Szampan, sałatka w torebce i plucie na stół - takie rzeczy tylko w hotelowych restauracjach? [WSPOMNIENIA KELNERA]

Grzesiek, kelner w Hiszpanii: "Niedobrze mi, gdy patrzę, jak oni jedzą. I rzadko się zdarza, by ktoś nie traktował mnie jak swojego służącego?.

Kto się nami zajmuje na wakacjach? Jak wygląda biznes turystyczny od kuchni? Przez całe wakacje rozmawiamy z tymi, którzy siedzą w nim nie od dziś. W tym odcinku Grzesiek, od wielu lat pracujący jako kelner w jednym z hiszpańskich hoteli.

Grzesiek: Wyjechałem z Polski zaraz po szkole - tak mi wyszło w rodzinie, że mama po rozwodzie z tatą wolała słońce Hiszpanii niż polskie komary. Nauczyłem się języka, poszedłem do pracy. Zaczynałem od zamiatania chodnika przed kafejkami, ale z czasem awansowałem, zmieniałem miejsca pracy - aż dotarłem do nieźle płatnego stanowiska w dużym, eleganckim hotelu.

"Biegaj szybko po widelce, to nikomu nie powiem"

Jestem kelnerem w hotelowej restauracji. Przeszedłem kursy z zakresu wiedzy o winie, sporo wiem o jedzeniu, które podajemy, słowem - nie jestem jakimś małoletnim ciemniakiem. Niestety, wielu gości, którzy odwiedzają nasz hotel, tak mnie traktuje. Słyszą, że mówię po polsku, więc zakładają pewnie, że świeżo awansowałem ze zmywaka i udają wielkie paniska.

Całkiem niedawno był w hotelu jakiś czterdziestoletni na oko jegomość z dziewczyną, którą na początku wziąłem za jego córkę - ale to chyba nie była córka. Zamówili na kolację dania z ryb, więc zabrałem ze stołu rozłożone sztućce zwykłe i przyniosłem im sztućce do ryby. Facet popatrzył na mnie jak na idiotę i powiedział, że ryby nie je się nożem, tylko dwoma widelcami, i żebym szybko biegał po widelce, to nie powie nikomu, jak się wygłupiłem. No cóż, nóż do ryby nie jest tak naprawdę nożem, tylko narzędziem do odsuwania mięsa z ości, ale skoro klient sobie życzy, to dostanie.

Ponieważ nie wybrali żadnego napoju, spytałem, czy mogę im zaproponować jakieś wino. Nasz sommelier sugerował do tego dania lekkie, cierpkie wino różowe, więc takie im podpowiedziałem. I znów wpadka - pan przewrócił tylko oczami i powiedział, że różowe wino nadaje się wyłącznie do deserów i tylko dla kobiet, a do picia zażyczył sobie najdroższe białe, jakie mieliśmy w karcie. Przyniosłem mu je i nalałem odrobinę, do spróbowania. Wyrwał mi z ręki korek i zaczął go obwąchiwać, po czym upił łyk wina, głośno nim zagulgotał w gardle i powiedział, że mogę nalewać. Całe szczęście, że po kolacji nie zamówili deseru, bo miałem ich już serdecznie dość. Gdyby jeszcze ten człowiek miał rację i słusznie zwracał mi uwagę!

embed

Kelner w akcji / Fot. CC BY-S.A. 2.0 Shaun Dunmall /Flickr.com

"Czy zrobi nam pan herbaty do termosu?"

Innym razem trafiła mi się osobliwa rodzina podczas śniadania. Śniadania, jak w większości droższych hoteli, serwujemy w formie szwedzkiego stołu - jest coś na słodko, coś na słono, można sobie zamówić omlet albo jajecznicę na szynce czy bekonie, do tego świeże soki i naprawdę niezła kawa z ekspresu. Można jeść wszystko, co się chce, nabierać ile się chce i wracać do stołu, ile razy się chce.

Jednak nie należy niczego wynosić - oczywiście przymkniemy oko na jabłko czy jogurt dla dziecka, ale państwo, nazwijmy ich Kowalscy, zaczęli dzień od robienia kanapek. Zamiast jeść, produkowali kanapki na resztę dnia. Postanowili też zabrać trochę naszej sałatki owocowej. Gdzie ją spakowali? Do foliowej torebki. Pani Kowalska nawet podeszła do mnie i spytała, czy mogę im zrobić herbaty w termosie - oczywiście termos musiałbym sam skądś zdobyć. Powiedziałem, że nie świadczymy takich usług i że dziewczyny z recepcji z przyjemnością zaznaczą im na mapce miejsca przyjazne rodzinom, jeśli tylko powiedzą, którą część miasta planują zwiedzać. Ale na to kobieta fuknęła tylko, że nie po to tu ma jedzenie za darmo, żeby płacić gdzie indziej.

Niestety, ten manewr z jedzeniem powtarzali codziennie - i pewnie potem jedli te pogniecione, nieświeże kanapki, zamiast zatrzymać się gdzieś i zjeść coś smacznego i świeżego. Bardzo żałuję, że nie widziałem, jak jedzą sałatkę owocową z torebki.

embed

Szwedzki stół to pokusa, przy której nie każdy turysta potrafi zachować umiar / fot. Shutterstock

"Pół szwedzkiego stołu w kieszeniach i torebkach"

Mogę powiedzieć, że Polacy faktycznie przodują w traktowaniu hotelowej restauracji jak własnej kuchni, ale inni goście też często nadużywają swoich praw. Tak naprawdę najbardziej przyzwoitymi gośćmi są (o dziwo) Amerykanie, którzy są grzeczni i niekłopotliwi. Niemcy też potrafią dobrze zaleźć za skórę. I wcale nie są tak obyci, jak mogłoby się wydawać. Rosjanie, choćby nie wiem jak bogaci, zachowują się przy stole skandalicznie, jedzą niechlujnie, są głośni i potrafią sprawnie wynieść pół szwedzkiego stołu w kieszeniach i torebkach.

Bywa także zabawnie. W naszym hotelu serwetki są układane w figurkę łabędzia i stawiane na talerzu. Któregoś dnia w restauracji na śniadaniu pojawiła się dobrze ubrana para, zachowująca się jednak dość niepewnie. Zaprowadziłem ich do stolika, zamówili najpierw napoje więc poszedłem je przynieść.

Wracając, prawie upuściłem tacę. Pani, z ostrożnością godną lepszej sprawy, delikatnie przeniosła swojego łabędzia na krzesło obok. Po skończonym posiłku, przeniosła go delikatnie z powrotem na stół...

embed

O co turyści kłócą się z obsługą o wakacjach? Np. o to, że talerzy z obiadem nie wolno zabierać nad basen / fot. Shutterstock

"Wiem, jak jest, masz tu 10 euro, żeby było dobre"

Dwa lata temu, trochę po sezonie, przyjechała starsza para z Niemiec. Z trudem dogadywali się w recepcji. Znam niemiecki, więc zostałem poproszony o pomoc. Zaprowadziłem ich nawet do pokoju... i dostałem 10 euro, tą metodą, którą na pewno widzieliście w filmach - uścisk dłoni, a w dłoni złożony w kostkę banknot. Powiedziałem, że to niepotrzebne, ale pan tylko błysnął złotym zębem i powiedział, że on wie jak jest, i żebym odłożył sobie na coś porządnego.

Wieczorem przyszli na kolację i znów się zaczęło - parę euro za "lepszy" stolik, mimo że naprawdę wszystkie są rozmieszczone podobnie i z każdego jest widok na nasz taras, a z niego na wodę. Potem pan dopytywał się, czy ta ryba to świeża, czy kucharz chce się pozbyć tego, co mu zalega. Dostałem kolejny banknot, żeby jedzenie było świeże. A potem kolejny, żeby piwo nie było, jak się pan wyraził, "chrzczone". Potem jeszcze jeden za butelkę szampana - pan dwa razy się upewniał, że to prawdziwy francuski, a nie "russkoje igristoje".

Ale tego wieczora przeżyłem tez zaskoczenie - ogromny napiwek do rachunku. Pan nawet spytał, czy może komuś przekazać, że jestem bardzo dobrym pracownikiem, żebym dostał jakąś pochwałę. Ponieważ kierownik sali nie był w tej chwili zajęty, poprosiłem go do stolika i tłumaczyłem pochwały na swój własny temat. Trzeciego czy czwartego dnia pan się trochę rozkleił przy kolacji i opowiedział mi, że w dawnych czasach kelnerował trochę, więc łezka mu się w oku kręci, jak widzi tutaj takie luksusy, świeżo krochmalone serwetki, eleganckie szkło i w dodatku wszystko świeże. Ale płacił za to, żeby było świeże, ładnie podane, a stolik dobry, do końca pobytu.

To nie było potrzebne, naprawdę, ale było przyjemną odmianą od wszystkich tych naburmuszonych parek, nie tylko z Polski, które obiad czy kolację zaczynają od narzekania, że zupa zimna, ryba wysuszona, wino wstrętne, a deser za słodki.

Pewnie, przyjemnie było uskładać z napiwków połowę kwoty na planowany urlop, ale i bez napiwków obsługiwałbym tych państwa po królewsku, bo jako jedni z nielicznych nie dawali mi do zrozumienia, że jestem ich służącym i na pewno na niczym się nie znam.

embed

Chociaż Amerykanie też czasem jedzą niechlujnie, to zdaniem Grześka są jednymi z najbardziej kulturalnych gości / fot. CC BY-S.A. 2.0 Andrea /Flickr.com

"Niedobrze mi, gdy patrzę, jak oni jedzą"

Generalnie wielu ludzi ma problem z zachowaniem się przy stole, często zdarzają się także goście, którzy korzystają z opcji all-inclusive, niezbyt dobrze ją rozumiejąc. Zdarzało nam się, że przychodziła cała rodzina, podawaliśmy im obiad, a oni usiłowali wynieść talerze z jedzeniem i udać się np. do pokoju lub na basen. Na basenie znajduje się u nas bar z owocami i przekąskami, na obiad trzeba przyjść do restauracji. Nie zliczę awantur, które się z takiego powodu odbyły.

Najgorszymi gośćmi są jednak Azjaci. I nie chodzi tu o nieuprzejmość czy wynoszenie jedzenia, bo w tym przypadku dałbym wiele, żeby nie musieć patrzeć jak oni jedzą. Pestki od oliwek wypluwają bezpośrednio na stół, często nie korzystają w ogóle ze sztućców, wszystko jedzą za pomocą rąk i wycierają te ręce w obrus. Gdy kończą jedno z dań, a na stole stoją półmiski, potrafią też resztki z talerza zrzucić bezpośrednio na obrus i nałożyć sobie następną porcję. O odgłosach kończących posiłek nie będę nawet wspominać. Ja oczywiście wiem, że to inna kultura, ale przyznam, że niedobrze mi, jak na to patrzę.

Jak to jest być kelnerem na wakacjach? Czekamy na Wasze wakacyjne historie - o byciu obsługującym i obsługiwanym.