o powierzchni dużego kiosku, w którym pracują cztery osoby: pierwsza pakuje owoce, druga je podaje, trzecia inkasuje pieniądze, a czwarta się przygląda. A i tak zanim mnie obsłużyli, minęło kilka minut, bo każdy w pracy czatuje na swoim blackberry. I choć niektórzy są gotowi zabić, by zdobyć taki telefon, nawet biedota nie schodzi poniżej poziomu blackberry/iPhone. Gdy z kolei chciałem się ostrzyc, okazało się, że fryzjer zamknął zakład o 16, bo nie było ruchu. Normalnie salon czynny był do 19, a większość ludzi pracuje tu do 17, logicznie więc byłoby poczekać.
Jeszcze większe było moje zdziwienie, gdy znajomy dyplomata opowiedział, jak zatrudnił pomoc domową, by posprzątała i wyprasowała jego koszule. Wszystko było w porządku do momentu, gdy zaczął padać deszcz. Wtedy kobieta oświadczyła: "Ja nie prasuję w czasie deszczu, bo to przynosi pecha". Poszła do domu.
Sukcesy Wenezuelek na światowych konkursach piękności także mają swoje konsekwencje. Popularnym prezentem na piętnaste (najważniejsze) urodziny córki jest operacja plastyczna piersi, szesnastki lubią poprawiać sobie pupę, a siedemnastki nos... A już najmniej rozumiem zasadę, według której do restauracji nie można wnosić broni, natomiast do sklepu - bez problemu.
Operacja piersi na piętnaste urodziny, pupy na szesnaste, a nosa na siedemnaste - sukcesy Wenezuelek na światowych konkursach miss mają swoje konsekwencje / fot. CC BY 2.0 Gabriel S. Delgado C. /Flickr.com; link: http://www.flickr.com/photos/neogabox/4087464554/
Ile Wenezuelczyk płaci za paliwo? Przy czarnorynkowym kursie dolara wartym w grudniu 2012 roku 18 boliwarów za jeden litr benzyny - około dwóch (!) polskich groszy. Na tej samej stacji benzynowej butelka wody mineralnej kosztuje tyle samo, co w cepeenie nad Wisłą.
Podczas pierwszych tankowań patrzyłem na licznik z niedowierzaniem. Po rozmowach z ludźmi dotarło do mnie, że w tym kraju nikt nie wie, ile kosztuje litr benzyny, każdy tankuje do pełna za równowartość półtora złotego. Jeszcze lepiej mają motocykliści. Niepisana umowa społeczna jest taka, że płaci co trzeci tankujący jednoślad, bo nominały są tak małe, że nikt nie chce tracić czasu na wydawanie reszty. Niewiarygodne.
Cudzoziemiec tankujący bak w Wenezueli co rusz przeciera oczy ze zdumienia / fot. CC BY 2.0 Beatrice Murch /Flickr.com; link: http://www.flickr.com/photos/blmurch/274816429/
Taka sytuacja owocuje tym, że wszechobecne agregaty prądotwórcze nawet w rezerwatach przyrody pracują na okrągło, bo nikt tu nie liczy się z kosztami, a już na pewno nie kosztami natury. Hugo Chavez wychował naród w poczuciu pozornego energetycznego bezpieczeństwa, zapewniając: "Niczym się nie przejmujcie, jesteśmy zabezpieczeni, ropy wystarczy nam na 150 lat". Natomiast regularne przerwy w dostawach prądu w wielu regionach kraju, w tym dla Caracas, określał jako "akty sabotażu", w związku z którymi wprowadzał stan wyjątkowy w sektorze energetycznym.
Zbliżały się święta. Niewinna z pozoru próba zorganizowania tradycyjnej polskiej wigilii w Caracas przerodziła się w serię wydarzeń żywcem z komedii Barei. Wenezuelczycy zapatrzeni w USA przyjęli zwyczaj dekorowania na Boże Narodzenie iglastych drzewek. Problem w tym, że choinki nad Orinoko nie rosną. Trzeba je więc sprowadzać z Kanady. Kosztuje to fortunę, biedniejsi kupują te świerki, które są trochę uszkodzone bądź już żółkną. Ale zapewnienie takiej ilości drzewek dla samej stolicy oznaczało, że przez wiele dni port zablokowany był kontenerami z Kanady. Przez co ucierpiało zaopatrzenie w inne produkty. Chcieliśmy zrobić pierogi - w żadnym sklepie nie było mąki. Ale życzliwa sprzedawczyni podpowiedziała: targowisko. Udało się na trzecim. Między plastikowymi zabawkami, naklejkami i batonikami starsza pani miała w foliowym worku około dwóch kilogramów pszennej mąki. Sprzedała za podwójną cenę.
Wenezuelczycy są zapatrzeni w USA. Widać to zwłaszcza przed Bożym Narodzeniem / fot. CC BY 2.0 Cristóbal Alvarado Minic/Flickr.com; link: http://www.flickr.com/photos/ctam/4294214616
Gdy odwiedzałem Wenezuelę po raz drugi, prezydent jeszcze żył. Walczył z rakiem, właśnie przeszedł na Kubie czwartą operację, był w rękach najlepszych, bratnich onkologów. Tuż po Bożym Narodzeniu jego córki poleciały do Hawany i wtedy w Caracas pojawiły się pierwsze plotki o śmierci Hugo Chaveza. [...]
Przez kolejne miesiące sytuację z Wenezueli relacjonowała mi na bieżąco moja siostra Milena, która mieszka w Caracas. Mówiła o społecznym niepokoju spowodowanym zniknięciem charyzmatycznego wodza, o niepewności o jego stan zdrowia (do wiadomości publicznej docierały tylko nieaktualne zdjęcia Chaveza) oraz o powracających, dementowanych i na nowo odżywających plotkach o jego śmierci. Sam się wielokrotnie zastanawiałem, czy 5.03.2013 to rzeczywista data śmierci Chaveza, czy może Maduro potrzebował kilku tygodni więcej na poukładanie spraw, przygotowanie się do kampanii? [...] Dziesięciodniowa kampania wyborcza Maduro skupiała się na podkreślaniu osobistej i mistycznej więzi Maduro ze zmarłym.
A o tym, jak bardzo nastrój żałoby narodowej był silny, świadczy i to, że udzielała się nawet mojej siostrze. Normalnie żartowaliśmy na czacie z absurdów Wenezueli. Tuż po ogłoszeniu śmierci Milena napisała: "Prezydent nie żyje, nikt nie pracuje, ogłoszono dwutygodniową prohibicję, wszyscy mają wolne przez tydzień i płaczą. Sytuacja jest poważna, już sześćdziesiąt głów państw przyjechało oddać mu cześć".
Dla Ameryki Południowej śmierć Chaveza była prawdopodobnie istotniejszym wydarzeniem niż początek pontyfikatu papieża Franciszka. Oczywiście, z Wenezueli patrząc.